Byłam perfekcjonistką. Wykorzystywałam talenty, by chwalić samą siebie

fot. Matheus Ferrero / Unsplash
Kari Kampakis

"Mój perfekcjonizm był kultem samej siebie. Rozwijałam się, stawiając sobie samej pomnik. I kiedy z tego pomnika spadł jeden kamień, cała budowla się zawaliła" - pisze Kari Kampakis w nowej książce wydawnictwa W drodze.

Wiedziałam, że reaguję przesadnie, ale nie mogłam się powstrzymać. Widok mojego ojca sprawił, że wszystko we mnie puściło.

Byłam w college’u i uczestniczyłam w dwóch kursach w szkole letniej. Dla większości studentów szkoła letnia była wymówką, żeby zostać w kampusie i dobrze się bawić. Zapisywali się rozmyślnie na jakieś łatwe zajęcia, bo przecież kto chce poważnie studiować latem?

DEON.PL POLECA

Kurs historii, który wybrałam, wyglądał pięknie na papierze, ale w rzeczywistości okazał się koszmarem. Nauczyciel był arogancki i chlubił się tym, że rzadko stawia piątki. Jako że byłam pilną studentką, sądziłam, że stanę się wyjątkiem. Wiedziałam, że nie będzie mi łatwo zrezygnować z nocnych eskapad z przyjaciółmi, aby zostawać w kampusie i się uczyć, ale byłam gotowa to zrobić. W końcu średnia ocen była dla mnie wszystkim. Była moją dumą, jedyną rzeczą, dla której byłam gotowa rzucić się pod pędzący samochód, by ją ratować.

Potrzebowałam pieniędzy, a ponieważ moi rodzice mieszkali niedaleko kampusu, tato zgodził się spotkać ze mną przed klubem fitness, do którego chodził ćwiczyć. Szłam na spotkanie tuż po zajęciach, na których usłyszałam od mojego profesora złą wiadomość, którą nie planowałam się z nikim dzielić. Byłam zbyt zakłopotana i zawstydzona.

Kiedy ojciec mnie zobaczył, uśmiechnął się. Uściskał mnie, pocałował w czoło i powiedział, że za mną tęsknił. Gdy wyciągnął gotówkę z portfela, moje mechanizmy obronne osłabły i uwolniły się wszystkie emocje. Łzy, które powstrzymywałam od wyjścia przed dwudziestoma minutami z sali historycznej, popłynęły strumieniem.

- Kochanie, co się stało? - zapytał, gdy ja rozpadałam się na części. Nie mogłam spojrzeć mu w twarz. Z trudem oddychałam. Nie potrafiłam wydusić słowa ani jasno myśleć. W piersi czułam ciężar rozczarowania. Byłam załamana.

Ojciec mnie obejmował, a ja płakałam. Pogrążona w histerii, wyobrażałam sobie prawdopodobny scenariusz powstający w jego głowie: na pewno zastanawia się, dlaczego jego dwudziestoczteroletnia córka jest zrozpaczona. Po chwili zrozumiałam, że tato wcale nie jest przerażony. Nie boi się tego, co mogłabym mu powiedzieć. Bez względu na to, jaki miałam problem, wiedziałam, że wszystko zaakceptuje i będzie mnie kochał wciąż tak samo. Ta pewność dodała mi odwagi, aby przyznać się do błędu. Krztusząc się łzami, wyjąkałam:

- Dostałam… czwórkę… z testu… z historii!

Wyplułam słowo "czwórka" tak, jakby było jakimś kwasem. Według mnie z pewnością nim było. Moja ocena z historii zależała od dwóch testów i jeśli następnym razem nie dostanę najwyższej oceny, nie będę miała też wysokiej średniej na koniec. Ojciec uśmiechnął się, objął mnie jeszcze mocniej i zaczął uspokajać. Powtarzał to, co zawsze mówił w takich sytuacjach:

- Jeśli bardzo się starałaś, to znaczy, że nie mogłaś zrobić niczego więcej. Można tylko dawać z siebie wszystko, co najlepsze, prosić Boga i patrzeć, co będzie.

Ojciec wiedział, że jestem dla siebie surowa i jego antidotum na moje męczarnie była zawsze miłość i łaska. Matka postępowała tak samo. Nigdy nie zmuszali mnie, abym była kimś więcej, robiła więcej i osiągnęła więcej, ponieważ nie musieli tego czynić. Sama stawiałam się pod ogromną presją i gdyby oni jeszcze coś do tego dodali, z pewnością bym się złamała.

I choć teraz śmieję się z tej historii, zwłaszcza z absurdalności tego, że czwórkę uważałam za nieszczęście, to ona także mnie zasmuca. Moje załamanie było bowiem dowodem na źle ustawione priorytety.

Perfekcjonizm. Walczy z nim wiele nastolatek

Krótko mówiąc, czciłam złe rzeczy. I choć dobre było to, że się przykładałam, to jednak nie wykorzystywałam swoich talentów, aby chwalić Boga. Wykorzystywałam je, aby chwalić samą siebie, Kari Kubiszyn. Rozwijałam się, stawiając sobie samej pomnik. I kiedy z tego pomnika spadł jeden kamień, cała budowla się zawaliła.

Wiele nastoletnich dziewcząt walczy z tym samym problemem co ja: perfekcjonizmem. Chciałam być doskonałą dziewczyną i czasami mogłam się oszukiwać, wierząc, że jestem blisko. Tak naprawdę jednak mój perfekcjonizm był kultem samej siebie. Skupiał moją uwagę na mnie samej zamiast na Bogu. Myślę, że straciłam okazję na wiele duchowych spotkań, ponieważ moje oczy nie były otwarte na Jego obecność. Zmagałam się z poczuciem niepewności i zwątpienia, ponieważ swoją wiarę pokładałam nie w tym, co trzeba.

Dziewczęta, które przejawiają kult samych siebie, to wcale nie te, które kroczą w diademach, przechwalając się swoją wielkością, urodą i wyższością. W pewien sposób wszyscy uprawiamy kult samych siebie. Wszyscy budujemy fałszywego bożka własnej osoby, łamiąc pierwsze i najważniejsze przykazanie: "Ja jestem Pan Bóg twój (…). Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!" (Wj 20,2–3).

Możesz wierzyć tamtej dziewczynie, którą kiedyś byłam: kult samej siebie jest stratą czasu. Odciąga cię od Tego, który naprawdę się liczy. Dopiero gdy zejdziesz z piedestału i pozwolisz, aby Jezus napełnił twoje serce, będziesz mogła cieszyć się prawdziwym szczęściem.

Fragment książki Kari Kampakis "Urodziłaś się, żeby latać. Książka dla twojej córki"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Byłam perfekcjonistką. Wykorzystywałam talenty, by chwalić samą siebie
Komentarze (3)
PR
~Ppp Rrr
21 września 2021, 08:05
Perfekcjonizm, to nie „kult samego siebie”, lecz udręka wynikająca z wpojenia w dzieciństwie przekonania, że trzeba być doskonałym i/lub trzeba dążyć do doskonałości. Kościół tez ma tu wiele za uszami, przynajmniej tak było u mnie. w dorosłym życiu udało mi się to zwalczyć. Pozdrawiam.
MK
Marta Kozakiewicz
11 października 2021, 17:39
Zgadzam się, przecież Kościół nas uczy, od najmłodszych lat, że mamy być z dnia na dzień coraz lepsi. Nie ma tu miejsca na akceptację słabości ( inaczej grzechu). Wręcz codziennie powinniśmy koncertować się na naszych wadach i je rozpatrywać. Prosta droga do perfekcjonizmu i nie kochania siebie. Perfekcjonizm to udręka, a nie gloryfikacja samego siebie.
MB
~Mateusz Bąk
20 września 2021, 20:23
A co mnie to obchodzi?