On nic nie umie i wciąż prosi o pomoc teścia!
Zięć nie umie nic naprawić i wciąż prosi o pomoc teścia. To zjawisko jest dość rozpowszechnione: teść-złota rączka (zdolny zastąpić hydraulika, stolarza, elektryka, tapicera) i zięć obciążony dziedzicznie i niezdolny do wbicia gwoździa. Istnieją oczywiście chlubne wyjątki od tej reguły, ale spotyka się je coraz rzadziej.
Sytuację ratują nieco zięciowie, dla których majsterkowanie to hobby, ale jeśli polega ono jedynie na zbieraniu kapsli, to wracamy do punktu wyjścia.
Teść-złota rączka zwykle godzi się na ten dziwny podział prac w rodzinie: to on tak naprawdę zajmuje się domem, gdy tymczasem zięć wkłada całą energię w obronę swego wrodzonego braku jakichkolwiek uzdolnień manualnych. Takie rozwiązanie jest ryzykowne.
Ktoś może wysunąć argument:
"Naprawianie usterek w domu dzieci to przyjemność".
Nie mogę się z tym nie zgodzić, ale nie w tym rzecz. Zajmując się domem dzieci, czujecie się w pewnym sensie wyróżnieni i docenieni. Czy jesteście całkowicie pewni, że to wystarcza, aby usprawiedliwić wasz wysiłek? Czy jesteście całkowicie pewni, że naprawdę oddajecie przysługę waszym dzieciom, zięciom i synowym? To nie są pytania retoryczne.
Przeczytajcie uważnie poniższy, bardzo typowy dialog:
- Drzwi w kuchni się nie domykają, nie umiem ich naprawić.
- Pozwól, że ja się tym zajmę.
Taka odpowiedź wydaje się szlachetna, ale prowadzi donikąd. Z prostego powodu - utwierdza zięcia w przekonaniu o własnej nieudolności i niekompetencji, a w niektórych przypadkach doprowadza go nawet do wniosku, że te wady paradoksalnie są jego zaletami. Teściowie umieją poradzić sobie z wieloma pracami w domu, ponieważ lata doświadczeń nauczyły ich, jak to robić. Dlaczego więc wasz zięć miałby czuć się dumny z faktu, że wkręcenie śruby jest zadaniem, które go przerasta? Jest bezradny, jeśli chodzi o zaparzenie kawy, wyprasowanie spodni, powieszenie obrazu na ścianie czy pomalowanie płotu. Wasza dyspozycyjność jest równoznaczna z przyzwoleniem na to, aby dalej udawał upośledzonego.
Odpowiedź, której powinniście mu udzielić, brzmi: - Chodź, pokażę ci, jak to zrobić.
Jeśli będzie próbował się wymigiwać pod pretekstem "nie mam czasu" lub "mam dwie lewe ręce", bądźcie stanowczy. Niektóre prace wymagają czasu i wykonanie ich skróci wielogodzinny maraton telewizyjny zięcia o jakieś pół godziny, nie będzie też mógł tak długo relaksować się po pracy z kumplami przy piwie, ale wyjdzie mu to tylko na dobre. Niech weźmie na siebie odpowiedzialność za własny dom, to należy do obowiązków głowy rodziny.
Do synowej radzę zwrócić się w inny sposób. Powszechnie wiadomo, że kobiety (z nielicznymi wyjątkami) nie są predysponowane do obsługi wiertarki lub śrubokrętu. Mają też duże trudności z przypomnieniem sobie o konieczności wymiany oleju w samochodzie, ponieważ jedyny olej, jaki znają, to olejek jojoba pielęgnujący skórę. Trudno wyobrazić sobie, aby teściowa zwróciła się do synowej: - Chodź, pokażę ci, jak przetkać zlew.
Naprawianie domowych usterek przez mężczyznę jest dowodem jego rycerskości, ale czy równouprawnienia płci nie można by rozciągnąć również na domowe naprawy?
Pamiętajcie o jednym: nie pozwólcie, aby wasze dorosłe dzieci, nie pytając was nawet o zdanie, zrobiły z was na własny użytek tapicerów, hydraulików czy malarzy pokojowych. Może się zdarzyć, że synowa zapomni, że jesteście samoukami w każdym z tych zawodów, i zacznie się domagać profesjonalnego wykonania najtrudniejszych prac. Jeśli ją zawiedziecie, będzie krytykować wasze starania, lamentować nad tym, ile czasu zajmują wam naprawy, narzekać na zniszczone dywany i tak dalej. To samo może was spotkać ze strony zięcia. Taka sytuacja jest problemem wielu rodzin; prośba o pomoc niepostrzeżenie zamienia się w żądanie wypełnienia obowiązku.
Młodzi szybko zamieniają was z wolontariuszy w służących. To, co wy uważacie za przysługę, oni traktują jako należną im daninę. Jeśli wpadliście już w tę pułapkę, uwolnijcie się z niej za pomocą radykalnego środka: domagajcie się zapłaty za swoją pracę. Nie stosujcie systemu zniżek. Skoro hydraulik chce 150 zł za usługę, wy zażądajcie 155 zł. To nie będzie grabież, ale nauczka. Gdy dostaniecie pieniądze (zaraz po wykonaniu pracy; nie tolerujcie obietnic zapłaty "na święty nigdy", niech zapomną też o kredytach!), pokażcie, że macie gest, i zaproście ich na kolację. Każdy robotnik, nawet w osobie teścia, ma prawo do wynagrodzenia, prawda?
Zarzucicie mi, że ta metoda jest zbyt komercyjna. Nie, jest po prostu rozsądna. W rodzinie (i poza nią) instrumentalne traktowanie innych ma znamiona czynu przestępczego. Powiecie mi, że w prośbach zięcia i synowej taka chęć bynajmniej się nie kryje. Jesteście tego pewni? W takim razie dlaczego nie zwracają się do punktów usługowych, działających 24 godziny na dobę? Dlatego, że teść lepiej sobie radzi niż specjalista czy dlatego, że nie trzeba mu płacić?
Jeżeli, wbrew wszystkim tym radom (które wielu z was mogą się wydać prowokacyjne), będziecie gotowi na każde wezwanie dzieci, musicie ponieść konsekwencje takiej decyzji. Gdy zgodzicie się pomóc raz, trudno będzie potem odmawiać.
Naturalnie, możecie pomagać dzieciom w przypadku klęsk żywiołowych. Jeśli pralka grozi zalaniem całego mieszkania, pędźcie na ratunek. Wtedy gesty solidarności (wyniesienie kilku litrów wody czy założenie uszczelki) są jak najbardziej pożądane.
Więcej porad w książce: ZAWÓD - TEŚCIOWIE - Giampaolo Redigolo
Skomentuj artykuł