Dla taty, co wyrywa małolaty
Wraz ze sztuką ręcznego pisania listów w przeszłość odeszło indywidualne traktowanie adresata. Pocztą wysyłamy zazwyczaj kartki z gotową, wydrukowaną treścią. To znak czasów, czy wyraz tego, że coraz mniej mamy sobie do powiedzenia?
Kto z Państwa dostał w ostatnim czasie pocztówkę z wakacji? Na urodziny, imieniny czy Święta prawdziwą kartkę z życzeniami, na której nadawca własnoręcznie - wkładając w to nieco wysiłku - wypisał adresowaną właśnie do Państwa treść? Coś więcej ponad banalne: "wszystkiego najlepszego"?
Pozornie wydaje się, że nic prostszego. Nawet najbliższej osobie nie zawsze można złożyć życzenia osobiście. A chociaż nowe technologie dostarczają nowych możliwości, to życzenia wysłane mailem czy sms-em nadal uchodzą za mało eleganckie. Kartka pocztowa ma zaś tradycję. Wydaje się zatem najlepszym sposobem, by wyrazić pamięć i życzliwość wobec osoby, w którą pozostajemy w naprawdę bliskich relacjach - znamy przecież nawet jej domowy, a nie tylko mailowy adres.
Postanowiłam w ten sposób przekazać przyjacielowi życzenia urodzinowe. Wydawało się, że na poczcie - instytucji powołanej do tego, by ułatwić ludziom korespondencję - wybranie stosownej kartki nie będzie problemem. Okazało się, że wybierać mogę jedynie pomiędzy pięcioma kiczowatymi wzorami pocztówek. Ponieważ cztery z nich miały już na odwrocie gotową treść życzeń, a ja potrzebowałam czystego miejsca, pani na poczcie wskazała mi model numer pięć. Po dokładnej lustracji okazało się, że pocztówka przedstawia samochód. Wzdłuż jego maski wije się zaś napis: "Dla przyszłego taty, co wyrywa małolaty!". Zrezygnowałam z zakupu, a życzenia na znak protestu wypisałam na odwrocie przekazu pocztowego i wysłałam w kopercie. Jeśli wszyscy uparli się, że ma być oryginalnie, to i ja muszę być oryginalna. Ale przecież nie według przygotowanego przez kogoś schematu.
Z pozoru wybór jest ogromny. Pocztówki wręcz oblepiają ściany salonów prasowych. Asortyment powiększa się z każdym rokiem. Ułożony ściśle według klucza - okazjami. Cóż jednak z tego, skoro prawie wszystkie kartki mają nadrukowaną treść? Zaczyna się od ślubu, na który producenci przygotowali niezliczoną liczbę wzorów. I tak parze retro można przesłać życzenia: "Dni jedynie słonecznych, chwil samych serdecznych, wszystkiego, co pomyślność wróży i szczęścia w życia podróży". Jest też wariant mniej romantyczny: "Motyle w brzuchu niech unoszą się wiecznie, czasu nie spędzajcie razem zbyt grzecznie, cieszcie się nawet z małych radości, niech smutek w waszym domu nigdy nie zagości. Dobrobyt w codziennym życiu niech wam towarzyszy, unikajcie jak ognia między sobą ciszy. Wierność cnotą najwyższą niech będzie, swą miłość zabierajcie ze sobą wszędzie. W zdrowiu i chorobie nawzajem się wspierajcie, do końca życia bardzo się kochajcie". Występuje też wersja lakoniczna, niemalże zdawkowa: "Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia".
Dla kartek z gratulacjami po narodzeniu dziecka producenci też mają już gotową treść. Potem kolejno idą "stosowne" kartki na pierwsze, drugie, trzecie urodziny: "Piernikową chatkę, serce z czekolady, przyniosę w podarku od Baby Jagi, która mogę przysiąc, nie robi nic złego, a na urodziny życzy ci smacznego". Inwencja twórców życzeń rozwija się wraz z wiekiem domniemanych adresatów. "Dziś już kończysz dziewięć lat, przed Tobą cały świat, To są twoje urodziny, nie bój się niczego, tutaj nie ma nic zdrożnego, tylko prezentów gromada, od mamy, taty i sąsiada, zaczynaj zabawę hop - sasa". I wreszcie - co nietrudno zgadnąć - największa uwagę poświęcają producenci urodzinom osiemnastym: "Dajemy dzisiaj ostro czadu, nie tam żadne gadu - gadu. Będzie taniec, będzie muza, Każdy dzisiaj będzie luzak. Cały powód do radości - masz już dowód tożsamości" - to wersja najgrzeczniejsza.
Jaki jednak sens ma wysyłanie kartek z życzeniami, które powinny być naszym prywatnym komunikatem dla bliskiej osoby, skoro przekazujemy treści banalne aż do bólu, na dodatek zwykle ubrane w formę rymów częstochowskich? Nie jest w stanie tego zrozumieć dr Katarzyna Kłosińska, językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego. - Być może to właśnie rozwój nowych technologii -komunikowanie się za pomocą komputerów i komórek - powoduje, że zapominamy, iż komunikujemy się nie z maszyną, lecz z drugim człowiekiem. Ważne staje się jedynie wypełnienie rytuału - mówi.
Kiedyś korespondencja służyła do budowania relacji miedzy ludźmi. Pisali do siebie nie tylko ci, których dzieliła rzeczywista odległość. Za pomocą pióra wyjaśniali między sobą nieporozumienia przyjaciele, a wspólnicy w interesach uzgadniali strategie. Korespondencja miała moc sprawczą. Mężczyźni oświadczali się, kobiety awanse przyjmowały lub odrzucały - czego świadectwa można znaleźć w domowych archiwach lub na kartach literatury.
Czesław Blicharski, rocznik 1918, narzeczoną poznał jeszcze przed wybuchem wojny. Potem los ich rozłączył. Kiedy jednak Blicharski trafił do łagru w Workucie, na korze brzozowej napisał list do dziewczyny. Odpisała i tak przez wiele lat - bo Blicharski po wojnie trafił do Argentyny - ciągnęła się między nimi ta korespondencja. Poznawali się pisząc. Aż do momentu, gdy dziewczyna zaczęła tracić nadzieję. - Kiedy w ostatnim liście napisała, że żałuje, ale nic z tej znajomości nie będzie, list podziałał na mnie jak smagnięcie batem. - wspomina Blicharski. W lutym 1956 przyjechał do PRL, w kwietniu byli już w urzędzie stanu cywilnego, w czerwcu wzięli ślub kościelny. - Nigdy nie pożałowałem - wyznaje.
Paradoksalnie dzisiaj - w czasach, w których coraz silniej dążymy do zaznaczenia naszej indywidualności - w kontaktach międzyludzkich coraz chętniej posługujemy się szablonami.
Grzegorz Stasiak kartki produkuje od dziesięciu lat. I obserwuje, że przez ten czas społeczeństwo staje się coraz bardziej leniwe. - Tragedią jest to, że dziś musi być na kartce gotowy tekst. Wersja kompromisowa jest taka, że do niezadrukowanej pocztówki na oddzielnym wydruku karcie dołączone są życzenia. Wkład pracy wysyłającego sprowadza się do odręcznego przepisania "gotowca".
Stasiak pamięta, że kiedyś przez pomyłkę wysłał do sprzedaży partię kartek bez dodatku w postaci gotowca. - Wróciły do uzupełnienia, bo nikt ich nie kupił! - wspomina. - Jako producent byłem tym przykro zaskoczony i naprawdę nie chodzi o to, że musiałem dołożyć dodatkowy wydruk z życzeniami, którego koszt to tylko 2 grosze.
Żeby uniknąć sytuacji, iż kartki nie znajdą nabywców, sprzedawcy oczekują od producentów, by zafoliowane egzemplarze miały naklejkę informującą o treści zamieszczonych w środku życzeń. Stasiak zwraca jeszcze uwagę na inną prawidłowość: klienci lubią wybierać spośród zaproponowanych im wariantów życzeń. Czyli samemu nic wymyślić nam się nie chce, ale w gotowych propozycjach lubimy poprzebierać.
Katarzyna Kłosińska zauważa zaś, że posługujący się gotowcami ludzie wysyłają swoim bliskim komunikat zupełnie inny, niż ten wydrukowany na kartce. - W gruncie rzeczy dają do zrozumienia: nie traktuję cię indywidualnie. Nie jesteś dla mnie nikim szczególnym. - mówi.
Coraz częściej posługiwanie się gotową treścią maskuje brak kompetencji językowych. - Poprosiłam kiedyś moich uczniów, by napisali od siebie życzenia dla bliskiej im osoby. Tworzyli w mękach, większość nie była w stanie wyjść poza konwencjonalne "wszystkiego najlepszego". W czasach sms-owych "nara", "dozo" i emotikonów napisanie czegoś bardziej rozbudowanego stało się wyzwaniem, które młodzież przerasta. - ocenia Jolanta Szczepańska, polonistka w jednej z warszawskich szkół.
Grzegorz Stasiak zwraca uwagę, że popularność gotowców trudno tłumaczyć tym, że żyjemy szybko. Jeśli bowiem ktoś zadaje sobie trud zakupu kartki, znaczka, pójścia na pocztę, powinien też zastanowić się, na co tak naprawdę ten czas poświęca.
Kilkadziesiąt lat temu Piotr Szczepanik apelował w swoim wielkim przeboju: "Przesyłaj choć puste koperty". Może to rozwiązanie lepsze, niż wysyłanie gotowych, pisanych przez anonimowych twórców życzeń dla wszystkich. Czyli dla nikogo.
Skomentuj artykuł