Bezdomni trzydziestoletni

Pokolenie Polaków, którzy wchodzą albo weszli w dorosłość jest generacją bezdomnych. Nie dosłownie, bo wszyscy gdzieś mieszkają, ale nie są u siebie (fot. benluckman / flickr.com)
Leszek Galarowicz / slo

Filozof dialogu Martin Buber w opisie duchowego rozwoju człowieka odróżnił dwa rodzaje epok: epoki zadomowienia i bezdomności. W tych pierwszych człowiek żyje w świecie jak w domu, a w epokach bezdomności jest jak wędrowiec, czuje się w świecie obco, nie jest u siebie. Współczesny polski trzydziestolatek żyje w bezdomności nie tylko duchowej, ale również realnej.

Zazwyczaj nie jest posiadaczem własnego M, ale wynajmuje, mieszka z rodzicami, żyje na kredyt. Mój typowy rówieśnik ma co najwyżej namiastkę domu. Czy prawdziwym domem można nazwać wynajmowane mieszkanie, życie po ślubie wspólnie z rodzicami, czy własne lokum na trzydziestoletni kredyt?

Największy życiowy problem

Nie trąbią o tym media, nikt z tego powodu nie strajkuje, ani nie przywiązuje się do drzew. Problem jakby w ogóle nie istniał, skoro nie stał się tematem spektaklu medialnego. Czasem jakiś polityk w kampanii wyborczej przebąknie o mieszkaniach dla młodych małżeństw, jest program dopłat do kredytów, są TBS-y, zwrot VAT-u na materiały budowlane, ale to tylko kropla w morzu potrzeb. A wystarczy rozejrzeć się po rodzinie, znajomych i okaże się, że problem jest poważny i dotyczy rzeszy młodych Polaków, także dobrze wykształconych i rozpoczynających obiecujące kariery, próbujących rozpocząć dorosłe życie. Owe próby kończą się różnym skutkiem: część pozostaje z rodzicami tak długo, jak się da albo jeszcze dłużej, inni wynajmują mieszkania, biorą gigantyczne kredyty, liczą na przychylność rodziny lub łut szczęścia.

Pokolenie Polaków, którzy wchodzą albo weszli w dorosłość jest generacją bezdomnych. Nie dosłownie, bo wszyscy gdzieś mieszkają, ale nie są u siebie. Niektórzy skazani na siebie, nie mogąc liczyć na pomoc rodziny a tylko na swoje przeciętne zarobki, zostają w życiowych blokach. Na starcie w dorosłość zostaną o co najmniej kilka lat w tyle za rówieśnikami, którzy taką pomoc otrzymali.

Część podejmuje ryzyko mieszkania razem z rodzicami lub teściami. Na czym polega ryzyko? Wystarczy poczytać wypowiedzi młodych małżeństw z forów internetowych. Młode pary zgodnym chórem przestrzegają przed rozpoczynaniem życia po ślubie z rodzicami. Mają sporo racji: klimat dobrych rad teściów czy rodziców nie jest najlepszy do budowania nowej rodziny. My z żoną świadomie podjęliśmy to ryzyko. Gdyby nie ta decyzja, pewnie musieliby odłożyć ślub o kilka lat. Mieszkamy w zaadaptowanym poddaszu w domu jej rodziców. Udało nam się ustalić odpowiednie granice, zachować odrębność i prywatność. W tym czasie budowaliśmy własny dom.

Dla wygody i z wyboru

Jakie są przyczyny bezdomności młodych Polaków? Tomek jak wielu swoich rówieśników mieszka z rodzicami, bo to i wygodnie i oszczędnie. Jak śpiewał Wojciech Młynarski "Nie ma jak u mamy". Niektórzy młodzi chyba za bardzo wzięli sobie jego słowa do serca. Jest dach nad głową, mama ugotuje, nieraz upierze. Część dwudziesto- i trzydziestolatków świadomie nie chce wchodzić w dorosłe życie, nawet jeśli mają taką możliwość.

Nierzadko grubo po trzydziestce cały czas pozostają na łasce rodziców. Boją się samodzielności, odpowiedzialności i obowiązków. Wiedzą, że mając dużo więcej wolnego czasu, mogą przeznaczyć go na swoje przyjemności: kursy tańca, wycieczki itp. Dom traktują jak hotel, który zapewnia zakwaterowanie i wyżywienie, a nie wymaga prawie żadnego nakładu pracy.

Niejeden młody Polak w pewnym momencie staje przed dylematem: opóźnić kilka lat wspólne życie czy iść z życiem na kompromis. Do momentu, gdy sam nie stanąłem przed wyborem mieszkania po ślubie, należałem do grona zagorzałych przeciwników mieszkania z rodzicami tudzież teściami. Trudno było wśród znajomych znaleźć zwolenników takiego rozwiązania. Właściwie zewsząd słyszeliśmy przestrogi. Znaliśmy przykre doświadczenia innych, też rodziców, cioć, wujków. I chociaż mam świadomość, że nie jestem w pełni na swoim, to gdybym ponownie stanął przed takim wyborem, postąpiłbym podobnie.

Rozwiązania tylko dla cierpliwych

Wprawdzie sytuacja młodych Polaków nie jest godna pozazdroszczenia, czasem jest bardzo ciężka, ale jest kilka sposobów wyjścia z bezdomności. Wymagają one roztropności, umiejętności rezygnowania z części swoich kosztownych zachcianek oraz cierpliwości. Zamiast od razu kupować wymarzone trzypokojowe mieszkanie, można zacząć od kawalerki, a potem stopniowo zamieniać lokum na większe.

Inny sposób polega na zamieszkaniu (jeśli pozwalają na to warunki) na kilka lat z rodzicami i odkładaniu przez ten czas pieniędzy na własne mieszkanie albo w wersji optymistycznej - budowanie domu etapami.

Niestety, nasze pokolenie w odróżnieniu od generacji rodziców czy dziadków grzeszy niecierpliwą zachłannością: wszystko chcemy mieć od razu, szybko i najlepsze. Bo przecież trzeba zaszpanować eleganckim wozem, wyjechać koniecznie na wycieczkę zagraniczną, kupić drogi sprzęt RTV i konsumować, konsumować... Potem niektórzy sobie przypominają, że właściwie niczego im nie brakuje, oprócz własnego kąta. Nasi rodzice postępowali roztropniej, dochodzili do celu małymi krokami, nie zadłużali się na tak gigantyczne kwoty. A dziś młodzi, którzy zaczynają wspólne życie, chcieliby na dzień dobry mieszkać w dwu bądź trzypokojowym mieszkaniu, nawet kosztem ogromnego obciążenia kredytami.

Wyniki ostatnich badań pokazują, że w grupie młodzieży w wieku 25-34 lat aż 44 proc. mężczyzn (i co trzecia kobieta) w Polsce mieszka nadal z rodzicami. Młodzi Polacy częściej niż ich europejscy rówieśnicy zamieszkują z rodzicami. To, że nie kwapią się do całkowitego usamodzielnienia nie do końca wynika z ich wygodnictwa, lenistwa czy obawy przed dorosłością. Niestety, problem mieszkań w naszym kraju po okresie transformacji ustrojowej nie został rozwiązany. Wcześniej mieszkań nie było, trzeba było czekać na przydział, załatwiać. Teraz można swobodnie przebierać w ofertach deweloperów, ale ceny są horrendalne. Bezradność państwa nie zwalnia nas od tego, by odpowiednio wcześnie myśleć o wspólnym domu i podejmować mądre decyzje.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bezdomni trzydziestoletni
Komentarze (37)
R
R
24 maja 2011, 16:08
Ustaliliśmy że problem istnieje. I nie jest to problem, który można bez końca bagatelizować, bo jakoś tam będzie.. A teraz, czy my jako Kościół, podwaliny Kościoła, młodzi którzy chcą normalnie żyć, zakładać rodziny i rozwijać Polskę, czy możemy znaleźć jakieś rozwiązanie? Czy dla naszego wspólnego dobra, nie dało by się czegoś przedsięwziąć? Co moglibyśmy zrobić? Może obudzić naszych pasterzy? Może z ich pomocą i za ich uwagą udałoby się więcej? Może udałoby się lepiej wymagać od rządu? Pasterze z zasady mają gdzie mieszkać i co jeść. A zadaniem ich jest naganianie do rozpłodu ludzi, nieważne, czy mają oni dach nad głową, czy nie. I tak ich logika.
BN
bo nie można zarobić
24 maja 2011, 11:37
 w 1990 zniszczyli polski handel, banki, potem polski przemysł, poligrafię, itd. na to pozwalacie
J
joan
11 stycznia 2011, 19:18
Przykład z kawalerką podałam w odpowiedzi na podobny, choć inaczej rozwiązany. Nigdzie nie sugerowałam niezaradności. Znowu nadinterpretacja. W jednym przykładzie ktoś nie dostał kredytu więc wyjechał, a w Twoim koleżanka dostała, więc kupiła ale przecież wiadomo, że wiele ludzi kupuje mieszkania. Jeżeli wiesz jak koleżanka dokonała tego, że mając marne grosze kupiła samodzielnie mieszkanie, to możesz się podzielić radą, może ktoś skorzysta.
G
gos.c
11 stycznia 2011, 17:35
Joan, gdybyś czytała kontekst mojej wypowiedzi (cytowany) i wykazała odrobinę dobrej woli, żeby ją zrozumieć, pewnie łatwiej by się rozmawiało. To, że kiedyś było łatwiej o mieszkanie, bo było więcej możliwości, to mit. Nawet jeśli było ich więcej, to i tak nie każdy miał do nich dostęp. I dokładnie o tym piszę: że to, że kiedyś było, nazwijmy to "inaczej", nie ma wpływu na to, jaką mamy obecnie sytuację. Jednym było łatwiej, drugim trudniej, dokładnie tak jak jest teraz, choć inaczej. Przykład z kawalerką podałam w odpowiedzi na podobny, choć inaczej rozwiązany. Nigdzie nie sugerowałam niezaradności. Znowu nadinterpretacja.
J
joan
11 stycznia 2011, 17:04
Joan, gdzie sugerowałam, że ktoś jest niezaradny? Reagowałam jedynie na pisanine, że kiedyś było lepiej (może komuś, nie każdemu, tak jak i dzisiaj). Być może sądzisz, że mnie ten problem (mieszkaniowy) nie dotyczy? Bardzo się mylisz. Zatem przyznam, że nie wiem co miałaby wnieść do rozmowy informacja, że skoro koleżanka kupiła, to jednak można. Nikt nie twierdził, że nie można kupić mieszkania. Raczej dyskusja toczy się wokół tego, że bardzo trudne, czasem nieosiąglane jest samodzielne kupno mieszkania zwłaszcza przy wcześniejszym wynajmowaniu. A że wcześniej/kiedyś było łatwiej to fakt. Pewnie że jest to jakieś uogólnienie, ale generalnie same zasady/warunki były dogodniejsze, ponieważ teraz praktycznie jedynym sposobem jest zakup na własność a wcześniej były też inne możliwości. Ale nie wiem co z kolei miałoby wnieść to czy byłó rzeczywiście lepiej czy nie? przecież to nie zmienia naszej sytuacji obecnie, więc po co się o to obrażać.
G
gos.c
11 stycznia 2011, 16:03
Joan, nie wiem, dlaczego próbujesz mnie obrażać. Będę jednak wdzięczna, gdy tego zaniechasz. Jeśli nie możesz lub nie chcesz, trudno.
G
gos.c
11 stycznia 2011, 15:41
Auro, tak jest nas wielu w Kosciele, ale każdy w innej sytuacji. Widziałaś wypowiedzi Gos.c ? Ja przekonałam się, że rozmawianie o sytuacji bytowej/finansowej nie ma sensu w takich warunkach, bo zawsze ktoś ci zasugeruje, że jesteś niezaradna, nie postarałaś się, a inni to "coś tam". W rzeczywistości warunki życiowe młodych rodzin są w dużej mierze uzależnione od pomocy rodziny a nie starań, własnego wkładu pracy itd. Joan, gdzie sugerowałam, że ktoś jest niezaradny? Reagowałam jedynie na pisanine, że kiedyś było lepiej (może komuś, nie każdemu, tak jak i dzisiaj). Być może sądzisz, że mnie ten problem (mieszkaniowy) nie dotyczy? Bardzo się mylisz.
J
joan
11 stycznia 2011, 15:38
Tylko, czy wypowiedzenie tego zdania przez Ciebie czy przeze mnie cokolwiek zmienia? Powinny... Wiele rzeczy powinno być, ale nie jest... Nie musisz rozmawiać na ten temat. Niektórzy jak widać mają potrzebę czy chęć podjęcia tego problemu. Nie czuj się zobowiązana. Wybierz inny temat.
J
joan
11 stycznia 2011, 15:35
I tak to właśnie jest, że choć nie jest dobrze, i nie zgadzamy się na to jak jest, czujemy wewnętrzny sprzeciw, to i tak "jakoś to będzie". Jedni wyjadą za granicę - bo już innej rady nie ma, inni nie wiadomo jak na ile i na jakich warunkach się zakredytują, jeszcze inni nie zalegalizują jeszcze swoich związków przez najbliższe lata, bo tak taniej i rosną perspektywy. Tymczasem w Kościele jest nas tak wielu.. Czy naprawdę nie ma innych możliwości? Auro, tak jest nas wielu w Kosciele, ale każdy w innej sytuacji. Widziałaś wypowiedzi Gos.c ? Ja przekonałam się, że rozmawianie o sytuacji bytowej/finansowej nie ma sensu w takich warunkach, bo zawsze ktoś ci zasugeruje, że jesteś niezaradna, nie postarałaś się, a inni to "coś tam". W rzeczywistości warunki życiowe młodych rodzin są w dużej mierze uzależnione od pomocy rodziny a nie starań, własnego wkładu pracy itd.
G
gos.c
11 stycznia 2011, 15:33
Na jakiej podstawie uważasz, że jeżeli ktoś narzeka to znaczy że nic nie robi? Nie uważam tak - Twoja nadinterpretacja. "Samo narzekanie" - samo w sobie, narzekanie jako takie. Mieszkania powinny być dostępne dla ludzi- dla tych z problemami jakieś socjalne, a dla pracujących możliwość zakupu. To jest bez dyskusji. Amen. Zgoda. Tylko, czy wypowiedzenie tego zdania przez Ciebie czy przeze mnie cokolwiek zmienia? Powinny... Wiele rzeczy powinno być, ale nie jest...
J
joan
11 stycznia 2011, 15:28
Tylko samo narzekanie nie pomaga. I samo mówienie, że POWINNO być inaczej też nie pomaga. Nie powinno być chorób. I co? Na jakiej podstawie uważasz, że jeżeli ktoś narzeka to znaczy że nic nie robi? Mieszkania powinny być dostępne dla ludzi- dla tych z problemami jakieś socjalne, a dla pracujących możliwość zakupu. To jest bez dyskusji. Oj, nie wyszło mi cytowanie, a nie chciałbym aby ktoś pomyslał, że wypisuję tkaie "mądrości" jak te powyżej- że samo mówienie nie pomaga.
E
ell
11 stycznia 2011, 15:26
Całkiem niedawno moja znajoma, pracująca na uczelni za marne grosze, kupiła kawalerkę na kredyt hipoteczny. Wszyscy, łącznie z nią, dziwili się, jak się jej udało przy jej "niezdolności kredytowej". Czyli jednak można... Goś.c wybacz, ale argument to masz faktycznie mocny :-( . Myslę, że każdy z nas ma przykłady koleżanek kupujących mieszkania, ale to nie dowód, że nie ma problemu mieszkaniowego i że wystarczą dobre chęci. Za marne grosze nie kupuje się mieszkania. Może miała duży wkład własny, bo pomieskziwała u rodziców albo rodzina ją wsparła, albo miała współkredytobiorców. Tego nie wiemy. Widać natomiast, że Ty nie znasz problemu. Mówisz tak samo jak wszyscy moi znajomi korzystający z pomocy rodziców. Wiem, że to będzie szok dla Ciebie, ale niektórzy muszą być samodzielni- wynajmują, jednocześnie odkładając i głodując.
J
joan
11 stycznia 2011, 15:20
Tylko samo narzekanie nie pomaga. I samo mówienie, że POWINNO być inaczej też nie pomaga. Nie powinno być chorób. I co? Na jakiej podstawie uważasz, że jeżeli ktoś narzeka to znaczy że nic nie robi? Mieszkania powinny być dostępne dla ludzi- dla tych z problemami jakieś socjalne, a dla pracujących możliwość zakupu. To jest bez dyskusji.
G
gos.c
11 stycznia 2011, 10:21
Gos.c, to że moi rodzice dostali nie ma tutaj znaczenia. Cieszę się, że to piszesz, bo o to samo mi chodziło. To że Twoi dostali, a moi nie, nie ma żadnego znaczenia. Dlatego reaguję kolejny raz, gdy wraca temat, że naszym rodzicom było łatwiej. Nie było! W każdym razie nie wszystkim. I naprawdę nie jestem pewna, że chciałabyś przechodzić przez to, przez co przechodzili moi rodzice, a my (moje rodzeństwo i ja) razem z nimi. Tego nie wiemy, co lepsze. Również nie uważam, że to, co dzieje się z rynkiem mieszkań jest w porządku. Brakuje mieszkań czynszowych, gwarantujących korzystanie z praw przysługujących z tytułu umowy najmu. To wszystko racja. Tylko samo narzekanie nie pomaga. I samo mówienie, że POWINNO być inaczej też nie pomaga. Nie powinno być chorób. I co? Tylko, że na moją pensję pracownika wyższej uczleni pracownicy banku tylko się uśmiechają, bo to za mało na kredyt. Całkiem niedawno moja znajoma, pracująca na uczelni za marne grosze, kupiła kawalerkę na kredyt hipoteczny. Wszyscy, łącznie z nią, dziwili się, jak się jej udało przy jej "niezdolności kredytowej". Czyli jednak można...
A
ass
11 stycznia 2011, 09:41
Auro, pasterze zazwyczaj kwitują takie rozmowy tak, jak autor- ludzie są wymagajacy, nie są żyć skromnie itd. Nie rozumieją tego problemu. Ja już zrezygnowałam, wyjechałam z Polski- nie dlatego, że było mi niewygodnie, tylko dlatego, że dosłownie nie miałam gdzie mieszkać. Pensje topiliśmy na wynajmowanie, a problem i tak nie rozwiązany bo ciągłe problemy z powodu braku zameldowania w miejscu zamieszkania itd, przy dzieciakach nie można sobie pozwolić na taki brak stabilizacji, przeprowadzki, bo właściciel postnowił sprzedać mieszkanie, albo jego ciągle wizyty itd. Za granicą nie ma też luksusów- jest normalność. My nie jesteśmy młodzi więc nie było już na co czekać.
A
Aura
11 stycznia 2011, 09:05
Ustaliliśmy że problem istnieje. I nie jest to problem, który można bez końca bagatelizować, bo jakoś tam będzie.. A teraz, czy my jako Kościół, podwaliny Kościoła, młodzi którzy chcą normalnie żyć, zakładać rodziny i rozwijać Polskę, czy możemy znaleźć jakieś rozwiązanie? Czy dla naszego wspólnego dobra, nie dało by się czegoś przedsięwziąć? Co moglibyśmy zrobić? Może obudzić naszych pasterzy? Może z ich pomocą i za ich uwagą udałoby się więcej? Może udałoby się lepiej wymagać od rządu?
A
ass
10 stycznia 2011, 21:11
Gos.c, to że moi rodzice dostali nie ma tutaj znaczenia. Ja zdobyłam wykształcenie i pracuję, nie chcę dostać ale kupić. Myślisz, że to zbyt wielkie oczkeiwanie? Nazywasz to: "mnie sie należy"? Dlaczego zaraz własność? Służbowe i komunalne to nie własność. Ja też nie musze mieć aktu własności- wystarczy miejsce gdzie za czynsz adekwatny to przeciętnych zarobków mogę zameldować się i mieszkać. Czy to tak wiele dla pracujących ludzi? Nie wszyscy chcą mieć własność, ale teraz nie ma innych możliwości, chyba że się nie pracuje albo jest niezaradną wielodzietną rodziną- wtedy dostaje się za damro od miasta. Też chciałabym spłacać kredyt jak twoi rodzice i wcale nie nażekałabym, że mi ciężko. Tylko, że na moją pensję pracownika wyższej uczleni pracownicy banku tylko się uśmiechają, bo to za mało na kredyt.
Małgorzata Bajer
10 stycznia 2011, 21:06
Tak się składa,że moja praca związana jest z obrotem nieruchomości.Wiekszość młodych ludzi nabywa mieszkania,czy domy na kredyt hipoteczny.Ponieważ bardzo często młodzi nie mają zdolności kredytowej,współkredytobiorcami są rodzice. Przed kryzysem w 2008r.,był bank w Polsce,który udzielał kredytu nawet na 45 lat! To jest tragedia.Nasze zarobki są zbyt niskie by kupić mieszkanie.Nie wiem jakie zarobki ma autor artykułu,że bez kredytu,bez pomocy rodziców stać go na budowę domu w tak młodym wieku.Na pewno nie z oszczędności,bo jakie można mieć w wieku 30 lat. Uważam,że bardzo pochopnie i niesprawiedliwie osądza on młodych ludzi.To bieda zmusza nas do wspólnego mieszkania,nie lenistwo czy wygoda!
G
gos.c
10 stycznia 2011, 20:40
Nasi rodzice mieli mieszkania komunalne, służbowe, spółdzielcze a jeżeli brali jakieś kredyty to nie na dzisiejszych warunkach. Widzę po mojej rodzinie- rodzice bez dużego wysiłku, niepracująca mama- nie mieli problemu mieszkaniowego. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jakie kto miał doświadczenia, a raczej jego rodzina, tak postrzega i dzisiejszą rzeczywistość. Moim rodzicom nikt nic nie dał, wybudowali dom i spłacali kredyt, i było im ciężko. Być może dlatego nie uważam, że i mnie cokolwiek się należy. Własność kosztuje.
E
Ewa
10 stycznia 2011, 19:26
Inny sposób polega na zamieszkaniu (jeśli pozwalają na to warunki) na kilka lat z rodzicami i odkładaniu przez ten czas pieniędzy na własne mieszkanie albo w wersji optymistycznej - budowanie domu etapami. Wprost genialne! Odkładamy odkładamy i dzieki inflacji mozemy potem kupic pudełko zapałek:)
ZJ
Zuzka Jarosik
10 stycznia 2011, 19:10
Polityki antyrodzinnej ciąg dalszy.....
T
trzydziestka
10 stycznia 2011, 18:59
Brak roztropności, cierpliwości i  konsumpcjonizm? Chyba lekka przesada. Po prostu inaczej się dziś nie da! Jak z przeciętnej pensji odłożyć i nie brać kredytu!! Ile trwałaby wtedy budowa! Co za brednie!
E
Ela
10 stycznia 2011, 17:01
Łatwo jest oceniać i negować, a trudniej zrozumieć. Odnoszę wrażenie, że autor artykułu żyje w trochę innej rzeczywistości niż wiekszość przeciętnych, polskich trzydziestolatków.
3
30
10 stycznia 2011, 15:54
 Autro nie wie w ogóle o czym w ogóle pisze!!! Zamienianie kawalerki kupionej na kredyt na większe mieszkanie to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Opłaty skarbowe, bankowe, pośrednikom nieruchomości, sprawiają że coś takiego w ogóle się nie opłaca, poza tym dzięki niepewnemu rynkowi, dziwnej polityce deweloperów to co dziś kupujemy za pół milona może być za 15 lat warte połowę tej ceny. Budowanie na raty było w czasach rodziców koniecznością - nie bylo materiałów, potem była inflacja. Po co budować dom, w którym się nie mieszka tylko siedzi w jednej izbie, a reszta w surowych tynkach? Po co ogrzewać takie coś????  Nasi rodzice dziadowali i my dziadujemy. 
A
ass
10 stycznia 2011, 15:33
Nie zgadzam sie do konca z autorem tekstu we fragemncie o tym, ze nasi rodzice byli roztropniejsi,a my jestesmy niecirpliwi i wszystko musimy miec najlepsze. Co za absurd. Przede wszystkim gros pokolenia naszych rodzicow dostalo mieszkania komunalne od panstwa. Nijak sie to ma do dzisiejszych kredytow na 30 lat. Racja. Zakup mieszkań na warunkach jak dzisiaj jest stosunkowo od niedawna. Nasi rodzice mieli mieszkania komunalne, służbowe, spółdzielcze a jeżeli brali jakieś kredyty to nie na dzisiejszych warunkach. Widzę po mojej rodzinie- rodzice bez dużego wysiłku, niepracująca mama- nie mieli problemu mieszkaniowego. A co do zakupu "dzisiejszego" to faktycznie róznica pomiędzy jedno- a dwupokojowym jest często nie na tyle duże, że na jedno nas stać a na drugie nie.
A
Aura
10 stycznia 2011, 15:28
Nie zgadzam sie do konca z autorem tekstu we fragemncie o tym, ze nasi rodzice byli roztropniejsi,a my jestesmy niecirpliwi i wszystko musimy miec najlepsze. Co za absurd. Przede wszystkim gros pokolenia naszych rodzicow dostalo mieszkania komunalne od panstwa. Nijak sie to ma do dzisiejszych kredytow na 30 lat. Trzeba sobie uswiadomic,ze taki kredyt bedziemy spalcac jeszcze w wieku naszych dziadkow, ktorzy juz dawno zapomnieli, ze musieli walczyc w komunie o przydzial na mieszkanie. Sytuacja jest duzo bardziej problematyczna niz zwykly konsumpcjonizm. Nie od razu trzeba meic 3-pokojowe miekszkanie, owszem, ale jak masz zapalcic za kawalerke niewiele mniej i mieszkac w niej z dwojka czy trojka dzieci, to zaczynsz sie zastanawiac, jaki to ma sens? Pokolenie 30-latkow jest jednak juz dzieciate i nie do konca 100% populacji mysli o wypasionym aucie i tarasach. Chce po prostu zyc normalnie. Zgadzam sie z tym, ze problem jest bagatelizowany i zamiatany pod dywan. Rodzina na swoim nie jest tu zadnym rozwiazaniem na dluzej. Ma tez sporo obostrzenia i bedzie wycofywana. A o vacie to chyba mozna juz zapomnien, czyz nie? Wedlug mnie, artykul powierzchowny, zlozony ze sloganow. A co z migracja? To tez jest jednen z czynnikow tego,z e mlodzi nie maja jak sie usamodzielnic meiszkaniowo. sa skazani na wynajem, a rodzice 200-300 km od nich. Dokładnie tak. Jest jeszcze problem wielu młodych ludzi, którzy odkładają legalizację związku, gdyż nie stać ich na wspólne mieszkanie. A z teściami też nie zawsze są warunki. Tym sposobem coraz mniej rodzin, coraz mniej dzieci, a narzekań że jest źle coraz więcej.
3
30.
10 stycznia 2011, 15:22
Nie zgadzam sie do konca z autorem tekstu we fragemncie o tym, ze nasi rodzice byli roztropniejsi,a  my jestesmy niecirpliwi i wszystko musimy miec najlepsze. Co za absurd. Przede wszystkim gros pokolenia naszych rodzicow dostalo mieszkania komunalne od panstwa. Nijak sie to ma do dzisiejszych kredytow na 30 lat. Trzeba sobie uswiadomic,ze taki kredyt bedziemy spalcac jeszcze w wieku naszych dziadkow, ktorzy juz dawno zapomnieli, ze musieli walczyc w komunie o przydzial na mieszkanie. Sytuacja jest duzo bardziej problematyczna niz zwykly konsumpcjonizm. Nie od razu trzeba meic 3-pokojowe miekszkanie, owszem, ale jak masz zapalcic za kawalerke niewiele mniej i mieszkac w niej z dwojka czy trojka dzieci, to zaczynsz sie zastanawiac, jaki to ma sens? Pokolenie 30-latkow jest jednak juz dzieciate i nie do konca 100% populacji  mysli o wypasionym aucie i tarasach. Chce po prostu zyc normalnie. Zgadzam sie z tym, ze problem jest bagatelizowany i zamiatany pod dywan. Rodzina na swoim nie jest tu zadnym rozwiazaniem na dluzej. Ma tez sporo obostrzenia i bedzie wycofywana. A o vacie to chyba mozna juz zapomnien, czyz nie? Wedlug mnie, artykul powierzchowny, zlozony ze sloganow. A co z migracja? To tez jest jednen z czynnikow tego,z e mlodzi nie maja jak sie usamodzielnic meiszkaniowo. sa skazani na wynajem, a rodzice 200-300 km od nich.
E
elle
10 stycznia 2011, 12:52
Właśnie! W dobie telefonów komórkowych, internetu wyprowadzenie się nie zapewnia odcięcia się od bezpośredniego wpływu. Deweloperzy pewnie się cieszą z lansowania opinii, że własne mieszkanie = samodzielność. A czymże jest ta samodzielność? Ucieczką od nienajlepszych relacji, wynajmowaniem opiekunki i posyłaniem do żłobka zamiast opieki dziadków? Rodzina powinna mieć takie miejsce do zamieszkania aby było względne poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji. Mieszkanie u rodziców może spełniać ten warunek w zależności od relacji, dobrych chęci, warunków. Na pewno warunków tych nie spełnia mieszkanie wynajmowane, bo tutaj jest uzależnienie od właściciela i brak zameldowania stałego co w polskich warunkach bardzo utrudnia życie i na dłuższą metę nie da rady tak funkcjonować. Mieszkanie u rodziców to bardzo dobre rozwiązanie na początek, potem jest lepszy start. Tylko niestety, nie zawsze jest mozliwe i wtedy jest problem.
G
gos.c
10 stycznia 2011, 12:37
Powiększa się w naszym społeczeństwie problem niewypłacalności z powodu nagonki na zakredytowanie się ("bo inaczej się nie da"). Może hierarchowie mogliby zauważyć ten problem i nas obudzić? Jest coś na rzeczy z tą "nagonką" (a przynajmniej presją). Co do hierarchów, to mogę podać taki przykład, że abp wrocławski objął patronatem konferencję pt. "Biblia o finansach", która odbędzie się w lutym we Wrocławiu. Jedym z poruszanych tematów jest problem zadłużania się. (Konferencje takie odbywały się ostatnio już w Polsce w różnych miejscach. Był nawet artykuł na deon.pl: <a href="http://www.deon.pl/czytelnia/czasopisma/przewodnik-katolicki/art,71,o-pieniadzach-po-bozemu.html">www.deon.pl/czytelnia/czasopisma/przewodnik-katolicki/art,71,o-pieniadzach-po-bozemu.html</a> )
S
Samodzielność
10 stycznia 2011, 11:24
Nie do końca przemyślany temat. Kiedyś mieszkano właśnie z rodzicami. To prawda - nie w blokach, a w domach. Rodziny byly wielopokoleniowe. Relacje młodzi małżonkowie - rodzice musiały być jakoś rozwiązywane. W zamian dzieci młodych małżonków mialy naturalną opiekę dziadków. Poznawaly funkcjonowanie rodziny, uczyły się więzi. Obcowały juz od dziecka z chorobą, śmiercią, narodzinami. Mieszkanie z rodzicami nie oznacza automatycznie braku samodzielności. Jest bardzo prawdopodobne, że obecny kryzys rodziny - trudność w budowaniu związków, wynika właśnie z zaniku rodzin wielopokoleniowych. Z zamieszkiwania przez ludzi w mieszkaniach-klitkach, w blokach, gdzie uczymy się anonimowości. Właśnie! W dobie telefonów komórkowych, internetu wyprowadzenie się nie zapewnia odcięcia się od bezpośredniego wpływu. Deweloperzy pewnie się cieszą z lansowania opinii, że własne mieszkanie = samodzielność. A czymże jest ta samodzielność? Ucieczką od nienajlepszych relacji, wynajmowaniem opiekunki i posyłaniem do żłobka zamiast opieki dziadków?
A
Aura
10 stycznia 2011, 11:13
Elle, nie bardzo mam jak teraz szukać tych listów, pierwszy z brzegu: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/listy/piekary_24052003.html możesz spróbować znaleźć więcej na temat tu: http://www.opoka.org.pl/nauczanie/papiez/jan_pawel_ii/listy.html
E
elle
10 stycznia 2011, 10:21
Naszego Papieża Jana Pawła II obchodziły "takie" problemy. Pisał listy dotykające problemów wyzysku, bezrobocia, bezdomności, itd.. Auro, możesz podać więcej konkretów, faktów, w jaki sposób, na ile konkretnie Jan Paweł II interesował sie tym problemem- bezdomności pracujących ludzi?
E
elle
10 stycznia 2011, 10:19
P.S. Artykuł bardzo dobrze oddaje problematykę mieszkaniową kraju PO. To może nakreśl jak wyglądała sytuacja mieszkaniowa w czasach innych rządów. Skąd wzięli się dzisiejsi bezdomni.
E
elle
10 stycznia 2011, 10:17
Już myślałam, że ktoś faktycznie zauważył pomijany problem tego rodzaju bezdomności. Ale niestety, autor nie do końca orientuje się w sytuacji. Przede wszystkim nie każdy moża zamieszkać z rodzicami. Niby autor o tym wspomina, ale jednak ten wątek ciągle się przewija. Jeżlei ktoś od początku musi sam sobie radzić, płacić za wynajmowanie, to może nie mieć mozliwości kupić nawet kawalerki. Przecież potrzebny jest tzw. wkład własny, odpowiednie umowy o pracę, wysokie dochody. Bank nie interesuje się tym, że my żyjemy oszczędnie, tylko wymaga aby po opłaceniu rat zostało nam wystarczająco dużo pieniędzy aby była pewność, że kredyt będzie spłacany. Czy autor orientuje się ile kosztuje kupno albo wynajęcie mieszkania w większych miastach? Jakżeż można wynajmować i odkładać na własne albo budować etapami. Jeżeli autor uważa, że problemem jest zachłanność i oczkeiwanie na duże, luksusowe mieszkanie, to znaczy, że nie zna problemu.
G
gość2
10 stycznia 2011, 09:01
 P.S. Artykuł bardzo dobrze oddaje problematykę mieszkaniową kraju PO. Całe szczęście że PiS wybudowa te ł 8mln mieszkań bo inaczej była by katastrofa
10 stycznia 2011, 08:56
 Nie do końca przemyślany temat. Kiedyś mieszkano właśnie z rodzicami. To prawda - nie w blokach, a w domach. Rodziny byly wielopokoleniowe. Relacje młodzi małżonkowie - rodzice musiały być jakoś rozwiązywane. W zamian dzieci młodych małżonków mialy naturalną opiekę dziadków. Poznawaly funkcjonowanie rodziny, uczyły się więzi. Obcowały juz od dziecka z chorobą, śmiercią, narodzinami. Mieszkanie z rodzicami nie oznacza automatycznie braku samodzielności. Jest bardzo prawdopodobne, że obecny kryzys rodziny - trudność w budowaniu związków, wynika właśnie z zaniku rodzin wielopokoleniowych. Z zamieszkiwania przez ludzi w mieszkaniach-klitkach, w blokach, gdzie uczymy się anonimowości.
G
Gość
10 stycznia 2011, 07:53
Oprócz konieczności budowania/kupienia domu/mieszkania młody Polak MUSI odkładać na przyszłość -- tzw. emerytura po zapowiadanej ,,reformie" będzie czystą fikcją. Jeszcze przed jej wprowadzeniem dostałem w zeszłym roku symuację z ZUSu i ... no cóż nie sądzę, aby 800 zł mogło mi wystarczyć... Ludzie!!! Was to nie rusza co się dzieje w tym kraju!? P.S. Artykuł bardzo dobrze oddaje problematykę mieszkaniową kraju PO.