Jak ufać Bogu, kiedy wszystko się wali?

Jak ufać Bogu, kiedy wszystko się wali?
(fot. Sylwia Wawrzkowicz)
Barbara Turek

Jak nie tracić wiary, kiedy On działa w trybie incognito? Jak realizować pomysły nie do zrealizowania? Moja historia pokazuje, że to możliwe.

Pewnie doskonale znacie momenty, w których wszystko wali się niczym lawina nieszczęść. Weźmiesz się za jedną rzecz, coś się rozleci, a potem kolejna i kolejna, aż w końcu masz poczucie, że totalnie nie ogarniasz tego, co się dzieje. Wtedy chyba najtrudniej pokusić się o zaufanie. Bo niby jak?

Osobiście podziwiam ludzi, którzy potrafią ze spokojem w takich sytuacjach wypowiadać zdanie: "Jezu, ufam Tobie". Ja zupełnie tego nie umiem. Zazwyczaj robię to w sposób bardzo chaotyczny i w ogóle nie przypominam kogoś, kto naprawdę wierzy.

DEON.PL POLECA

Za każdym razem przeżywam ten sam szok. Pan Bóg z tych moich marnych prób robi coś, czego kompletnie bym się nie spodziewała. Tak jakby sklejał wycinki moich westchnień w jedną całość.

Bądź szczery

Na co dzień jestem całkowicie zależna od innych ludzi. Potrzebuję około trzech osób, żeby spokojnie przeżyć dzień. Wszystko zaczynamy od wspólnego wstania z łóżka, porannej toalety, a potem wsiadam do wózka i próbuję ufać. Gorzej, kiedy ktoś, kto obiecał, że przyjdzie, spóźnia się godzinę lub dwie, albo wydarza się jeszcze coś innego, czego nie jestem w stanie przewidzieć. Szczególnie wtedy trudno jest się nie wkurzyć. Dla mnie problemem jest wstanie z łóżka, ale każdy może w tym miejscu wstawić sytuację, która dotyka jego bezpośrednio.

Wydaje mi się, że chodzi o to, żebyśmy nie próbowali włożyć Pana Boga w jakiekolwiek pudełko. Bóg jest Kimś, kogo nie możemy w żaden sposób ograniczać, szczególnie poprzez nasze wyobrażenia i pomysły na to, jak powinien zadziałać. On nie jest magiczną wróżką. Na początku trzeba sobie uświadomić to, że Bóg jest Osobą, a skoro tak, to możemy mieć z Nim żywą relację, opartą na szczerości. Nie chodzi o to, żeby to dobrze brzmiało, tak literacko, tylko na serio!

Bez szczerości nie ma miłości! W prawdziwej relacji zdarza się przecież, że jesteś na kogoś zły, czasem po prostu jest ci trudno. Nie bój się tych uczuć, są dobre. Wyjdźmy ze schematu, że Panu Bogu trzeba wiele dać, że to musi być takie ładne, że na klęczkach…

Oczywiście nie mam nic do modlitwy na klęczkach, jest dobra, jeśli tylko zbliża cię do Boga i pomaga w budowaniu relacji z Nim.

Miej oczy szeroko otwarte

Kiedy już się "wyżyję", wygadam, wypłaczę, wyklęczę i zrobię wszystko, co przyjdzie mi do głowy - co dalej? Najczęściej chcemy działać już, natychmiast, teraz. Bo przecież nie będę siedział z założonymi rękami. Racja! Nie siedź, otwórz oczy, spójrz na świat dookoła Ciebie. Ja zwykle tak robię i to naprawdę działa. Przekładając na konkret: ktoś się do mnie spóźnia, nie mam jak wstać z łóżka i cały dzień mi się rozwala. Patrzę wtedy na każdy szczegół, drobiazg, spotkanie - one naprawdę mają znaczenie.

Kiedyś znajomy dominikanin powiedział mi, że przypadek to Bóg działający incognito. Idąc tym tropem, zadaję sobie pytanie: co chcesz mi przez to powiedzieć, Boże? Zaufanie to żmudna praca i czasem nie od razu widzimy jej efekty, a bywa, że bardzo długo musimy na nie czekać.

Czytaj znaki, ciesz się małymi rzeczami i nie próbuj być bohaterem, który wszystko zniesie, nigdy nie upadnie, zawsze na każde pytanie zna odpowiedź. Pamiętam, że w czasie naszej pielgrzymki autostopem do Rzymu najtrudniejsze były dla mnie momenty, kiedy nic się nie działo. W dodatku byliśmy zmęczeni i czuliśmy, że porwaliśmy się na coś, co z ludzkiej perspektywy miało małe szanse na powodzenie. Pierwszego dnia staliśmy dziesięć godzin na granicy w Chyżnem. Prawie nikt się nie zatrzymał.

Jedynym znakiem byli ludzie, którzy raz po raz podchodzili, pytali nas, kim jesteśmy i co tu robimy. Na wieść o tym, że pielgrzymujemy do Papieża Franciszka reagowali dość pozytywnie, choć nie ukrywali zdziwienia. Iskierką nadziei, że to jednak ma szanse na powodzenie, były dla mnie dwie sytuacje. Pierwsza to fakt, iż pomimo że byliśmy "dziwnym zjawiskiem" na tej granicy, ludzie dość często zapisywali na kartkach swoje intencje i wrzucali do naszego worka. Uśmiechali się i życzyli nam wszystkiego dobrego.

Druga sytuacja to spotkanie kobiety, która tego dnia jako jedyna zatrzymała się i chciała nam pomóc. Kiedy dowiedziała się o naszej misji, bardzo ją to poruszyło. Popłakała się. Pomodliliśmy się razem. Wręczyła nam kilka euro i powiedziała zdanie, które tego dnia wydawało mi się zupełnie bez sensu: “Dojedziecie. Na pewno Wam się uda!". No i dojechaliśmy! Choć zupełnie nie spodziewaliśmy się takiej wersji wydarzeń. Nawet w najśmielszych snach nie marzyłam o tym, że kiedykolwiek będę jechać tirem, modlić się z muzułmanami, albo spać pod gołym niebem!

Słowa "nie da się" są im nieznane. Jak intencje trójki Polaków dotarły do samego Franciszka? >>

Najważniejsze? Zaryzykuj!

W dzisiejszym świecie nie lubimy podejmować ryzyka, dużo lepiej czujemy się, kiedy wszystko idzie zgodnie z planem. Mamy wtedy poczucie bezpieczeństwa, wygody, jest nam dobrze. Bardzo często łapię się na tym, że nie chcę decydować się na podjęcie jakiegoś konkretnego kroku, bo po co? Przecież mam wszystko czego potrzebuję, tylko po jakimś czasie wraca do mnie myśl: Czemu moje życie mnie tak wkurza?

Chciałabym coś zmienić, ale wyłącznie w sytuacji, kiedy będę mieć pewność, że to będzie zmiana na lepsze. No bo jeśli nie to: Panie Boże, Ty na pewno się mną nie interesujesz! Czemu zostawiasz mnie właśnie teraz? Gdyby Ci na mnie zależało to na pewno zrobiłbyś tak, jak Cię o to proszę. Mogłabym mnożyć tę litanię pytań i wątpliwości, jakie rodzą się w mojej głowie, zazwyczaj wtedy, kiedy muszę podjąć jakąś decyzję, która niesie za sobą jakiś trud, niepewność.

Ryzykowanie to tworzenie Bogu przestrzeni do działania. Tylko wtedy, kiedy zdecydujesz się stracić kontrolę nad sprawami, które cię w danym momencie przerastają, prawdziwie ufasz. Zupełnie nie chodzi o to, żebyśmy teraz wszyscy odpowiedzialność za nasze życie zrzucili na Pana Boga i czekali, aż On zadziała. Wtedy bylibyśmy hipokrytami, a nie ludźmi wiary.

Św. Augustyn miał sporo racji w tym, co mówił, choć to niebywale trudna zasada: "Pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie, ale ufaj tak, jakby wszystko zależało od Boga". Nie znam lepszego przepisu na zaufanie! Tylko dzięki takiej perspektywie dzieją się rzeczy niemożliwe.

Osobiście polecam każdemu - jestem pewna, że nie będziecie żałować!

Jak ufać Bogu, kiedy wszystko się wali? - zdjęcie w treści artykułu

(fot. Sylwia Wawrzkowicz )

Barbara Turek - z wykształcenia pedagog i coach, autorka bloga Pełnymi Garściami  Żyje aktywnie i udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudniejsze do zrobienia! Kocha spotykać się z ludźmi, mówi, że uprawia "kaznodziejstwo na kółkach" 

Przeczytaj też: Lekarze mówili, że będę rośliną. Żyję i mam się dobrze >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Adrian Wawrzyczek

Ogarnij dzień bezstresowo

Twoje życie to ruchoma bieżnia, która ciągle przyspiesza? Planowanie i zarządzanie czasem kojarzysz ze słomianym zapałem i serią porażek? Dziś zmienisz zdanie.

Duchowość ignacjańska, mindfulness i sprawdzone aplikacje połączone w jedno. Cel?...

Skomentuj artykuł

Jak ufać Bogu, kiedy wszystko się wali?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.