Kasia Olubińska: jest taka tęsknota, której nie zrozumie nikt

(fot. Tola Piotrowska / tolala.pl)

Choćbym nie wiadomo jak się starała, nie wytłumaczę nikomu, ile różnych skrajnych emocji, ze złością włącznie, ile pytań do Boga, ile bólu mimo nadziei może się pomieścić w sercu.

Tęsknota przychodzi jak niespodziewane fale podczas żeglugi i zalewa tak, że prawie nie można oddychać, i zabiera gdzieś głęboko w dół – codziennie w chwilach najmniej spodziewanych, takich zwyczajnych.

Na przykład skończył mi się miód i myślę: „Zadzwonię do niej, żeby mi kupiła od tego miłego pana pszczelarza co zawsze”, albo czekam na stacji benzynowej i przychodzi mi do głowy: „Mam chwilkę, to zadzwonię do niej, zapytam, co słychać”. Albo jest Dzień Kobiet i chcę jak zawsze wysłać jej kwiaty, i wtedy nagle sobie przypominam... i gdy coś gotuję: „Zrobię jej zdjęcie i wyślę”.

Pamiętam, że jak byłam u fryzjera, zawsze robiłam jej zdjęcie, jak wyszedł mi kolor, i wysyłałam, a ona pisała, że ślicznie. Myślę o niej nawet, kiedy widzę nagle piękną torebkę albo fajny krem i z rozpędu postanawiam: „Kupię jej w prezencie, zrobię jej niespodziankę”. I kiedy dojeżdżam do domu, jakieś dwadzieścia kilometrów przed – zawsze w tym samym miejscu dzwoniłam, bo prosiła: „Tylko pamiętaj, zadzwoń, jak będziesz w pobliżu, wstawię zupę, żeby była ciepła, jak przyjedziesz”. Tak więc chwytam za telefon, żeby zadzwonić i powiedzieć jak zawsze: „Będę za piętnaście minut” i „Tak, mamo, jesteśmy głodni”. Nie wierzę, że już nigdy to się nie stanie, że nie zjem już tej jedynej w swoim rodzaju zupy...

Najtrudniej jest jednak nad ranem, kiedy budzę się i jest jeszcze bardzo wcześnie, myślę: „Jak dobrze, że to wszystko to był tylko sen, zły sen...”. Chcę się z niego obudzić... i do niej zadzwonić... i jej opowiedzieć, ale nagle uświadamiam sobie, że to wcale nie jest zły sen, że to wszystko dzieje się naprawdę...

Jest taki smutek, taki ból, taka pustka, taka tęsknota, której nie zrozumie nikt, więc nawet przestajesz to komukolwiek tłumaczyć, bo się nie da. Na pytanie: „Jak się masz?” – odpowiadasz coś w stylu: „Dziękuję, dobrze”.

Tylko przed Bogiem, w pustym kościele, w ciszy, nie muszę nic już tłumaczyć, mogę w końcu być sobą.

Bo przecież jak masz opisać, że czujesz się jak ryba wyciągnięta z wody, która z trudem łapie powietrze? Jak opowiedzieć, że nie wiesz, co masz czuć, bo w miejscu serca została tylko czarna wyrwa, że jesteś w rozsypce, że całe twoje życie nagle się zmieniło, że zamiast wiary masz jedynie znaki zapytania, zamiast słów łzy, że każdy dzień jest jak walka, żeby wstać, umyć zęby, uczesać włosy, zebrać myśli, wykonać chociaż znak krzyża, nie zakłopotać nikogo swoim stanem i chociażby dla niej na nowo się postarać żyć, bo życie jest przecież największym cudem i darem. Nawet te wszystkie słowa mające przynieść ukojenie, które nagle słyszysz dookoła – „Ona jest już w lepszym miejscu i tam wszyscy pójdziemy” – nie pomagają.

Owszem, wierzę, że tak jest, czuję i wiem, że to prawda, naprawdę wierzę w to całym sercem, ale chodzi nie o to, gdzie mama jest; chodzi o to, gdzie jej nie ma i jak to boli, mimo wiary i nadziei, i miłości, i przeświadczenia, że niebo jest dla niej najlepszym miejscem. Choćbym nie wiadomo jak się starała, nie wytłumaczę nikomu, ile różnych skrajnych emocji, ze złością włącznie, ile pytań do Boga, ile bólu mimo nadziei może się pomieścić w sercu.

Tylko przed Bogiem, w pustym kościele, w ciszy, nie muszę nic już tłumaczyć, mogę w końcu być sobą. Tam nic nawet nie muszę mówić; same łzy mogą być modlitwą. On widzi serce. On mnie i ciebie kocha, a przecież jeśli kogoś kochasz, to jesteś blisko, znasz tego kogoś, więc On wszystko o tobie wie. On jedyny nie pyta: „Co słychać i jak się czujesz?”, bo On to po prostu wie...

 

Fragment pochodzi z książki Katarzyny Olubińskiej "Bóg w moim domu".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kasia Olubińska: jest taka tęsknota, której nie zrozumie nikt
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.