Uwolniłam się z homoseksualizmu. Co to znaczy?

(fot. Alexander Shustov / Unsplash)

"Zdałam sobie sprawę, że skłonności nie odczuwam już jako cierpienia. Dużo trudniejsze jest dla mnie przyjęcie tego, że nie założyłam swojej rodziny i płynącej z tego samotności".

Jakub: Powiedziałaś, że poradziłaś sobie z problemem homoseksualizmu. Wciąż się zastanawiam, co to znaczy?

Judyta: To przede wszystkim fakt, że czuję się wolna i świat jest szerszy niż homoseksualizm. Przez wiele lat mój świat ograniczał się do pytania: być czy nie być w relacji.

DEON.PL POLECA

Jakub: To jest obsesja.

Judyta: Tak, to była obsesja homoseksualna i nie byłam w stanie funkcjonować w innych przestrzeniach. Choć oczywiście rozwijałam się na przykład w sferze zawodowej. Świat teoretycznie szedł do przodu, ale ja czułam, że moje postrzeganie ograniczone jest tylko do tej tematyki. A teraz widzę, że moje serce jest poszerzone. Chcę żyć, rozwijać swoje pasje. Kiedyś marzyłam o pomaganiu osobom, które walczą tak, jak ja kiedyś. Ale wokół tej historii nie chciałabym teraz budować całego swojego życia. Wiele się we mnie pozmieniało, otworzyły się nowe przestrzenie angażujące moje serce. Choć na pewno czuję się zobowiązana dawać świadectwo, że walka ma sens. Ja również szukałam kogoś, kto jest dalej, z kim mogłabym porozmawiać i spytać, co robić. Dlatego zdecydowałam się na tę rozmowę.

Reasumując: doświadczam wolności od obsesji. To jest pierwszy owoc tej drogi. I na pewno wolność w relacjach. To jest cudowne, że nie jestem uzależniona i nie muszę być wobec kogoś taka, jak ta osoba tego oczekuje. I mogę sobie pozwolić na powiedzenie tego, co prawdziwie czuję…

Jakub: Na inność.

Judyta: Tak, z umiejętnością komunikowania, że mi na czymś zależy albo coś mnie zraniło. Relacje nie muszą już być zabawą w domyślanie się, co się stało. Przestały być gonitwą za drugą osobą z powodu panicznego lęku, że ona zniknie, a bez niej nie mogę oddychać. Mogę i umiem komunikować wprost. Nie muszę żyć w przerażeniu, że jak powiem o swoich uczuciach, o tym, co mnie zraniło albo gdzie przekroczono moje granice, to ta osoba odejdzie. Do tej pory tak było, więc musiałam się godzić na wszystko. A teraz relacja nie tylko trwa, ale przechodzimy też kryzysy, które pozwalają nam poznawać się lepiej i wchodzić głębiej w żywą, prawdziwą przyjaźń. Więc to nazwałabym uwolnieniem od homoseksualizmu. Bo czy do końca jestem wolna? Nie! Nadal muszę uważać na siebie, bo mi się włączają te mechanizmy, o których mówiłam wcześniej. Jeżeli bym siebie zaniedbała, może mi się pojawić na nowo zainteresowanie kobietą w sposób homoseksualny.

Jakub: Czy czujesz się goniona przez „to coś”?

Judyta: Nie, dla mnie to raczej takie sygnały, bym zajęła się sobą. To mnie bardziej prowadzi do głębi relacji ze sobą i z Bogiem.

Jakub: Taka przypominajka.

Judyta: To nie jest już groźne. Chcę pracować nad sobą i to jest wybór stylu życia. Po prostu chcę żyć świadomie, a sygnały ostrzegawcze u mnie pojawiają się akurat w taki sposób.

Jakub: Nie nazwałaś tego wprost, ale wydaje mi się, że cała seksualność zeszła z pierwszej linii frontu na swoje miejsce. Sfera seksualna przestała dominować.

Judyta: Tak. Łączy się to też z uzależnieniem od seksu. Dla mnie te relacje przez wiele lat były tylko i wyłącznie seksualne. Z jednej strony był to mój pewnik, że zatrzymam tę osobę przy sobie. Ale ostatnio też odkrywam, że nie umiałam być z drugą osobą, bo mnie tak bardzo nie było. Więc najlepiej uciec w seks, który uzależnia. Bo on nam wtedy skraca etapy poznawania siebie w relacji, które zwykle zaczynają się od rozmowy, stopniowego odkrywania siebie. Skracając tę drogę, możemy od razu skupiać się na tym, czy być, czy nie być ze sobą, czy przekroczyłyśmy granice, czy też po prostu uprawiać seks. Zatem wciąż kręcimy się wokół niego, a nie na przykład tego, co lubimy, jakie jesteśmy w głębi. Bo my nie mamy siebie, więc idziemy na skróty, unikając dialogu.

Weronika: Gdy patrzę na ostatnie lata, widzę dużo cierpienia, walki i rozdarcia. Natomiast zatrzymując się ostatnio nad tym, zdałam sobie sprawę, że skłonności nie odczuwam już jako cierpienia. Dużo trudniejsze jest dla mnie przyjęcie tego, że nie założyłam swojej rodziny i płynącej z tego samotności. W głębi serca tęsknię za bliską relacją z mężczyzną, jednak wciąż odkrywam w sobie wiele lęku. Jednocześnie widzę, jak różnorodne jest moje życie i że jest w nim miejsce na wiele bliskich relacji z ludźmi. I na relację z Bogiem. Stopień moich odczuć czy fascynacji znacznie zmalał i są to sytuacje, o których już mówiłyśmy, szczególnie kiedy o siebie nie zadbam. Nie ma tutaj absolutnie żadnej obsesji, nie ma tej siły, która by powodowała, że musiałabym się na tym koncentrować. Obecnie są to raczej takie zadrapania czy muśnięcia, podczas gdy jeszcze dziesięć lat temu nie wierzyłam, że to będzie możliwe. Ta siła była tak ogromna i tak zaprzątała całą mnie. Więc teraz najważniejsze jest to, że ona mną nie rządzi.

Uczucia nie zniknęły całkiem. Ale ja już wiem, skąd przychodzą, co się za nimi kryje i jak sobie z nimi radzić, żeby nie wpadać w stare schematy relacyjne, akceptując jednocześnie swoją seksualność. Poza tym dotknęliśmy tematu tożsamości, która jest czymś bardzo głęboko w człowieku. Ja całą moją drogę mogę określić jako dochodzenie do mojej kobiecej tożsamości. Musiałam też podjąć decyzję, czy w ogóle tego chcę. Bo do tej pory odrzucałam swoją wrażliwość, uczuciowość, delikatność, słabość. Przez wiele lat w różny sposób zabijałam na raty swoją kobiecość. Teraz mogę powiedzieć, że możliwe jest uwolnienie się od kompulsywnego zaspokajania swoich potrzeb w sposób seksualny, czy w sposób fizyczny z przekraczaniem granic. Przez długi czas wydawało mi się, że nie mogę dostać tego, czego pragnę, gdyż tak wielka jest dziura we mnie. Teraz widzę, że jest to możliwe, przy dużej świadomości drugiej osoby i jej staniu na własnych nogach. Ona musi znać swoją tożsamość i wiedzieć, kim jest wobec mnie. Wtedy nie dojdzie do zlania i przekroczenia granic. Takiej relacji mogłam doświadczać ze starszą ode mnie Dorotą. Przez trzy lata jeździłam do niej, spotykając się z nią i między innymi ucząc się zdrowego dotyku. Do tej pory dotyk był dla mnie bardzo seksualny, jak wdrukowany we mnie kod. A jednocześnie bardzo potrzebowałam ciepła i przytulenia. Wcześniej w moich relacjach chciałam to dostać w sposób niezdrowy. Miałam nadzieję, że to możliwe. Potem zawsze się okazywało, że jednak nie. Przytulenie w zdrowych dawkach jest potrzebne. Mam za sobą też taki etap, gdzie uczyłam się po prostu przyjmować przytulenie.

Judyta: Ja też miałam taki czas, kiedy brałam sobie przytulenie od kobiet, którym ufałam i przy których czułam się bezpiecznie. Był to czysty, zdrowy dotyk. I niezwykle mi potrzebny, aby utulić tę małą dziewczynkę w sobie. Zaspokajanie zdrowej potrzeby bliskości trwało jakiś czas i uczyło mnie bliskiego kontaktu, który nie jest zły.

Weronika: Trudne było przyznanie się do tego, że tego potrzebuję.

Judyta: Tak, do wrażliwości i słabości. My „musimy” być silne i twarde.

Weronika: To jak przejście na drugą stronę półkuli. Wielka wyprawa. Z tym związane było przechodzenie z umysłu do serca, a ta droga jest szalenie długa. Ja potrzebowałam wielu lat, by skruszał lód mojego zamrożenia uczuciowego.

Jakub: W mojej wspólnocie zauważyłem, że bardzo wiele dziewczyn z dużym stopniem samowystarczalności nie może znaleźć chłopaka, z którym mogłaby żyć. Matki im mówią, że muszą być silne, mocne, dawać sobie radę w życiu.

Judyta: Tak, bo samowystarczalność nie stwarza przestrzeni na to, by potrzebować drugiej osoby.

Jakub: Po co mi mężczyzna? Taki paradygmat silnej kobiety, gdzie obecność kogoś, kto wspiera, staje się dużą przeszkodą.

Judyta: Tak, pamiętam sytuację, gdy po dłuższej przerwie spotkałam się z kobietą, z którą byłam w wieloletnim związku. Ona zakończyła relację z kobietą, która była mocno męska, więc troszeczkę bardziej weszła w rolę kobiecą. Ja zaś wciąż byłam na drodze odkrywania swojej kobiecości, wrażliwości, delikatności. I znalazłyśmy się w sytuacji, w której trzeba było rozpakować samochód i żadna z nas nie chciała ruszyć toreb. „To ty weź!” „A dlaczego ja? To ty weź, ja nie jestem od dźwigania!” Żadna z nas nie chciała wykonać tego zadania, które jeszcze niedawno zrobiłaby bardzo chętnie. I to mi się spodobało. Coś się zmieniło w nas obu, żadna nie chciała udawać siłaczki. I to mi pokazało, że każda z nas chce być kobietą, tylko warunki, okoliczności, rany na to nie pozwalają. Czyli bez względu na wszystko dochodzimy w pewnym momencie do tej prawdy, że…

Jakub: …ktoś musi rozpakować samochód! (śmiech)

Judyta: Tak, ktoś musi być facetem. Więc jednak potrzeba faceta. A my jako kobiety oczywiście możemy to zrobić, ale mamy wzmacniać inne cechy w sobie i dać się sobą zaopiekować.

* * *

Fragment pochodzi z książki „Zaplątani w pożądanie” wydanej przez Wydawnictwo 2RYBY.

Anonimowi Seksoholicy (SA) to wspólnota mężczyzn i kobiet, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami, siłą i nadzieją, aby rozwiązać własny problem z uzależnieniem i pomagać innym w zdrowieniu. Jedynym warunkiem uczestnictwa w SA jest pragnienie zerwania z żądzą i osiągnięcia seksualnej trzeźwości. Jeśli sądzisz, że masz taki problem, odwiedź www.sa.org.pl – zrób test i zadzwoń.

Jeśli jesteś kobietą zmagającą się z niechcianymi skłonnościami homoseksualnymi i potrzebujesz pomocy, by żyć z Bogiem, doświadczając tych trudnych uczuć – napisz na adres grupy wsparcia dla kobiet: do.serca@yahoo.com.

Zachęcamy do lektury książki "Zaplątani w pożądanie". Już wkrótce opublikujemy fragmenty zawartych w niej rozmów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Uwolniłam się z homoseksualizmu. Co to znaczy?
Komentarze (1)
AZ
~Anna Z
6 lutego 2020, 10:50
Rozumiem, że obie panie mają swoje doświadczenia i refleksje, ale to rozpakowywanie samochodu mnie rozwaliło: niechęć do wykonania pracy ma świadczyć o "kobiecości"? Ja tu raczej widzę lenistwo i egoizm, do którego oczywiście też mamy prawo, ale utożsamianie go z płcią jest niedorzeczne. Zawsze myślałam, że w związku potrzebujemy kogoś dlatego, że go kochamy, a nie że kochamy go bo go potrzebujemy, w dodatku do przyziemnej czynności jaką jest wniesienie do domu własnych zakupów.