Kochanie, potrzebuję wolności dla siebie!
Czy miłość i wolność osobista to dwa buty nie od pary? Tak myśli dziś wiele osób. Dziś ważniejsza staje się często przestrzeń własnej wolności, niż pragnienie dzielenia życia z drugim człowiekiem. Żądanie "Potrzebuję wolności dla siebie" zaszkodziło, a nawet uśmierciło już wiele związków.
Każda niemal para przechodzi typową dyskusję wokół miłości i wolności w jakiejś fazie swego rozwoju - mianowicie wtedy, kiedy jedno z partnerów ma poczucie, że straciło wolność: jest "ściśnięty", brakuje mu "oddechu" i na myśl o tym, że teraz wszystko jest "my", robi mu się niedobrze. Drugi z partnerów, czując się tym urażony, próbuje wtedy najczęściej "ratować" związek, czyniąc drugiej stronie zarzuty albo dając do zrozumienia, że nie wyobraża sobie bez niej życia, a także kontrolując "buntownika" oraz próbując go zatrzymać wiążąc z sobą różnymi sposobami. Zamiast zaufać, że każdy związek ma potencjał, który daje mu szansę wyjścia z problemów obronną ręką, większość stawia na metodę przymusu i sznura. Tego nie wytrzyma żadna miłość.
Zatrzymać miłość, dając partnerowi wolność, jest wielką sztuką, którą musi się wykazać każdy związek, kiedy opada poziom zakochania i dotychczasowa para nierozłączek staje się na powrót dwojgiem ludzi o różnych osobowościach. Z romantycznej symbiozy zaczynają wyłaniać się różnice i cechy, które teraz dopiero nadadzą związkowi prawdziwy charakter. W żywym, dynamicznym związku oboje partnerzy muszą mieć możliwość zmieniania swoich zapatrywań i sposobu zachowania. Nie wszystko trzeba dzielić z partnerem. Jest rzeczą zrozumiałą, że człowiek ma potrzebę posiadania i jest czujny wobec tego, co robi jego partner, jednak musimy umieć pozostawiać w naszych związkach przestrzeń dla potrzeb drugiej osoby, które niekoniecznie muszą być takie, jak nasze. Inaczej związkowi grozi usztywnienie, zastygnięcie. Miłość może być żywa tylko tam, gdzie akceptujemy całą osobowość drugiego człowieka, z jej stronami mocnymi i słabymi, jej indywidualnymi cechami i przejawami.
Z lęku przed utratą wolności, z niemożności dokonania wyboru spośród wielu różnych możliwości albo z niemożności dokonania wyboru najlepszego, wiele kobiet i mężczyzn cofa się dzisiaj przed pełnym zaangażowaniem się w bliski związek. Łączą się więc bez przekonania, mając w zapasie jakieś wyjścia awaryjne, jakieś ukryte tylne furtki, na wypadek, gdyby znaleźli dla siebie lepszą opcję. Taka postawa jest więcej niż przeszkodą na drodze ku życiu i miłości spełnionej. Ludzi, którzy ciągle poszukują czegoś bardziej interesującego, bardziej frapującego, lepszego i którzy całą swą energię inwestują w to poszukiwanie, amerykański profesor psychologii, Barry Schwartz, nazywa maksymalistami. Uważa on, że przyczyną istnienia we współczesnym społeczeństwie tylu osób z wyboru samotnych albo osób niezadowolonych ze związków, w których żyją, jest współczesna cywilizacja, która proponuje człowiekowi tak wiele wersji życia do wyboru, że człowiek czuj e się w nich zagubiony i zdezorientowany. W istocie, możemy dziś wybierać pośród wielu możliwości (multiple choice). Wystarczy pomyśleć o zwykłym supermarkecie. Istnieje tam wybór - mówiąc z pewną przesadą- tysiąca żeli pod prysznic, a ty potrzebujesz przecież tylko jednego. Podobnie ma się sytuacja z nawiązywaniem znajomości. Inaczej niż dawniej, dziś rozstania i rozwody sana porządku dziennym.
Jeśli dawniej małżeństwo było w dużej mierze oparte na wspólnocie majątkowej, to dzisiaj ma ono już niemal charakter wyłącznie romantyczny. Oboje partnerzy są pod względem finansowym najczęściej samodzielni -zapewnienie więc egzystencji przestało być zasadniczym powodem zawierania małżeństw. Powszechna dawniej postawa akceptacji -w sytuacji, gdy trzeba było myśleć o przeżyciu i zapewnieniu rodzinie najważniejszych potrzeb - wzlotów i upadków małżeńskich ustąpiła dziś na rzecz oczekiwań nieustannego i stupięćdziesięcioprocentowego szczęścia, jakie powinien dawać związek.
Dziś porzuca się bez litości partnera, gdy tylko przeszkadza nam w nim jakiś drobiazg i szuka się nowego. We współczesnym społeczeństwie, gdzie rządzi dyktat nowości i zazdrość, mało co jest w stanie zaspokoić ludzkie oczekiwania. Dotyczy to również związku dwojga ludzi. Dający się odczuć we wszystkich dziedzinach głód przeżyć i przymus konsumpcji powoduje lęk przed tym, żeby czegoś nie stracić. Z tej perspektywy życie wydaje się łańcuszkiem okazji, z których za każdym razem trzeba wybrać najlepszą. Większość ludzi przestaje dostrzegać przy tym prawdę najistotniejszą: że tylko w relacjach z innymi ludźmi człowiek może znaleźć prawdziwe szczęście. I że nie mamy czasu do stracenia, bo mamy tylko jedno życie - ty, ja, my wszyscy.
"Maksymaliści" wykazują pewne podobieństwo do ludzi, którzy poluj ą w sklepach na tanie okazje. Zamiast pytania "Czy są tu dziś jakieś atrakcyjne promocje?" pytają: "Może trafi mi się coś lepszego?" Myślą: "Gdzieś przecież musi istnieć mężczyzna/kobieta, lepszy/a, niż mój/moja obecny/a". Hodują w sobie oczekiwania, które spełnić się nie mogą. Jeśli znajdują partnera, stale wątpią, czy jest to rzeczywiście najlepszy wybór.
Każda decyzja w przekonaniu "maksymalistów" jest decyzją wątpliwą, bo przecież mogłoby być jeszcze lepiej. Wcześniej czy później będą żałować każdego swego kroku, nawet jeśli był obiektywnie dobry i okazał się sukcesem. W taki oto sposób może się zdarzyć, że znaleźli miłość swego życia, lecz tego... nie zauważyli. Dlatego tacy ludzie nigdy nie będą szczęśliwi. A tym bardziej, kiedy efekt nie zadowoli ich oczekiwań.
Więcej w książce: Kochać szczęśliwie - Sylvia Schneider
Skomentuj artykuł