Gdybym tylko wcześniej wiedziała, co zrobić!
Wielu ludzi nie chce rozpadu swego małżeństwa. Gdy zaczyna się kryzys, próbują je uratować. Udają się do odpowiednich poradni, rozmawiają z przyjaciółmi, zaczynają od nowa. Czują się zobowiązani swoim dawnym przyrzeczeniem.
Ludzie religijni czują się odpowiedzialni przed Bogiem za utrzymanie małżeństwa. To przecież przed Nim przysięgali, że będą sobie wierni aż do śmierci. I teraz, gdy nie układa się między nimi, wciąż zastanawiają się nad tym, czy jednak nie ma jakiejś możliwości pozostania razem. Nie musi ich przecież łączyć wielka miłość.
Wystarczy, że będą wobec siebie w porządku. I może da się jeszcze przez jakiś czas żyć obok siebie, zamiast wszystko dzielić. Nie chcą sobie uzmysłowić rozmiaru swojego kryzysu i dlatego próbują dokonać niewielkich zmian na lepsze. Mężczyzna powinien przychodzić punktualniej do domu... i to może wystarczy. Lub powinien mniej pić, wtedy można by mieć jeszcze nadzieję na znośne ułożenie wzajemnych stosunków. Małżonkowie nie chcą zrozumieć, że kryzys spowoduje rozpad ich związku. Sądzą raczej, że uda im się go załagodzić. Innym ważnym powodem, by pozostać razem, są dzieci. Rodzice chcieliby stworzyć dzieciom szczęśliwy świat, w którym czułyby się bezpiecznie. Rodzice czują się odpowiedzialni za dzieci. Dzieci nie mogą być wewnętrznie rozdarte między ojcem i matką.
Wstrzymuję się od osądzania, gdy małżonkowie decydują się na rozwód. Z pewnością niektóre pary rozchodzą się za szybko, ponieważ nie potrafią rozwiązywać konfliktów i nie chcą się zmienić. Ludzie wolą pozostać takimi, jakimi są, nie wstępując na wąską drogę szczerego spotkania z sobą i poznania siebie. Są też jednak małżonkowie, którzy, choć nie chcą rozbijać małżeństwa, nawet przy najlepszych chęciach nie mogą go kontynuować.
Zamiast prawić morały, muszę, jako stojący z boku, po prostu zaakceptować to, co się stało. Nie mogę przypisywać nikomu winy. Najczęściej i bez tego osoby rozwiedzione czują się winne. Właśnie wyrzuty sumienia przeszkadzają wielu ludziom w pełnym przyznaniu się do porażki. Zastanawiają się oni stale nad tym, czy nie zbagatelizowali problemu, czy nie są winni złamania przysięgi małżeńskiej, czy nie są za bardzo egoistyczni. Wyrzuty sumienia męczą wielu małżonków i przeszkadzają w przyznaniu się do rozpadu małżeństwa. I nawet gdy potem się rozwiodą, wyrzuty sumienia ich nie opuszczają. Powinni przecież spróbować jeszcze raz. Być może, dałoby się uratować małżeństwo.
Pewna kobieta była przekonana, że jej małżeństwo jest udane. I nagle sekretarka męża, który piastuje wysokie urzędnicze stanowisko, wręcza jej list. Mąż pisze, że natychmiast występuje o rozwód, nie życzy sobie żadnych rozmów, a jakiekolwiek próby szukania u niego wyjaśnienia są pozbawione sensu. Kobieta jest niemal nieprzytomna z wściekłości i bólu. Nie ma żadnej szansy, by walczyć o męża. Nie może z nim nawiązać kontaktu. Gdy do niego dzwoni, nie jest z nim łączona. Nie zna jego nowego miejsca zamieszkania. Jej listy wysyłane na adres pracy męża wracają z powrotem nie otwarte. Chciałaby uratować małżeństwo, ale nie może, gdyż mąż jej unika.
Po wściekłości wywołanej tchórzostwem męża, który odmawia wszelkich rozmów i z którym nawet nie mogła się pożegnać, zaczynają ją dręczyć wyrzuty sumienia. Co takiego źle zrobiłam? Jakich potrzeb mojego męża nie zauważyłam? Tak bardzo chciałabym się zmienić! Gdybym tylko wcześniej wiedziała, co zrobić! Czym zraniłam męża? Tak bardzo chciałabym to naprawić, ale niestety nie mogę. Nie mogę nic więcej zrobić. Jestem sama z moim bólem, z moją winą, z moją wściekłością, z moją żałobą.
Wielu małżonków, którzy przeżywają kryzys, naprawdę próbuje rozwiązać konflikt. Rozmawiają o nim z zaprzyjaźnionymi małżeństwami. Mówią o swoich urazach i o swojej miłości. Chcieliby rozpocząć wszystko na nowo. Próbują więcej ze sobą rozmawiać i mówić o swoich uczuciach. Jednak już po kilku tygodniach widzą, że to się nie udaje. Mimo przestrzegania wszystkich reguł, na które się zgodzili, nie rozumieją się albo nie mają sobie nic do powiedzenia. Nie czują już do siebie miłości. Powoli dociera do nich, jak bardzo stali się sobie obcy. Nie potrafią sobie wyobrazić, że nadal mogliby żyć pod jednym dachem. Nie mają nic przeciwko sobie, ale czują, że musieliby się wyrzec samych siebie, gdyby próbowali pozostać w małżeństwie. Gdy wyobrażają sobie, że kierując się jeszcze raz dobrą wolą, pozostaliby w związku z drugą osobą, coś się w nich buntuje i ogarnia ich uczucie pustki, lęku i zwątpienia. Ich ciało i uczucia sygnalizują im, że nie ma już wspólnej drogi dla nich obojga. Nie pozbędą się swojej choroby. Cierpią i nie znajdują zewnętrznych przyczyn tego cierpienia. Odnoszą wrażenie, że ich choroba ma związek z małżeństwem. Chociaż jest to dla nich bolesne, czują się zmuszeni wybrać drogę rozstania.
Więcej w książce: Porażka? Nowa szansa! - Anselm Grün OSB, Ramona Robben
Skomentuj artykuł