Jesteśmy w trakcie rozwodu. Pan Bóg dał mi taką a nie inną drogę

(fot. shutterstock.com)
Agnieszka Banaś / "List"

Sześć lat temu mój mąż wyjechał do pracy do Irlandii. Przez długi czas upatrywałam w tym wyjeździe przyczyny kryzysu naszego małżeństwa. Obawiałam się, że mąż mnie zdradzi, że odejdzie. Ciągle do niego dzwoniłam, pytając o to, gdzie był, co robił, z kim się spotkał, ile wypił. Nie zauważyłam tego, że owinęłam się wokół niego jak bluszcz.

Interesowało mnie wtedy przede wszystkim moje szczęście i moje poczucie bezpieczeństwa. Nerwowo szukałam gotowych recept, które pomogłyby mi uratować małżeństwo. Kiedy trafiłam na forum internetowe Wspólnoty Trudnych Małżeństw "Sychar", opisałam swoją historię i niecierpliwie czekałam, aż ktoś mi podpowie, jak skutecznie kontrolować męża na odległość. Tymczasem w jednym z pierwszych postów, które pojawiły się w odpowiedzi, przeczytałam, że to ja mam problem. Polecono mi książkę J. Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości", czytałam ją i oczy mi się otwierały: "obluszczowiłam" mojego męża, nic więc dziwnego, że stara się wyrwać.

Próbowałam zastosować rady Dobsona w rozmowach z moim mężem, ale przez telefon było to bardzo trudne. Przestałam jednak pytać, gdzie był, co robił, dlaczego znowu był na imprezie, nie zasypywałam go opowieściami o moim życiu. Czytałam też inne psychologiczne książki traktujące o małżeństwie, o potrzebach kobiety i mężczyzny - to były dla mnie zupełnie nowe informacje.

DEON.PL POLECA

W kolejnych odpowiedziach na mój post na forum "Sycharu" pojawiły się też pytania o moją relację z Bogiem, o modlitwę, o czytanie Biblii... Byłam zdumiona - spodziewałam się konkretnych rad, a oni pytają mnie o wiarę. Jakby wyczuli, że mój problem tkwi gdzie indziej, że moje życie od dawna jest pogmatwane. Byłam daleko od Pana Boga. Wcześniej nie rozumiałam sensu wiary, nie potrzebowałam jej. Nie umiałam się modlić, nawet na różańcu.

Nie zrezygnowałam z szukania ratunku dla swojego małżeństwa, a jednocześnie powoli się nawracałam. Sięgnęłam po Biblię. Czytając ją, ze zdumieniem odkrywałam, że Bóg interesuje się życiem człowieka, że interesuje się moim życiem. Uczyłam się odmawiać różaniec. Trafiłam też do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Modliliśmy się tam wspólnie za mojego męża, o jego powrót do rodziny i o nawrócenie.

powrót

Mąż zauważył zmianę. Zaintrygowało go to, że przestałam być tak dociekliwa, a kiedy wspomniałam o tym, że wychodzę z domu na jakieś spotkania, był już bardzo zaniepokojony. Niespodziewanie przyjechał na naszą rocznicę ślubu. Przyjazd przygotowywał w tajemnicy przed wszystkimi. Byłam zaskoczona tym bardziej, że nigdy wcześniej nie obchodził naszych rocznic. Gdy przyjechał, czułam się najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Uznałam, że wszystkie moje modlitwy zostały wysłuchane. Stał się cud i odtąd będziemy już zawsze razem.

Być może nawet traktowałam to, co się stało, trochę jak nagrodę za moje nawrócenie. Znałam wiele takich historii: ktoś odnalazł Boga i odtąd wszystko w jego życiu zaczęło się układać. Dlaczego i mnie miałoby się to nie przytrafić? Dużo z mężem rozmawialiśmy, snuliśmy plany. Widziałam, że mój mąż także zaczął się modlić i czytać Biblię. Wszystko więc układało się po mojej myśli.

Napisałam nawet na forum "Sycharu" świadectwo. Miało mnóstwo wejść, bo ludzie chcieli czytać o tym, że można uratować swoje małżeństwo. Byłam zresztą bardzo aktywnym uczestnikiem tego forum. Jako neofitka wchodziłam tam w każdej wolnej chwili i nic innego się dla mnie nie liczyło. Kiedy w 2006 r. jeden z założycieli "Sycharu" zaproponował mi, bym zajęła się moderowaniem forum, miałam pewne wątpliwości, ale zgodziłam się. Zajmuję się tym do dzisiaj.

ochrona

Mąż wymarzył sobie życie w Irlandii. Pojechaliśmy więc tam razem z naszym siedmioletnim synem. Przez jakiś czas idylla trwała. Zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Zaszłam w ciążę, pojawiły się jednak komplikacje medyczne. Lekarze w Irlandii twierdzili, że nie będą mogli podtrzymać tej ciąży. Cały romantyzm oczywiście prysnął. To było dla mnie podwójnie trudne doświadczenie, bo z jednej strony bałam się o dziecko, a z drugiej nie umiałam sobie wytłumaczyć tego, co się działo, w perspektywie wiary: "Dlaczego tak się stało? Czy coś zrobiłam nie tak?". Wydawało mi się, że mam swoistą ochronę od Pana Boga i nic złego nie powinno mnie spotykać.

Zdecydowałam się na powrót do Polski, bo tutaj mój lekarz dawał mi nadzieję na to, że jednak uda mi się urodzić dziecko. Mąż dojechał do mnie później, bo musiał jeszcze pozałatwiać różne formalności.

Syn urodził się zdrowy, złapał jednak w szpitalu jakąś infekcję, cztery razy przechodził zapalenie płuc. Okazało się, że musi minąć trochę czasu, zanim będziemy mogli wszyscy wrócić do Irlandii. Mąż pojechał sam.

dlaczego?

Kryzys, który wtedy nastąpił, był o wiele głębszy od poprzedniego. Mąż się coraz bardziej zamykał w sobie, oddalał od nas. Czułam, że nasze małżeństwo wymyka mi się z rąk, szukałam nawet terapii. Wiem, że mąż miał kogoś, chociaż się do tego nie przyznał. Półtora roku temu odszedł od nas.

Miałam żal do Pana Boga, że dał mi go na tak krótko. Po co w ogóle był ten epizod? Mnóstwo pytań, pretensji. Nie tak to miało być. Siłowałam się tak przez dłuższy czas. Podałam wszystko w wątpliwość: "Co ja, Boże, mam z tej wiary? On za jakąś inną kobietą lata, używając życia, a ja muszę zostać sama do końca życia? Na tym polega Twoja wierność obietnicy?".

Zaczęłam sobie jednak przypominać, jak wyglądało moje życie, zanim zaczęłam wierzyć w Boga, i coraz bardziej przekonywałam się, że nie chciałabym już do niego wrócić. Mimo wszystko wolałam żyć tak jak teraz, nawet bez męża, niż wrócić do czasu, kiedy Boga nie znałam. Próbowałam jakoś sobie poskładać na nowo ten świat, czytałam Pismo Święte i poznawałam historie ludzi, którzy zawierzali Bogu i nigdy na tym nie tracili. Nie zawsze dostawali dokładnie to, czego oczekiwali, czasem było to po wielokroć więcej. Dzisiaj mogę powiedzieć, że polegam na Bożych obietnicach. Bóg zagwarantował w swoim Słowie życie pełne obfitości osobie, która pójdzie za Nim, i na to liczę. Pewnie, że wolałabym zaznać tego szczęścia już teraz, ale może ten brak, którego doświadczam, do czegoś mnie prowadzi. Kiedyś przyjdzie taki czas, że zrozumiem, jaki to wszystko miało sens.

być uczniem?

Jesteśmy w trakcie rozwodu. Nawet nie wiem, gdzie mieszka teraz mój mąż. Teściowie nie tylko zaakceptowali tę sytuację - ale wręcz pomagają mu ułożyć sobie życie na nowo. Współczuję jednak mężowi i modlę się za niego, o jego nawrócenie.

Rozwód oznacza nie tylko rozstanie z jedną osobą, ale zerwanie wielu relacji. Młodszy syn nie zna innej rzeczywistości od tej, że tata zabiera ich co dwa tygodnie na weekendy. Starszy, dziś dwunastoletni, potrzebował roku, żeby przystosować się do nowej sytuacji. Wcześniej cały czas płakał. Nadal jednak nie jest łatwo. Syn jest bardzo dojrzały, kiedyś powiedział mi: "Wiesz, mamo, gdyby człowiek nie doświadczył cierpienia, to nie wiedziałby, co to jest życie".

Niedługo po nawróceniu prosiłam Jezusa, żebym mogła być Jego uczniem. Wydawało mi się, że to świetna recepta na życie - będę całe życie Go wielbić, czyli skakać, klaskać i śmiać się. Tymczasem Pan Bóg dał mi taką a nie inną drogę. Miałam nawet żal, że pozwolił na to, by mnie to spotkało, że mnie opuścił. Później jednak Pan Bóg zaczął mi pokazywać, że jest ze mną w tej traumie. Cudem znalazł się adwokat, którego bardzo potrzebowałam podczas rozprawy rozwodowej, znalazły się pieniądze dla niego. Choroba sprawiła, że nie mogę wykonywać swojego zawodu, którego i tak nie lubiłam. Zaczęłam studiować, rozwijać się. Poznaję siebie na nowo.

Wcześniej może życie skupiało się na mężu, byłam od niego uzależniona. Nawet gdy mówiłam, że wierzę w Boga, to tak naprawdę chodziło mi o męża - on był moim bożkiem. Dzisiaj uczę się żyć w wolności, choć nadal jest we mnie dużo lęku. Boję się jeszcze powiedzieć Bogu "tak" we wszystkim, np. "Tak, będę sama do końca życia". W głowie pojawiają mi się różne scenariusze, staram się jednak ich nie analizować. Cieszę się z tego dobra, które wydarza się wokół mnie, i proszę Boga o łaskę na każdy dzień.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jesteśmy w trakcie rozwodu. Pan Bóg dał mi taką a nie inną drogę
Komentarze (40)
R
rak
30 maja 2013, 18:01
Zastanawiam się,czy kochając męża/żonę czynimy z nich bożków?To jak jest z miłością małżeńską? jak kochać,czy są jakieś stopnie,granice,po osiągnięciu, których powinniśmy już przestać kochać? Czy pracując,troszcząc się o rodzinę,zabiegając o pieniądze aby najbliżsi mieli zapewniony byt,to wszystko jest bożkiem?Czy trzeba usiąść i tylko modlić się,bo Bóg da mi to co jest najlepsze?Czy ksiądz pracuje za darmo,czy troszczy się i prawie za wszystko bierze kasę?   Dużo pytań.Zna ktoś stuprocentowo pewne odpowiedzi???Ja myślę,że należy kochać z całych sił,całym sobą tą naszą drugą połówkę.To nie ma nic z bożka. Musimy pamiętać,modlić się,dziękować Bogu.Wiedzieć,że on jest i że nasze życie zależy w większym stopniu od Niego.Musimy pracować i starać się o pieniądze,o godny byt naszej rodziny.Być zamożnym to nie grzech,musimy pamiętać aby nie popadać w pychę,szanować tych najbiedniejszych i umieć się dzielić.  Często nasze związki rozpadają się,ale to nie jest wola Boga.To my sami przyczyniamy się do tego.Człowiek przez wiele lat uczy się zawodu,który później będzie wykonywał. Czy uczymy się małżeństwa,bycia z drugą osobą,wychowywania dzieci?Uczymy się w rodzinach,w których wychowywaliśmy się,ale to nie zawsze wystarcza.Ciągle musimy się uczyć,pozbyć się swoich egoizmów,umieć rozmawiać ze sobą,być świadomym swoich słów,obietnic,wyborów.To wszystko zależy od nas.
Ś
świadectwa
6 grudnia 2011, 09:19
<a href="http://www.archive.org/details/sychar-radio-em-2011.12.02-magazyn-rodzinny-rozmowa-z-sycharkami-z-ogniska-w-zor">http://www.archive.org/details/sychar-radio-em-2011.12.02-magazyn-rodzinny-rozmowa-z-sycharkami-z-ogniska-w-zor</a>
AC
a co tymi.
15 czerwca 2011, 18:31
tak ja sam od lat jestem traktowany w internecie.
M
mm
15 czerwca 2011, 09:23
Pan Bóg wysłuchuje dobrych modlitw.
:
:(
15 czerwca 2011, 09:00
A co z tymi, jak Ty ludzi traktujesz?
AC
a co z tymi.
15 czerwca 2011, 00:08
Nie wycieraj sobie ust Bogiem, szczerością (fałszywą) i życzeniami, bo twoją nieżyczliwość, egocentryzm i chęć podkreslenia swojego ja aż za mocno rzucają się w oczy. To ja ci współczuję, musisz mieć bardzo niską samoocenę. 
K
ktoś
14 czerwca 2011, 20:59
dziękuję tym, którzy chcą pomóc choćby miłym słowem i modlitwą 
:
:-)
14 czerwca 2011, 19:45
Dla Agnieszki - autorki tekstu :) <a href="http://www.youtube.com/watch?v=8e_gz-q15as">http://www.youtube.com/watch?v=8e_gz-q15as</a>
ZB
z Bogiem.
14 czerwca 2011, 19:40
Nie znam i nie chcę poznać. Tak samo jak ty nie znasz mojego życia bo cię do niego nie dopuszczę, więc SIĘ NIE WYPOWIADAJ NA JEGO TEMAT. Nie wypowiadam się i szczerze współczuję. Pozdrawiam.
NZ
nie zrozumiałeś
14 czerwca 2011, 19:32
Nie znam i nie chcę poznać. Tak samo jak ty nie znasz mojego życia bo cię do niego nie dopuszczę, więc SIĘ NIE WYPOWIADAJ NA JEGO TEMAT.
ZB
Z Bogiem!
14 czerwca 2011, 19:20
napisA doświadczenie chyba nie znane bo inaczej byś je komentował. Koniec dyskusji. Taa... Ty znasz moje życie... Obudź się i popatrz na innych inaczej niż zwykle - z całego serca życzę, a nie patrz tylko tak jak byś chciał. Bóg nie siedzi w ramkach.
AC
a co z tymi
14 czerwca 2011, 16:58
Nasze życie zależy od tego czy się umiemy w nim sprytnie urządzić, a nie od tego, czy jesteśmy wierni Bogu. Można słuchać Boga we wszystkim przez całe życie i nigdy nie być wysłuchanym, nawet w najważniejszych sprawach. Bóg nam niczego nie daje i nie nagradza za żadne dobro, chyba że swoją obojętnością, a w porywach wrogością.
NZ
nie zrozumiałeś
14 czerwca 2011, 16:20
napisałem to juz dwa razy i powtarzał nie będę. A doświadczenie chyba nie znane bo inaczej byś je komentował. Koniec dyskusji.
ZB
z Bogiem!
14 czerwca 2011, 16:15
Przeoczyłeś słowa "już dawno". Ktos całe życie był posłuszny słowom "szukajcie najpierw Królestwa Bożego a wszystko inne będzie wam przydane". Szukał dziesiątkami lat i został zupełnie sam, pozbawiony prawie wszystkiego, co pozwala normalnie życ. Nie warto ufać. Nikogo nie obchodzi nasze życie, a tym bardziej Boga. A ci tak zwani wierzący mają tylko pełno zarozumiałych słów bez pokrycia. Przeoczyłeś słowa "doświadczenie to znane mi!!" Pytanie - czy szukasz Boga, czy boga?
NZ
nie zrozumiałeś
14 czerwca 2011, 15:55
Przeoczyłeś słowa "już dawno". Ktos całe życie był posłuszny słowom "szukajcie najpierw Królestwa Bożego a wszystko inne będzie wam przydane". Szukał dziesiątkami lat i został zupełnie sam, pozbawiony prawie wszystkiego, co pozwala normalnie życ. Nie warto ufać. Nikogo nie obchodzi nasze życie, a tym bardziej Boga. A ci tak zwani wierzący mają tylko pełno zarozumiałych słów bez pokrycia.
OS
owocnego szukania Boga!
14 czerwca 2011, 08:08
którzy się już dawno otwarli na łaski i dostali wielkie nic? szukali Królestwa Bożego a nic nie zostało im przydane, za to odebrane prawie wszystko co było im potrzebne? Doświadczenie to znane mi!! Cierpliwości... Najważniejsze, by dalej kochać Stwórcę, w końcu, On swojego Syna ofiarował za nasze grzechy, jak można o tym zapomnieć?! Jego Miłość jest tak wielka, że Syna poświęcił na okrutne zabicie! Wystarczy pamiętać o tym, powiedzieć mu, że "dziękuję, kocham, przepraszam, opiekuj się mną, chcę ufać Tobie, tylko Tobie, człowiek mnie zawiedzie, Ty Boże nie zawiedziesz". Czy masz wypowiedzieć te słowa bez miłości do Boga? Tak, można.. Bo to Bóg napełnia miłością - sam człowiek miłości w sobie nie ma - no ja nie znam takiej sytuacji.. chociaż znam niewierzących do rany przyłóż, ale oni nie znają Boga, a czynią dobro, bo jedynie Boga nie odkryli. Tak - potrzeba pokory, by tak móc powiedzieć to Bogu: bo to oznacza - TAK na wszystko co się zdarzy. No i potrzeba cierpliwości (czyli wytrwałości). Nie dziwię się, że ludzie buntują się na Boga, bo takie są czasy pt. "szybko wszystko musisz mieć człowieku!" A zatrzymaj się.. Idź do pustego kościoła, poszukaj jak mieszka Bóg. Puste kościoły w dobie "świata szybkości" to zbawienna rzecz! Przymusowe zatrzymanie.
AC
A co z tymi
14 czerwca 2011, 07:37
którzy się już dawno otwarli na łaski i dostali wielkie nic? szukali Królestwa Bożego a nic nie zostało im przydane, za to odebrane prawie wszystko co było im potrzebne?
CC
czy chcesz ?
14 czerwca 2011, 06:03
do ktos Zobacz jak do Ciebie cieplo pisze nieznana osoba.  Co o tym myslisz ? Czasem Bog mowi do Ciebie poprzez wydarzenia lub ludzi, ktorych stawia na Twojej drodze.  To Bog poprzez ta wlasnie osobe mowi do Ciebie przytulam Cie i chce napelnic radoscia i miloscia Twoje serce. Wierzysz w to ? Odpowiedz, czy wierzysz w to.... zastanow sie i odpowiedz Bogu. Bog pyta Cie teraz i w tym momencie czy chcesz przyjac Jego milosc, czy chcesz sie otworzyc na Jego laski. On chce Ci je ofiarowac. Tylko od Ciebie zalezy, od Twojej odpowiedzi .....czy otworzysz drzwi Jezusowi i pozwolisz by dotykal wszystkich sfer Twojego zycia i uzdrawial je swoja miloscia ? Jesli odpowiedz Twoja brzmi tak chce sie otworzyc na Jezusa, to wiedz, ze Jezus juz zaczal dzialac w Twoim zyciu.  Potem opowiedz Mu to co najbardziej Cie boli, z czym sobie nie radzisz, opowiedz Mu wszystko jak najlepszemu przyjacielowi. Ciesz sie Jego obecnoscia, bo On jest przy Tobie, nawet wtedy, kiedy wydaje Ci sie, ze Go nie ma. Bede pamietac o Tobie w modlitwie. Pozdrawiam.
K
ktoś
12 czerwca 2011, 21:31
Mówisz, że Bóg kocha. Co z tego, że o tym słyszę wszędzie i pamiętam? Jak jest stale źle w życiu to takie słowa są puste. Ale dziękuję za zainteresowanie.
:
:)
12 czerwca 2011, 17:07
Bóg mi w niczym nie pomógł. A w to , ze kocha wszystkich ludzi dawno przestałam wierzyć Bóg pomaga zawsze w tym, co jest dla nas dobre, a nie złe. Pamiętaj.. A to, że Bóg kocha, czy trzeba wierzyć, czy raczej czuć, a może trzeba tylko o tym pamiętać? "Ktos" niech Ci nie będzie smutno, przytulam Cię, choć wirtualnie. Pomodlę się za Ciebie o Ducha Pocieszyciela, aby napełnił radością i miłością Twoje serce. Pozdrawiam Cię.
K
ktoś
12 czerwca 2011, 15:01
Bóg mi w niczym nie pomógł. A w to , ze kocha wszystkich ludzi dawno przestałam wierzyć
:
:(
12 czerwca 2011, 14:41
zazdroszczę autorce, ze jej ciężkie doświadczenia doprowadziły ją do Boga. Ja po podobnych przeżyciach od Niego odchodzę Dlaczego? W czym Bóg Ci zawinił? Bóg po Ukrzyżowaniu swojego Jedynego Syna nie przestał nas kochać, a my ludzie tak łatwo przestajemy kochać naszego Stwórcę. On czeka na Ciebie, mimo, że nie czujesz teraz nic do Niego, do Boga, który jest Twoim Stworzycielem.
P
pokrótce
12 czerwca 2011, 09:21
Nie jest niczym złym, że jedno z małżonków kocha drugie i nie widzi poza nim świata. Złe jest to, że mąż przebywa latami poza domem, w fizycznej i emocjonalnej separacji od żony, a w końcu odchodzi. Bóg nie jest tyranem, zazdrosnym o miłość małżeńską. Rozwód małżeństwa sakramentalnego NIE JEST ZGODNY Z WOLĄ BOŻĄ. Bóg nie mógł go chcieć dla jakiś "wyższych" w ludzkim mniemaniu racji, a ŻADEN KSIĄDZ NIE MA PRAWA DORADZAĆ ROZWODU. Jeśli jakiś ksiądz tak czyni, to popada w herezję i nie powinien byc kapłanem. Mam nadzieję, że "t" nie jest księdzem, a osobą świecką, której się przydarzyło napisać coś głupiego. Jeśli dowiem się, że jakis ksiądz praktykuje doradzanie rozwodów to zgłoszę to do władz kościelnych.
K
ktoś
12 czerwca 2011, 08:19
zazdroszczę autorce, ze jej ciężkie doświadczenia doprowadziły ją do Boga. Ja po podobnych przeżyciach od Niego odchodzę
M
m.
11 czerwca 2011, 16:17
Grace, autorka musi jakoś nazwać to, co się stało, żeby na przykład nie ulec rozpaczy, żeby się podnieść lub żeby trwać w wierności, lub tysiąc innych powodów. Napisane jest tak:  "Znam męzów i żony, którym możnaby zarzucić traktowanie ich jak bożków, ale oni nie porzucają przez to swoją rodzinę - dzieci." I właśnie o to chodzi. Mąż może być dla żony bożkiem, ale dojrzały mąż przez to nie porzuca tylko mówi na przykład takie słowa z uśmiechem (lub bez uśmiechu): "Kochanie, nie rób ze mnie bożka" i życie toczy się dalej - bez porzucania! rozumiesz Grace? To nie powód do porzucania. Powodem jest nieuporządkowa życie seksualne, niedojrzałość, egoizm, i tym podobne.. a nie, że mąż jest dla żony bożkiem. ona musi jakoś jego usprawiedliwić i robi to w ten, a nie inny sposób pisząc "porzucił mnie, bo był moim bożkiem" nie, nie, porzucił, bo jest złym człowiekiem, lub niedojrzałym człowiekiem, lub egoistycznym człowiekiem lub jest itp.
G
Grace
11 czerwca 2011, 05:36
Droga Pani Agnieszko, Pani "problemem" (o ile tak można napisać, bp to nie jest dobre słowo), nie jest to, że mąż był dla Pani bożkiem, tylko to, że mąż jest niedojrzały i niezdolny do wiernej i prawdziwej miłości. On ma problem ze soba, a nie Pani ze soba, że był dla Pani "bożkiem". Może wcale nie był? To jest taki syndrom katolików, którzy próbują usprawiedliwiać czyny współmalżonka, dlatego popularne jest to nazewnictwo: mąż-bożek, żona-bożek. Znam męzów i żony, którym możnaby zarzucić traktowanie ich jak bożków, ale oni nie porzucają przez to swoją rodzinę - dzieci. Problem tkwi w czym innym - w niedojrzałości lub w tym, że ktoś, nie mając wiary w sercu bierze ślub w Kościele i wypowiada słowa nieświadomy ich znaczenia. Autorka artykulu prawidlowo uzywa slowo "bozek" w stosunku do meza. Czlowiek zazwyczaj ma w swoim zyciu wielu bozkow. Moze to byc maz, dziecko, pieniadze, dom, samochod, komputer, stroje, nadmierna dbalosc o cialo i wiele innych rzeczy, od ktorych czlowiek sie uzaleznia i poswieca im wiele czasu pokladajac w nich /rzeczach,osobach/ cala swoja nadzieje, jak gdyby zabezpieczajac sie.  Zyje w zludzeniu, ze otoczyl sie murem bezpieczenstwa.  Bog natomiast mowi cos innego. Bog mowi, cala nadzieje zloz we mnie bo to ja mam byc na pierwszym miejscu. Wszystko inne co posiadasz nie jest twoje i nie przywiazuj sie do osob i rzeczy.  Czlowiek ma tym wszystkim odpowiednio zarzadzac zgodnie z wola Boga a nie stawiac ich ponad Nim.
D&
do "t"
10 czerwca 2011, 07:15
Nieraz jest dobrze, gdy ksiądz doradzi rozwód, bo ksiądz stoi z boku i widzi lepiej. Są sytuacje, gdy rozwód jest lepszym rozwiązaniem niż trwanie ze sobą. A zresztą rozwód dla katolika jest i tak tylko separacją, bo nie uprawnia do powtórnych związków. Żaden ksiądz nie ma prawa doradzać rozwodu. Jeśli doradza, to znaczy, że nie jest w Kościele Katolickim, bo w KK nie ma rozwodów. Rozówd to rozwód, a separacja to separacja, jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Jeśli księża tego nie wiedzą, to koniec świata.
T
t
9 czerwca 2011, 20:38
Nieraz jest dobrze, gdy ksiądz doradzi rozwód, bo ksiądz stoi z boku i widzi lepiej. Są sytuacje, gdy rozwód jest lepszym rozwiązaniem niż trwanie ze sobą. A zresztą rozwód dla katolika jest i tak tylko separacją, bo nie uprawnia do powtórnych związków.
Ż
żona
8 czerwca 2011, 08:15
Niestety małżenstwo, w którym nagle tylko jedno z nich pokocha Jezusa, jest narażone na powazny kryzys, gdyż jedna strona nawraca sie i szuka Boga, bo poczuła się rozdarta i osamotniona, gdyż współmałżonek nie był w stanie wypełnic jej pustki, zaspokoic pragnienie miłosci. Ale on wtedy staje się zazdrosny, czuje sie odepchnięty i niekochany. Ten straszny rywal Jezus jest nie do pokonania! Zabrał mu kobietę, ona oszalała z miłości nie do niego, a mąż chce wyłączności. Otwiera się więc na inne okazje, inne kobiety, on chce być w jej cenrtum. On chce być bogiem. Ale Jezus też. Walka nieunikniona. Tę modlitwę powinien znac każdy ksiądz, żeby nie doradzał nigdy nikomu rozwodu: <a href="http://www.katolicki.net/sakramenty_malzenstwo_modlitwa_za_malzonka_ktory_mnie_opuscil.html">http://www.katolicki.net/sakramenty_malzenstwo_modlitwa_za_malzonka_ktory_mnie_opuscil.html</a>
Ż
żona
8 czerwca 2011, 08:00
Nie licz na żadną litośc męża. Szatan dał mu teraz wszystko co on potrzebował, inną kobietę, bożki. Ciebie odepchnął. Nie był w stanie juz z toba być. Demon nie może żyć w świetle Boga i z Bozymi ludźmi, musi wycofać się. Zwija się i syczy pod Jego stopami. Nienawidzi cię bo ty jestes w euforii szczescia, a on musi zadowolic sie namiastkami. Jego propozycje sa dla ciebie niczym, bo tobie wszystko daje Jezus. Jesteś bogata, on nedzarzem, ale on ci tego nie wybaczy, czuje się zdradzony. twój maz nie chce miłosci Jezusa, lecz twojej, ale wyłącznej, a na taka juz nie ma co liczyć więc oddala sie i popełnia błąd swego zycia. Miał szansę, ale ja stracił, nie wie co robi biedak. Panie wybacz im ... <a href="http://adonai.pl/malzenstwo/?id=58">http://adonai.pl/malzenstwo/?id=58</a>
Asia Babicz
8 czerwca 2011, 07:23
Nie licz na żadną litośc męża. Szatan dał mu teraz wszystko co on potrzebował, inną kobietę, bożki. Ciebie odepchnął. Nie był w stanie juz z toba być. Demon nie może żyć w świetle Boga i z Bozymi ludźmi, musi wycofać się. Zwija się i syczy pod Jego stopami. Nienawidzi cię bo ty jestes w euforii szczescia, a on musi zadowolic sie namiastkami. Jego propozycje sa dla ciebie niczym, bo tobie wszystko daje Jezus. Jesteś bogata, on nedzarzem, ale on ci tego nie wybaczy, czuje się zdradzony. twój maz nie chce miłosci Jezusa, lecz twojej, ale wyłącznej, a na taka juz nie ma co liczyć więc oddala sie i popełnia błąd swego zycia. Miał szansę, ale ja stracił, nie wie co robi biedak. Panie wybacz im ...
Asia Babicz
8 czerwca 2011, 07:13
Niestety małżenstwo, w którym nagle tylko jedno z nich pokocha Jezusa, jest narażone na powazny kryzys, gdyż jedna strona nawraca sie i szuka Boga, bo poczuła się rozdarta i osamotniona, gdyż współmałżonek nie był w stanie wypełnic jej pustki, zaspokoic pragnienie miłosci. Ale on wtedy staje się zazdrosny, czuje sie odepchnięty i niekochany. Ten straszny rywal Jezus jest nie do pokonania! Zabrał mu kobietę, ona oszalała z miłości nie do niego, a mąż chce wyłączności. Otwiera się więc na inne okazje, inne kobiety, on chce być w jej cenrtum. On chce być bogiem. Ale Jezus też. Walka nieunikniona.
AB
Agnieszka Banaś
6 czerwca 2011, 08:39
 Dziękuję za komentarze:-) Jest duzo racji w tym co piszecie. Niedojrzalość mojego męża jest ewidentna i potiwerdzona Jego wyborami. Moja opowieść miala na celu pokazanie czegoś innego- odkrycia swojej tożsamości poprzez relację i drogę do Boga, a że ta droga prowadziła przez ciernie.... Moim celem było przesłanie, że nie warto być bluszczem, że warto stawiać granice, że warto mówić " Nie" ,że warto wsłuchac się w glos swojego serca że trzeba wymagać odpowiedzialności od innych. Ja tego na pewnym etapie nie zrobiłam. Ksiązka Dobsona jest na pewien etap- to prawda, nie mozna przez całe życie bawic sie w kotka i myszkę, bo małżeństwo to coś więcej...A to, że mój mąż nie wziął autorytetu danego każdemu mężczyznie przez Boga to temat na calkiem inną opwoieść...
D&
do ":)"
2 czerwca 2011, 13:57
Pani Agnieszka ma wszystko przed sobą, nawet wciąż to, co dotyczy męża! I "najgorsze" jeszcze przed nią... m.in. samotność i pokusy. Nie mnapisała czy będzie wnosić sprawę do sądu duchownego, bo jeśli nie będzie wnosić, to zakładając, że jest liderką w prężnie działającej wspólnocie, która stawia na wierność sakramentalnemu do końca, to będzie samotna w domu - nie zwiąże się z nikim. Po uzyskaniu przez jej męża rozwodu jest więc skazana na samotność w domu. Samotność w domu (brak jednego Ołtarza - pisząc językiem ojca Knotza - łoża małżeńskiego), nie samotność w ogóle, bo jest lubiana, tak wynika z tego co napisała :-) i ma przyjaciół.
:
:)
2 czerwca 2011, 13:38
Droga Pani Agnieszko, Pani "problemem" nie jest to, że mąż był dla Pani bożkiem, tylko to, że mąż jest niedojrzały i niezdolny do wiernej i prawdziwej miłości. On ma problem ze soba, a nie Pani ze soba, że był dla Pani "bożkiem". Droga Pani Agnieszko, ja ujmę to tak: Pani "problemem" było to, że mąż jest niedojrzały i niezdolny do wiernej i prawdziwej miłości. On nadal ma problem ZE sobą, a Pani już ZA sobą.
G
gość
2 czerwca 2011, 13:18
Chyba w tym co pisze "do autorki" jest sporo racji. I dziękuję za te słowa dzisiaj bo też zapętliłam się w obwinianie że wszystko robie źle i to moja wina. Oczywiście trzeba pracować nad sobą ale ostateczny efekt naszych wysiłków nie zależy wyłącznie od nas. To takie faryzejskie myślenie że da ie zapanować nad rzeczywistością i jak wszystko do brze zrobię to będzie dobrze a jak nie to katastrofa.Po prostu trzeba się pogodzić z porażką i przyjąć tą sytuacje za rękę z Jezusem.
DA
do autorki
1 czerwca 2011, 21:37
Droga Pani Agnieszko, Pani "problemem" (o ile tak można napisać, bp to nie jest dobre słowo),  nie jest to, że mąż był dla Pani bożkiem, tylko to, że mąż jest niedojrzały i niezdolny do wiernej i prawdziwej miłości. On ma problem ze soba, a nie Pani ze soba, że był dla Pani "bożkiem". Może wcale nie był? To jest taki syndrom katolików, którzy próbują usprawiedliwiać czyny współmalżonka, dlatego popularne jest to nazewnictwo: mąż-bożek, żona-bożek. Znam męzów i żony, którym możnaby zarzucić traktowanie ich jak bożków, ale oni nie porzucają przez to swoją rodzinę - dzieci. Problem tkwi w czym innym - w niedojrzałości lub w tym, że ktoś, nie mając wiary w sercu bierze ślub w Kościele i wypowiada słowa nieświadomy ich znaczenia.
G
gość
31 maja 2011, 09:08
Dziekuję za piękne świadectwo
M
Marcin
30 maja 2011, 16:04
Mąż tej Pani zawiódł? Czy Bóg na to pozwolił? Czy to wybór męża? Bóg nie chce smutku człowieka. Przykazania dał nam po to abyśmy byli szczęśliwi. Ale człowiek ma wolną wolę. Dlatego nie powinniśmy pokładać całej nadziei w człowieku. Tylko do Boga najlepiej owinąć się jak bluszcz.
Maciej Paweł Grzelak
30 maja 2011, 15:50
Mądre świadectwo. Pozwolić się Bogu prowadzić po Jego ścieżkach, jest trudniejsze niż może się wydawać. Ale nic innego się nie opłaca. Należy próbować się mu oddać, po kawałeczku jeżeli nie można inaczej.