Jestem bezsilny. To dobrze

(fot. jamesckemp / flickr.com)
Meszuge

Powołani zostaliśmy do radości. Wierzę w to, może naiwnie, ale wierzę. W związku z tym zadaję sobie czasem pytanie, czemu tak niewielu z nas, albo tak rzadko, potrafimy się radować, prawdziwie cieszyć się życiem, a nie chwilę pośmiać z opowiedzianego przez kolegę dowcipu? Odpowiedzi jest pewnie całe mnóstwo, ale ja chciałbym skupić się na jednej, na pokorze. A raczej jej braku.

Pisząc o pokorze nie mam jednak na myśli uniżonej postawy względem kogoś, ani, tym bardziej, upokorzenia - pokora, w moim rozumieniu, to zgoda na rzeczywistość taką, jaka ona jest i zaprzestanie walki z faktami.

Nie od dziś wiadomo, że nierealistyczne oczekiwania rodzą zawody, rozczarowania, urazy i żal - uczucia, które tłumią radość życia. Niektórzy, pragnąc radość życia uzyskać i odzyskać, walczą z rozczarowaniami i urazami, ale jest to działanie wyjątkowo mało efektywne, może nawet przynosi doraźną ulgę, ale niewiele więcej. Podobnie jest z tabletką od bólu zęba, lub kieliszkiem koniaku. A w takim razie może warto nauczyć się rezygnować z krótkotrwałych zysków na rzecz długofalowych efektów? No, tak… tylko jak to zrobić?

W moim środowisku często można usłyszeć powiedzenie: "Jest Bóg - ja Nim nie jestem". Naiwne? Czyżby? Jakże często, cóż z tego, że nie zawsze świadomie, próbujemy wchodzić w Jego rolę i uzurupować sobie Jego kompetencje? Oczywiście, to się nie udaje, bo i udać się nie może, a wtedy właśnie pojawiają się, wymienione wyżej, mało przyjemne efekty nierealistycznych oczekiwań.

Za niezwykle ważny w tym temacie uważam fragment modlitwy Reinholda Niebuhra, amerykańskiego teologa i duchownego ewangelickiego:

"Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego".

Tekst genialny w swojej prostocie, ale i cóż z tego, jeśli najczęściej dopiero po czasie, po zmarnowaniu ogromnych sił i środków orientujemy się, że walczyliśmy o coś, co było, jest i najprawdopodobniej na zawsze pozostanie zupełnie poza naszym zasięgiem, że z aroganckim brakiem pokory próbowaliśmy odmienić rzeczywistość według własnego widzimisię, narzucić Losowi, Przeznaczeniu, Bogu, naszą własną wolę.

Momentami przypomina to chłopczyka, który tupie ze złości pod sklepem z zabawkami, domagając się autka, które ma dostać już, zaraz, natychmiast. Żałosny widok, zwłaszcza wtedy, gdy tupiącym okazuje się człowiek dorosły.

Może i jest faktem, że radować się życiem jest trudno - niektórzy mówią nawet o padole łez - ale jeśli nawet jest to prawdą, to nie znaczy jeszcze, że radość życia jest zupełnie nieosiągalna. Wielu przykrych uczuć (cierpienia) rzeczywiście nie jesteśmy w stanie w życiu uniknąć, ale z pełnym przekonaniem twierdzę, że większość z nich fundujemy sobie jednak sami, niejako na własne życzenie. Jak przestać to robić?

Czas na rozwiązania…

  • Jest takie powiedzenie: "Jeśli chcesz rozbawić Pana Boga, to opowiedz Mu o swoich planach". Nie uważam (chyba odmiennie niż wielu Polaków), że - świadczy ono o Bogu i jest dowodem na brak elementarnej wyrozumiałości życzliwości z Jego strony. To powiedzenie dotyczy raczej mnie samego. Tak, to ja przecież produkuję w swojej głowie kolejne elementy koncertu życzeń, ale na myśl mi nie przyjdzie zapytać o Jego wolę i ewentualne plany wobec mnie.
  • Moje prywatne motto życiowe, które wymyśliłem dawno temu w dość szczególnych okolicznościach: "Planuj działania, a nie efekty!", a więc nie żyj pod presją wyniku. Jego wyjątkowego znaczenia w zakresie redukcji życiowych rozczarowań tłumaczyć chyba nie trzeba.
  • Wreszcie bezsilność i bezradność. Subtelna różnica znaczeniowa między tymi pojęciami zaciera się już w powszechnej świadomości. Często słowa te stosowane są zamiennie, nawet ich definicje słownikowe są coraz bardziej zbliżone, tym niemniej zdolność do uchwycenia różnicy między nimi nadal jest dla mnie ważna. Do czego, po co? Ano po to, żebym nie cierpiał. Cierpienie, w tym przypadku, to pewien skrót myślowy i oznacza wszelkiego typu uczucia i emocje nieprzyjemne, których zdecydowanie wolałbym nie doświadczać.
  • Różnicę pomiędzy bezsilnością, a bezradnością najłatwiej jest wyjaśnić na przykładzie pogody. Nie potrafimy (przynajmniej jeszcze nie) sterować pogodą, wobec kaprysów aury jesteśmy zupełnie bezsilni. Pada deszcz, na przykład, i kompletnie nic nie możemy z tym zrobić, w żaden sposób nie potrafimy tego faktu zmienić. Ale przecież nie jesteśmy bezradni - rozwiązaniem (radą) jest stosowny strój, parasol, kalosze.

Przez pół życia marnowałem siły i środki, próbując zmienić te elementy rzeczywistości, na które nie miałem żadnego wpływu, a przynajmniej nie godziłem się z nimi: położenie geopolityczne mojego kraju, jakieś normy prawne, przekonania i postępowanie innych dorosłych ludzi, pogodę… A tak, pogodę również! Bo czy nie "modliłem się" z wściekłością, która aż bulgotała w gardle, by Bóg sprawił, żeby przestało padać, bo przecież zaplanowałem sobie grilla? W tym samym czasie bardzo często zakładałem, że jestem bezradny w sytuacjach, w których nie było to prawdą. Zaślepiony walką z rzeczywistością, nie widziałem dostępnych rozwiązań i niewykorzystanych jeszcze możliwości.

Pewnego razu, gdy z goryczą wymieniałem kolejne działania, jakie podjąłem, pragnąc udowodnić mojemu rozmówcy, że w jakiejś tam sprawie zrobiłem absolutnie wszystko, co w ludzkiej mocy, usłyszałem spokojnym tonem zadane pytanie: "A czy zapytałeś kogoś o radę, czy poprosiłeś drugiego człowieka o pomoc?" Długo stałem z rozdziawioną gębą, zanim zrozumiałem, że na takie działania nie pozwalała mi duma i pycha.

Boże, udziel mi mądrości, bym potrafił odróżniać bezsilność od bezradności i pokory, bym nie musiał uczyć się jej przez cierpienie i bycie poniżonym…

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jestem bezsilny. To dobrze
Komentarze (35)
W
wnerwiony
11 marca 2015, 00:30
Ja też stwierdziłem, że proszenie Boga o cokolwiek nie ma sensu. Po co mam się przed kimś płaszczyć i o coś prosić. Przestałem się modlić. Nie mam za co dziękować, nie proszę o nic i za nic nie będę przepraszał. A mimo to słucham porad innych ludzi, staram się do nich dostosować i nie wychodzę na tym dobrze. Łapię co jakiś czas kontuzje, łażę po lekarzach, którzy mi niewiele pomogą, tylko odsyłają albo na jakieś badania które niewiele wyjaśniają, albo chodzę na kolejną rehabilitację, która nic nie daje (uraz barku uchodzi za jeden z cięższych do wyleczenia). Nie wiem, niby mam rodziców, mam dom, dostałem się na prestiżową uczelnię, nie mam zbyt wielu znajomych (zazwyczaj byłem przez chamów i sqrwli odpychany), nie nawiązuję jakiś głębszych relacji z ludźmi, nie mam dziewczyny i jestem niezadowolony ze swojego położenia (a już rodzice na mnie najeżdżają, że nie szukam sobie pracy i nie mam dziewczyny). Nie wiem czy będę kontynuował karierę zawodową w obranym wcześniej kierunku, czuję straszną niechęć wobec tego co robię. Szukanie pracy wzbudza u mnie obrzydzenie. Prosiłem Boga o jakąś pomoc, jakąś sugestię żeby mnie jakoś nakierował. Ale on ma mnie w de. No to ja go też mam w de. To może jest właśnie ta sugestia? Bo jak się za kogoś modlę to jeszcze posłucha, ale jak ja o coś proszę to chyba tylko jedną prośbę wysłuchał. Miałem 6 drugich terminów do zaliczenia co było dla mnie traumatyczne. Na szczęście wszystkie zaliczyłem, ale nie zupełnie w uczciwy sposób. Od tego momentu postanowiłem być uczciwym i już nie oszukiwać. Jak nawalę to płacę za swoje niedomagania.
R
rozczarowany
4 listopada 2014, 03:15
"Tekst genialny w swojej prostocie, ale i cóż z tego, jeśli najczęściej dopiero po czasie, po zmarnowaniu ogromnych sił i środków orientujemy się, że walczyliśmy o coś, co było, jest i najprawdopodobniej na zawsze pozostanie zupełnie poza naszym zasięgiem"...co do Jan 15.7. Skonczylo sie u mnie! NIgdy wiecej Jezusowi nie zaufam w Jego slowa. Papiez ostatnio powiedzial..."Bog nie ma magicznej rozczki", ale ma slowo, slowo ktore zawiodlo po calosci! Nigdy wiecej nie zaufam. Dziekowac bede do konca moich dni, ale juz nigdy nie poprosze! Bo to nie dziala !!!!
T
tomasz
28 lipca 2014, 11:31
świetny tekst, świetne rozważanie. zapewne nie planowałe(a)ś efektu, ale dociera do mnie to. faktycznie: niby jesteśmy dorośli, a wydzieramy się pod "kioskiem" życia jak rozkapryszony dzieciak. hej. pozdrawiam, trzym się ciepło :) tomasz
K
kicikici
17 lipca 2014, 19:01
'Kiedy mówisz' Nie płacz w liście nie pisz że los ciebie kopnął nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno odetchnij popatrz spadają z obłoków małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju i zapomnij ze jesteś gdy mówisz że kochasz Jan Twardowski, 1988 :)
.
...
17 lipca 2014, 18:59
Każdy chciałby cieszyć się życiem beż względu na to co nas spotyka, umieć się śmiać z porażek i niepowodzeń, niestety prawda jest taka, że jest to bardzo trudne. Dlatego właśnie ludzie tacy jak np. Nick Vujicic są tak podziwiani za swoje podejście do życia i stają się inspiracją dla innych. Oby więcej takich ludzi :D
3 lutego 2014, 15:34
Bardzo dobry tekst Meszuge.  Czytam wiele komentarzy mówiących o biednych afrykańskich dzieciach albo bitej przez alkoholika zone i dzieciach. Co one zawiniły, co one mają zrobić, jak się poddać i uznać bezzsilność wobec sytuacji i zaufać Bogu? Otóż ja mam mówić tylko o własnych przeżyciach i swoich traumach ( a takowe też mam). Nie filozofować i nie wymyslać mozliwych sytuacji. Nie udawać, że wczuwam się przeżycia całego swiata, bo tak nie jest. Wiem, zgodnie z tekstem autora, że pomimo trudnych przeżyć, czasem niezawinionym mogłem postepowac inaczej. Nie bić się z koniem jak to sie mawia. O tym jest ten tekst.
R
Rudera
14 stycznia 2014, 20:15
Swietny tekst, wlasnie czegos takiego potrzebowalem na dzis! Dzieki! Z Bogiem!
EH
ecce homo
10 stycznia 2014, 23:35
 Nie ma sytuacji powodującej cierpnienie, wszystko zależy od podejścia. Napradę tak uważam. Ta sama sytuacja, te same warunki jedną osobę mogą zrzucić na dno rozpaczy a dla innej być sytuacją w której można normalnie funkcjonować ... Pycha przez Ciebie przemawia i samozadowolenie. Chyba jest ci za dobrze?
TT
teraz ty.
10 stycznia 2014, 13:58
Coś mi w tych komantarzach zaczyna "śmierdzieć", że niby cierpienie jest czymś, hm nazwę to - złym? Tak przynajmniej wynika z komentarzy. Nie twierdzę, że należy go nie unikać, jednak cierpienie ma sens! Niezależnie od tego czy "sami je sobie fundujemy" czy nie. A dopiero co z tym cierpieniem zrobimy to już inna sprawa jak słusznie zauważyła Agnieszka. Nie chodzi o uniknięcie cierpienia jeśli się "odpowiednio nastawię do sprawy" ale odpowiednie jego przeżycie. ...Wobec tego życzę ci raka oraz pary innych chorób i żebyś wzorowo to przeżywał włącznie z innymi licznymi nieszczęściami. Kolej na ciebie.
7 lutego 2012, 17:47
cytowana modlitwa, to modlitwa Marka Aureliusza (!) pliiiijz , KTO sprawdza te artykuły? Droga Agato, obawiam się, że to tylko romantyczne fantazje. Polecam stronę poświęconą historii tej modlitwy: <a href="http://www.aahistory.com/prayer.html">http://www.aahistory.com/prayer.html</a>  oraz informację o niej w angielskiej Wikipedii: <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Serenity_Prayer">http://en.wikipedia.org/wiki/Serenity_Prayer</a>  Za czasów panowania Marka Aureliusza na porządku dziennym było prześladowanie chrześcijan. Po śmierci został on uznany za boga. Pochowano go w Mauzoleum Hadriana. Zwracam na te fakty uwagę dlatego, że jeśli Marek Aureliusz był wierzący, to raczej modlił się do bogów rzymskich, a więc nie miał żadnego powodu, by używać zwrotu "Boże". 
7 lutego 2012, 14:35
"...Nie ma sytuacji powodującej cierpienie, wszystko zależy od podejścia...' Pytanie do "agnieszki" : jak ma podejść do cierpienia dziecko afrykańskie umierające z głodu? Nie jestem Agnieszka, ale spróbuję odpowiedzieć. Dziecko afrykańskie pewno niewiele może zdziałać, ale jego rozdzice już tak. Niestety w Afryce bieda i głód w dużym stopniu są skutkiem niezaradności tych ludzi i ich stylu życia. Nie chcę tutaj oceniać i znam te realia tylko z opowieści polskich misjonarzy pracujących w Afryce, jednak to oni wiele lepiej, myślę, widzą te realia. A więc jeśli rodzice tegoż dziecka nie nauczą się funkcjonowania w ich świecie, które przynajmniej może pomóc dziecku. Wiem zaraz napiszesz, że to dotyczy głodujących sierot. Ok, ale te sieroty skądś się biorą.  Jednak daleka jestem od dyskusji na temat, który znam tylko "z drugiej ręki". Wolę rozmawiać o tym czym ja żyję i co mnie bezpośrednio dotyka. A większe i mniejsze cierpienia również są moim udziałem, niestety lub stety, bo cierpienie uszlachetnia, mam taką nadzieję :)
WA
Woody Allen?
6 lutego 2012, 23:46
"Jeśli chcesz rozbawić Pana Boga, to opowiedz Mu o swoich planach".
DJ
Dawno już zauważyłam
6 lutego 2012, 23:43
cytowana modlitwa, to modlitwa Marka Aureliusza (!) pliiiijz , KTO sprawdza te artykuły? WIELU SIĘ pod nią podpisało...
S
SERCE
6 lutego 2012, 23:42
"Boże, użycz mi pogody ducha, Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego". Tekst genialny w swojej prostocie, ale i cóż z tego, jeśli najczęściej dopiero po czasie, po zmarnowaniu ogromnych sił i środków orientujemy się, że walczyliśmy o coś, co było, jest i najprawdopodobniej na zawsze pozostanie zupełnie poza naszym zasięgiem, że z aroganckim brakiem pokory próbowaliśmy odmienić rzeczywistość według własnego widzimisię, narzucić Losowi, Przeznaczeniu, Bogu, naszą własną wolę.
A
Agata
6 lutego 2012, 23:00
cytowana modlitwa, to modlitwa Marka Aureliusza (!) pliiiijz , KTO sprawdza te artykuły?
P
podejście
6 lutego 2012, 19:34
"...Nie ma sytuacji powodującej cierpienie, wszystko zależy od podejścia...' Pytanie do "agnieszki" :  jak ma podejść do cierpienia dziecko afrykańskie umierające z głodu?
6 lutego 2012, 18:54
Możecie lepiej oszczędzić sobie i innym pisania takich sloganów, że wystarczy "odpowiednio się nastawić" czy mieć odpowiednie podejście i cierpienie będzie miało sens. Powiedzcie to żonie alkoholika, czy dzieciom, które żyją w biedzie bo ojciec ich porzucił i zapomniał płacić alimenty. To chyba niezupełnie o to chodzi… Dziecko alkoholika cierpi i jest to cierpienie realne i niezawinione. Jako człowiek dorosły, wykazuje zaburzenia (dysfunkcję) DDA. I w tym momencie ważne staje się podejście do problemu, zrozumienie, że wprawdzie przeszłości zmienić się nie da, ale na nasze „jutro” jednak mamy wpływ. DDA może całą resztę życia grać rolę ofiary, w goryczy, żalu i poczuciu krzywdy. Tak, krzywdy niezawinionej, ale jaki sens ma walka z czymś, czego nie da się zmienić, walka z przeszłością? Czy nie korzystniej jest wziąć odpowiedzialność za swoje życie na siebie i zbudować je tak szczęśliwe, jak to tylko możliwe?
Wojciech Goly
6 lutego 2012, 12:17
Bezsilność jest rodzajem koła ratunkowego w mojej aktywności. Jeśli już nic nie skutkuje i wyczerpałem wszystkie pomysły, to zazwyczaj przyjęcie bezsilnej postawy przynosi rozwiązanie- chociażby tylko ulgę. Dodam, że nikt nigdy mnie tego nie uczył i gdyby nie cierpienia nie spróbowałbym tego sposobu.
lucy
6 lutego 2012, 11:30
Tak bardzo chciałabym zawsze o tym wszystkim pamiętać.Przede wszystkim umieć pogodzić się z życiem takim jakie ono jest, zgodzić się na rzeczywistość.Często brakuję mi tej pokory, chciałabym zmieniać wszystko i wszystkich dookoła, siebie zresztą też.Wg swojego ustalonego schematu.Długą drogę musiałam przejść, żeby zorientować się, że moje oczekiwania, niespełnione wobec siebie i innych rodzą frustrację, smutek i lęk.Wydawało mi się, że będę szczęśliwa jak wszystko będzie toczyło się z moim wcześniej zaprojektowanym planem.Gdy tak się nie działo, miałam pretensję i żal. Na duchu podnosi mnie jednak fakt, że wobec wielu zdarzeń jestem bezsilna, jednak nie bezradna.To ważne.Ważne dlatego, że mogę dostosować się, nie zmienić ale dostosować się do poszczególnych faktów w moim życiu,ta moja "nie bezradność"pozwala mi je zaakceptować, pogodzić się z nimi.Wreszcie bezsilność jest tym elementem dzięki któremu mogę oddać ster w ręce Pana Boga.Sama z siebie nic nie potrafię, dlatego już bez żadnych kalkulacji czy mi się to opłaca czy nie mogę zaufać, muszę zaufać, że to Ty Boże kierujesz moim życiem i nie jestem z tą moją bezsilnością sama Ty mi pomagasz.Niech będzie wola twoja a nie moja.
I
Iwona
6 lutego 2012, 09:10
Jestem bezsilna ale nie bezradna, bo zawsze, w każdej chwili mogę prosić Boga o pomoc, modlić sie do Niego, 'rozmawiac z Nim', zawsze mogę prosic Go o światło i wsparcie i na podstawie tego, jak 'mi sie w głowie" rozświetli podejmować jakieś dzialania, krok po kroku.  I na tych krokach się skupiać, a nie na odłeglości jaka mnie dzieli do celu. Bo pokonanie każdego kroku daje radość z przybliżania się, natomiast uświadonmienie sobie odleglości może mnie co najwyżej zdołować, sparaliżować. Robię co i ile mogę, resztę pozostawiam Bogu. Wiem, że to nie takie proste, sama się o tym boleśnie przekonałam. Ale chwilę zwątpień, zaciemnienia potraktować jak próbę wytrwałości i jeszcze bardzoej prosić o łaskę. I koniecznie nie zrywać relacji z Bogiem, uczestniczyć w Eucharystii, czytac Pismo Święte, ufać na ile potrafię. Mrok przeminie i znowu się roświetli. Wielką pomocą są dla mnie Rekolekcje Ignacjańskie, medytacje i kontemplacja wg metody na nich poznanej. Każdemu polceam!.
E
eha
5 lutego 2012, 16:47
Niektórzy komentujący piszą tak, że od razu widać iż nie dotknęło ich żadne poważne cierpienie. Możecie lepiej oszczędzić sobie  i innym pisania takich sloganów, że wystarczy "odpowiednio się nastawić" czy  mieć odpowiednie podejście i cierpienie będzie miało sens. Powiedzcie to żonie alkoholika, czy dzieciom, które żyją w biedzie bo ojciec ich porzucił i zapomniał płacić alimenty. Jest na świecie cała masa niezawinionego cierpienia, które trudno znieść. A pisanie o odpowiednim podejściu tylko pogłębia niezrozumienie i przepaść między tymi co znają problem z teorii, a tymi co doświadczają go realnie
T
Torquemada
5 lutego 2012, 00:01
Popieram stronnictwo aquiliańskie. Intuicyjnie to dla mnie kluczowy fragment: "Pewnego razu, gdy z goryczą wymieniałem kolejne działania, jakie podjąłem, pragnąc udowodnić mojemu rozmówcy, że w jakiejś tam sprawie zrobiłem absolutnie wszystko, co w ludzkiej mocy, usłyszałem spokojnym tonem zadane pytanie: "A czy zapytałeś kogoś o radę, czy poprosiłeś drugiego człowieka o pomoc?" Długo stałem z rozdziawioną gębą, zanim zrozumiałem, że na takie działania nie pozwalała mi duma i pycha." PS: takie rzeczy jak "położenie geopolityczne mojego kraju, jakieś normy prawne, przekonania i postępowanie innych dorosłych ludzi" można zmienić, a często trzeba.
4 lutego 2012, 22:29
 Coś mi w tych komantarzach zaczyna "śmierdzieć", że niby cierpienie jest czymś, hm nazwę to - złym? Tak przynajmniej wynika z komentarzy. Nie twierdzę, że należy go nie unikać, jednak cierpienie ma sens! Niezależnie od tego czy "sami je sobie fundujemy" czy nie. A dopiero co z tym cierpieniem zrobimy to już inna sprawa jak słusznie zauważyła Agnieszka. Nie chodzi o uniknięcie cierpienia jeśli się "odpowiednio nastawię do sprawy" ale odpowiednie jego przeżycie.
B
babcia
4 lutego 2012, 21:33
Do "xxx" Z autopsji wiem, że większość cierpienia fundujemy sobie sami. Zgadzam się z autorem tekstu co do tego. Młoda jesteś. Jak ci życie da w d..ę, to będziesz inaczej śpiewać.
A
agnieszka
4 lutego 2012, 21:07
do xxx "Gdybyś się urodziła w rodzinie z ojcem alkoholikiem lub psychopata, mąż cię porzucił, lub zapadła na śmiertelną chorobę to też byś uważała, że sama zafundowałaś sobie takie cierpienie? " - jeślibyś w tej sytuacji cierpiał(a) to tak uważam, ze sam(a) byś to sobie zafundował(a). Nie ma sytuacji powodującej cierpnienie, wszystko zależy od podejścia. Napradę tak uważam. Ta  sama sytuacja, te same warunki jedną osobę mogą zrzucić na dno rozpaczy a dla innej być sytuacją w której można normalnie funkcjonować
J
ja1
4 lutego 2012, 20:37
dobre :)
X
xxx
4 lutego 2012, 20:12
do Majki a ja z autopsji wiem, że jest inaczej. Gdybyś się urodziła w rodzinie z ojcem alkoholikiem lub psychopata, mąż cię porzucił, lub zapadła na śmiertelną chorobę to też byś uważała, że sama zafundowałaś sobie takie cierpienie?
4 lutego 2012, 20:10
 Tekst ok!
M
majka
4 lutego 2012, 19:51
Do "xxx" Z autopsji wiem, że większość cierpienia fundujemy sobie sami. Zgadzam się z autorem tekstu co do tego.
U
Ulka
4 lutego 2012, 19:51
Jak przeczytałam pierwsze słowa o radości, z zacietrzewieniem szykowałam ostrą ripostę, a potem.. gęba mi się rozdziawiała :) Genialny tekst.
M
majka
4 lutego 2012, 19:49
Od razu mi to jakoś 12krokowo zabrzmiało :) Dziękuję Bogu, że spotkałam na swojej drodze warsztaty 12 kroków dla chrześcijan. Dzięki nim uczę się akceptować rzeczywistość, jaką jest i nie walczę z faktami. Bezsilność - wbrew temu, co niektórzy o niej sądzą - jeśli się z nią nie walczy - jest cudownym stanem ducha zbliżającym do Boga i dającym wewnętrzną wolność. A ta wewnętrzna radość - to nic innego jak pogoda ducha, o którą prosimy w modlitwie rozpoczynającej spotkania 12 kroków :) Chwała Panu!
X
xxx
4 lutego 2012, 19:48
".... Wielu przykrych uczuć (cierpienia) rzeczywiście nie jesteśmy w stanie w życiu uniknąć, ale z pełnym przekonaniem twierdzę, że większość z nich fundujemy sobie jednak sami, niejako na własne życzenie..." Nieprawda, że większość cierpienia sami sobie fundujemy. Skąd to przekonanie u autora? Ale skoro pisze, że pół zycia zmarnował próbując zmienić ..."...położenie geopolityczne, czy pogodę..."  nie dziwię się, że wpadł we frustrację, bo mu się to nie udało. Są większe cierpienia niż te, o których tu się pisze np. śmiertelne choroby, rozpady małżeństw, alkoholizm w rodzinie  - i nie można w takich przypadkach autorytatywnie stwierdzać, że ludzie, których prawdziwe nieszczęścia dosięgają, usiłują  "...aroganckim brakiem pokory ... odmienić rzeczywistość według własnego widzimisię, narzucić Losowi, Przeznaczeniu, Bogu, naszą własną wolę...."
T
Torquemada
4 lutego 2012, 19:38
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić. Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić. I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego. Pozwól mi co dzień Żyć tylko jednym dniem i czerpać radość z chwili, która trwa; i w trudnych doświadczeniach losu ujrzeć drogę wiodącą do spokoju; i przyjąć – jak Ty to uczyniłeś - ten grzeszny świat takim, Jakim on naprawdę jest, a nie takim jak ja chciałbym go widzieć; i ufać, że jeśli posłusznie poddam się Twojej woli, to wszystko będzie jak należy. Tak bym w tym życiu osiągnął umiarkowane szczęście, a w życiu przyszłym, u twego boku, na wieki posiadł szczęśliwość nieskończoną. Oto fragment z Marka Aureliusza, stoika. Pogan od heretyków ("ewangelików") różni to, że ci pierwsi nie prawdy nie znali, a ci drudzy ją odrzucili.
J
Jaszka
4 lutego 2012, 19:25
 Jakze się ciesze że  trafiłam na ten artykuł. Idealnie oddaje istotę 12 kroków, które właśnie polegają na akceptacji rzeczywistości taką jest, a zaprzestaniu walki i szarpaniu się o to co ja chciałabym aby było/ mieć itd.  A modlitwa zacytowana przez autora jest wpisana w nasze spotkania :) I potwierdzam. Akceptacja sytuacji wokół i uznanie, ze Bóg jest moim Panem, uznanie że jestem bezislna to fundament tego by pójśc dalej właśnie do radości, do któej  - też - uważam - zostaliśmy powołani. A cierpienia ściagamy sami. CZasem Pan Bóg je dopuszcza by nas opamiętać. Ale 99% to nasza robota. 
AC
Anna Cepeniuk
4 lutego 2012, 19:05
Świetny tekst i bardzo prawdziwy...... Szczególnie okreslenie pokory..... Niestety ciągle mylone z "uniżeniem".