Brak rozmowy może być końcem małżeństwa
"Dopóki rozmawiacie, jest szansa, że się porozumiecie! Koniec rozmowy może być końcem waszego małżeństwa…" - powiedział wprost pewnej parze kapłan prowadzący od lat parafialną wspólnotę rodzin.
"Nienawidzę tych <<cichych dni>>… Już wolę, żeby się złościł, wykrzyczał, co ma na sercu, niż ten zimny, pogardliwy spokój…" - żaliła się przyjaciółce pewna nieszczęśliwa żona. "Oni do mnie mówią, ale oni ze mną nie rozmawiają…" - wyznała sąsiadce stara kobieta mieszkająca pod jednym dachem z synem i jego rodziną. Wszystkie przytoczone powyżej wypowiedzi są autentyczne. I zaryzykowałabym stwierdzenie: typowe. Mogłyby być użyte przez wiele osób, które znamy osobiście. A może nawet przez nas samych.
Niby zwykła rzecz - pogadać z najbliższymi, a przecież nie zawsze bierzemy to pod uwagę. "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą / zostaną po nich buty i telefon głuchy" - pisał w znanym wierszu ks. Jan Twardowski. Wyróżnia się tu zwłaszcza ten "telefon głuchy" - "głuchy" nie tylko dlatego, że nie ma już kto podnieść słuchawki, ale "głuchy", bo wszystkie słowa, które powinny być za życia wypowiedziane, ugrzęzły w przyszłości, której nasz rozmówca już nie doczekał. Bardzo często próbujemy wyrazić swoje przywiązanie albo czułość wobec członków rodziny codzienną krzątaniną i mniej lub bardziej uczciwym wypełnianiem własnych domowych obowiązków.
Rzadziej natomiast przechodzą nam przez gardło słowa: "kocham", "jesteś dla mnie ważny" albo jakiś inny komunikat, równie uskrzydlający, a właśnie te "uskrzydlające" są nam wszystkim potrzebne do życia jak powietrze. Nie bójmy się zatem wypowiadać słów mocnych i świętych. Przypinajmy sobie nawzajem skrzydła.
Rodzaje rozmowy
Oczywiście nie zawsze mamy ochotę, natchnienie czy też zwykłą konieczność rozmawiać w rodzinie o wzniosłych uczuciach. Większość komunikatów we wzajemnych relacjach to prosta wymiana zdań, służąca porozumieniu w sprawach potocznych, czasem nawet błahych. Ale i wtedy rozmowa może być sygnałem bliskości w rodzinie. Wtedy nie to, co mówimy, ale to, jak mówimy, stanowi sedno komunikacji. Życzliwość tonu, łagodność, towarzyszący słowom uśmiech albo pogodny wyraz twarzy dopowie za nas treść i pokaże rzeczywiste intencje. Miło i ciepło można rozmawiać nawet o codziennych zakupach czy wizycie u dentysty - atmosfera domu koi nas wtedy spokojem, daje szansę umacniania więzi. No i oczywiście odwrotnie: wystarczy użyć ostrego słowa, niewerbalnie okazać zniecierpliwienie albo pogardę, żeby odepchnąć każdego - żonę, męża, matkę, dziecko… Atmosfera gęstnieje, w domu zbiera się na burzę. Słowo ma zatem wielką moc: buduje albo niszczy relacje międzyludzkie.
Bariery rozmowy
Istnieje wiele powodów, dla których swobodne uprawianie dialogu rodzinnego może okazać się trudne albo wręcz niemożliwe. Po pierwsze, wychodzimy z wprawy, nie rozmawiając na co dzień, bo mijamy się, kiedy każdy wychodzi i wraca o innej godzinie; bo nie mamy zwyczaju jadać razem przy stole i tak nadrabiać zaległości w rozmowie; bo wolimy oglądać telewizję albo tkwić godzinami przy komputerze. Po drugie, możemy założyć, że jeżeli nie ma do omówienia spraw nadzwyczajnych i superważnych, rozmowa o błahostkach jest niepotrzebna. Nic bardziej mylnego! Sprawy "superważne" zdarzają się na ogół dość rzadko, a codzienny kontakt i rozmowa utrzymują zdrowe więzi między domownikami. Po trzecie wreszcie, porozumienie, a czasem nawet zwykła rozmowa, mogą okazać się trudne, kiedy istnieje zasadnicza różnica poglądów albo ocen jakiejś sytuacji. Takie bariery można przełamać tylko postawą wyrozumiałości i gotowością do przebaczenia. Bez nich relacje rodzinne stoczą się po wzajemnej niechęci jak po równi pochyłej.
Jaki zatem wniosek ogólny z tego wywodu? Są słowa, które uskrzydlają, są takie, które miażdżą, ale chrześcijanom jest łatwiej powalczyć o jakość kontaktów międzyosobowych, bo wiara motywuje ich do miłości bliźniego, rezygnowania z siebie i służby drugiemu.
Skomentuj artykuł