Jak być nie za daleko i nie za blisko w relacji?

fot. Everton Vila / Unsplash
s. Anna Maria Pudełko AP

Bliskość, wzajemność, bezpieczna więź… Chyba nie ma osoby, która nie tęskniłaby za tymi wartościami i nie cieszyła się nimi! Często jednak pozostajemy pomiędzy pragnieniami a obawami związanymi z tym, że wytęskniona bliskość nas onieśmiela, czasami przeraża, irytuje, niepokoi.

Na szczęście doświadczamy także radości, zachwytu, wdzięczności za każdy dar autentycznego, głębokiego spotkania z Bogiem, samym sobą i drugim człowiekiem, bo bliskość zawiera w sobie te trzy wymiary.

Od czego możemy zaczynać budowanie dobrych, dojrzałych relacji oraz głębokich i bliskich więzi? Inspiracją może być, opisywana przez o. Tomasza Gałuszkę OP w książce "Jezus i bestie. Jak pokonać swoje wady", średniowieczna tradycja polegająca na budowaniu wzajemnych relacji na przyimkach: "w", "z", "za-przeciw", "dla". Ich kolejność, bardzo istotna, wyznacza sposób budowania i podtrzymywania więzi. Zaburzenie jej sprawia, że wszystko w relacji zaczyna się komplikować, a nawet rozpadać.

Często zamiast zaczynać od bycia "w" relacji, "w" więzi, "w" bliskości, czyli po prostu "we" własnym życiu czy "w" życiu drugiego, rozpoczynamy niestety od robienia czegoś "dla" kogoś. Dla bliskich gotujemy, prasujemy, sprzątamy. Dla Boga się modlimy, uczymy, pracujemy, poświęcamy. A jeśli w tzw. międzyczasie uda się nam zrobić coś dla siebie, uważamy to za mistrzostwo świata. Jeśli zaczynamy budowanie więzi od robienia czegoś dla kogoś, czyli opieramy relacje na działaniu, zadaniowości i wydajności, wcześniej czy później kończą się one frustracją.

DEON.PL POLECA


Warto więc zatrzymać się, by wejść w ciszę, a w niej odkryć nie pustkę, ale obecność! Obecność Boga i nas samych. Spotkanie z obecnością w ciszy przygotuje nas na wejście w świat drugiego bez oceniania, recenzji, ewaluacji, pouczania. Otworzy nas ona na słuchanie i uważność. Bliskość domaga się zbudowania poczucia bezpieczeństwa, do czego potrzebne są dwie postawy: zaufanie i dyskrecja, na nich bowiem opiera się każda relacja. Trzeba taktu, delikatności i otwartości, aby ktoś nam zaufał. Zaufanie jest decyzją, a nie tylko poruszeniem emocjonalnym.

Dopiero, kiedy jesteśmy "w" czyimś świecie i go przyjmujemy, możemy być "z" drugim i doświadczać autentycznej bliskości. Podobnie jak zaufanie, bliskość jest decyzją. Tylko będąc blisko drugiego człowieka, możemy rozeznać, czego potrzebuje, a także dzielić z nim radości i smutki. Bycie razem wymaga ponadto ustalenia granic, czyli opowiedzenia się za lub przeciw. Trzeba umieć stanąć za kimś murem, ale też powiedzieć "nie". Nie chodzi tu o pospolite wygarnianie wad czy błędów. Samo bycie "przeciw" jest głęboko wpisane w relacje. W prawdziwej miłości nie ma zgody na wszystko, nie ma zgody na zło. Prawdziwa miłość jest asertywna, umie mówić "nie". Rozpoznaje i szanuje psychiczne granice własne i drugiej osoby, poszukując realnego, a nie pozornego dobra. Dopiero mając to wszystko na uwadze, możemy robić coś "dla" innych z radością i bez poczucia bycia wykorzystanym.

Bezpieczna więź

W dojrzałym, wolnym i odpowiedzialnym przeżywaniu relacji, a co za tym idzie, spójnej i przejrzystej komunikacji, konieczna jest umiejętność budowania bezpiecznych więzi.

W ich tworzeniu niezbędne są: bliska więź z opiekunem i możliwość wyrażania siebie, które zapewnia spójna opieka emocjonalna przekazywana przez rodzinę i najbliższe otoczenie. Im więcej jej otrzymaliśmy, tym bezpieczniejsze więzi będziemy tworzyć. Na czym polega owa spójność? W wyrażaniu emocji, zarówno przyjemnych, jak i trudnych, dziecko potrzebuje być przyjęte. Kiedy opiekun bez względu na to, co ono przeżywa, pozostaje ciepły, dostępny i wyraża akceptację, tworzy fundament bezpiecznego stylu przywiązania i uczy dziecko regulowania emocji. Takie wzmacniające postawy przekładają się na dorosłe życie. Natomiast kiedy brakuje spójności emocjonalnej, bo rodzic oddala się, odwraca swoją uwagę, ignoruje dziecko lub krzyczy na nie wtedy, kiedy ono najbardziej potrzebuje jego wsparcia i obecności, żeby poradzić sobie ze stresem, jaki przeżywa, kształtuje się pozabezpieczny styl przywiązania. Wówczas dziecko uczy się, że otrzymuje coś kosztem rezygnacji z czegoś innego. Najczęściej otrzymuje uważność, bliskość czy akceptację kosztem rezygnacji z niektórych emocji czy zachowań, czyli wyrażania siebie. Tak powstaje w nim skrypt warunkowej miłości i warunkowej akceptacji.

W życiu dorosłym osoba o bezpiecznej więzi jest otwarta, ufna i przyjazna wobec siebie i innych. Potrafi prosić o bliskość, kiedy jej potrzebuje i ją komunikować. Nie spodziewa się odtrącenia czy braku akceptacji, a jeśli się wydarzą, nie rozbija jej to wewnętrznie. Wierzy, że jest wartościowa i godna miłości, a jej potrzeby i emocje się liczą, łatwo więc je nazywa i komunikuje. Postrzega siebie jako godną zaufania i szacunku, kompetentną i niezawodną. Dzięki temu w sposób twórczy i kreatywny buduje dobre relacje, wychodząc od "tu i teraz" oraz adekwatnie regulując bliskość i autonomię.

Brak bezpieczeństwa

Więź pozabezpieczna wyraża się poprzez dwa różne style: lękowy i unikający. Pierwszy z nich powstaje, kiedy dziecko domaga się pomocy, ale jej nie otrzymuje. Drugi - kiedy dziecko z powodu braku odpowiedzi wycofuje się z proszenia o pomoc.

Także w życiu dorosłym więź pozabezpieczna jest oparta na lęku. Pojawia się on wtedy, kiedy osoby potrzebują bliskości w relacji lub gdy inni o nią proszą. Styl lękowy występuje w dwóch wariantach: zawłaszczającym (gdy potrzeba bliskości emocjonalnej jest wyrażana w tak silny i narzucający się sposób, że inni mają opory przed wejściem w taką relację, ponieważ ich męczy i odstrasza) i odległym (kiedy osoby doświadczają jednocześnie silnej potrzeby bliskości i nieufności wobec innych, co sprawia, że z lęku przed odtrąceniem dystansują się, manifestując postawy przesadnej samodzielności, niezależności i samowystarczalności, w związku z czym mogą być odbierane w relacjach jako lekceważące czy odtrącające).

W obu przypadkach osoby wykazują silną skłonność do idealizowania innych przy jednoczesnych wątpliwościach co do własnej wartości. Przeżywając lęk przed odrzuceniem, usilnie szukają aprobaty i akceptacji.

Znamiona przeszłości

Nie powracamy do dzieciństwa, aby kogokolwiek oskarżać czy coś egzekwować, ale by spotkać się z prawdą, która pozwoli zrozumieć, czego potrzebujemy dla lepszego rozwoju. Podstawowa różnica między osobą o bezpiecznym a pozabezpiecznym stylu przywiązania dotyczy postrzegania. Nasze przekonania wpływają bowiem na rzeczywistość i ją tworzą. Inaczej widzą świat osoby, które wierzą, że są godne miłości, a inaczej te, które sądzą, że są bezwartościowe i ich potrzeby się nie liczą. Dziecko postawione przed wyborem: więź albo wyrażanie siebie, zawsze wybierze więź, bo tylko tak przetrwa. Wtedy jednak opuszcza siebie.

Opuszczenie siebie rodzi wewnętrzną pustkę i ból psychiczny, które zazwyczaj uśmierzane są przez uzależnienia, pieniądze, władzę, sukces, szukanie za wszelką cenę aprobaty u innych ludzi. Zbudowane na mechanizmach obronnych zachowania pozabezpieczne kiedyś umożliwiały przetrwanie, a obecnie zaburzają adekwatną percepcję samego siebie i utrudniają autentyczny kontakt z drugim człowiekiem. W życiu dorosłym nie musimy być ograniczani lękami z przeszłości, w kółko odtwarzając wyuczone schematy. Możemy nauczyć się żyć własnym życiem.

Trening czyni mistrza

Odbudowanie bezpieczeństwa emocjonalnego w relacji z samym sobą wymaga: postrzegania siebie jako osoby godnej miłości, wartościowej i autentycznej ze względu na sam fakt istnienia; wyrażania siebie przy zachowaniu szacunku dla innych; adekwatnego komunikowania własnych potrzeb; odczuwania własnego ciała i emocji; bycia przy sobie bez opuszczania siebie i poczucia własnej wartości. Ważne jest też, by umieć pozostać wiernym tym wartościom i umiejętnościom bez względu na to, co powiedzą czy zrobią inni.

Bezpieczna relacja z drugą osobą domaga się natomiast zaufania. Rodzi się ona wówczas, kiedy obie osoby wiedzą, czego mogą się po sobie spodziewać i mogą wzajemnie na siebie liczyć, ich zachowania są przewidywalne, bo dotrzymują słowa, robią, co obiecały i biorą innych pod uwagę, dbając o nich.

Przeczytajmy i rozważmy fragment z Ewangelii św. Jana, w którym Jezus wskazuje na sposób budowania relacji ze sobą: "Trwajcie we Mnie tak, jak Ja w was. Podobnie jak winna gałązka nie może owocować sama z siebie, gdy nie trwa w krzewie, tak też i wy, jeśli nie będziecie trwać we Mnie. Ja jestem krzewem winorośli, a wy gałązkami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi obfity owoc, gdyż beze Mnie nic nie możecie uczynić. Jeśli ktoś nie trwa we Mnie, będzie odrzucony jak gałązki i uschnie. Zbiera się je, wrzuca w ogień i spala. Jeśli będziecie trwać we Mnie i jeśli moja nauka będzie w was trwać, proście, a spełni się wszystko, cokolwiek tylko pragniecie" (J 15,4-7).

Mając na uwadze przykład biblijny oraz przedstawioną powyżej teorię, zastanówmy się: jaki jest powód, że jeden z przyimków: "w", "z", "za-przeciw", "dla" często pojawia się w naszych relacjach, a inny rzadko; który z opisanych stylów budowania więzi jest nam najbliższy, a który najtrudniejszy; którego używamy najczęściej i w jakich sytuacjach.

Artykuł pochodzi z dwumiesięcznika "Głos Ojca Pio".

Siostra Anna Maria Pudełko - apostolinka, absolwentka Papieskiego Uniwersytetu Salezjańskiego w Rzymie (UPS) i Akademii Ignatianum (AIK) w Krakowie oraz Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie (PWTW). Psychopedagog powołania, teolog pastoralny, kierownik duchowy. Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym w Łowiczu i w Centrum Formacji Duchowej w Trzebini. Prowadzi rekolekcje, wykłady, warsztaty dla kleryków, kapłanów, osób konsekrowanych i małżeństw z zakresu duchowości, psychologii i andragogiki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak być nie za daleko i nie za blisko w relacji?
Komentarze (1)
JG
~Jan Goździuk
16 lutego 2023, 22:26
Nikt z nas nie jest idealny, zrównoważony, super wychowany. Nikt nie wychował się w idealnej rodzinie ani w idealnej szkole. Zatem wszyscy mamy w sobie mieszaninę tych dobrych i niedobrych cech o jakich pisze Siostra Pudełko. Wydaje mi się, że nawet nie byłoby dobrze być wychowywany w takim optymalnym środowisku, bo przecież z niego trzeba wyjść do świata i pełnić społeczne role wśród zwykłych zakompleksionych ludzi. Gdybym pochodził z takiego idealnego środowiska wychowawczego to chyba bym się w dorosłym życiu, wśród normalnych ludzi, szybko załamał, zniechęcił, był boleśnie niezrozumiany, a może i odrzucony. Mam nadzieję że w zamierzeniu Siostry nie jest przekonanie nas, że można wysilić się aby zrozumieć tę teorię, popracować nad sobą i tak dojść do doskonałości.