Bad news / good news

(fot. Brandon Doran/flickr.com)

Nie od dziś wiadomo, że zło pod różnymi postaciami świetnie się w mediach sprzedaje. Weźmy chociażby internet. Wystarczy w serwisie umieścić informację o śmiertelnym wypadku na drodze, o zawaleniu hali, katastrofie lotniczej czy aferze korupcyjnej na wielką skalę, a w mgnieniu oka słupek kliknięć skoczy do góry. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o dobrych wiadomościach, które jakoś nie wzbudzają podobnego zainteresowania. Narodziny dziecka, milość dwojga ludzi, opieka nad chorym, czy rozdanie chleba ubogim wydaje się oczywiste, więc nie warto na to zwracać uwagi.

Ale przecież złe rzeczy również nie stanowią na tym świecie jakiegoś wyjątku, lecz są oczywistością, przynajmniej w takim sensie, że dzieją się niemal na okrągło. Wcale nie zanotowuje się ich więcej niż dobrych rzeczy. I nie przyzwyczajamy się do ich "oczywistości" tak jak do powszechności i "nieatrakcyjności" dobra. Co więc sprawia tę fascynację złem? Dlaczego złe wieści zdominowują serwisy informacyjne i pociągają odbiorców? Na jakie zapotrzebowanie odpowiadają? Jakie struny ludzkiej duszy poruszają?

Nie chciałbym banalizować mediów, ale mam wrażenie, że ich właściciele nie wnikają namiętnie w tajniki ludzkiego serca. Działa tutaj prosta obserwacja, zauważanie pewnych prawidłowości i rachunek ekonomiczny. Wystarczy pobieżna analiza liczb. Skoro jest popyt na bad news, to trzeba ciągle dbać o atrakcyjną podaż, dostarczając coraz to nowych odsłon zła: przerażających nowin i obrazów. Każdy nowy widz, to wzrost oglądalności, który przecież popłaca.

DEON.PL POLECA

A co dzieje się po stronie odbiorcy? To już trudniejsze pytanie. Arystoteles próbował w "Poetyce" rozgryźć ten twardy orzech, chociaż wówczas media jeszcze nie istniały. Analizując fenomen greckiej tragedii, którą uważał za perłę ówczesnej literatury, filozof chwali ten gatunek za jego szczególną przydatność w etycznym formowaniu człowieka. I właśnie tam dorzuca garść myśli na temat "atrakcyjności" oglądanego zła.

Bohater tragiczny, na ogół wyróżniający się zaletami i cieszący się powodzeniem w życiu, nagle doświadcza odwrócenia swego położenia, to znaczy, przechodzi od lepszego do gorszego: dosięga go choroba, traci swoich bliskich lub majątek, dręczy go głód lub samotność. Nie chodzi bynajmniej o błahostki, lecz o takie cierpienie, które niemalże zupełnie paraliżuje bądź poważnie utrudnia mu życie. Bohaterzy Sofoklesa, Eurypidesa i innych tragików, najczęściej stają się ofiarą zaistniałych okoliczności, fatum lub zrządzenia bogów, na które nie mieli żadnego wpływu. Jedynie rzadko u źródeł tej nieoczekiwanej zmiany na gorsze leży popełnione przez nich poważne wykroczenie, pycha, nieposłuszeństwo bądź stawianie siebie na równi z bogami. W tragediach krew leje się strumieniami. Dochodzi do morderstw, gwałtów i wszelkiego rodzaju nikczemności. Słychać jęki i zawodzenia cierpiących. Jaki cel mogło mieć nasycanie oczu tego typu okropnościami i przyglądanie się dramatowi tych, którym zrazu się układało, ale potem karta się odwróciła?

Arystoteles twierdzi, że tragedia cieszyła się takim wzięciem u Ateńczyków, ponieważ ta forma literacka budzi w człowieku dwa istotne uczucia: trwogę i współczucie. Trwogę, bo i mnie albo moim bliskim może przytrafić się coś podobnego. Współczucie, ponieważ ktoś stał się ofiarą i cierpi w sposób nieproporcjonalny do zaciągniętej przez siebie winy.

Tragedie sugerowały więc, że los ich bohaterów wcale nie ominie nas szerokim łukiem. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że tragicy greccy artystyczną drogą próbowali dotrzeć do serc Ateńczyków, którzy zapatrzywszy się w swoje monumentalne pomniki, osiągnięcia, zwycięstwa i filozofię, nie chcieli już słuchać, że nadal są skończonymi istotami.

Zdaniem Arystotelesa, tragedia dzięki swej strukturze, dynamice i treści, dokonywała wewnętrznego oczyszczenia widzów; działała jak środek terapeutyczny podobny do ognia usuwającego z tych dwóch fundamentalnych uczuć pewne naleciałości. Z jednej strony chodziło o nadmiar, jeśli ktoś był zanadto zuchwały, przesadnie ufający w swoje możliwości, doświadczał, że i jego może dosięgnąć podobne cierpienie. Z drugiej brak lub niedomiar, na przykład, jeśli ktoś był nieczuły wobec nieszczęścia innych, miał okazję poprzez identyfikację z bohaterem, stać się bardziej solidarnym i współczującym. Chodziło więc o to, aby człowiek nie popadał w skrajności, ale również zrozumiał coś istotnego o sobie, przekonał się, czym jest los człowieka i z nim się pogodził.

Martha Nussbaum twierdzi, że tym, co wzbudza nasze współczucie i lęk na widok niezasłużenie cierpiącego człowieka jest wzgląd na jego godność. Gdybyśmy uważali siebie za nic, nie balibyśmy się, że możemy utracić jakąś cząstkę dobra, które jest w nas złożone. Oba te uczucia w pewnym sensie wyrażają nasz bunt przeciwko złu, które nas znienacka dotyka.

Innego zdania jest krakowski filozof, Jacek Filek. W swoim eseju "O sprzedajności zła" przekonuje, że zło w rękach współczesnych sprzedawców staje się najzwyczajniej w świecie dobrym towarem. I podczas jego konsumpcji wcale nie dochodzi do jakichś wewnętrznych procesów oczyszczających, opisanych przez Arystotelesa. Zgoła przeciwnie do starożytnego filozofa, Filek uważa, że tak naprawdę złe rzeczy, które oglądamy, czytamy i słuchamy nas nie obchodzą. Samo oglądanie jest pewnego rodzaju perwersją, której człowiek, sprowadzony jedynie do funkcji widza, potrzebuje jak narkotyku. Jest to sztuka dla sztuki. Pewna nienasycalna żądza, która ciągle oczekuje świeżego pokarmu. "Bycie publicznością jest złą rolą". Tylko na chwilę wchodzimy w skórę publiczności. Zło wzbudza naskórkową konsternację i podniecenie, które jest przyjemne. Ale po obejrzeniu, wysłuchaniu bądź przeczytaniu wiadomości, wyłączamy telewizor, internet, odkładamy gazetę i wracamy do swoich zajęć jakby nigdy nic. Dlaczego tak? Ponieważ zło tak naprawdę niczego od nas nie wymaga z wyjątkiem spętania sobą naszej uwagi. "Zło domaga się publiczności, syci się jej zgorszeniem"

Co więcej, kontynuuje Filek, "niesamowitość zła przykuwa uwagę publiczności w tak dalece większym stopniu niż rzadkie wysokie dobro, ponieważ to drugie za bardzo przypomina nam o naszych winach, o nie podjętych możliwościach bycia dobrym". Dobro wydaje się nudne, ponieważ skłania do udziału, zaangażowania, udzielenia jakiejś odpowiedzi. A tego człowiek nie zawsze chce. Także w tym przypadku uruchamia się pewien mechanizm, nie tyle oczyszczający, co obronny. Człowiek szuka wymówki, chce zagłuszyć sumienie, uciec przed roszczeniami dobra, porównać się z "gorszymi" i w ten sposób osiąść na laurach. A nieraz nawet z dumą powiedzieć: dobrze mu tak, sam sobie jest winien. Widz, oglądając niektóre formy zła, łatwo może utwierdzić się w tym, że sam jest lepszy. I nie musi już niczego robić, aby stawać się jeszcze lepszym.

I kto ma rację? Arystoteles czy Jacek Filek? Myślę, że obaj po trochu. Oczywiście, porównanie współczesnych mediów z tragedią grecką jest nieco na wyrost. W literaturze wszystko działo się "na niby". W mediach dowiadujemy się o prawdziwych zdarzeniach. Oba środki wyrazu łączy jednak to, że są one przeznaczone do oglądania i słuchania (dzisiaj jeszcze do czytania). Wprawdzie epatowanie złem i śmiercią przez środki dzisiejszej komunikacji, nie licuje ze znacznie bardziej wznioślejszymi zamiarami antycznych tragików, niemniej uważam jednak, że nawet jeśli bezwiednie, media częściowo bazują na tym samym procesie, jaki toczy się w sercu i umyśle człowieka, intuicyjnie zarysowanym przez Arystotelesa.

Ponadto, wydaje mi się, że Filek mówi jedynie o niektórych typach zła, dotyczących ludzkich zachowań. Pomija nieco zło fizyczne, które, moim zdaniem, wcale nie uspokaja sumienia, lecz przestrasza. Poza tym, powódź, trąba powietrzna czy choroba nie spada na człowieka jako kara za złe postępowanie. Słuszność ma więc Arystoteles, że ten rodzaj zła przypomina o kruchości człowieka i że to poczucie, drzemie gdzieś w naszej głębi.

Zgodzę się jednakowoż z Filkiem, że oglądanie zła wydatnie wpływa na nasze postrzeganie świata i człowieka w myśl powiedzenia: "Kto z kim przestaje, takim się staje" Wbrew pozorom, nasiąkamy złymi informacjami jak gąbka. Zło chce tylko podtrzymać w nas lęk i podkopać etyczne morale. I jest to tym bardziej dewastujący proces, im mniej świadomy. Zwłaszcza obrazy oddziałują potężnie na wyobraźnię, ale nie dlatego, że stają się pierwszym ogniwem pogłębionej refleksji, która ma doprowadzić do wewnętrznej przemiany. Często oglądanie sprowadza się wyłącznie do oglądania, do zwykłego zaśmiecania wyobraźni stosem zbędnych, a nawet szkodliwych obrazów, do tego stopnia, że przypominają one piasek rzucony w tryby wyobraźni i uniemożliwiają jej twórcze działanie.

Skupiwszy się za bardzo na złu, nawet jeśli nie czynimy tego z rozmysłem, zdecydowanie łatwiej zauważamy braki, uchybienia i niedoskonałości. Zło w swoich różnych postaciach wydaje się wszechobecne, wszędzie pozostawiające swoje ślady, nękające ludzkość na każdym kroku. Dobro na tym tle wydaje się zbyt ciche, banalne, bezbronne, wręcz niemożliwe do zrealizowania, zwłaszcza jeśli przychodzi do nas w postaci zaproszenia do wypełnienia życiowej misji czy innego pomniejszego zadania. W wyobraźni nie ma już miejsca na dodające skrzydeł wizje, które można wdrożyć w życiu.

Myślę, że współcześnie mamy do czynienia z pewną kombinacją elementów "tragicznej" wrażliwości (rozumianej w duchu Arystotelesa) z powierzchownością ludzkiej egzystencji. W dalszym ciągu pozostajemy ludźmi wrażliwymi na biedę i cierpienie. Nie chcemy, aby zło nas dotykało. Współczujemy ofiarom katastrof. Ale wskutek bezrefleksyjnego przyjmowania tego, co podają media, nie tylko co do jakości, ale też ilości, wszystko kończy się na banalizacji zarówno zła jak i dobra. To, że dobro nie przykuwa naszej uwagi w takim stopniu jak zło bierze się, jak sądzę, stąd, że nie zawsze potrafimy je dostrzec, to znaczy nazwać i docenić. Czy to znaczy, że nie powinniśmy być na bieżąco z wszystkimi bolesnymi wydarzeniami, jakie się dzieją na naszych oczach? Uciec od świata to nie sztuka. Jednakże częściej powinniśmy się pytać o to, cóż takiego wnosi do naszego życia nieustanne karmienie się informacjami o śmierci, zbrodni, łajdactwach, aferach i przekrętach? Czy i w jaki sposób pod ich wpływem, stajemy się mądrzejsi, bardziej roztropni, lepsi?

Chętnie dowiem się, co na ten temat sądzą czytelnicy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bad news / good news
Komentarze (20)
E
ech:)
12 sierpnia 2013, 08:56
Czy wszystkie złe wiadomości są złe? Gdyby nie wiadomości, które mówią o tym, że gdzieś wydarzyło się nieszczęście, to nie wiedzielibyśmy, że musimy tam czym prędzej podążać z dobrem. Nie wiedząc, że gdzieś toczy się okrutna wojna siejąc śmierć i zniszczenie, czy jakiś kataklizm, jej ofiary nie mogłyby liczyć na pomoc, dobroć ludzi dobrej woli. Gdybyśmy mieli tylko te dobre szczęśliwe wiadomości, żylibyśmy w ułudzie. I wtedy zło by się panoszyło, gdyż dobro zamiast mu się przeciwstawiać, byłoby uśpione. Największą złą wiadomością wszech czasów była wiadomość o pojmaniu i ukrzyżowaniu. Ta najgorsza z wieści w dziejach ludzi sprawiła, ze złu wydano walkę i je pokonano. Dobrem, niewyobrażalnym, bezwarunkowym dobrem. W wielu złych wiadomościach nie to jest złe, że ktoś dokonał zła, lecz rozsławianie niosącego zło. Czy ludzie, którzy brutalnie zamordowali innych w szkołach, czy innych miejscach musza być wymieniani z imienia i nazwiska? Czy musi być pokazywana ich twarz? Dla innych nosicieli zła to tylko sygnał dla ich chwili sławy. Zabójca powinien być nieznany ludziom. Dlaczego imię Herostratesa przetrwało wieki? Bo tak głośno skazywano go na zapomnienie, aż zapisał się w ludzkiej pamięci. Gdyby go tylko uśmiercili bez rozkazu zapomnienia, Nie wiem czy ktoś by dzisiaj o nim słyszał. (Wyjątkiem są listy gończe poszukujące zła.) Złe jest ciągłe nagłaśnianie niektórych zachowań społecznych. Wtedy, to nadaję się wielkość niektórym niezbyt dużym grupom pozwalając im na spustoszenia, w tym i moralne. Itp. Wiele złych wiadomości powtarzanych wciąż utrwala i przekonuje do złych zachowań. Zła wiadomość często jest sygnałem dla dobra - czas na działanie. To często sól dla "dobrej strawy".
lucy
11 sierpnia 2013, 20:08
Sadzę, że chęć karmienie się złem  (być może oprócz poczucia współczucia dla ofiar zła), wynika przede wszystkim z tego, że człowiek potrzebuję utwierdzić sam siebie w przekonaniu że jest dobry, lepszy.  Po części faktycznie usprawiedliwia się też, że nie musi się więcej starać, no bo po co? Ma lepiej niż  inni,  jest lepszy od innych, jego sytuacja nie jest najgorsza. Pociesza tym sam siebie.  Chodzi tu właśnie o porównanie. W sensie gdzieś wydarzyła się tragedia i wtedy pojawia się myśl jak dobrze, że mnie to nie spotkało, mąż bije żonę- w sumie mój nie jest taki zły, bo jeszcze mnie nie uderzył, co z tego, że mnie wyzywa, ale przynajmniej nie bije, dzieci sąsiadów zażywają narkotyki -  moje zbijają bąki i się nie uczą, ale w porównaniu z narkotykami to nic strasznego, matka zabija dziecko- cóż to jest w porównaniu z tym, że ja nie mam dla swojego dziecka czasu -  ma przecież dach nad głową, ma co jeść, w sumie wszystko jest ok. Przykładów można by mnożyć, ale chodzi o to, że zło które nas bezpośrednio nie dotyczy może być takim naszym pocieszaczem i zwalnia nas z obowiązku starania się żeby być lepszym, żeby wokół nas było lepiej. Coś podobnego zachodzi też wtedy, kiedy tak bardzo rzucają nam się w oczy czyjeś wady, niedociągnięcia, jakieś usterki, Widzimy to co ktoś zrobił źle, rzadko kiedy zauważamy, że zrobił   coś dobrego. Myślę, że jest tak dlatego, bo wtedy czujemy się lepsi, mądrzejsi. Potrzebujemy się dowartościować. Karmimy tym swoje ego.Jak często przychodzi nam na myśl, że wiele rzeczy zrobilibyśmy lepiej od innych, narzekamy jaka beznadziejna organizacja pracy, w sklepie w urzędzie , kościele itp. My sami potrafilibyśmy porządniej wszystko wymyślić i zorganizować. Bo to my jesteśmy the best.
RA
Rara avis
11 sierpnia 2013, 18:03
Osobiście myślę , że w swoiście niepozorny sposób , niejako przelęknieni , gdzieś tam w głębi odczuwamy zwyczajnie potrzebę zrozumienia , wspólnotowości , zjednoczenia... Każdy z nas przecież narzeka :) Los nie zawsze jest dla nas łaskawy.. Niekiedy przeżywamy szczególnie chwile słabości , załamania , niepewności... I na tej płaszczyżnie szukamy "orędownika" , kogoś z podobnymi problemami , kogoś też doświadczanego.. Czujemy się wówczas bezpieczniej... Ponadto w ogóle jako rodzaj ludzki , mówiąc wprost , boimy się uczuć ! Naprawdę ! I to zarówno tych postrzeganych jako w zasadzie niegrożne (miłości , przyjażni , sympatii , czułości , bliskości) , jak i tych nieco mniej przyjemnych(strachu , niepewności , wstydu , cierpienia)... Może to wynikać z faktu , że w istocie do końca nie znamy siebie... By odnależć szczęście , spokój , trzeba najpierw poznać siebie... W przeciwnym razie doświadczamy lęku. W przypadku uczuć "dobrych" mamy świadomość , że można na nich cokolwiek zbudować , często zbudować wiele , i ten lęk , przy wsparciu okazanym przez innych , przez tych , którzy te uczucia odwzajemniają :)) stopniowo zanika... Przed tymi odczuciami "niepożądanymi" nia ma nas tak naprawdę najczęściej kto ochronić...  Szukamy więc wsparcia na niemal każdej płaszczyżnie , choćby na płaszczyżnie informacji. Czujemy , że ktoś przeżywa podobne trudności do naszych , że nie jesteśmy sami. Nie lękajmy się więc samych siebie , Przyjaciele :))
A
ann
13 sierpnia 2011, 00:16
Myślę, że jednak faktycznie tak jest, że dobro powinno być czymś oczywistym. To piękne, że ludzie się kochają i z poświęceniem wychowują dzieci, ale to powinno być codziennością- trudno pisać o tym artykuły. A jeżeli jest jakaś sytuacja wyjątkowa- ktoś poświęcił się pomocy innym itp. to o tym piszą. Chyba jednak przemoc w rodzinie jest nadal rzadszym przypadkiem niż normalne funkcjonowanie a huragan rzadszy niż normalna pogoda. A co do tragicznych informacji, to chyba trochę jest tak- może nie do końca świadomie- że ludzie pocieszają się, że mają lepiej od kogoś tam, że inni też mają problemy itd. Stąd takie zainteresowanie łzawymi reportażami, akcjami charytatywnymi przed świętami- pomóc, wzruszyć się, poczuć się kimś dobrym itd.
E
effa
12 sierpnia 2011, 05:12
 ~kigi - świetnie zauważyłeś......... i dało mi to sporo do myślenia. Myślę, że co do innych bad news, może być podobnie.......  Np. news dot. tragicznych wypadków na drodze, może być dla mnie ostrzeżeniem i zmianą w moim osobistym zachowaniu za kierownicą...... Przykładów jest pewnie więcej...... mnie się akurat taki nasunął.
K
kigi
11 sierpnia 2011, 19:00
Moje zdanie jest bardzo podobne do tego co już tu padło w wypowiedzi ~good news is GOD's news. Zasadnicze pytanie, które mi sie nasuwa to "po co bad news?" Co wnosi do mojego życia informacja ze babcia zabiła wnuki? albo ze był wypadek i zginęła cała rodzina? albo że pożar i się dom spalił? Jaki to ma sens? Czy to czemuś służy konstruktywnemu? Owszem - mogę się pomodlić za tych których ta tragedia dotknęła, ale czy moje życie osobiste (rodzina, przyjaciele) nie dostarcza mi już dosyć 'bad news' jako 'materiału' do modlitwy osobistej? Są też innego rodzaju bad news - jak chocby głośna ostatnio historia chorego i umierającego na raka ojaca czwórki dzieci, który szukał dla nich rodziny zastępczej na czas po jego odejściu. To jest sensowna informacja, po której wynika wiele dobrego - zgłaszają się ludzie, którzy chcą pomóc. Takich bad news z których rodzą się później good news jest na szczęście trochę i tylko takie są do zaakceptowania.
Dariusz Piórkowski SJ
11 sierpnia 2011, 17:03
Media kształtują również świadomość. Dlaczego dzisiaj dziennikarze muszą włazić w sam ogień, pojawiać się na linii strzałów, stać o krok od trąby powietrznej? Czasem jest to nie do zniesienia jak kamery i mikrofony zbierają się jak rój pszczół na miejscu czyjejś tragedii. A niedługo będą tak przewidywać, że będą na bieżąco filmować złe wydarzenia. I po co?
Dariusz Piórkowski SJ
11 sierpnia 2011, 17:00
Do franka, zasadniczo się zgadzam. Biologia wiele tutaj wyjaśnia, chociaż niewystarczająco tłumaczy to, że przecież w Internecie mamy wolność klikania na różne newsy. Zła wiadomość nie jest bezpośrednim zagrożeniem. Co więcej, zło dziejące się gdzieś daleko tym bardziej mało mnie dotyczy. Ja jednak nie widziałbym w tym skupianiu się na złych wiadomościach jedynie biologii i pewnych naturalnych mechanizmów obronnych. W człowieku jednak istnieje jeszcze duch. I myślę, że zło robi wszystko, aby na sobie skupić, aby jednak zaprzestać czynienia dobra.
GN
good news is GOD's news
11 sierpnia 2011, 16:23
niektore komentarze sugerujace wyeliminowanie zlych wiadomosci z DEONA - to chyba zbytni radykalizm. Swiat jest i taki, i taki - i ja np nie tylko ze wzgledu na duchowe sprawy zagladam na ten portfal. Świat jest taki, jaki jest, a nie taki, jaki w mediach (jakichkolwiek!). Chodzi o to, by pobudzać ludzi do dobrego: pokazywać dobre przykłady, piękne postaci, a jeśli coś złego, np. problem głodu w Afryce, to z odpowiednim komentarzem, jak ostatnio, który skłania do pomocy - jeden z komentatorów napisał, że po lektura tekstu skłoniła go do pomocy. Bad news trzeba opatrywać odpowiednim komentarzem, który nie zostawia człowieka z bezradnością i beznadzieją. Ewangelia nie kończy się na ukrzyżowaniu, ale na zmartywchwstaniu. Co po informacji, że spadł gdzieś samolot, że polityk x wojuje z politykiem y, że ktoś zmasakrował jakąś grupę? Po co angażować w to świadomość? No, można modlitewnie, można się za szeroko pojętych uczestników i bohaterów bad news pomodlić, wykształcać w sobie postawę nie-oceniania, miłosierdzia, zrozumienia, spokój wobec wszelkich wieści, a nawet pogodę duchą, wiarę, że wszystko dzieje się dobrze, że Dobro i tak zwycięży, już wygrało. Generalnie chodzi o to, by media zajmowały się meritum, a nie szybkością podawania najświeższych info, byle jakich, nawet toksycznych, bez obróbki konstruktywnego komentarza. Tyle DOBRA czeka na promocję!
S
Słaba
11 sierpnia 2011, 15:25
Mślę, że Franek (pierwszy komentarz w tym wątku) ma bardzo dużo racji.
F
franek
11 sierpnia 2011, 14:59
Anno! Zanudzasz mnie swoimi wypowiedziemi, które sa zawsze takie same. To jest smutne i beznadziejne. Nie masz innych przemysleń? Jeśli to co piszesz jest stale dla Ciebie najwazniejsze, to powinnas iść do dobrego lekarza. To się nazywa nerwica natręctw, i to daje sie wyleczyć. Zastanów się kilka minut zanim cos napiszesz. My tu na forum oczekujemy konfrontacji różnych myśli, ciekawych spostrzeżeń. Jezuici tez po to tworzą i utrzymują ten portal. Nie zdziwię się gdy Cię znów zablokują, bo psujesz nam swym natręctwem przyjemność dyskutowania.
Z
Zofia
11 sierpnia 2011, 09:03
Anno, ciesz się tymi wpisami, bo za parę godzin już ich nie będzie. Jak będziesz tak nadal kłapać  jak nakręcona katarynka, nie dziw się, że cie usuwają. Kto by wytrzymał takiego natręta...
AC
Anna Cepeniuk
11 sierpnia 2011, 04:47
 ~migacz - rozumiem, że to stosujesz i proponujesz innym.........
AC
Anna Cepeniuk
11 sierpnia 2011, 04:43
 Bardzo dziękuję Ojcu Dariuszowi za ten tekst. Choć zapewne temat jest bardzo obszerny , to bardzo podoba mi się właśnie takie skrajne - mityczno - współczesne ujęcie tematu.... Kiedyś moje dzieci ( jak chodziły do szkoły ) pytałam: - dlaczego "zło" jest takie "porywające' i jeszcze się chce obwieszczeć się światu? - dlaczego "dobro" kryje się i nie ma takiej popularności? Choć nie potrafiliśmy wtedy dać jakichś konkretnych odpowiedzi i sama byłam bezsilna wobec niektórych zachowań rówieśników moich dzieci, to dzisiaj wiem jedno: - mam wspaniałą dorosłą córkę i syna......... Warto więc zatrzymać się czasami nad tym co nas nurtuje........ i warto zastanawiać się, choć nie zawsze ma się gotową odpowiedź..
Krzysztof
10 sierpnia 2011, 22:58
Na temat "atrakcyjnosci zla" i "nudy dobra" pewno powstalo sporo ksiazek, ktore przygladaja sie temu z wszystkich mozliwych stron.  Problem jest w tym, ze taka ksiazke (pewno gruba, po zachacza o psychologie, ktorej jezyk jest raczej dosc rozwlekly:) trzeba przeczytac.  To, co pisze x.Piorkowski jest ciekawym zagajeniem problemu, choc nie do konca rozumiem wybor "ekspertow" i i zestawienie pogladow Arystotelesa z opiniami filozofa z Krakowa (skadinad ciekawymi). Przemawia do mnie wiec to, ze good news (jesli nie dotycza nas samych) konfrontuja nas z naszymi tesknotami, zaniedbaniami czy chocby niezrealizowanymi ambicjami. A bad news - ze to sie nam nie przytrafilo (czyli mozemy pozostac w samozadowoleniu), albo wyzwala w nas wspolczucie (tez przewaznie na odleglosc). I postsc<x>riptum: niektore komentarze sugerujace wyeliminowanie zlych wiadomosci z DEONA - to chyba zbytni radykalizm. Swiat jest i taki, i taki - i ja np nie tylko ze wzgledu na duchowe sprawy zagladam na ten portfal. 
C
Canard75
10 sierpnia 2011, 22:18
Dokladnie ! Drodzy redaktorzy DEONU - to nie smieciowe informacje przyciagaja ludzi do tego portalu, prosze to sobie zakodowac raz na zawsze i nie zasmiecac portalu historiami o zabojstwach i tym podobnych ! Najgorsza rzecza bylaby taka postepujaca "onetyzacja" deonu... Nie sugerujacie sie iloscia klikniec w takie informacje, to powazny blad. Staram sie ostatnio dawac jedna gwiazdke takim smieciowym informacjom, nawet ich nie czytajac, zeby dac w posredni sposob znac, ze to kiepski pomysl.
C
Ch
10 sierpnia 2011, 18:14
ciałbym zwrócić uwagę REDAKTOROM DEONU, by wybierali good news, a jeśli się już pojawiają bad news, to przynajmniej z dobrym-konstruktywnym komentarzem. W dziale "Wiadomości" umiejscowionym w "ważniejszym" miejscu niż "Religia", po lewej stronie, pojawiają się informacje negatywne: o makabrycznych zabójstwach, politycznych rozgrywkach (czy to jest tu potrzebne, jeszcze podsycane przez użytkowników portalu?), o "złych nastrojach na giełdach". Czy ta PAPka jest tu potrzebna?
M
migacz
10 sierpnia 2011, 17:02
A ja tylko zapytam  każdego wrażliwego człowieka niegodzącego się na "bezsensowne sensacje" w takim czy innym medium- kiedy skorzystałeś ze swojego prawa odbiorcy do powiedzenia "nie"? Podobno pokazują i opisują nam to, czego chcemy. Więc zamiast dyskutować w teorii odezwijmy się do stacji po takiej sensacyjnej wiadomości, pytając po co i czemu to służy? Gdyby każdy uwierzył w siłę swej wypowiedzi, byłoby nas wielu
T
tomasz
10 sierpnia 2011, 10:16
W życiu jest to i to. Ale faktycznie - zalew śmieciowych newsów, wytrzeszczonych oczu spikerów tv, przeakcentowanie fobii i lęków są niestrawne. dobrze wiedzieć o zagrożeniach, zdać sobie sprawę, w tym i ze swej natury, krochej i raczej podatnej na manipulację zła ( Złego ). ale jak deszczu trawa potrzenujemy też prawdziwego optymizmu, nadziei, którą ma zarażać chrześcijanin, dobrego serca, poczucia sensu i że warto dobrze żyć, mówić, pracować ... - a to "nie jest trendy", bo jakaś głupia giełda z głupimi papierkami ma mnie przestraszyć, zasmucić, pognębić. w nosie z tym! nie dajmy się sterroryzować bdurami typu: euro 2012, wizyta obamy za kilka mln dolców, paniką "ogórkową" czy idiotyczną, nie dorzeczy dsykusją PO PIS, bo właśnie się dowiedziałem z "Rz", że połowa europejczyków ma wspólnego przodka co Tutenchamon, że nauka potwierdza, że nasze DNA pochodzi z kosmosu, że potwierdzają się biblijne prawdy. to są newsy! to warto szukać i zgłębiać...:) cześć, sorry za przydługi komentarz... pliz forgiv mi evryłan ...:)
F
franek
10 sierpnia 2011, 10:05
Uważam, że zwiększona uwaga ludzi na zło wynika z naszej biologii. Zanim zajmiemy sie filozofowaniem czy szeroko pojętą kulturą musimy najpierw przeżyć! Życiu zagrażają uwarunkowania skrajne. Stworzył nas Bóg i widocznie On wyposażył nas w mechanizmy obserwacji zagrożeń. Działają one świadomie i nieświadomie. Odruchowo reagujemy silniej na kolor czerwony, bo to kolor krwi, też kolor gęby zwierzaka, który może nas zjeść,  ... Obserwujemy otoczenie i uczymy się na nieszczęściu innych. Wykorzystywanie zła, zagrożenia, itp... jest zwyczajnym, racjonalnym sposobem dla przykucia naszej uwagi by nam coś sprzedać - towar lub ideę. Korzystają z tego marketingowcy, zarówno dramatopisarze jak i działacze polityczni. Dobro nas na ogół nie zniszczy, więc ma w naszej wewnętrznej informatyce mniejszy współczynnik ważności. Wywołuje mniej emocji. Czynienie go wymaga zatem więcej świadomej woli. Czynienie dobra świadomie to miłość.  Nie lękajcie się - to jeden z ważniejszych drogowskazów świadomego życia.