Co zrobić kiedy dziecko się zakocha?
Rozpoczyna się nowa przygoda - dla nich i dla was. Aby uniknąć nieprzyjemności i niepotrzebnych problemów, lepiej jest przyjąć do wiadomości to wydarzenie i przygotować się do zmian, jakie szykują się w waszej rodzinie.
Zacznijcie liczyć się z perspektywą zostania teściami i uczyć się tej nowej roli. Nie musicie ani chować głowy w piasek, ani połykać ogromnych ilości środków uspokajających. Musicie zrozumieć, co dzieje się z waszymi dziećmi i z wami.
Na temat zakochujących się dzieci istnieje wiele powiedzeń, przesądów, które często są przyczyną kłopotów dla przyszłych teściów. Spróbujcie usunąć z pamięci i z serca wszystkie obiegowe opinie. Zakochując się, dziecko oddaje wam wet za wet; wydaliście je na świat, nie pytając go o zgodę, ono zaś zakochuje się, nie prosząc was o pozwolenie. Niczego nie ukrywa. Po prostu przygotowuje wam niespodziankę.
Jaką postawę należy przyjąć wobec tego wydarzenia? Przede wszystkim należy unikać postaw stwarzających problemy. Oto ich krótki przegląd.
Rozwiązanie "na policjanta"
Stosują go rodzice, którzy uważają, że to oni muszą panować nad sytuacją. Prowadzą szeroko zakrojoną działalność szpiegowską, kontrolują wejścia i wyjścia z domu, stosują system kar i przywołują do porządku.
Rozwiązanie "na lekarza"
Rodzice wmawiają dziecku, że jego miłość jest chorobą wysypkową, podobną do różyczki. Aby ją wyleczyć, potrzebne są doświadczenie i mądrość życiowa. "Zobaczysz, wyjdziesz z tego. Każdy przez to przeszedł. Tylko uważaj, nie angażuj się za bardzo".
Rozwiązanie "na reżysera"
Rodzice traktują miłość dziecka jak telenowelę. Obserwują parę bohaterów, śledzą ich losy, cieszą się ich sukcesami, smucą porażkami, wzruszają się, podśmiechują. Ale traktują całe zjawisko jak fikcję, chwilową zmianę. Czekają na moment, w którym dziecko wróci do rzeczywistości. Jakiej rzeczywistości? Ich, oczywiście.
Rozwiązanie "na ofiarę"
Rodzice akceptują miłość dziecka jako kolejną spadającą na nich plagę. To, że dziecko się zakochało, uważają za przejaw niewdzięczności: nie wystarcza ci nasza miłość, musisz jej szukać także gdzie indziej. Spokojnie, nadal jesteśmy twoimi rodzicami, ale fakt, że już ci nie wystarczamy, sprawia nam ból. Już nas nie kochasz. Cóż, takie jest życie.
Rozwiązanie "na moralistę"
Zakochanie się oznacza również seks, a dla wielu rodziców to sprawa nieczysta. Czasami stosują zasadę podwójnej moralności: ich seksualność była i jest czymś dobrym, seksualność ich dzieci -to już co innego. Stąd więc tylko krok do pseudomoralizatorstwa: Tyle kobiet padło już ofiarami mężczyzn pozbawionych skrupułów. Ilu mężczyzn zrujnowało sobie życie dla kobiet wyzutych z moralności?
Tutaj się zatrzymamy. Przesądy i zachowania, które są ich pochodnymi, to pułapki. Miłość dzieci należy traktować zgodnie z tym, czym jest, nie z tym, czym "jakoby" jest. To doświadczenie bardzo osobiste, jedyne w swoim rodzaju, każdy przeżywa je na swój sposób zależnie od tego, kim jest i kim chce być. Nie ma dwóch takich samych miłości. Miłość waszego dziecka różni się od waszej miłości. Możecie długo roztrząsać kwestię, która z tych miłości jest lepsza, właściwsza, bardziej zasłużona. Takie rozważania nie przyniosą żadnego skutku, ale jeśli macie dużo wolnego czasu, możecie go w ten sposób zmarnować.
A teraz przyjrzyjmy się, jak przygotować się do zmiany, która was czeka.
Odkąd nasze dziecko jest zakochane, chodzi jak błędne, zachowuje się, jakby spadło z księżyca.
Macie rację, wasze dziecko żyje teraz na innej planecie. Zostawcie je w spokoju. Na pewno się nie gubi, przeciwnie - odkrywa nowe horyzonty, otwierają się przed nim nowe perspektywy, może nawet zadziwia samo siebie.
Nie żartujcie sobie z niego i nie wprowadzajcie go w błąd. Dyskretnie dawajcie mu do zrozumienia, że doceniacie jego wysiłki, pomocne mogą też być małe gesty wsparcia z waszej strony. Okazujcie entuzjazm z powodu przygody, którą wasze dziecko przeżywa: dla niego jest ona wyzwaniem, wam przypada w udziale radość z jego sukcesów. Nie bądźcie zbyt ciekawscy. Nie ma sensu zadawanie niewinnych z pozoru pytań o obiekt westchnień waszego dziecka. Ono nie jest w stanie na nie odpowiedzieć. Jak może zrozumieć drugiego człowieka, skoro nie może zdać sobie sprawy z tego, co dzieje się z nim samym?
Od kiedy jest zakochane, rachunki telefoniczne rosną w zastraszającym tempie.
Zapłaćcie je, nic lepszego nie możecie zrobić (chyba tylko wystąpić do telekomunikacji z wnioskiem o obniżenie stawek dla zakochanych. Coś takiego już wymyślono, ale efekt był przeciwny do zamierzonego: zyskała na tym telefonia komórkowa. Komórki to podstawowe narzędzia zakochanych, karty telefoniczne są doskonałym dla nich prezentem). Wydaliście już morze pieniędzy na wasze dziecko, czy teraz, gdy jest zakochane, gdy przydarzyło mu się to, co najpiękniejszego mogło mu się przydarzyć, zaczniecie się bawić w oszczędność? Krytyki i kategoryczne żądania, aby zwolniło telefon, są bezcelowe, a przez dziecko odbierane jako obraźliwe. Czasu rozmowy dwojga kochających się ludzi nie da się przeliczyć na impulsy. Zakochani żyją w innym świecie.
Nie potrafi skupić się na nauce ani na pracy.
To dobry sygnał. Miłość wywołuje rewizję naszej skali wartości. Czyż nie słychać zewsząd lamentów, że praca, kariera i pieniądze niszczą rodziny? Wszyscy wiemy, że tak jest. Nasza odporność na miłość jest zazwyczaj niska. W krótkim czasie pozwalamy jej sobą zawładnąć. Ale miłość jest też doświadczeniem bardzo konkretnym, nie przenosi nas do innej rzeczywistości. Wręcz przeciwnie - jeśli stan zakochania waszych dzieci nie mija, spróbujcie zrozumieć, jak naprawdę mają się sprawy. Prawdopodobnie nie chodzi o energię i uwagę, jaką pochłaniają praca i studia. Jest bardziej prawdopodobne, że wasze dziecko zrozumiało dzięki miłości, że praca i nauka to nie wszystko albo że praca i studia, które wybrało, nie odpowiadają mu do końca.
Sprawa jest delikatna. Dla was nauka i praca stanowią zabezpieczenie finansowe i wszystkie płynące z niego korzyści. Zakochani doświadczają innego bezpieczeństwa. Wypływa ono z przyjemności bycia razem, z fascynacji drugą osobą i z radości poznawania jej. Jeżeli chcecie dolać oliwy do ognia, powiedzcie waszemu dziecku prosto w oczy, że nie da się żyć powietrzem i miłością, że romantyzmem nie można się najeść, a już na pewno nie da się zapełnić nim konta bankowego. Być może tak jest. Ostatnie pokolenia potraktowały te nauki poważnie i pozostawiają mało miejsca na romantyczne gesty. Rośnie liczba wyrachowanych zakochanych, dla których możliwości finansowe partnera są ważniejsze niż jego osobowość. Tworzą związki, w których priorytetami są stałe dochody, pewna praca, luksusowo urządzony dom - i to wszystko jeszcze przed ślubem. Skutkiem tego narzeczeństwo się przedłuża, a małżeństwa zawierane są w coraz późniejszym wieku. Gdzie w tym sens?
Problem polega na tym, że często myślimy o rodzinie jak o pięknie zapakowanym przedmiocie. Decydujemy się na ślub, gdy wszystko już mamy: pracę, mieszkanie, meble. Wydaje się nam, że w ten sposób uchronimy się od niemiłych niespodzianek, trudów i kłopotów. Małżeństwo jest często pojmowane jako punkt dojścia, a nie wyjścia. Jako podsumowanie, ostateczna konkluzja, a cieszyć się nim należy, zapewniwszy sobie najpierw bezpieczeństwo materialne.
Małżeństwo jest czymś innym. Jest projektem, a jego realizacja odbywa się każdego dnia. Trwałość i wartość małżeństwa zależą od celów stawianych sobie przez parę: wzajemne zrozumienie, wspólne dzielenie się radościami i smutkami, odpowiedzialność za podejmowane wspólnie decyzje i wzajemna pomoc. Tego wszystkiego nie da się osiągnąć od razu. Trzeba nauczyć się przebywać z drugą osobą, rozumieć ją, dzielić z nią życie (nie chodzi tu tylko o wspólne korzystanie z dóbr materialnych).
Chęć zapewnienia małżeństwu jeszcze przed ślubem bezpieczeństwa finansowego oznacza wielkie ryzyko dla związku (nic nie wystawia człowieka na większe ryzyko niż pieniędze). To, że dziecko dużo zarabia, nie oznacza, że można je uważać za dziecko udane. Każdy rodzic przyzna mi rację. Ale na przyznaniu racji się skończy. Prawda jest taka, że im więcej dziecko zarabia, tym bardziej rodzice są z niego zadowoleni. Pieniądz zastąpił miłość. Być może dlatego jesteśmy tak ubodzy w każdym znaczeniu tego słowa?
Odkąd jest zakochane, zabarykadowało się w łazience.
To raczej powód do radości niż do zmartwienia. Przez lata walczyliście z jego alergią na wodę i mydło. Miłość wymaga czystości. Każdy prezent musi zostać odpowiednio zapakowany, zanim się go wręczy. Także wtedy, gdy prezentem jesteśmy my sami.
Młodzi chcą być sami w pokoju, sami jechać na wakacje.
Wobec tego sygnału rodzice mogą przyjąć jedną z trzech postaw. Pozwolić młodym robić, na co ci mają ochotę, i nie przejmować się niczym; dać im wolną rękę i niepokoić się o nich; sprzeciwić się stanowczo ich życzeniom.
Nazywając rzeczy po imieniu, chodzi o seks. Boicie się, że izolacja dzieci da im okazję do uprawiania go. Jesteście szczególnie niespokojni, gdy sprawa dotyczy waszej córki. Dlaczego?
Seksualność to słaby punkt naszej kultury społecznej i rodzinnej. Żyjemy w społeczeństwie silnie zerotyzowanym, mówi się o seksie często, pokazuje się go, przekraczając granice przyzwoitości, ale samego seksu uprawiamy mało i źle. Nasza praktyka seksualna jest skromna, sztuczna, uprzedmiotowiona: polega na doświadczaniu przyjemności bez doświadczania jedności lub na odwrót. Martwimy się, aby nie złapać jakiejś infekcji, nie zajść w niepożądaną ciążę itd. Nie troszczymy się natomiast o to, by zrozumieć sens stosunków seksualnych, które pozwalają nam doświadczyć pełni człowieczeństwa.
Nasze dzieci dziedziczą po nas tę słabość, a przynajmniej, żyjąc obok nas, przyswajają sobie taką mentalność. Stąd biorą się różnego rodzaju nieprawidłowe zachowania, których analiza zajęłaby zbyt wiele miejsca.
Powróćmy do naszych narzeczonych. Jesteście pewni, że obawa zostawienia ich samych bierze się tylko z chęci uniemożliwienia im kontaktów seksualnych? Spróbujcie raczej zastanowić się, czy nie jest przypadkiem tak, że niechętnie pozostawiacie dziecko sam na sam z ukochaną osobą, ponieważ macie wrażenie, że młodzi się w ten sposób izolują, zrywają kontakty z innymi wierząc, że dopiero gdy będą sami, nacieszą się sobą, że obecność ukochanej lub ukochanego zastąpi im obecność wszystkich innych ludzi?
Samotność to najgorszy doradca i najgorszy pomysł na życie. Uniemożliwia doświadczenie tego, co w życiu najważniejsze - poznawanie drugiego człowieka. Narzeczeni nie separują się tylko od rodziców, także od przyjaciół, znajomych, krewnych, nauczycieli, duchownych. Ich izolacja nie ma nic wspólnego z intymnością, prowadzi nieuchronnie do traktowania drugiej osoby instrumentalnie. Wymaga się od niej, aby zastąpiła wszystkie osoby, od których zakochani się oddalili. To zadanie jest niewykonalne. To tak, jakbyśmy chcieli wypełnić życie pustką.
Sytuacja staje się bardzo napięta, a my nie bardzo wiemy, dlaczego. Niektórzy twierdzą, że metodą na rozładowanie ciężkiej atmosfery jest seks. Świadomość, że druga osoba nas akceptuje, a my potrafimy zaspokoić jej potrzeby, ma dać pocieszenie. Ta świadomość ma nas ocalić. Bardziej jednak niż ocaleni, jesteśmy bezczynni; seks to droga na skróty, prowadząca donikąd. Traktowanie go w ten sposób blokuje, obezwładnia, pozbawia perspektyw, bo prowadzi do rutyny.
Wbrew powszechnym opiniom młodzi uprawiają mniej seksu, niż przypuszczamy. Pojawiła się pewna liczba tzw. białych małżeństw (w których małżonkowie rezygnują z utrzymywania stosunków seksualnych), wydaje się też, że powraca moda na dziewictwo, choć w nowej wersji: nie jako wartość sama w sobie, lecz jako dobra karta przetargowa, gwarancja bezpieczeństwa i rzadka zaleta.
Rodzice, którzy uważają, że ich dziecko wykazuje słabe zainteresowanie seksem, nie powinni czuć się zbyt spokojni. Przedwczesne rozpoczynanie współżycia, tak samo jak jego odrzucanie, ograniczanie, banalizowanie, traktowanie jako obowiązku, ma źródło w takim modelu wychowania dzieci, w którym poświęca się mało uwagi zagadnieniom płciowości. Jest ona przedstawiana jako atrybut człowieka, funkcja biologiczna, nie jako integralna część nas samych. My i nasze ciało, męskie lub żeńskie, to jedność. Ta prawda leży u podstaw naszych doświadczeń fizycznych z innymi, nie chodzi tylko o reprodukcję i przyjemność.
Rodzice, którzy przybliżyli swoim dzieciom temat płci i seksu, mogą być spokojni. Nie wyklucza to niespodzianek, ale gwarantuje, że jeśli dzieci popełnią błąd, nie będą się wykręcały od odpowiedzialności za swoje czyny, że będą umiały się zmienić i dorosnąć. Właściwa edukacja seksualna dzieci daje rodzicom pewność, że przekazali im wartości i wskazówki niezbędne do przeobrażenia się w prawdziwą kobietę i prawdziwego mężczyznę oraz do samodzielnego dokonywania odpowiedzialnych wyborów.
Natomiast rodzice, którzy zrobili mało lub nic w tej sprawie, nie powinni ani zadręczać się wyrzutami, ani nadrabiać zaległości za pomocą zakazów i krytyki. To nic nie da. Powinni raczej stwarzać dzieciom okazje do dialogu, rozmowy, doświadczania bliskości rodziny, dawać im do zrozumienia, że są akceptowani, doceniani, otoczeni przez kochających je ludzi, którzy szczerze pragną ich szczęścia.
Czasem matki same wkładają do torebek córek prezerwatywy. Inne przymykają oko na postępowanie dzieci lub pocieszają się myślą, że w pewnym wieku trudno już zmusić je do posłuszeństwa i trzeba się pogodzić z tym, że robią one, co chcą. Bywają też rodzice szczególnie uważni. Skutecznie chronią dzieci przed innymi ludźmi, zamykając je w domach. Sami chcą być mediatorami między dziećmi a światem zewnętrznym.
Czy to mało? Nie, to wszystko. Pragniecie, aby wasze dzieci zachowywały się tak, jak sobie tego życzycie, i nie sprawiły wam żadnej niemiłej niespodzianki - to zrozumiałe. Pamiętajcie jednak, że podstawowym zadaniem rodziców jest stworzenie dzieciom okazji, by stały się samodzielnymi ludźmi. Osiągniecie ten cel, jeśli pozwolicie im podejmować ważne decyzje. Stajemy się w pełni ludźmi tylko dzięki temu, że inni nas za takich uważają. To właśnie inni zmieniają nas w osoby pełnowartościowe. Rozpoznać ludzi w waszych dzieciach powinniście w pierwszej kolejności wy, nie tylko dać im życie.
Człowiek zakochany to człowiek wolny. Nic nie daje większego poczucia wolności niż możliwość wyboru osoby, którą chcemy kochać. Przyzwyczajeni jesteśmy kojarzyć wolność z ryzykiem. Powinna się nam kojarzyć ze zdolnością wyznaczania sobie granic brania odpowiedzialności za własne postępowanie. Za własne życie, któremu musimy nadać sens, wypełnić ciepłem, czułością i miłością. Żyć świadomie to znaczy wyciągnąć wnioski z faktu, że pojawiliśmy się na świecie. Oznacza też obowiązek współżycia z innymi ludźmi. W małżeństwie bierzemy odpowiedzialność za inne osoby uosobione w ukochanym lub ukochanej. To on lub ona jest pośrednikiem, naszym oknem na świat.
A zatem, pozwalać młodym zamykać się w pokoju czy wypuszczać ich samych na spacer? Zastanówcie się dobrze. Jesteście pewni, że wysyłana przez nich wiadomość brzmi: "Zostawcie nas samych"? A może raczej: "Zauważcie nas"? Czy ich tendencja do izolowania się nie jest w gruncie rzeczy prośbą o pomoc?
Badania wykazały, że wśród ludzi młodych najbardziej narażeni na niebezpieczeństwa są ci, którzy dochodzą do wniosku, iż nikt o nich nie dba, nikt nie interesuje się tym, że żyją i co robią. Kiedy zaangażują się w związek z wybraną osobą, jeszcze mocniej pragną poczucia, że mają w kimś oparcie. Nawet gdy oficjalnie proszą was, byście nie wtrącali się w ich sprawy.
Zakochanie się nie jest zaburzeniem osobowości. To jedyny sposób, jakim my, ludzie, dysponujemy, aby zaspokoić nasze pragnienie życia i nadania mu sensu. Zakochać się to znaczy odkryć, że obok nas są inni, poznać ich, zrozumieć, że nie są nam obcy ani wrodzy, przeciwnie - są częścią nas, naszego życia i pomagają nam nadać mu sens.
Gdy dziecko jest zakochane, daje nam również szansę doświadczenia nowej miłości. Możecie przecież, w odpowiedzi na jego miłość, również się zakochać i potraktować to jak kolejny początek.
Więcej w książce: Zawód - teściowie - Redigolo Giampaolo
Redakcja DEON.pl poleca:
Seksualność da się lubić! - Luis Valdez Castellanos SJ
Seksualność to wciąż dla wielu temat tabu. Niełatwo o nim mówić, co pokutuje fałszywymi przekonaniami, że seks jest zły albo co najmniej niebezpieczny.
Skąd te wszystkie przesądy?
Jakie jest źródło ludzkich dylematów i zahamowań?
Jak rozwijać swoją seksualność, by czerpać z niej przyjemność i radość?
Castellanos udziela nowych, świeżych odpowiedzi na te pytania i radzi: zadbaj o siebie całego, bo Twoja pewność siebie i dobre samopoczucie wpływają bezpośrednio nie tylko na Twój komfort duchowy i emocjonalny, ale także na Twoją cielesność.
Skomentuj artykuł