Jestem byłą narkomanką. Wierzę w miłość
Nigdy nikomu nie mówiłam o swoich marzeniach, czy o swoim cierpieniu.
(fot. shutterstock.com)
Jestem byłą narkomanką. Obecnie mieszkam w jednym z ośrodków Monaru. Przebywam tam od roku.
Nigdy nie lubiłam się uczyć, ale ambicje moich rodziców, ich ciągłe naleganie, że muszę mieć dobre, bardzo dobre stopnie sprawiały, że musiałam to robić. Sposób w jaki mnie traktowali rodzice był dla mnie krzywdzący. Pomimo, że miałam wiele koleżanek, czułam się bardzo samotna. Pewnie dlatego, że nigdy nikomu nie mówiłam o swoich marzeniach, czy o swoim cierpieniu.
O mojej przyszłości decydowali rodzice. Nie mogłam sama wybrać szkoły, chciałam iść do technikum, ale zdecydowali się na liceum, a ja bardzo bałam się im sprzeciwić. Bardzo dobrze zdałam maturę, a potem rodzice zdecydowali, że pójdę na UJ studiować anglistykę. Załatwili mi nawet jednoosobowy pokój w akademiku, żeby ktoś mi w nocy nie przeszkadzał w nauce. O wszystkim oni decydowali. Wiedzieli nawet, co będę robić po studiach.
Wyrok śmierci
Rok akademicki 2006/07 był dla mnie wyrokiem śmierci.
Był deszczowy dzień, gdy podczas przerwy podszedł do mnie jeden z chłopaków z grupy. Miał na imię Daniel. Po krótkiej wymianie grzeczności powiedział, że widzi w moich oczach ból i to, że coś mnie trapi. Odparłam tylko, że jest bardzo spostrzegawczy.
Rozmowie przyglądał się drugi chłopak, który także od pewnego czasu mnie obserwował. Po ostatnim wykładzie Daniel zaproponował, że mnie odprowadzi - zgodziłam się i opuściliśmy uczelnię. Po chwili milczenia zaczął rozmowę, a na koniec podarował mi dwa zwinięte ruloniki, które przypominały papierosy, a w środku zamiast tytoniu był biały proszek.
- To witamina C, wystarczy zasnifować - uprzedził moje pytania.
Patrzyłam na niego dziwnym wzrokiem, ale w milczeniu, pełna lęku, wzięłam koks. Wróciłam do akademika, włożyłam ruloniki do szuflady. Prawie o nich zapomniałam. Prawie...
Wkrótce pisałam kolokwium, którego nie zdałam. Nie dopuszczono mnie do egzaminu. Po ogłoszeniu wyników załamałam się i wybiegłam z uczelni. Wtedy ktoś podbiegł do mnie wołając moje imię. Zatrzymałam się, odwróciłam i zobaczyłam Pawła.
- To jest mój numer telefonu, gdybyś czegoś potrzebowała... - podał mi kartkę z imieniem i numerem komórki.
Rozpłakałam się i rzuciłam mu się w ramiona. Poczułam się - nie rozumiem dlaczego - kochana.
Odlot
Na sekretarce nagrali mi się rodzice, którzy kazali mi przyjechać do domu. Nie wiedziałam, co robić. Przecież nie zdałam... Przypomniałam sobie wtedy o witaminie C, którą otrzymałam od Daniela. Wyciągnęłam z szuflady mały rulonik z białym proszkiem i odsypując trochę na rękę, zaciągnęłam się jak tabaką. Załzawiły mi się lekko oczy i zawróciło się w głowie, ale po chwili poczułam swobodę i radość, jakiej nigdy nie miałam. Nie mogłam zasnąć, przenosiłam się w świat marzeń i czułam się z tym świetnie. Rano wciągnęłam resztę proszku, po południu zabrałam walizki i pojechałam na dworzec złapać pociąg do Żywca. Po zajęciu miejsc w przedziale nastąpił zjazd. Dojeżdżając na PKP w Żywcu udałam się do łazienki, aby tam zasnifować przed spotkaniem z rodzicami. Poczułam odlot. Nabrałam pewności siebie, stałam się bardzo radosna, zniknął lęk.
- Aniu?! A co ty taka radosna? - zdziwiła się mama, która otworzyła mi drzwi.
Zostawiłam bagaże, zajęłam miejsce za stołem, przy którym rodzice właśnie jedli kolację. Mama nakryła również dla mnie.
Zakomunikowałam pewna siebie i jakby dumna, że nie zostałam dopuszczona do egzaminu. Oczywiście rodzice byli wściekli, a mama od razu kazała mi odejść od stołu i udać się do pokoju. Poszłam. Nie mogłam zasnąć. Czułam się taka odprężona. Słyszałam gdzieś w tle rozmowę rodziców. Nie mogli uwierzyć, że poniosłam klęskę.
Przy śniadaniu towarzyszyło nam milczenie. Pożegnałam się z rodzicami na stacji PKP i wsiadłam do pociągu. Teraz poczułam zmęczenie.
Paweł
W poniedziałkowy poranek pojechałam na uczelnię. Po zakończonym wykładzie dowiedziałam się o terminach egzaminów w zbliżającej się styczniowej sesji. Wtedy znowu podszedł do mnie Daniel i uśmiechając się, zapytał, czy korzystałam z jego ostatniego prezentu. Gdy przytaknęłam zaproponował mi nowy towar (w płynie), za który jednak musiałam zapłacić trzy dychy. Oczywiście skorzystałam z propozycji kupna. Rozstaliśmy się, a materiał schowałam tam, gdzie poprzednio. Czułam głód, ciągnęło mnie, żeby sobie wstrzyknąć, ale silna wola sprawiła, że zostawiłam towar na spotkanie z rodzicami po sesji, gdybym oblała...
Przed samymi egzaminami rozmawiałam jeszcze z Pawłem. Był zdziwiony, że nie martwię się sesją. Milczałam, bo nie chciałam mu o niczym mówić. Zaproponował spotkanie i umówiliśmy się na wieczór.
W czasie spaceru po Plantach, Paweł zaczął rozmowę i wyznał, że bardzo mu się podobam, ale też, że od jakiegoś czasu widzi zmiany w moim zachowaniu, sposobie bycia. Był tym bardzo zmartwiony. Zdziwiłam się jego troskliwością i znowu poczułam, że jestem kochana. Powiedziałam mu, że go bardzo lubię i że możemy zostać przyjaciółmi. Uszanował moją decyzję.
Na dnie
Oblałam egzaminy. Byłam zrozpaczona. Po powrocie do akademika cały czas płakałam. Huknęłam sobie w żyłę i udałam się w podróż w odległą krainę wyobraźni. Nie chciałam zwlekać z wizytą u rodziców, więc pojechałam do domu. Nie spodziewałam się jednak, że ojciec kategorycznie stwierdzi, że nie chce, bym pojawiała się więcej w ich domu i że nie mają od dziś córki. To było dla mnie straszne. Pamiętam do dziś przeszywające i pełne niespełnionych ambicji spojrzenia moich rodziców.
Wróciłam do Krakowa. Byłam na głodzie. Nie miałam pieniędzy, aby kupić sobie dragi. Bezsenność doprowadzała mnie do szału, przestałam chodzić na uczelnię. Nie odbierałam telefonów od Pawła. Kiedyś późnym wieczorem nie mogłam już wytrzymać z głodu i zaczęłam żebrać na ulicy, by zdobyć pieniądze. Udało mi się zebrać 50 zł. Natychmiast zadzwoniłam do Daniela, a on w promocyjnej cenie opylił mi kokę - zażyłam natychmiast i nareszcie poczułam ulgę. Żebraniem zdobywałam pieniądze, z których początkowo opłacałam akademik i dzięki którym wraz z Danielem spotykaliśmy się z innymi dilerami. Niewiele jadłam. Po pewnym czasie zaczęły się pojawiać urojenia, potworne lęki, jakieś dziwne prześladowcze zjawy.
Gdy wyrzucono mnie z akademika, zamieszkałam u Daniela. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej, byłam zmęczona fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Mimo to nie przestawałam dawać sobie w żyłę. Miewałam drgawki. Pewnego wieczoru, nie wiedzieć czemu, Daniel kazał mi puknąć sobie w żyłę podwójną dawkę śniegu. Zrobił to, by uspokoić moją agresję i... wykorzystać seksualnie. Po dokonaniu bestialskiego gwałtu - on był na kopie - wywiózł mnie na jakiś przystanek. Było to około drugiej w nocy. Resztkami sił (bo na dodatek mnie pobił) sięgnęłam do kieszeni po komórkę i zadzwoniłam do Pawła. Po godzinie mnie znalazł i zawiózł do jednego z pobliskich szpitali. Tam skierowano mnie na detoks.
Przez cały ten czas odwyku Paweł był ze mną. Zaraz po wykładach przyjeżdżał i towarzyszył mi do późnych godzin wieczornych. Po niespełna dwóch tygodniach poczułam się znacznie lepiej, wtedy usłyszałam z ust lekarza, że jestem zarażona wirusem HIV.
Wierzę w miłość
Zaczęłam płakać, a Paweł bardzo mocno zaciskając moją dłoń, spojrzał na mnie i nie ustawał w pocieszaniu. Po tej wiadomości milczałam chyba całą dobę, bijąc się z myślami. Lekarz zaproponował mi oprócz leczenia okres postrehabilitacyjny w jednym z krakowskich ośrodków prowadzonych przez Stowarzyszenie Monar. Po wyjściu ze szpitala trafiłam na placówkę Stowarzyszenia. Był to krakowski Dom GWAN. Nie musiałam zbytnio martwić się o pieniądze przeznaczone na pobyt w domu, gdyż część płacił Paweł, drugą zaś pokrywałam z zapomogi, otrzymywanej z MOPS-u dzięki współpracy z Monarem.
W Domu GWAN zaakceptowałam miano nosiciela, poczułam ciepło rodzinne, opiekunowie traktują mnie po ludzku i nie wtykają palcami mówiąc, że jestem ćpunem i nosicielem. Dużo ze mną rozmawiają (choć jestem nosicielką HIV, jestem prawdziwie szczęśliwa - Monar umożliwił mi terapię retrowirusową). Spotkania z narkomanami i nosicielami, ich świadectwa sprawiają, że nie czuję odrębności, ale przede wszystkim nadzieję, że moja młodość się jeszcze nie skończyła. Mogę uczynić ją wspaniałym wspomnieniem.
Dla ciekawskich powiem, że spotykamy się z Pawłem, zgodziłam się być jego dziewczyną i wierzę w jego miłość, w to, że jest prawdziwa.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł