Święta miną. Jest coś, co może zostać

Święta miną. Jest coś, co może zostać
(fot. shutterstock.com)

Tradycyjne potrawy na stole, w telewizji "Kevin sam w domu". Dobre życzenia, wzruszające spotkania, mniej lub bardziej trafione prezenty. Jak nie przegapić najważniejszego?

“Święta miną, ale magia zostanie" - usłyszałam ostatnio w czasie słuchania jednej ze stacji radiowych. Pomyślałam, że zapadające w pamięć hasło powtarzane co jakiś czas w radio wcale nie jest pozbawione sensu. Naprawdę mogę się z tym zgodzić: święta miną, jak zawsze. Na stole będą gościć tradycyjne potrawy, po których zostanie tylko wspomnienie, a w telewizji pojawi się (i minie) jak co roku “Kevin sam w domu". Jest jednak szansa na to, że “magia" zostanie - jeśli tylko postaramy się widzieć w świętach Bożego Narodzenia coś więcej, niż tylko tradycyjnego karpia i mniej lub bardziej trafione prezenty. W jaki sposób to zrobić i nie przegapić w tym czasie tego, co najważniejsze?

DEON.PL POLECA




Rozejrzyj się wokół

Szalik owinięty wokół twarzy tłumił pochlipywanie. Siedmiolatek, co jakiś czas głośno pociągał nosem i próbował dyskretnie ocierać łzy. W szkolnym pomieszczeniu, w oczekiwaniu na swoje dzieci, stało kilkoro dorosłych, nikt jednak nie zwracał na niego uwagi.

Podeszłam do malucha, pytając o imię i powód płaczu. Okazało się, że w krótkim czasie można było pomóc w osuszeniu łez, chodziło bowiem o spóźniającą się mamę i dezorientację dziecka, które nie wie, co ma zrobić w takiej sytuacji. Prosta sprawa i równie proste rozwiązanie. Rozejrzałam się wokół - wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Docierały do mnie strzępy prowadzonych rozmów - o tym, gdzie sprzedają najlepsze choinki i że w najbliższym czasie nie możemy liczyć na opady śniegu. Ktoś inny próbował łapać zasięg i korzystać z internetu w telefonie. Tyle ważnych, aktualnych spraw. Tyle rzeczy, którym trzeba poświęcić uwagę. Tak łatwo w ich gąszczu przegapić przychodzące dziecko - nie tylko to narodzone w Betlejem, również to zagubione na szkolnym korytarzu…

Chociaż w przedświątecznym zabieganiu czeka wiele spraw do załatwienia, warto korzystać z chwil, w których możesz chociaż na chwilę się zatrzymać. I niekoniecznie musisz w tym przypadku wyruszyć na poszukiwanie najbliższego kościoła.  Możesz zrobić to bardzo zwyczajnych sytuacjach -  gdy czekasz na autobus na przystanku czy stoisz w kolejce w markecie. Spróbuj wtedy nie sięgać do smartfona ani nie analizować w głowie planu na kolejnych kilka godzin, a zamiast tego porozmawiaj przez chwilę z Jezusem albo po prostu rozejrzyj się wokół. Może tuż obok jest ktoś, komu można opowiedzieć o Bożym Narodzeniu bez używania słów -  przez drobny gest życzliwości czy samo zauważenie jego obecności.

Zrób sobie prezent

Na wysyłanie listów do świętego Mikołaja jest już chyba za późno. Trwa kupowanie, pakowanie i chowanie prezentów tak, by nie zostały odnalezione przed czasem. To jednak idealny czas, aby zrobić prezent dla siebie samego - nie dla ciała, lecz dla ducha. To prezent dobry na każdą porę roku, ale w szczególny sposób przydaje się w atmosferze przedświątecznego zabiegania. Mogłabym nazwać go jednym, bardzo trudnym dla mnie słowem: zwolnij.

Zwolnij, żeby nie przegapić tego, że Bóg już teraz jest obok, bardzo blisko. Zwolnij - niekoniecznie porzucając wszystkie obowiązki, które spoczywają w tym czasie na twoich barkach, bo tego pewnie nie da się zrobić. Można jednak spróbować w inny sposób.

Dla mnie tym sposobem jest robienie jednej rzeczy w danym czasie. Jeśli robię pierogi, to nie zastanawiam się jednocześnie, czy jutro uda mi zdążyć na pocztę wysłać kartki z życzeniami i czy rzeczywiście przygotowałam wystarczająco dużo pierniczków. Takie zaprzątanie sobie głowy sprawami, na które w tym momencie nie mam wpływu, nie pomoże przyspieszyć ich o choćby jedną sekundę i nie rozwiąże problemów. Powoduje jednak to, że nie jestem w stanie cieszyć się tym, co robię teraz - nawet jeśli jest to zwykłe lepienie pierogów. W przedziwny sposób sprawia również, że nawet gdy stoję w miejscu, moje myśli pędzą jak szalone i wybiegają w przyszłość, próbując ją zaplanować i wtłoczyć w ramy swoich oczekiwań. Ja natomiast gubię wewnętrzny spokój, próbując nadążyć za tym, co się we mnie dzieje.

Zwolnij. Daj sobie kilka minut ciszy i spokoju, po to żeby rozejrzeć się wokół, odkrywając Bożą obecność nie tylko w Betlejem, ale też na szkolnym korytarzu, przy biurku w pracy i w zmęczeniu po dniu spędzonym z chorym dzieckiem. Bo choć oczekujemy na Boże Narodzenie, tak naprawdę Bóg już teraz chce być z nami we wszystkim, czym żyjemy.  Nie trzeba czekać do pasterki i przeciskać się przez tłum tylko po to, żeby wskazać palcem na szopkę i powiedzieć: “Jest tam! Widzę Go! Ach, ile szczęścia mają ci, którym udało się być bliżej!".  On już jest tak blisko, że bliżej być nie może. Chętnie da się zaprosić do przedświątecznego zakrzątania i posłucha o tym jak w zeszłym roku przypaliłeś karpia i że nie chciałbyś tego powtórzyć. Posłucha o trudnej relacji i nie przerwie ci, gdy będziesz chciał się wyżalić, mówiąc o osobach, z którymi nie jest łatwo łamać się opłatkiem. A jeśli wcale nie cieszy cię Boże Narodzenie, bo doświadczyłeś straty lub rozczarowania i nie chcesz udawać radości, to nikt nie zrozumie tego lepiej niż On.

Szukaj tego, co łączy

Końcówka roku przynosi nam wydarzenia, które sprawiają, że czasem zastanawiam się, czy w ogóle chcę oglądać wiadomości. Za kilka dni będziemy śpiewać: "Chwała na wysokości, a pokój na ziemi". Bardzo chciałabym, żeby czas Bożego Narodzenia choć trochę nas do tego zbliżył - żeby zapanowała zgoda. Nie mam wpływu na świat wielkiej polityki, mam jednak wpływ na to, co dzieje się w moim sercu. I to tutaj muszę zacząć budowanie pokoju - czasami od najprostszych rzeczy, na przykład od tego, by dać innym prawo do przeżywania świątecznego czasu po swojemu i szukania tego, co łączy, nie co dzieli.

Co roku na Facebooku obserwuję nawoływania do  tego, by zignorować Mikołaja-oszusta, czyli dobrze nam znanego jegomościa z białą brodą, sporym brzuchem i czerwonym kubraczkiem, bo to nie jest prawdziwy, chrześcijański święty Mikołaj. Podobne argumenty wytacza zresztą również się nieco później, gdy zaczyna grać Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. I zastanawiam się wtedy, co dobrego przynosi takie podkreślanie różnic i udowadnianie, że to, co nie nasze, jest  gorsze.

Mam czasem wrażenie że my, wierzący, próbujemy wmówić sobie i innym, że dla osób niezwiązanych z Kościołem, święta ograniczają się tylko do "gwiazdkowego klimatu" - do wydawania pieniędzy na prezenty i przygotowywania świątecznych smakołyków. I mam w tym miejscu ochotę nieśmiało zaprotestować. Nie chcę nawoływać do tego, żeby spłycać przeżywanie świąt czy rozmywać Ewangelię.

Jestem jednak przekonana, że dla wielu z nas - również tych, którzy Mikołaja kojarzą bardziej z reklamą Coca Coli, a nie z biskupem Miry - to święta, w których chodzi o coś więcej niż prezenty i dobre jedzenie. To czas, w którym próbuje odnaleźć się nadzieję. Dla chrześcijan ta nadzieja nosi imię Jezusa. Dla niechrześcijan nadzieja jest trudniejsza do nazwania, a jednak obecna. To właśnie nadzieja sprawia, że przełamujemy się nie tylko opłatkiem.

Przełamujemy również niechęć czy zdystansowanie wobec innych, które narastało w ciągu roku. To nadzieja pozwala nam wybiegać myślami w przyszłość, która ma szansę być lepsza i życzyć innym szczęścia.  To nadzieja każe nam powtarzać, że choć Święta miną,  ich "magia" ma szansę pozostać. Może właśnie wtedy, gdy będziemy szukać tego, co dobre - nie tylko w sobie, ale przede wszystkim w tych, którzy myślą inaczej niż my.

Majka Moller - aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od kilkunastu lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Prowadzi blog Chrześcijańska Mama, jest również zaangażowana w projekt ewangelizacyjny Theofeel.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Święta miną. Jest coś, co może zostać
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.