Etos pracy w Grecji - zarabiać, cieszyć się życiem
Pireus, 11 maja. Niby normalny dzień, słońce świeci, niebieskie niebo, ale jakoś tak nieswojo. Po chwili uświadamiam sobie – fakt, przecież nie słychać dzieciaków z pobliskiej szkoły, a i w ogóle jakaś cisza wokoło... Schodzę do piekarni na rogu i pytam „co się dzieje? Czy to święto jakieś, czy może ja przewrażliwiona jestem?”, na co otrzymuję odpowiedź: „Ależ nie! Mari(iii)a! To przecież kolejny strajk generalny!
Jak tylko mój Kostas (mąż ekspedientki) przyjdzie, to też idziemy strajkować! Idziesz z nami?”. Odpowiadam, że nie tym razem, biorę chleb i wychodzę. Idę z zamiarem kupna gazety, ale nie! Dzisiaj i dziennikarze strajkują! Nie ma wiadomości ani w radio, ani w telewizji, w gazetach tylko informacje o ostatnim zwycięstwie Panathinaikosu.
Wracam do domu, bo z internetu pewnie więcej się dowiem, niż gdziekolwiek indziej, tym bardziej, że Pireus to nie Ateny, więc i centrum wydarzeń trochę oddalone. Otwieram poszczególne strony i co się okazuje? Dzisiaj strajkuje cały sektor publiczny. Począwszy od transportu miejskiego, przez pocztę, wszystkie urzędy, ministerstwa, szkoły, uniwersytety, żeglugę morską (żaden prom nie wypłynął z Pireusu – dlatego też i tak cicho w miejscu, gdzie zwykle ryk statków przeplata się z głosami sprzedawców na targu i zwykłymi odgłosami miasta), przez szpitale, kontrolerów ruchu lotniczego, pracowników greckich linii lotniczych itd.itp. Jednym słowem w s z y s c y!
Żeby mieć pełen obraz, dodam że niemal połowa wszystkich Greków jest zatrudniona w sektorze publicznym, choć akurat przy strajkach wszyscy są solidarni, więc na ulice tym razem wyszli i przedstawiciele sektora prywatnego...
Pisząc o strajkach, nie sposób pominąć ich przyczynę, którą są cięcia, jakie od roku rząd Jorgosa Papandrou usiłuje - w większej mierze bezskutecznie - wprowadzić w objętej kryzysem gospodarczym Grecji.
Jak Grecy strajkują?
To, jak Grecy strajkują zmienia się od kilku lat.
Kiedy byłam tu w 2007 roku, strajki były zjawiskiem częstym, ale raczej chodziło o wspólne zamanifestowanie, że coś nie idzie po myśli i o spotkanie znajomych. Spotykali się całymi rodzinami, a wszystko miało charakter swoistego pikniku. Sprzedawca orzeszków pistacjowych i balonów miewał wtedy jeden z lepszych dni sprzedając wiele więcej, niż gdyby strajku nie było. Też i sami strajkujący nie zawsze wiedzieli, jakie są faktyczne postulaty, bo przyszli „w towarzystwie”. Czasem zdarzało się, że strajk był na tyle absurdalny, że zakrawało to na coś w rodzaju „pomarańczowej alternatywy”.
Któregoś dnia wyszłam z domu, metro zamknięte, autobusy w zajezdni, za to przed Parlamentem kilka tysięcy ludzi. Po chwili udało mi się dowiedzieć, że strajk obejmuje kibiców Panathinaikosu, który w tym sezonie fatalnie sobie radził w rozgrywkach międzynarodowych... Po chwili konsternacji, zapytałam, dlaczego w takim razie poczta nie działa, na co otrzymałam odpowiedź, iż nie pracuje, bo możliwe, że któryś z pracowników jest kibicem Panathinaikosu i nie można go z tego powodu sekować. Co więcej – należy mu umożliwić pójście i wyrażenie swojej opinii razem z innymi.
Oprócz tego, organizowane były pochody partii Komunistycznej KKE, która w parlamencie może i nie odgrywa znacznej roli, ale już na uniwersytetach - i owszem. Wszystko to jednak nie wydawało się poważne.
Co innego dzisiaj i przez ostatnie kilkanaście miesięcy. To już nie są tamte, „przyjazne” strajki, po których na ulicach zostawały masy papierków po orzeszkach i podeptane ulotki, czy transparenty. Nie. Strajki w ostatnim roku, to protest prawdziwie zdesperowanych ludzi.
Dlaczego Grecy nie chcą oszczędzać?
Grecy, od wieków przyzwyczajeni do „śródziemnomorskiego trybu życia”, gdzie etos pracy jest w znacznym stopniu przesłonięty wartościami rodziny, spokoju, czasu spędzonego z przyjaciółmi itd., nie odnajdują się w sytuacji, w której ktoś ich zmusza do pracy ponad ich siły. Większość z nich nie wie, dlaczego nagle mają się wyrzec dotychczasowego życia i o co w tym wszystkim chodzi.
Też i sami Grecy nie bardzo czują się związani z samą Unią Europejską.
Dla Greków w tym momencie najważniejsze, to wydostać się z wszechogarniającej zapaści gospodarczej. W ostatnich dniach premier Papandreou na forum międzynarodowym poprosił, „aby zostawić jego kraj w spokoju do ukończenia przez niego powierzonych mu zadań”. Problem jest w tym, że nikt już za bardzo nie wierzy, że to coś zmieni.
Tymczasem jednak, słońce dalej świeci i to coraz mocniej. Turyści przyjeżdżają jak zawsze, choć w mniejszej ilości niż to bywało i sezon wydaje się rozkręcać. Oby, bo akurat na turystów czeka tu mnóstwo pięknych miejsc, którym nie przeszkadza kryzys „gdzieś tam, na górze”... Przeciętny turysta może przyjechać do Grecji i nawet nie zauważyć, że kraj jest pogrążony w kryzysie. Sami Grecy bardzo dbają o to, żeby cudzoziemcy dobrze się czuli w ich kraju.
A na wyspach…
Dla wielu Greków, szczególnie tych, mieszkających na wyspach, turystyka stanowi główne źródło utrzymania i kryzys nic w tej kwestii nie zmienił. Każdy się stara, żeby to jego tawerna miała najświeższe ryby i owoce morza, a pokoje, zachowując lokalny koloryt, żeby miały standard odpowiedni do wymagań każdego turysty.
Na niektórych wyspach czuć, że czas się zatrzymał, jednak tak jak 30 lat temu Grecy czekali na turystów, tak i dzisiaj czekają, oferując wszystko, czego tylko dusza turysty może zapragnąć w takim miejscu. Począwszy od kameralnych, cichych miejsc blisko natury, a skończywszy na wielkich imprezach na Mykonos, jednej z cykladzkich wysp. Tam, kiedy zaczyna się sezon, nikt nie myśli o strajkach, bo naturalną konsekwencją byłaby mniejsza frekwencja w kolejnym roku. Można powiedzieć, że Grecy w sytuacji, w której się znajdują, ciągle jednak próbują żyć jak dawniej, zarabiać i cieszyć się życiem.
Maria Naimska jest korespondentką portalu rekrutacyjnego "Praca z pasją".
Skomentuj artykuł