Przyzwyczajenie do "brzydkich" wyrazów
Wulgaryzmy i przekleństwa pełnią rozmaite funkcje. Utarło się wierzyć, że służą wyrażaniu negatywnych stanów i emocji oraz określaniu kogoś w sposób pogardliwy i obraźliwy. Niemniej, coraz częściej można zauważyć, że słowa wulgarne wyrażają pozytywne stany emocjonalne, np. radość i zadowolenie, a także służą formułowaniu dodatnich ocen kogoś lub czegoś.
Oczywiście rozmówcy muszą być uczestnikami tego samego kontekstu komunikacyjnego, aby dany wulgaryzm został odebrany w sposób właściwy - uważa socjolog, Michał Felisiak z Centrum Badania Opinii Społecznej. Swoją opinię wyrażą w związku z przeprowadzonym w maju przez CBOS badaniem, zrealizowanym na reprezentatywnej grupie 946 dorosłych mieszkańców Polski.
- Można też zauważyć, że niektóre słowa, uznawane za nieprzyzwoite, kolokwialne czy też wulgarne, stopniowo przenikają do ogólnego obiegu społecznego i stają się naturalnymi (już nie wulgarnymi) składnikami dyskursu - tłumaczy Felisiak. - Jest to prawdopodobnie element procesu egalitaryzacji, czyli niwelowania dystansu społecznego i znoszenia różnic między kulturą wyższą i niższą - między nadawcą komunikatu i jego odbiorcą.
Pytania postawione sondażu CBOSu odnoszą się do trzech zasadniczych problemów. Pierwszym z nich było określenie, jak często, zdaniem Polaków, słowa wulgarne pojawiają się w niektórych sferach komunikacji. Drugi poruszał kwestię wrażliwości społecznej, czyli poziomu akceptacji i dezaprobaty wulgarnego języka. Ostatni dotyczył tego, czy sami ankietowani używają słów niecenzuralnych. Celem zasadniczym badania było natomiast ustalenie, czy w odczuciu społecznym sfera werbalna ulega brutalizacji, czyli czy zmienia się percepcja obecności wulgaryzmów w języku codziennym i powszechność ich stosowania.
Gdzie Polacy słyszą wulgaryzmy?
Jak podkreślają autorzy badania, z przekleństwami - mniej lub bardziej obraźliwymi - można zetknąć się w rozmaitych miejscach. Niekiedy nie da się tego uniknąć i chcąc nie chcąc jest się w sytuacji odbiorcy, a czasem również adresata różnorodnych niecenzuralnych wyrazów. Największe prawdopodobieństwo przypadkowego usłyszenia tego typu słów występuje zaś w tzw. przestrzeni ogólnodostępnej, czyli na przykład na ulicy.
Aż 67 proc. ankietowanych potwierdza taką opinię. Przyznają, że to właśnie ulica jest miejscem, gdzie szczególnie często można zetknąć się z przekleństwami. Niemal dwie trzecie dorosłych deklaruje też, że wulgarne słownictwo zdarza im się usłyszeć w pociągach, autobusach i innych środkach komunikacji publicznej. 36 proc. z nich twierdzi, że doświadcza tego często, a 26 proc. od czasu do czasu.
Inni badani z przekleństwami stykają się w miejscach spędzania wolnego czasu (30 proc.), w instytucjach oświatowych - w szkołach i na uczelniach (38 proc.) i w swoim miejscu pracy (37 proc. osób aktywnych zawodowo).
Jeśli chodzi o własny dom, to tylko 7 proc. Polaków twierdzi, że słyszy tam przekleństwa często, a jedna czwarta, że zdarza się to czasami. Zdecydowana zaś większość (67 proc.) przekonuje, że w kontaktach z najbliższymi wulgaryzmy pojawiają jedynie sporadycznie lub nawet wcale. Co dziesiąty ankietowany wskazuje jednak, że w czasie spotkań towarzyskich z rodziną i przyjaciółmi "brzydkie" słowa padają jednak dość często.
Medialne wulgaryzmy
Według Felisiaka, ciekawą sferą pod względem językowym jest Internet. Wynika to z faktu, że zapewnia on swoim użytkownikom dość wysokie poczucie anonimowości, przez posiada bardzo niski stopień kontroli społecznej.
I tak - 42 proc. osób korzystających z zasobów Sieci przyznaje, że niecenzuralne słowa występują tam rzadko lub wcale. Pozostali twierdzą, że można natrafić na nie często (26 proc.) lub od czasu do czasu (24 proc.).
Jeśli chodzi o media tradycyjne, to, w opinii ankietowanych, wulgarne słownictwo najczęściej pojawia się w telewizji (6 proc.), a rzadziej w radiu i w prasie (po 2 proc.). I choć większość badanych (60 proc.) nie dostrzega wulgaryzmów w wypowiedziach polityków, to co trzeci z nas twierdzi, że używają ich oni często lub czasami (32 proc.).
- Interpretując powyższe wyniki należy zachować jednak pewną ostrożność - podkreśla pracownik CBOS. - Przede wszystkim deklaracje badanych, że wulgarne słowa gdzieś się pojawiają, nie dowodzi wcale ich bezpośredniego użycia w tym miejscu, a jedynie subiektywnej percepcji ich obecności. Ta natomiast ściśle zależy od indywidualnej wrażliwości. To, co dla jednych jest wulgaryzmem, dla innych może być wyrażeniem neutralnym, nie kojarzącym się z niczym obraźliwym czy niecenzuralnym.
Komu "uszy puchną"?
- Wrażliwość i wyczulenie na wulgarne słownictwo zazwyczaj wiąże się z poziomem wykształcenia, chociaż na podstawie zgromadzonych danych trudno ustalić prawidłowość, która wskazywałaby, że ludzie najlepiej wykształceni mają większe wyczucie językowe, a tym samym najczęściej zwracają uwagę na wulgaryzmy w ich otoczeniu - zauważa Felisiak.
Bez wątpienia jednak, według socjologa, osoby z wykształceniem podstawowym częściej nie dostrzegają przekleństw np. na ulicy, a także rzadziej przyznają, że niecenzuralne słowa używane są w czasie spotkań towarzyskich z rodziną lub znajomymi.
Natomiast w domu wulgarne słowa nieco rzadziej słyszą osoby z wyższym wykształceniem. - Należy jednak wziąć pod uwagę kwestię statusu społecznego i jego potencjalny wpływ na deklaracje - zaznacza Feliksia. - Osobom o niższym statusie, wyznaczonym niższym wykształceniem, być może trudniej jest przyznać, że na spotkaniach z rodziną czy znajomymi padają niecenzuralne wyrazy. Wiązałoby się to bowiem z potwierdzeniem negatywnego przekonania o specyfice języka osób słabo wykształconych. W przypadku wyższego statusu społecznego takie zjawisko występuje w zdecydowanie mniejszym zakresie.
Czy Polacy przeklinają?
W badaniu ankieterzy CBOSu zadali Polakom pytanie - Czy zdarza się, że używa Pan(i) słów niecenzuralnych czy też nie? Ponad jedna czwarta stwierdziła, że nie używa ich wcale. Prawie dwie trzecie natomiast (62 proc.) posiłkuje się przekleństwami w sytuacjach stresu, zdenerwowania i pod wpływem innych silnych emocji, także pozytywnych. 11 proc. respondentów przyznało się także do używanie niecenzuralnych wyrazów w celu podkreślenia elementów swojej wypowiedzi i dosadniejszego określenia czegoś. Ogółem zdecydowana większość Polaków włącza do swojego codziennego języka wulgarne słowa.
Sięganie po wulgarne słowa jest silnie uzależnione od płci badanych. W grupie osób, które nie przeklinają, jest ich ponad dwukrotnie więcej niż mężczyzn. Znaczenie ma także wiek respondentów - im są starsi, tym rzadziej posiłkują się wulgaryzmami, a znaczącą granicą w ich stosowaniu jest wiek 55 lat.
A w jakich sytuacjach zazwyczaj używa się wulgarnego słownictwa? Z deklaracji jednej czwartej badanych wynika, że warunki sprzyjające używaniu przekleństw stwarza otoczenie - znajomi i przyjaciele. Co piąty z nas najczęściej przeklina w pracy, tyle samo w domu lub wtedy, gdy nikt nas nie słyszy. Tylko nieliczni (2 proc.) zazwyczaj używają wulgaryzmów w kontaktach z obcymi ludźmi w miejscach publicznych.
I choć w większości tych sytuacji to mężczyźni przeklinają częściej niż kobiety, istnieją dwa rodzaje sytuacji, w których dominują właśnie panie. Są to rozmowy z najbliższymi i momenty, gdy nikt ich nie słyszy. - Może to świadczyć o tym, że kobiety są skłonne kląć w warunkach zapewniających pewną prywatność - wyjaśnia Felisiak.
Natomiast w przypadku najmłodszych ankietowanych (między 18 a 24 rokiem życia) jest dokładnie na odwrót. W domu przeklinają bardzo rzadko, najczęściej zaś w rozmowach ze znajomymi.
Także poziom wykształcenia wpływa na "czystość" języka w określonych sytuacjach. W stanie silnych emocji oraz dla podkreślenia czegoś po niecenzuralne słowa najchętniej sięgają badani z wykształceniem wyższym i zasadniczym zawodowym oraz robotnicy, bezrobotni, kadra kierownicza, uczniowie, studenci i inteligencja.
Przyzwyczajenie do "brzydkich" wyrazów
Ponad połowa Polaków (52 proc.) przyznaje, że nie akceptuje wulgarnego języka, a 40 proc., że stopień aprobaty przekleństw uzależniony jest od okoliczności i kontekstu ich użycia. Co niepokojące, co dwunasty respondent przyzwyczaił się do wulgarnego słownictwa i nie rażą go "brzydkie" wyrazy.
Tym zaś, co najsilniej różnicuje stosunek do używania i akceptacji wulgaryzmów okazała się płeć. Kobiety przeklinają znacznie rzadziej niż mężczyźni i częściej wyrażają dezaprobatę dla niecenzuralnego słownictwa. Ponadto, jak wynika z badania, wrażliwość na nie wzrasta wraz z wiekiem. Duża część najmłodszych respondentów (w tym uczniów i studentów) przyzwyczajona jest bowiem do używania wulgaryzmów. Należy także zaznaczyć, że zdecydowana większość osób odbywających kilka razy w tygodniu praktyki religijnie w ogóle nie akceptuje obecności niecenzuralnych słów w mowie potocznej.
-- Wyniki sondażu wskazują, że zarówno w percepcji, jak i w używaniu wulgaryzmów nie nastąpiły znaczące zmiany w stosunku do lat ubiegłych - uważa Felisiak. - Nadal zdecydowana większość Polaków przyznaje, że używa wulgarnych słów, w dalszym też ciągu nieco ponad połowa twierdzi, że nie akceptuje ich stosowania.
- Porównując tegoroczne wyniki z uzyskanymi przed sześcioma i ośmioma laty możemy zauważyć, że w niektórych sytuacjach ankietowani stykają się z wulgaryzmami częściej niż kiedyś - mówi Felisiak. - Przekleństwa są obecnie bardziej rozpowszechnione przede wszystkim w środowisku pracy oraz w miejscach spędzania czasu wolnego, ale też w domu i podczas spotkań ze znajomymi czy rodziną. W żadnej z wyżej wymienionych przestrzeni nie nastąpiła natomiast poprawa jakości języka.
Najwyraźniejsza zmiana w stosunku do badania poprzedniego dotyczy języka uczniów i studentów. Obecnie znacznie częściej deklarują oni, że nie używają wulgaryzmów. Jak podkreśla specjalista, nie wiadomo jednak, w jakim stopniu słowa niecenzuralne faktycznie zniknęły z ich wypowiedzi, a w jakim zostały "oswojone" i nie są po prostu rozpoznawane jako nieprzyzwoite.
Skomentuj artykuł