Kobiety i przemoc

Kobiety i przemoc
(fot. PAP/Leszek Szymański)

Rząd podjął we wtorek deczyję o podpisaniu "Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej". Zgoda była prawie jednogłośna - wyjątek stanowiło votum separatum ministra Jarosława Gowina.

Wcześniej, 12 lipca, ukazało się Oświadczenie Prezydium Konferencji Episkopatu Polski. Problem przemocy wobec kobiet biskupi uznają za istotny, ale chcą wypełnienia przez premiera zapowiedzi publicznej debaty nad Konwencją i skutkami jej ratyfikacji. Tylko, że do tanga trzeba dwojga. Na razie chętnych wie widzę.

DEON.PL POLECA

W Polsce nigdy nie było takiej debaty. W czasach realnego socjalizmu temat nie istniał w statystykach. Problemy społeczne miały rację bytu tylko na zgniłym Zachodzie. Kapitalizm z definicji oznaczał: bezrobocie, prostytucję, narkomanię, alkoholizm, bezdomność, przemoc itd. Planowa gospodarka socjalistyczna nie miała prawa ich generować.

Pomoc społeczna była niezbyt profesjonalna. Przecież wszystkie kwestie społeczne miał rozwiązać, jak zakładano, system oparty na równości. Kierunek studiów "Praca socjalna" pojawił się na uczelniach dopiero po 1989 r.. Nie było organizacji pozarządowych. Rozszczelnianie tabu zaczeło się w początkach lat osiemdziesiątych XX w. Marek Kotański zarejestrował "Monar" jako stowarzyszenie w 1981 r. (pierwszy ośrodek działał od 1978 r.). "Markot", ruch wychodzenia z bezdomności - dopiero w 1993 r.. Psycholog Maria Grabowska zainicjowała w 1974 r. grupę Aninimowych Alkoholików, w Poznaniu. Ruch AA rozwijał się jednak w następnej dekadzie (do 1980 r. grup było pięć). Do upadku komuny problem przemocy interpersoanalnej pozostał prawie nietknięty.

Ideologiczna diagnoza

Dyskusja niby toczyła się kilka lat temu, podczas prac nad "Ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie", a zwłaszcza nad jej nowelizacją. Zwolennicy i oponenci juz wtedy wpadli w jednostronność, która w debacie nad Konwencją dosięgła apogeum. Minister Gowin (za nim biskupi) uznał ten akt prawny za ideologiczny.Trudno nie przyznać mu racji. Problem w tym, że przyganiał kocioł garnkowi. Minister sprawiedlowości powinien być merytoryczny. Zamiast koncentrować się na przemocy, przedstawić swoją diagnozę problemu, pokazać bardziej skuteczne strategie działania, zarzuca Konwencji... co? Homoseksualną propagandę. Skutek był natychmiastowy. Media ogłosiły go ideologiem, ignorantem, seksistą i homofobem. Musi udowadniać, że nie jest wielbłądem. Bitwę o podpis przegrał.

Ideologiczność Konwencji przyćmiła "ideologia" katolika Gowina. A szkoda. Wystarczyłoby sięgnać po pismo, jakie Polskie Lobby Kobiet wystosowało do ministra Radosława Sikorskiego 28 października 2010 r.. Renata Berent-Mieszczanowicz, prezes Lobby, przekonuje adresata "czym w rzeczywistości jest przemoc mężczyzn wobec kobiet i dlaczego istnieje konieczność powstania specjalnego, międzynarodowego, wiążącego prawnie instrumentu praw człowieka odnoszącego się do strukturalnych przyczyn tej przemocy". Otóż - przyczyną przemocy jest fakt, że kobieta jest kobietą.

Dalej prezes apeluje do szefa MSZ: "Zwracamy się do Pana w nadziei, że polska delegacja zgodnie z oczekiwaniami organizacji działających na polu praw człowieka uzna przemoc, jakiej doznają kobiety we wszystkich krajach Europy za zjawisko strukturalne, wynikające z braku równości między kobietami i mężczyznami.". To samo znajdujemy w Konwencji. W liście wyeksponowano jednak inny cel, niż pomoc ofiarom. Chodzi o uznanie takiej, a nie innej diagnozy przemocy domowej.

Istotą Konwencji jest teza: sprawcami przemocy są mężczyźni. Dlaczego? Z samego faktu, że są meżczyznami!

Mniejszość 9 proc.

Te światłe tezy mają stać się powszechnym kluczem interpretacyjnym. Jak to działa? Portal natemat.pl skomentował reakcje internautów po wyznaniu przez Katarzynę Figurę w "Vivie", że maltretował ją mąż. Oburzenia autorki komentarza, Anny Dryjańskiej, nie budzi obwinianie i wyśmiewanie Figury jako ofiary przemocy. Feministka widzi w tym... dyskryminację kobiety. Po lekturze artykułu wniosek jest jeden: Abel była kobietą! Ofiary nie-kobiety spychane są na margines. Dryjańska mówi "nawet jedno powiedzonko [jak chłop nie bije, to wątroba gnije… ] jest dowodem na to, że przemoc wobec kobiet traktujemy w Polsce pobłażliwie, że jest ona zupełnie oswojona. Do tego stopnia, że jej skala poraża: według różnych danych, jest ona chlebem powszednim nawet co trzeciej Polki."

Przywykłam do tego, że według feministek ponad 800 tys kobiet w kraju doświadcza przemocy. To dane szacunkowe, ale przesada służy sprawie! Jak zatem jest? Według statystyk policyjnych w 2010 r. przemocy w rodzinie doświadczyło 134.866 osób, z czego 61 proc. stanowiły kobiety (82.102), a 9 proc. mężczyźni (12.651). Pozostałe 30 proc. to małoletni. Są to przypadki zgłoszone na policję, co otwiera pole do "szacowania".

W zależności od zdefiniowania, czym jest przemoc, otrzymamy w badaniach różne dane. Najbardziej myląca jest jednak nie liczba, na pewno znacznie większa niż dane z policji, lecz proporcje. Kobiety najczęściej szukają pomocy. Mężczyźni się wstydzą, im nie wypada. Są grupą, która jest bardziej niedoszacowana. Potwierdzają to badania instytutu SMG/KRC przeprowadzone na zlecenie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (2011). Wynika z nich, że w Polsce "istnieje znacznie większe przyzwolenie społeczne na przemoc kobiet w stosunku do mężczyzn, stanowi ona argument w konfliktach. Ponad jedna czwarta respondentów (27 proc.) uważa, że mężczyzna, który został uderzony przez partnerkę, najczęściej sam jest sobie winny. Tylko 9 proc. zgadza się z opinią, że kobieta, która została uderzona przez partnera, sama jest sobie winna." Czy 9 proc. to jest mniejszość, która nie ma głosu?

[...] "Co dziewiąta kobieta (11 proc.) i co dziesiąty mężczyzna (10 proc.) żyjący w stałych związkach doświadczali przemocy fizycznej ze strony swoich partnerów, a co piąty mężczyzna (20 proc.) i co szósta kobieta (16 proc.) byli przez nich psychicznie dręczeni. Uwzględniając obie formy przemocy można stwierdzić, że równie często doświadczały ich kobiety (21proc.), jak i mężczyźni (22proc.)." Itd.

Konkluzja: "Według policyjnych statystyk ofiarami przemocy domowej zdecydowanie częściej są kobiety. W naszym sondażu jednak mężczyźni równie często deklarowali, że doświadczali agresji ze strony partnerek. {....] Silny sprzeciw wobec użycia siły w stosunku do kobiet i łagodniejsze ocenianie kobiet, które uderzyły partnera, świadczą o zakorzenionych stereotypach, według których kobieta powinna być bardziej chroniona przed aktami agresji, a mężczyzna nigdy nie występuje w roli ofiary przemocy domowej."

Feministki tak ustawiły teleskopy, że kobieta - sprawca ginie w odległych galaktykach. Agresja kobiet zawsze była usprawiedliwiana: chorobą, nerwowością, emocjami, hormonami. Teraz słyszymy, że jeśli stosują przemoc, to pod presją kultury. Z winy mężczyzny. Zamiast zgniłego kapitalizmu mamy więc teorię zgniłego patriarchatu. System wymyślony przez kobiety nie może generować przemocy, nietolerancji, wykluczenia, marginalizacji. Nie może - i już.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kobiety i przemoc
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.