Jak radzić sobie z sytuacjami, na które nie mamy wpływu?

Jak radzić sobie z sytuacjami, na które nie mamy wpływu?
(fot. Paulo Vizeu / Unsplash)
Łukasz Kuśmierz

Co chcesz zmienić w swoim życiu? Co możesz zmienić? Są takie sytuacje, gdy te pytania musimy sobie zadać w pakiecie, jeśli pragniemy, by zmiana faktycznie nastąpiła.

Po czym poznać fałszywego proroka? Posłuchaj wybranego coacha, trenera lub autora poradnika, i zobacz, czy jest święcie przekonany o tym, że w życiu możesz wszystko. Kogoś, kto sprzedaje pewną ideę, a nie patrzy na to, skąd i z jakim bagażem przychodzisz, w jakim miejscu aktualnie jesteś, jakie przeszkody na swojej drodze możesz spotkać. Czasami, niestety, taki fałszywy prorok odzywa się w nas - szybki scrolling Instagrama rodzi wewnętrzne przekonanie, że każde miejsce na tym globie czy sylwetka jest w zasięgu naszych rąk. Nie zrozum mnie źle. Osobiście uważam, że w życiu wiele zależy od nas samych. Ba, na podstawie wiedzy o ludzkich zachowaniach i o tym, jak funkcjonuje nasz mózg, wiemy, że przekonania na własny temat i nasze myśli wpływają na rezultaty, jakie osiągamy. Lepiej stawiać na optymizm co do przyszłości niż "katować się" rozpisywaniem w głowie negatywnych scenariuszy. Co jednak, gdy natrafimy na takie przestrzenie w życiu, które bardzo chcielibyśmy zmienić, ale do których zwyczajnie nie mamy dostępu?


Tupanie nóżką

Do głowy przychodzi mi kilka takich sfer. Nasza przeszłość, a szczególnie to, jak zostaliśmy wychowani, popełnione grzechy, błędy i porażki. Temperament, który jest wrodzony. Geny mające wpływ na nasz wygląd. Odczuwane trudne emocje i niechciane myśli. Zdarzenia losowe - choroba, śmierć bliskiej osoby. Wolna wola i wybory drugiego człowieka, zwłaszcza, gdy w sposób poważny wpływają na nasze życie. Wolność i autonomia Boga. Nie wiem, jak Ty, ale ja tutaj często "tupię nóżką" i chciałbym po prostu zmienić same wymienione wyżej zjawiska. Wpadam w powszechną pułapkę, choć dobrze wiem, że nie tędy droga. Bo gdy już natrafiamy na wielki życiowy mur i nie dajemy sobie miejsca na spokojną refleksję, to emocje biorą górę, i przyjmujemy wobec przeszkód dwie nieefektywne postawy. Albo z nimi walczymy, czyli szamoczemy się, traktujemy niezwykle ostro/"z buta" i wypieramy, wkładając w to nieziemską siłę, albo totalnie poddajemy się biegowi wydarzeń i kapitulujemy, gdyż uznaliśmy, że już nic się nie da zrobić.

Widać to dobrze na co dzień. Wystarczy, że rozejrzysz się wokół. Nawróceni członkowie męskich wspólnot katolickich, którzy o swojej grzesznej przeszłości panicznie boją się opowiadać lub mówią o niej tak, że słychać u nich wstręt i pogardę dla siebie samego z tamtego okresu. Faceci, którzy na odczuwaną pustkę reaguję upijaniem się w weekend w klubach. Bezrobotni mężczyźni przytłoczeni swoim aktualnym położeniem i gnuśniejący przed telewizorami. Czasem więcej w nas wściekłego na zaistniałą sytuację Jonasza, a czasem zrezygnowanego w pewnym momencie Eliasza, który chciał już tylko "zabrać swoje zabawki", i przeprowadzić się na tamten świat. Ale ani walka, ani kapitulacja nie sprawią, że poradzimy sobie z życiowym murem. Do spraw, których jako takich zmienić nie możemy, musimy zaaplikować trzecie, właściwe rozwiązanie.


Co można zrobić z wilgotnym drewnem

Pamiętam, jak w jednym z moich poprzednich miejsc pracy zajmowaliśmy się teorią i praktyką mindfulness. Byłem krytycznie nastawiony do jednego z założeń uważności autorstwa Jon Kabat-Zinna, jakim jest akceptacja. Wydawało mi się ono zbyt buddyjskie i sprzeczne z chrześcijańskim podejściem do życia, zakładającym jednak pewną aktywność i przemienianie świata. Zresztą, co może być pociągającego dla faceta-katolika, który słyszy o tym, że ma zaakceptować trudne sytuacje, jakie napotyka na swej drodze? To jednak ja byłem w błędzie. W rzeczy samej bowiem akceptacja w uważności nie oznacza bierności i po prostu przyjmowania od życia razów na głowę. Chodzi w niej o uznanie rzeczywistości, faktów. Podobne stanowisko zajmują chrześcijanie. Realizm i przyjęcie prawdy o sobie samym to np. pierwszy stopień w programie 12 kroków Anonimowych Alkoholików, samopomocowych grup, które korzeniami sięgają chrześcijańskich wartości. Zgoda na fakty nie oznacza jednak końca pracy. Uznanie spraw takimi, jakimi są to konieczny warunek, by następnie wdrożyć odpowiednie działanie.

"Natura hojnie wynagradza drwala, który z nią współpracuje" - pisze Lars Mytting w książce "Porąb i spal". Norweski pisarz zwraca uwagę na to, że drzewa najlepiej jest ścinać zimą i wczesną wiosną, ponieważ drewno jest wówczas najmniej wilgotne, więc jego suszenie przebiega szybciej. Latem ma w sobie dużo wilgoci, podczas wyrębu zmagamy się z wysoką temperaturą powietrza, ale... nadal możemy pozyskać polana, które pójdą na opał! W tym celu trzeba ściąć całe drzewa, i pozostawić je wraz z gałęziami, liśćmi, koroną - drzewo będzie rosnąć dalej, to samo będą robić liście, pobiorą one substancje odżywcze znajdujące się w pniu, dzięki czemu wilgoć zostanie wyssana. Następnie trzeba szybko porąbać takie drewno (jeszcze nie nadaje się ono na opał) i suszyć dalej. Nauka z norweskich lasów nie pójdzie w... zapomnienie, jeśli rozpiszemy ją na schemat działania w obliczu dużych życiowych wyzwań, i będziemy go przywoływać w pamięci, ilekroć na nie natrafimy. Taki schemat mógłby wyglądać w następujący sposób:

W czym jest problem? → Na co w tej sytuacji nie mam wpływu? → Na co w tej sytuacji mam wpływ? → Co następnie zrobię?

Zauważ, że wielkie życiowe przeszkody same w sobie są nie do ruszenia. Nie przeskoczysz tego, że jest lato, a drewno naszło wilgocią. Ciągle jednak możesz wykonać jakiś ruch.


Najpierw akceptacja, potem działanie

Wróćmy do przykładów z początku tego tekstu, gdy mówiłem o sferach w życiu, do których nie mamy dostępu. Chciałbym pokazać, jak w praktyce można zastosować zasadę ukrytą w zdaniu "Uznaj to, co jest i zmieniaj to, co chcesz i możesz zmienić". Nie mamy wpływu na nasze wychowanie i dawne rany, to już jest zamknięty etap. Możemy jednak zdecydować, co z rzeczy, które przekazali nam rodzice, bierzemy na drogę, a co zostawiamy. Możemy też nakreślić granice we wzajemnych stosunkach, jeśli widzimy, że są one przekraczane. Podobnie ma się rzecz z naszym największym grzechem, wstydem. Nie zmienimy przeszłych wydarzeń, ale może to okazja do tego, by wreszcie spojrzeć na siebie z tamtego czasu z czułością? Nie po to, by relatywizować zło, ale by pokochać grzesznika i zgodzić się na to, że nie my zbawiamy siebie, lecz Chrystus. Wiele osób może dotkliwie odczuwać problemy, jakie stwarza ich temperament, ale dzięki niemu mogą też poznać swoje mocne strony, i na nich budować przyszłe triumfy. I nie jestem teraz gołosłowny - jak pokazują wieloletnie badania Instytutu Gallupa, większe sukcesy odnosimy wtedy, gdy sięgamy po arsenał naszych popisowych zagrań, a nie, kiedy rozwijamy słabe strony. Inni będą cierpieć z powodu swojego wyglądu, choć z określonymi genami już się rodzimy. Gdy więc mamy problemy z np. wagą, nadal możemy nad nią pracować i czynić to w pokorze: "okej, mam takie ograniczenia, tyle w tym zakresie jestem w stanie zrobić, a więcej już nie".

Trudne emocje to informacja, że z czymś jest nam źle. Może więc jakaś relacja, sytuacja, w której się obecnie znajdujemy, wymaga zmiany? Na pojawienie się niektórych myśli nie mamy z kolei wpływu. Ale po naszej stronie jest piłka, jeśli chodzi o to, co z nimi zrobimy. Gdy więc już wyłapiemy, że w myślach np. osądzamy siebie lub innych, możemy zdecydować, czy chcemy to kontynuować. Traumatyczne zdarzenia losowe mogą nas zniszczyć, ale mogą też otworzyć nowe drzwi w naszych głowach, ukazać możliwości, których wcześniej nie widzieliśmy. Nie mamy dostępu do wolnej woli drugiej osoby, choć często byśmy chcieli. Ale sam Bóg jej nigdy nie narusza. Gdy natrafiamy na taką przeszkodę, to pojawia się okazja, by poćwiczyć się w dojrzałej, asertywnej postawie wyrażonej w zdaniu: "mam prawo Cię o coś poprosić, Ty masz prawo mi odmówić i nie wywoła to we mnie reakcji gniewu".

Wreszcie Bóg, którego decyzji często nie rozumiemy. Zderzenie z murem niewysłuchanej (wg nas) modlitwy może nam pozwolić odczuć autentyczny respekt i szacunek wobec Niego. To szansa na uzmysłowienie sobie, że On naprawdę jest inny niż ja. Może dzięki temu zobaczymy po raz pierwszy, że w relacji z Nim nie chodzi o to, że jedna strona jest petentem, a druga spełnia życzenia, ale o spotkanie dwóch autonomicznych osób. A to już przenosi tę relację na nowy, dorosły poziom.

Zderzenie ze ścianą boli. Tam, gdzie kończy się nasz wpływ, odczuwamy bezsilność, frustrację i w złości zaczynamy "rzucać zabawkami". Metafora, jaką teraz opisałem nasz sposób reagowania na mur, który napotykamy w życiu, jest jak najbardziej na miejscu. Bo wyjście z trudnego położenia znajdujemy na drodze prowadzącej od postawy krzykliwego dziecka do postawy uznającej fakty i odpowiednio reagującej dojrzałej osoby. Ta druga posiada wpływ tam, gdzie ta pierwsza się zapętliła lub poddała. A więc... co chcesz dziś zmienić? Co możesz zmienić? Co postanowiłeś zrobić?

Łukasz Kuśmierz - coach chrześcijański. Zajmował się komunikacją: pracował jako dziennikarz, PR-owiec, marketingowiec, a także jako trener zdrowia w relacji z indywidualnym klientem. Te ostatnie obowiązki realizował za pomocą narzędzi coachingowych, pracując z ponad 20 klientami. Pasjonuje go odkrywanie własnej męskości, komunikowanie się "face-to-face" z drugą osobą i chrześcijaństwo. W wolnym czasie lubi czytać, oglądać filmy, słuchać muzyki, gotować, interesuje się sportem. Prowadzi bloga Lider Coaching

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Mark E. Thibodeaux SJ

W każdej sytuacji, czy to zwyczajnego dnia, czy w chwili podejmowania ważnej decyzji, w głowie i sercu słyszysz wiele głosów proponujących ci różne działania lub reakcje. Ignacjańska metoda rozeznawania uczy, jak dostroić swoje duchowe zmysły,...

Skomentuj artykuł

Jak radzić sobie z sytuacjami, na które nie mamy wpływu?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.