Jak ważny jest szacunek dla pokarmu
Nie myślimy na co dzień, jak ważny jest szacunek dla pokarmu oraz pracy ludzi, którzy go wytwarzają.
Choć było dopiero po 18, na dworze od dawna panował mrok. W dziecięcym pokoju paliły się lampki, ekran monitora włączonego komputera odbijał się niebieskawą poświatą na szybie. Na podłodze leżały plecaki, a niedbale rzucone na oparcie krzeseł obrotowych przy biurkach ubrania piętrzyły się, tworząc niedużą stertę. Z kuchni dochodziły odgłosy sprzeczki. Dwaj chłopcy ścierali rozlane kakao.
- Popatrz, połowa wykipiała. A przecież to było pyszne kakao od taty - mówił młodszy z nich, Daniel. - Miałeś go pilnować, nie grać na komputerze. Patryk, mama mówiła, że nie wolno nam zostawiać na kuchence jedzenia i wychodzić!
- Przecież odrabiam lekcje. Sam też mogłeś je ugotować - odparł surowo wyższy chłopiec. - Trudno, trzeba to szybko posprzątać.
Ledwie skończyli, zazgrzytał klucz w zamku i do mieszkania weszła mama. Zwykle wracała z pracy trochę wcześniej, tego dnia jednak robiła jeszcze zakupy w markecie. Chłopcy ochoczo zabrali się za ich rozpakowanie.
- Mamusiu, a kupiłaś mój ulubiony jogurt i szprotki? - dzieci dopytywały się teraz zgodnie. - A przywiozłaś maślankę truskawkową i ten pyszny boczek?
Zakupy zostały umieszczone w lodówce - można było rozpocząć przygotowania do kolacji. Mama wypytywała, jak minął dzień w szkole i z jakich przedmiotów nie zdążyli jeszcze odrobić zadania domowego, planując równocześnie wspólny wieczór. Odkąd tata trzynastoletniego Patryka i o trzy lata młodszego Daniela wyjechał na kontrakt do Hiszpanii, niemal cały ciężar wychowania synów i prowadzenia domu spadł na jej barki. Każdego wieczoru znajdowała też chwilę, by poczytać chłopcom fragment bajki lub Pisma Świętego - w trudnych chwilach rozłąki znajdowała w nim zawsze ukojenie.
- Jemy jajko na miękko - oznajmił Patryk. - Ja zjem siedem kromek z żółtym serem i boczkiem.
- Najpierw musimy zjeść te produkty, które kupiliśmy wcześniej. Jest przecież jeszcze szynka. Chłopcy, zostały wam jakieś kanapki ze szkoły?
Na dźwięk tego pytania Daniel stanął jak wryty - przypomniał sobie o niedojedzonym drugim śniadaniu, którego znowu nie wyjął z plecaka, ale w tym momencie do kuchni wszedł Patryk i powiedział:
- Wszystko zjedliśmy.
Kolacja była bardzo smaczna, a jedzenie tak sycące, iż chłopcy nie mogli dokończyć zrobionych kanapek. Podobny scenariusz powtarzał się bardzo często, stąd nauczona doświadczeniem mama szczelnie zapakowała je w folię spożywczą i chowając do kuchni, poprosiła:
- Proszę, nie zapomnijcie zjeść ich jutro na śniadanie.
- Co zrobiłeś z moimi kanapkami ze szkoły - spytał Patryka Daniel, kiedy mama życząc im kolorowych snów, zgasiła światło i kiedy za ścianą dał się słyszeć odgłos napełnianej wodą wanny.
- Są pod łóżkiem. Moje również zostały. Jutro musimy je wyrzucić. Daniel, czemu nigdy nie zjadasz skórek chleba? Podczas kolacji znów na nie wybrzydzałeś?
Nastał ranek. Chłopcy wychodzili do szkoły później niż mama do pracy. Jak co dzień na kuchennym stole leżało przygotowane drugie śniadanie.
- Eeee…z papryką - stwierdził Patryk i otworzywszy kosz na odpadki, wyrzucił spomiędzy kromek chleba nielubiane warzywo. - Chcesz płatki z mlekiem?
- Mama prosiła, byśmy zjedli kanapki z kolacji.
- Zjemy, jak wrócimy ze szkoły.
Patryk nasypał do miseczek musli i zalał je mlekiem, nie odstawił go jednak z powrotem do lodówki. Do lodówki nie trafił też garnek ze świeżo ugotowaną późnym wieczorem przez mamę zupą jarzynową - chłopcy nie zwrócili uwagi ani na niego, ani na karteczkę, jaką zostawiła im na lodówce. W drodze do szkoły, ukradkiem, by nikt nie zobaczył, wyrzucili do osiedlowego śmietnika wczorajsze kanapki.
Do domu wrócili we trójkę - dziś wypadały lekcje języka angielskiego.
- Jestem bardzo głodna, nie miałam czasu nic zjeść w pracy - powiedziała mama.
Kiedy weszła do kuchni, uderzył ją dziwny zapach. Skwaśniało nieschowane do lodówki mleko, skwaśniała także zabielana śmietaną jarzynowa zupa, której cały garnek nadawał się teraz do wyrzucenia. Łzy napłynęły jej do oczu. Zmęczona kobieta spojrzała na kuchnię. Omiotła wzrokiem czerniejące na kredensie jabłka i gruszki, do których zjedzenia zachęcała synów od ponad tygodnia, niewyrzucony kubeł na śmieci z kawałkami papryki, otworzyła lodówkę i wyjęła stamtąd rozkrojonego pomidora. Napoczęty biały serek, przysmak Daniela, stał wciąż na półce; Patryk od tygodnia nie tknął nawet maślanki, której termin ważności teraz już minął.
Tego wieczoru mama otworzyła Pismo Święte i zawoławszy synów, przeczytała im fragment, w którym Pan Jezus karmi zgromadzony tłum rybami i chlebem. Następnie długo tłumaczyła im, jak ważny jest szacunek dla pokarmu oraz pracy ludzi, którzy go wytwarzają.
- Tato i ja bardzo ciężko pracujemy po to, byście mieli zapewniony dach nad głową i by było co jeść. Na wasze wyraźne życzenie kupujemy różne smakołyki. Czy pomyśleliście kiedyś, ile trudu kosztuje nas zapracowanie na te produkty? Czy zastanawialiście się nad tym, że wiele dzieci - być może również z waszego otoczenia - chodzi głodnych? Jest mi przykro, gdyż wskutek waszych kaprysów i beztroski marnujemy dużo jedzenia. Ponieważ zbliża się okres Wielkiego Postu, chciałabym uzgodnić z wami pewne postanowienia. Przemyślcie, w jaki sposób możemy przeżyć nadchodzący czas, aby godnie przygotować się na święto Zmartwychwstania Pańskiego.
Chłopcy długo nie mogli usnąć. Słusznie odczuwali wyrzuty sumienia z powodu swojego postępowania. Następnego dnia jeszcze przed lekcjami weszli pomodlić się do osiedlowego kościółka.
- Obiecuję nie wyrzucać kanapek zrobionych przez mamę i zjadać je wszystkie do końca - szeptał Patryk - oraz bardziej pomagać jej w domu, gdy nie ma taty.
- Panie Boże, powstrzymam się od spożywania swoich ulubionych smakołyków i będę zjadał skórki od chleba - modlił się Daniel.
Nadszedł wieczór. Przy kolacji mama uważnie wysłuchała postanowień synów.
- Zdajecie sobie sprawę, że przyrzeczenie niemarnowania jedzenia nie dotyczy tylko Wielkiego Postu, a powinno obowiązywać nas każdego dnia. W drodze do domu wstąpiłam do kościoła niedaleko pracy. Tamtejsza parafia rozdaje zainteresowanym skarbonki wielkopostne. Poprosiłam o jedną dla nas. Będziemy w niej gromadzić pieniążki, jakie zaoszczędzimy, rezygnując w okresie postu z niektórych przyjemności.
- A potem? - zapytał Daniel
- Kiedy nadejdzie Wielki Tydzień, przekażemy je parafii na cele dobroczynne.
Chłopcy zniknęli na moment, następnie pojawili się z monetami w dłoniach.
- To za kolę, którą kupiłem dziś na dużej pauzie - Patryk wrzucił do skarbonki swoje monety.
- A to za deser czekoladowy. Mogę obejść się bez niego do Wielkanocy - dodał Daniel.
Mikołaj Świerad - absolwent Politologii oraz Kulturoznawstwa Międzynarodowego na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Skomentuj artykuł