Jestem Dorosłym Dzieckiem Alkoholika

(fot. shutterstock.com)
DDA / slo

Prawie każdemu dzieciństwo kojarzy się z ciepłem, spokojem, kochającymi rodzicami i beztroską zabawą. Mnie nie.

Gdy przypominam sobie wczesne dzieciństwo, zawsze obecny był w nim alkohol. Pamiętam próby przemocy fizycznej kolegów taty, pamiętam imprezy.
My - dzieci - byliśmy na dalszym planie. Pozornie kochane, zadbane, najedzone, jednak czegoś brakowało. Poczucia bezpieczeństwa. Bardzo długo zdawało mi się, że tak musi być.
Mieszkaliśmy na krótkiej ulicy, zaledwie cztery domy, 30 rodzin. Dzieci były ze sobą bardzo zaprzyjaźnione. W każdej prawie rodzinie był ten sam problem: alkohol.
Dla nas to była norma. Przecież tak mają wszyscy. I tak ja i moi bracia mieliśmy o tyle lżej, że w domu nas nie bito. Mama zawsze pracowała za granicą, więc nawet w czasach komuny mięliśmy owoce, słodycze i ładne ubrania. Moi koledzy często mieli gorzej. Byli bici przez ojców, często musieli uciekać nocami z domów lub patrzeć na codzienne awantury i bezsilność matek. Pamiętam, że jako małe, dziesięcioletnie dzieci, opowiadaliśmy sobie te historie. Nawzajem pocieszaliśmy się, staraliśmy się siebie chronić. To, że jestem ,,inna" poczułam, kiedy poszłam do szkoły. Zawsze musiałam sama o siebie zadbać, więc nie rozumiałam tych jęków i płaczów, że trzeba się nauczyć, że trzeba się spakować...
Mnie rzadko ktoś pytał, czy mam coś zadane. O pomocy w odrabianiu lekcji nie było najczęściej mowy. Tata nie miał do tego "głowy", a mama czasu. Było jeszcze przecież dwóch młodszych braci. Jak sobie zrobiłam, tak miałam. Konsekwencji też nikt nie wyciągał. Chociaż nie zdawałam sobie sprawy dlaczego tak robię, starałam się uczyć.
Na twarzy zawsze miałam maskę. Bardzo wstydziłam się tego, że mój tata pije, że u nas w domu nie jest tak jak w innych (po jakimś czasie zaczęłam to dostrzegać), że nie mogę liczyć na pomoc, na zrozumienie rodziców. Święta, urodziny, prezenty, życzenia - kto o tym pamiętał? Nie powiem, jak o coś poprosiłam, dostałam, ale to ja musiałam o tym pomyśleć. Dzięki Bogu, nie miałam destrukcyjnych ciągotek. Czytałam dużo książek i z nich uczyłam się życia.
Po skończeniu podstawówki czułam, że muszę uciekać, że jak tu zostanę, będę taka jak oni: ciągle zrozpaczona, obarczona odpowiedzialnością za braci, za dom, wysłuchująca narzekań zmęczonej mamy.
Wewnątrz siebie czułam, że może być inaczej, że mogę stworzyć spokojną, kochającą się rodzinę. Nie wiedziałam tylko, jakie to będzie trudne. Jak bardzo moje dzieciństwo wpłynęło na moją podświadomość. Mimo że wyszłam za mąż, miałam dwójkę cudownych dzieci, żyłam jak w malignie. Na pozór szczęśliwa, spokojna, taka dusza towarzystwa, a w środku ciągle spięta. Czekałam na atak, musiałam wciąż się sprawdzać, mieć wszystko pod kontrolą.
Czasami czułam, że nie dam rady, że się wypalam. Miałam stany depresyjne, lęk przed nieuniknionym. Dopiero mój przyjaciel z dzieciństwa uświadomił mi, że jestem DDA (dorosłe dziecko alkoholika). Przyznam, że nie od razu uwierzyłam. Dziękuje mu za to, że się nie poddawał. W twardy, bezwzględny sposób uświadamiał mi moje wady, moje ułomności.
Powoli, ostrożnie, zaczęłam sięgać do książek, do internetu i "przejrzałam na oczy". Rzeczywiście, nie muszę być najlepsza, nie muszą mnie wszyscy lubić, nie muszę mieć kontroli nad życiem mojego męża, dzieci, braci, wszystkich moich znajomych i jeszcze ich znajomych. Nie jestem winna temu, że kot zachorował, a moja babcia ma problemy z sercem. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo dzieciństwo wpływa na nasze dalsze życie. Jak możemy zostać zaprogramowani na szczęście.
Wiem, że jest bardzo wielu ludzi takich jak ja. Chciałabym, żeby jak najwięcej z nich uświadomiło sobie, że można z tym walczyć. Oczywiście, najlepsza jest terapia pod okiem specjalistów, ale gdy jest to niemożliwe, można próbować samemu. Najważniejsze, to uświadomić sobie: jestem DDA.
Często ludzie z DDA powtarzają błędy rodziców, szukają podświadomie partnerów z problemami. Kobiety z DDA wychodzą za mąż za alkoholików, bo "przecież muszą ratować świat". Przyciągają przyjaciół rozchwianych emocjonalnie, bo przecież ze wszystkim dadzą sobie świetnie radę.
Ja sama często słyszałam narzekania mojego męża i dzieci, że nie poświęcam im całej swojej uwagi, że zawsze jest ktoś ważniejszy. Czułam się winna, ale to było silniejsze. Tylko, paradoksalnie, gdy ja potrzebowałam pomocy, nie było chętnych do jej niesienia. Fakt, że DDA nie potrafią prosić o pomoc.
Największym bowiem problemem DDA jest niskie poczucie własnej wartości. W głębi duszy czujemy się malutcy, zawsze szukamy czyjejś akceptacji, chcemy być doceniani i kochani.
Mam szczęście, że to wszystko zrozumiałam. W moim życiu dużo się zmieniło. Nie mam już pretensji do moich rodziców, ale jest mi ich szkoda. Tata już nie żyje. Mama ułożyła sobie życie na nowo, ale w środku pozostała żoną alkoholika.
Nie obarczam jej swoimi problemami, bo zwyczajnie nie jest w stanie ich udźwignąć. Wiem, że nas bardzo kocha, że chciała dla nas jak najlepiej. Całe życie ciężko pracowała, by móc dać nam wszystko. Nie potrafiła walczyć z chorobą taty, ale wiem, że robiła co mogła.
Teraz też widzę dużo osób, które potrzebują pomocy. Szczególnie boli mnie, gdy patrzę na dzieci. Proszę Boga, by dał im siłę lub postawił na ich drodze dobrych ludzi, którzy pomogą im zrozumieć i pokonać tę straszną chorobę.
DDA

(imię i nazwisko znane redakcji)

DEON.PL POLECA


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jestem Dorosłym Dzieckiem Alkoholika
Komentarze (16)
B
Bartek
17 czerwca 2016, 09:03
Skąd ja to znam... na szczeście moje podejście do całej sytuacji zmienił artykuł pisany przez pania Ewę Guzowską - polecam się zapoznać... [url]https://www.znanylekarz.pl/blog/dda-ddd-czas-na-zmiane/[/url]
KR
Katarzyna Rattka
27 stycznia 2016, 19:04
dziekuje za ten artykul , sporo odnalazlam siebie i pojelam co trzeba zmieniac pod jakim katem terapie poszukac.
Ż
żonaDDA
28 sierpnia 2013, 20:33
Najgorsze u DDA jest to, że wypierają się iż są DDA i mają problemy. Nie chcą terapii, bo uważają, ze im niepotrzebna, nie widzą swoich błędów i oskarżają o nie innych. Wcale nie są tacy spokojni i spolegliwi, ale potrafią się awanturować o drobiazgi uprzykrzając życie najbliższym. Unikają bliskości. Życie z DDA wymaga wielkiej determinacji i odporności na ich humory
DA
DDA Anka
28 sierpnia 2013, 18:05
Ogólnie to po przeczytaniu artykułu, widzę, że mam dużo wspólnego z autorką. Też zasze szukam akceptacji, jestem duszą towarzystwa, ale tak mam maskę na twarzy a jaka jestem na prawdę, chyba sama nie wiem. Zawsze dostosowuje sie do sytuacji... ale i tak najgorsze, że jak poznaje mężczyzn to pierwsze co sprawdzam jakie maja skłonności do picia, i tez szybko rezygnuje, boje się, że na początku jest ok, a potem okaże się, że pije. Mam nega problem, sama chyba ze soba. Jeśli znacie , dobre warte przeczytania ksiażki to napiszcie z chęcią do nich zajrzę , bo w końcu chyba trzeba wziaśc się za siebie a nie ciągle uciekać... heh
D1
DDA 1
22 sierpnia 2013, 10:57
Dziękuje ci za ten wpis ja sobie uświadomiłam że jestem DDA po śmierci bliskiej osoby z rodziny powróciły wspomnienia- uciekałam przed tym  wyszłam za mąż mam dziecko- myślałam że gdy storzę swoją rodzinę wszystko się ułoży jak w bajce.....ale niestety czuję się ciągle krytykowana przez męża,nie doceniona a bardzo tego potrzebuje bliskości ,doceniania .....chciałabym to zmienić...od czego zacząć....bardzo chcę się poczuć silna...tak jak wydawało mi się kiedyś że jestem...z tatą nie mam kontaktu z dzieciństwa pamiętam bicie-alkohol,mama zapracowana wzieli rozwód po 16 latach życia tata zachorował przebywa w domu opieki zawzse się bałam i nie mam z nim kontaktu.....brakuje mi tego że nie mam pełnej rodziny rodziców którzy wspierają są!!!!! Mama szybko i nagle ułożyła sobie życie na nowo i już ma swoje życie.........ciągle mnie obarczała problemami z bratem że ja jestem za niego odpowiedzialna i tak się czułam............
D
dda
16 sierpnia 2011, 17:52
jestem DDA, nie radzę sobie myślałam że jestem silna lecz czuje że moja psychika wysiada...siedzę sama nie chcem rozmawiać z nikim, płaczę obwiniam innych, czasem myślę że zwariowałam, jak sobie pomudz??
6 listopada 2010, 17:39
do DDA: skoro nie dajesz rady to musisz skorzystać z terapii dla DDA. Na pewno słyszałaś o czymś takim. Ratuj się , to życie przed Tobą.
D
DDA
27 października 2010, 10:11
Dziekuję  za Twoje świadectwo i za słowa " nie obarczam mamy swoimi problemami, bo ich nie udźwignie". Powiem Ci że przyjmuję rolę niewidzialne dziecko. W pracy chcę zrobić swoje i wrócić do domu w czterech ścianach. Jak coś nie wychodzi to wracam do mamy. Izoluje się od znajomych, unikam kontaktu z kolezankami, nie umiem się cieszyć, ładnie ubierać bo wydaje mi się że będę prowokowała mężczyzn. Myślałam ze dam sobie rady ale nie daję.
KR
Katarzyna Rattka
27 stycznia 2016, 18:58
Ja mi to przypomina moje zachowanie do niedawna ,malo co dbalam o moj wyglad, mam duzo innych syndromow DDA ,leczylam traume ostatnie 1,5 roku ale teraz wierm ze trzeba na drugi punkt spojrzec przx leczeniu.
L
LifeIsBrutal
16 sierpnia 2010, 11:14
 błahy piszę się przez "h", a nie przez "ch". Mój błąd ;-)
L
LifeIsBrutal
16 sierpnia 2010, 11:12
 Mnie najbardziej wkurzało to, że za wszelką cenę starałem się, żeby wszsycy mnie lubili. To był jakiś obłęd. To szukanie akceptacji u osób, które nie powinny mnie w ogole obchodzić. I to ciągłe uczucie osamotnienia, inności, wyalienowania. Tak jak napisała autorka artykułu,ja też nigdy nie rozumiałem tych "dziwny" problemów u moich koleżanek i kolegów. Te jęki i płacze nad błachymi sprawamy, o których nawet bym nie pomyślał, że mogą dla kogoś stanowić jakiś problem życiowy. Bardzo nie lubiłem tego, że nie mogłem powiedzieć ludziom co mnie trapi, bo się tego wstydziłem. I ten przytłaczający brak miłości, ciepła i poczucia bepieczeństwa w domu. Żeby to było potrzeba obojga rodziców, a nie jednego. O wigiliach, urodzinach nie wspomnę, bo wigilie bez alkoholu mogę policzyć na palcach jednej ręki. Dobra koniec tego biadolenia...do roboty, bo nikt nie będzie patrzył czy jestem DDA, czy nie. Trzeba pracować nad sobą, bo nikt nade mną nie będzie się użalał. 
A
a
16 sierpnia 2010, 09:10
DDK... jak dorosłe dziecko komunisty... tych "przypadłości" można by mnożyć... nie chodzi tylko o dzieci alkoholików... eh... dziękuję za to świadectwo...
K
krzysiek
13 sierpnia 2010, 12:05
to takie moje...
Wojciech Żmudziński SJ
12 sierpnia 2010, 20:31
Świetna książka ze świadectwami DDA ukazała się w tym roku w Księgarni św. Jacka: Ks. Grzegorz Polok, W drodze do siebie, Katowica 2010. Polecam
M
mc
12 sierpnia 2010, 20:06
Kiedy będzie artykuł o DDK? Dorosłych dzieciach kaziroctwa. Te dzieci też należą do Kościoła Katolickiego.
L
lajfIsBrutal
12 sierpnia 2010, 16:45
 skąd ja to znam...