Grzeczność, to dla niektórych abstrakcja
"O tempora, o mores! (O czasy, o zwyczaje!)" - wołali starożytni Rzymianie, pomstując na upadek zwyczajów i moralności. Dziś ich wołanie pewnie byłoby jeszcze bardziej gwałtowne. Codzienna gonitwa, krzątanina wokół własnych spraw zamyka coraz bardziej na drugiego człowieka, tępi naszą wrażliwość na innych.
Tracimy cierpliwość w tramwaju, sklepie, kolejce na poczcie. Po całym dniu ciężkiej pracy wystarczy, że ktoś nas popchnie, trąci łokciem, nie powie "przepraszam" i - wybuchamy. Często też sami jesteśmy świadkami erupcji gniewu, złośliwości czy wreszcie zwykłego chamstwa. To ostatnie może być objawem prymitywizmu i braku wychowania. Zawsze jest zaprzeczeniem grzeczności. Bo choć, jak nas uczono w dzieciństwie, grzeczność nic nie kosztuje, a wiele pomaga, to wydaje się, że jest dla niektórych całkowitą abstrakcją.
Brak wychowania, niedostatek podstawowej kindersztuby, prostactwo czy nawet wulgarność są szczególnie rażące w przypadku osób pełniących ważne stanowiska, przełożonych i szefów. "Kto wyjdzie z chama na pana, nie ma gorszego gałgana" - poucza polskie przysłowie. Wszyscy znamy też porzekadło o słomie, wystającej czasem nawet z błyszczących lakierków.
Doświadczanie chamstwa na co dzień jest bardzo bolesne. Pozwala odczuć na własnej skórze, jak ważne są w naszym życiu formy. Jak wiele znaczą i jak bardzo decydują o jakości naszych relacji nie tylko z najbliższymi i przyjaciółmi, ale także z tymi, których nie znamy, a mijamy jedynie na ulicy, klatce schodowej czy w windzie. Chamstwo i prostactwo są dla kulturalnego człowieka prawdziwym wyzwaniem. Zapanowanie nad wyrachowanym i zimnym prymitywizmem nie jest łatwe. Do pewnego momentu można je traktować jak prostotę, a prostaka starać się odbierać jak człowieka prostego. Bo czyż i ten czasem nie wyłoży prawdy?
Jak ratować się jednak przed ostentacyjnym chamstwem i gruboskórnością? Jeśli będzie to zachowanie hałaśliwe i prowokacyjne, to przede wszystkim nie dać się sprowokować, ale w sposób rzeczowy, spokojny, acz stanowczy, na przykład uciszyć natręta. Dać do zrozumienia jadącemu razem w przedziale (głośno rozmawiającemu przez telefon czy słuchającemu na cały regulator MP3), że nie jest sam, że są inni, którzy nie muszą znosić jego zachowania. I uśmiechając się, w stanowczych słowach prosić, by uszanował miejsce publiczne. Ważne jest - i tu należy bardzo uważać - by choć na chwilę nie zniżyć się do poziomu arogancji, którą sami z takim trudem sami znosimy.
Jak widać, w walce z chamstwem ważna jest zimna krew, opanowanie, a czasem nawet świadome zignorowanie osoby, która słowem czy innym rodzajem zaczepki - czasem może to być nawet tylko spojrzenie czy jakiś wulgarny gest - próbuje nawiązać z nami agresywny kontakt. Pamiętajmy też o tym, że jeśli decydujemy się zareagować na chamskie postawy innych, to w efekcie możemy spotkać się nawet z fizyczną napaścią.
Wulgarne słowa są bowiem rodzajem agresji, która może poprzedzać naruszenie naszej fizyczności. Musimy więc dokonać właściwego rozpoznania sytuacji (przed rokiem policjant w cywilu został zasztyletowany, gdy zwrócił uwagę wyrostkom na przystanku tramwajowym w Warszawie). Nieobyczajne i wulgarne zachowanie w miejscach publicznych jest karalne. Jeśli więc będziemy zaczepiani na ulicy, mamy prawo prosić o interwencję nawet policję czy straż miejską.
Kiedy jednak mówimy o chamstwie, warto też pamiętać o tym, że szlachetny cham (choć określenie to wydaje się pozornie sprzeczne) jest więcej wart od grzecznego egoisty. Zaś człowiek uczciwy a gburowaty - od wyrafinowanego w manierach nicponia. Jak bowiem zauważa André Comte-Sponville w swoim "Małym traktacie o wielkich cnotach", są ludzie, których grzeczność jest krępująca przez swą niepokojącą doskonałość. O takich często mówi się: "Zbyt grzeczny na to, żeby był szczery". Dlatego nie możemy wpaść w drugą skrajność - pozwolić na życie w okowach dobrych manier. Zawsze dobrze jest, przestrzegając zasad dobrego wychowania, baczyć na to, by konwenans nie przesłonił nam prawdy.
Skomentuj artykuł