Problem stary jak świat
Handel ludźmi - kobietami, mężczyznami i dziećmi ciągle stanowi jedno z najpoważniejszych naruszeń praw człowieka na świecie. Skala zjawiska nie jest znana, ale na całym świecie żyją setki tysięcy niewolników.
Według definicji przyjętej przez ONZ w roku 2000 handel ludźmi to: werbowanie, transport, przekazywanie, przechowywanie lub przyjmowanie osób, z zastosowaniem gróźb lub użyciem siły, lub też z wykorzystaniem (…) uprowadzenia, oszustwa, wprowadzenia w błąd, nadużycia władzy lub wykorzystania słabości (…) w celu wykorzystania. Wykorzystanie obejmuje (…) wykorzystanie seksualne, pracę lub usługi o charakterze przymusowym, niewolnictwo lub praktyki podobne do niewolnictwa, zniewolenie albo usunięcie organów.
U podstaw procederu handlu ludźmi leżą drastyczne różnice w poziomie życia. Bogaty Zachód chętnie korzysta z siły roboczej dostarczanej przez uboższy Wschód - i wszystko byłoby w porządku, gdyby pośrednicy i pracodawcy byli uczciwi, a pracownicy dobrze opłacani. Niestety, nie jest to powszechna praktyka.
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku panowała opinia, że problem handlu ludźmi dotyczy tylko kobiet, a jedyną formą wykorzystywania sprzedanych jest seksbiznes, zwłaszcza prostytucja. Czas jednak zweryfikował ten punkt widzenia. Podczas prawie 15 lat działalności Fundacji La Strada jej pracownicy zetknęli się z kobietami i mężczyznami, którzy zostali sprzedani, zmuszeni do pracy i wykorzystani nie tylko w przemyśle seksualnym czy pornograficznym.
Oczywiście zarówno w Polsce, jak i w innych krajach Europy nadal najwięcej ofiar handlu to kobiety zmuszane do prostytucji, jednak dość liczną grupę stanowią też kobiety wykorzystywane w domach jako sprzątaczki, gosposie czy opiekunki. Dotyczy to zarówno obywatelek Polski za granicą, jak i cudzoziemek (głównie z Ukrainy) pracujących w naszym kraju. Trudno określić, jak duża jest skala tego procederu. Wiemy wszyscy o kobietach zatrudnianych do sprzątania czy opieki i opłacanych poniżej stawek lub wcale. Pracownikom fundacji La Strada zdarzało się słyszeć opinie, iż pracujące u nas Ukrainki i tak powinny być wdzięczne, że dostają cokolwiek (np. stare ubrania), bo w ich kraju jest bieda i bezrobocie, więc nie powinny mieć wymagań.
Równie drastyczne jest zniewalanie ludzi (także niepełnosprawnych oraz dzieci), aby zmusić ich do żebrania. W Polsce problem dotyczy między innymi obywateli Mołdawii, Rumunii czy Ukrainy, którzy przywożeni są przez zorganizowane grupy przestępcze, bezustannie kontrolowani, głodzeni i pozbawiani zarobków.
Wszyscy zapewne pamiętamy “obozy pracy" w południowych Włoszech, o których głośno było w mediach. W tragicznych warunkach i bez zapłaty pracowały tam setki Polaków. Pracownicy przymusowi wykorzystywani są w wielu sektorach gospodarki - zwłaszcza sezonowych: rolnictwie, gastronomii czy budownictwie. Osoby te często nie zdają sobie sprawy z tego, że są ofiarami przestępstwa, rzadko znają swoje prawa. W ostatnim czasie także w Polsce zdarzyły się przypadki wykorzystywania cudzoziemców (głównie z Azji) na plantacjach czy w przetwórstwie owocowo-warzywnym. Oburzając się na wyzysk Polaków za granicą, we własnym domu często sami stajemy się wyzyskiwaczami.
Werbownicy szukają ludzi, głównie kobiet, w trudnej sytuacji: bezrobotnych, mających problemy osobiste, zadłużonych czy o bardzo niskich dochodach. Idealna dla sprawcy jest kobieta, która nie pyta dokąd i po co ma jechać, i jest na tyle zdesperowana, żeby propozycję wyjazdu przyjąć bezkrytycznie. Poszukiwane są osoby niewykształcone, nieznające języków obcych, raczej młode (chociaż wiek przyszłej ofiary często zależy od celu, w jakim jest rekrutowana), ponieważ mają mniej doświadczenia życiowego niż starsze i łatwiej je sobie podporządkować. Sprawcy kuszą wysokimi zarobkami, wspaniałym życiem na Zachodzie, możliwością podjęcia studiów i zamążpójścia.
Rekrutują zwykle w środowisku ofiary. W lokalnej prasie czy na miejskich tablicach pojawiają się ogłoszenia o pracy, a sami zainteresowani często spotykają się z potencjalnymi ofiarami w kawiarni, klubie, dyskotece czy parku. Werbują “na pracę" i “na miłość" - szczególnie perfidnie, omotując kobietę, zapewniając o swojej miłości, a następnie zmuszając do prostytucji. Ale coraz częściej istotną rolę w rekrutacji pełni Internet - rekrutujący działają na czatach, odpowiadają na ogłoszenia poszukujących pracy i wabią na portalach randkowych. Wbrew temu, co można usłyszeć i przeczytać w mediach, porwania (uprowadzenia) zdarzają się sporadycznie. Są zbyt ryzykowne.
Przebywając za granicą, ofiara podejmuje pracę na zasadach narzuconych przez sprawców, którzy dbają o to, aby nie próbowała się uwolnić czy szukać pomocy. Może ona być poddana różnym formom przymusu oraz przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej, także szantażowi. Często stosowaną metodą jest wciąganie ofiar w mechanizm długu, czyli wmawianie kobiecie (lub mężczyźnie), iż jest winna pieniądze i aby je oddać musi pracować, nie pobierając wynagrodzenia. Przestępcy chętnie wprowadzają swoje ofiary w błąd, twierdząc np., że rodzina ich już nie poszukuje lub odrzuca, gdyż dowiedziała się o ich pracy w prostytucji.
Często pogardzamy kobietami, które trafiły do domów publicznych, przekonani, że same są sobie winne, ponieważ były głupie, licząc na szybkie i łatwe pieniądze. Nie zastanawiamy się, co sprawiło, że kobieta uwierzyła w ofertę dobrej pracy, którą złożył jej ktoś, komu zaufała.
Tymczasem wiele kobiet - i nie tylko - postrzega emigrację jako jedyną szansę na poprawę swojego bytu. Obywatelki Polski szukają pracy w Holandii, Włoszech czy Wielkiej Brytanii. Do Polski przyjeżdżają kobiety z Ukrainy, Białorusi, Bułgarii czy Mołdawii. Obecnie większość wyjeżdżających w celach zarobkowych to kobiety; feminizacja migracji stała się zjawiskiem powszechnym w Europie i na innych kontynentach. Według Międzynarodowej Organizacji Pracy kobiety stanowią około 100 milionów wszystkich migrantów zarobkowych na świecie. Migrują z różnych powodów: politycznych, socjalnych, gospodarczych, społecznych, rodzinnych i osobistych. Często po prostu nie mają innego wyjścia, a wszystko wydaje się lepsze od bezrobocia i życia w nędzy.
Ofiary handlu ludźmi często nie zdają sobie sprawy z tego, że padły ofiarą przestępstwa - wstydzą się tego, co je spotkało, boją się sprawców. Rzadko proszą o pomoc, zresztą nie wiedzą, do kogo się zwrócić. Trudno jest wrócić do zwyczajnego życia, dlatego zawsze potrzebna jest psychoterapia i reintegracja. W Polsce pokrzywdzonym pomaga Fundacja przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu oraz Krajowe Centrum Interwencyjno-Konsultacyjne dla Ofiar Handlu Ludźmi (jest to program realizowany przez La Stradę).
Skomentuj artykuł