Nadchodzi rewolucja kulturowa
Ograniczenie dostępu do stanowisk kierowniczych ze względu na system wartości to ograniczenie praw człowieka. Nawet Unia Europejska tego nie popiera - mówi KAI prof. Bogdan Chazan.
Dyrektor stołecznego Szpitala św. Rodziny, któremu zapowiedziano zwolnienie z pracy za odmowę dokonania aborcji uważa, że problem aborcji jest jedynie pretekstem do rewolucji kulturowej. Zdaniem profesora częściej niż do tej pory problemy etyczne powinny być przedmiotem wykładów i dyskusji na konferencjach medycznych.
Czy zlecił Pan specjalnie dodatkowe badania pacjentki (konkretnie - dziecka) aby przedłużyć ciążę do terminu granicznego, w którym wykonanie aborcji byłoby niemożliwe?
- Aborcja może być wykonana ze względu na chorobę lub wadę wrodzoną dziecka do momentu, w którym, zdaniem lekarza, osiąga ono zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki. Moment ten różni się w zależności od wieku ciąży, poziomu opieki nad wcześniakami w danym ośrodku, stanu dziecka. Przyjęto uważać, chociaż nie jest to zapisane w przepisach prawa, że dziecko osiąga tę zdolność około 24 tygodnia ciąży. Ale wiadomo, że dziecko ciężko chore lub z poważnymi wadami rozwojowymi często znacznie później zaczyna być zdolne do życia poza organizmem matki, w związku z tym, aborcja może być wykonana w późniejszym okresie ciąży.
W tym konkretnym przypadku dziecko urodziło się po upłynięciu jeszcze następnych kilku tygodni, ale okazało się, że nadal nie było zdolne do życia poza matką i wkrótce zmarło. Prof. Dębski ocenił, jak się okazało nieprawidłowo, że po 24 tygodniu ciąży to dziecko będzie już zdolne do życia i w związku z tym aborcja jest niemożliwa. Nie oznacza to oczywiście, że jestem niezadowolony, że dziecko przeżyło.
Pani, o której dzisiaj mówi cała Polska nie była moją pacjentką, nie zlecałem jej nigdy żadnych badań. Takie kłamstwa są stale upowszechniane w mediach. Ordynatorzy oddziałów w Szpitalu Św. Rodziny są samodzielni w prowadzeniu swoich pacjentów. Postępowanie diagnostyczne przedłużyło się ze względu na trwającą 6 dni hospitalizację w ośrodku referencyjnym, jakim jest Instytut Matki i Dziecka. Tam uznano, że dla postawienia pełnej diagnozy potrzebne jest badanie cytogenetyczne. Na wynik tego badania trzeba było czekać. Do tej pory żadna z instytucji kontrolujących Szpital nie zainteresowała się pobytami pacjentki w innych placówkach niż Szpital Św. Rodziny: w Poradni Novum, gdzie wykonano zapłodnienie in vitro, w Niepublicznym ZOZ-ie, Instytucie Matki i Dziecka oraz w Szpitalu Bielańskim.
Czy bez wskazania przez Pana Profesora placówki, która miałaby dokonać aborcji, pacjentka rzeczywiście nie potrafiłaby trafić do takiego ośrodka? Z protokołu pokontrolnego Ratusza wynika, że lekarz prowadzący pacjentkę dr Gawlak sugerował, by wykonano "zabieg" w Instytucie Matki i Dziecka - dlaczego w tej sytuacji to Pan jest jedynym "winnym"?
- Jestem przekonany, że nie sprawiłoby to jej żadnej trudności. Mnie "namierzono" już w momencie, kiedy podniosła się wrzawa w związku z popisaniem przez lekarzy deklaracji wiary. Ponadto inni, nawet, jeżeli odmawiali aborcji, nie uczynili tego na piśmie tak jak ja.
Pacjentka z racji swojej trudnej położniczej przeszłości orientowała się, jak sądzę, w jakich szpitalach nie miałaby trudności z aborcją. Zgłosiła się jednak w tej sprawie do nas. Może rzeczywiście nie wiedziała, że w szpitalu, którego patronem jest Św. Rodzina, aborcji nie wykonujemy. Może pacjentka była przywiązana do lekarza z naszego szpitala, który opiekował się nią podczas ciąży?
Lekarz prowadzący pacjentkę rzeczywiście prowadził rozmowy na temat aborcji z Instytutem Matki i Dziecka a potem ze Szpitalem Bielańskim. Sądzę jednak, że pacjentka nie była zaskoczona moją odmową, ponieważ nie zwracała się do mnie z zapytaniem w jakim innym szpitalu aborcja może być wykonana. Gdyby mnie jednak zapytała, nie mógłbym jej takiej odpowiedzi udzielić, bo oznaczałoby to mój udział w organizowaniu aborcji. Poza tym nie ma oficjalnej listy placówek lub lekarzy wykonujących tę procedurę.
Swoją postawą nie naraził się Pan potężnemu lobby na rzecz in vitro i aborcji?
- Nie wiem, gdzie jest "grupa trzymająca władzę" w tych sprawach, gdzie to lobby się znajduje. Sądzę, że należą do nich producenci środków antykoncepcyjnych. Bez ich dotacji wyjazdy wielu lekarzy, zwłaszcza na zagraniczne konferencje, byłyby dużo mniej dostępne, a organizacja sympozjum w kraju praktycznie niemożliwa. Podobna sytuacja dotyczy czasopism medycznych. Jeżeli się płaci, to czegoś się w zamian oczekuje.
Jest też wszechwładna poprawność polityczna, która skutecznie zastąpiła cenzurę. Są też krzykliwe, feministyczne organizacje, lewicowe partie, które chcą agresywną propagandą powetować straty, jakie poniosły w ostatnich wyborach. Są też rzesze uczciwych ludzi, którzy mają podobne poglądy do moich, ale nie zabierają głosu. Jasne opowiedzenie się lekarza za nienaruszalnością życia było w tej sytuacji czymś zaskakującym dla tego lobby. Najpierw było zdziwienie i zaskoczenie a potem histeria.
Mam wrażenie, że problem aborcji jest tylko pretekstem do rewolucji kulturowej, której celem jest zmiana postaw i świadomości, zablokowanie niepoprawnie myślącym dostępu do stanowisk kierowniczych. Pamiętam czasy, kiedy wszyscy musieli jednakowo myśleć, by coś w życiu osiągnąć.
Jak Pan sądzi, czy Pański przypadek nie odegra roli zastraszania całego środowiska?
- Uchwała Komitetu Etyki PAN zmierza do ograniczenia zakresu klauzuli sumienia lekarzy. Podpisanie deklaracji wiary przez lekarzy spowodowało ataki przeciwko tym z nich, którzy sprawują funkcje kierownicze. Znam przypadek profesora, którego przed rozstrzygnięciem konkursu na stanowisko kierownicze zapytano, czy podpisał deklarację wiary. Powiedział, że tak. Konkursu nie wygrał. Atakowano też za podpisanie deklaracji jednego z konsultantów wojewódzkich w dziedzinie położnictwa i ginekologii.
Mnie zapowiedziano już, że będę też zwolniony ze stanowiska członka Rady Naukowej jednej z korporacji medycznych. Jedna z gazet wytropiła, że jestem wykładowcą na uniwersytecie. Kierunek nagonki został wytyczony. Ograniczenie dostępu do stanowisk kierowniczych ze względu na system wartości to ograniczenie praw człowieka. Nawet Unia Europejska tego nie popiera.
Jak chronić sumienie lekarza?
- Jedyna możliwość to silny nacisk ze strony społeczeństwa. Lekarze sami nie dadzą rady. Podobno 70 % Polaków to katolicy. Można zatem przypuszczać, że życzyliby sobie, aby w delikatnych etycznie sprawach dotyczących prokreacji mogli spotkać w przychodni czy w szpitalu lekarza, u którego znajdą zrozumienie dla swojego stanowiska w sprawach planowania rodziny czy aborcji.
Sprawą bardzo istotną jest, aby nauczanie etyki w uczelniach medycznych uwzględniało zasady, na jakich opiera się prawo naturalne, żeby studentów zapoznawano z metodami naturalnego planowania rodziny. Obowiązuje tam model etyki permisywnej, liberalnej. Tylko odpowiedni odsetek wierzących parlamentarzystów w Sejmie, proporcjonalny do odsetka osób wierzących w społeczeństwie, może ochronić sumienia lekarzy. Oczywiście nie chodzi o takich posłów, którzy pomijają osobiste przekonania w tworzeniu prawa.
Czy środowisko medyczne gotowe jest na przeciwstawienie się oczekiwaniom pewnej części opinii publicznej, która widzi w lekarzu jedynie bezdusznego wykonawcę świadczeń?
- Prawdopodobnie znaczna część pracowników ochrony zdrowia nie zdaje sobie sprawy z tego, jak zmieniają się oczekiwania społeczeństwa wobec nich. Powoli, ale w coraz większym stopniu lekarz staje się wykonawcą zleceń pacjenta, czy raczej klienta.
Niestety ochroną zdrowia twardo rządzi pieniądz. Na sentymenty, wartości nie zwraca się uwagi. Na każdą złotówkę z NFZ jest wielu chętnych. Coraz częściej zdarza się, że zapominamy o zasadzie "Przede wszystkim nie szkodzić". Zamiast niej mamy inną: "Nasz klient, nasz pan". Pacjentka nie oczekuje od lekarza informacji o mechanizmie działania środków antykoncepcyjnych czy ich działaniu rakotwórczym. Pojawiają się głosy, że nie jest rolą lekarza informowanie o szkodliwości palenia papierosów czy zbyt wczesnej aktywności seksualnej. Podobno narusza się w ten sposób prywatność pacjentki.
Rola lekarza jako nauczyciela, promotora zachowań sprzyjających zdrowiu odchodzi do przeszłości. To ogromna strata dla pacjentów, dla powołania lekarskiego. Czasami idziemy za daleko w uleganiu żądaniom pacjentów. Są takie szpitale, w których na prośbę pacjentek wykonuje się nielegalnie niepotrzebne zabiegi ubezpłodnienia po kilku cięciach cesarskich.
Jak to zmieniać? Częściej niż do tej pory problemy etyczne powinny być przedmiotem wykładów i dyskusji na konferencjach medycznych. Więcej trzeba mówić o autonomii zawodu lekarskiego. Lekarz nie jest do wynajęcia do każdej roboty. Zwłaszcza "mokrej".
Czy widzi Pan związek między "sprawą Chazana" a faktem, że podpisał Pan Deklarację Wiary?
- Oczywiście tak. Od Deklaracji wiary "sprawa Chazana" się zaczęła. Pisano wtedy takie bzdury, że w Szpitalu św. Rodziny nie będzie się wykonywać cięć cesarskich ze względu na świętość ciała pacjentki. Propaganda przybiera niewiarygodne formy. Zaskakuje w niej ładunek nienawiści. Doznałem zagrożenia nietykalności osobistej.
Co oznaczać będzie dla Pana ewentualne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o niekonstytucyjności zapisu o klauzuli sumienia w Ustawie o zawodzie lekarza?
- Podobno orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego będzie działało wstecz. Czyli decyzje podjęte na podstawie tego zapisu uważane będą za ważne. Nie wiem, jak to będzie interpretowane w stosunku do mojej osoby. Nie zastosowanie się do zapisu o klauzuli sumienia jest wymieniane jako moje największe przewinienie w protokołach wszystkich pięciu kontroli, jakie odbywają się jednocześnie w Szpitalu Św. Rodziny.
Mam nadzieję, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego i idące za tym unieważnienie decyzji opierających się na kontrowersyjnym zapisie w Ustawie o zawodzie lekarza, pozwoli naprawić wyrządzone krzywdy.
Skomentuj artykuł