Oszczędzać? Nie oszczędzać? To jest pytanie

Koń u Orwella - kiedy tylko widział piętrzące się problemy, mówił sobie, zaciskając obfite wargi: "To ja w takim razie muszę jeszcze więcej pracować, harować! (fot. Magh / flickr.com)
Wiesław Piechocki / slo

Jestem ekspertem od oszczędzania. Dlaczego ekspertem? Bo musiałem we wczesnej młodości, czyli u schyłku epoki Bieruta, sprzedawać butelki w punktach skupu, zdzierając przedtem z nich etykiety, a potem je myjąc.

Bardzo zadowolony, kasowałem 1 zł za oddaną butelkę, przeliczałem dokładnie uzbieraną z trudem sumkę i pędziłem na pocztę, aby wpłacić kolejny utarg na książeczkę oszczędnościową. Byłem bardzo z siebie dumny, gdyż czułem, primo, iż stawałem się coraz bogatszy, oraz secundo, że byłem malutkim kółeczkiem w wielkiej maszynerii, uczącej młodych ludzi "oszczędzajcie, jako że wam to wyjdzie na zdrowie!".

Za uzbierane butelki kupiłem sobie co prawda po dwu latach upragniony rower, ale nie wiem, czy ogólnie instytucja psychologiczna oszczędzania ma dzisiaj sens. Jej urok i glamour ostro się zredukowały, jako że istnieje na przykład wizja faceta siedzącego w domu, robiącego sobie kolejną kawę, nieruszającego się ze swego pałacu, grającego na giełdzie. Nie oszczędza, nie myje butelek po wypitych przez niego i kolejnych gości silnych trunkach, nie zanosi ich do punktu skupu, no bo ich już nie ma w tzw. normalnych krajach. A jest, cholera, bogaty!

Myśl ta zatruwa mi klarowność wizji. Oszczędzać czy nie oszczędzać? Człowiek nie wie nawet w tym niby niepozornym aspekcie, jak wychowywać potomstwo, jak oduczyć dzieci od bezwstydnego włóczenia się po sklepach, butikach, złotych tarasach i innych supermarketach. A może je uczyć nieokiełznania w wydawaniu pieniędzy? Dlaczego mają się stresować myślą: "Tata mówił, żeby oszczędzać, to dojdę do czegoś". Jeszcze wpadną we frustrację i zaczną się jąkać. Ale do czego właściwie mamy dojść, jeśli dróg do bogactwa jest dziś niezliczona ilość?

DEON.PL POLECA

Herkules miał wedle mitu łatwe zadanie: na rozstaju dróg, kiedy był już rosłym młodzieńcem i zabił dopiero jedną osobę (swego nauczyciela - symptomatyczne!), stały jedynie dwie panie. Jedna skąpo odziana, ukazująca obficie swój aparat oddechowy i szerokie biodra, obiecująca rozkosze niebiańskie, a druga skromnie ubrana, cicha, niepozorna, dość płaska, ale obiecująca mu dojście do sukcesów życiowych tylko przez znojną pracę, uczciwe dochodzenie do celu i temu podobne historie. Podążył głupi Herkules za siermiężną cnotą. My dzisiaj jesteśmy oczywiście o wiele mądrzejsi od niego, bo - jak już zaznaczyłem - mamy elektroniczno-giełdowe przykłady nie takiego znowu znojnego trwonienia energii, a osiągania szybkiego bogactwa.

Najciekawsze przykłady do dywagacji na temat oszczędzania dają nam zwierzęta: one, jak ludzie, różnią się charakterami, czyli nieidentycznym podchodzeniem do problemu. Zawsze podejrzane wydawały mi się psy. Niby takie inteligentne bestie, a nie mają poczucia oszczędzania! Dlaczego? Natura je tak zaprogramowała - znam odpowiedź biologów. A dlaczego wiewiórki mają we krwi, mimo iż tak mało mają jej w żyłach, zmysł oszczędzania? W wielu krajach wiewiórka jest symbolem skrzętnego dbania o przyszłość. Jak psy, wie taka mała wiewiórka, iż zima przyjdzie jak amen w pacierzu. Biega jak zwariowana jesienią po leśnych ścieżkach, zbierając nerwowo jak najwięcej orzeszków na zimowe miesiące. A pies nie. Miska wylizana, kładziemy się na poduszki.

Innym przykładem filozofii oszczędzania jest pszczoła, która zbiera pyłek, przerabia go na miód i zbiera go w pojemniczkach w ulu. Oczywiście jest robiona przez naturę w trąbę, no bo kto inny wyjada jej produkt finalny: ludzie albo wcześniej dobierający się do barci niedźwiedź. Można sparafrazować Szekspira: ktoś nie śpi, aby ktoś inny mógł spać. Ktoś zbiera miód, aby ktoś inny go zjadał. Jakiś naturalny cykl produkcyjny? Zaproszenie do urządzenia społeczeństwa moralnie skomplikowanego?

Zostańmy w miłym świecie zwierząt. Znamy bajkę Jeana Lafontaine’a o mrówce i koniku polnym. Konik śpiewał, tańczył całe lato i gdzieś miał prognozy meteorologiczne, iż przyjdzie ostra zima. Gdy tylko ta nadeszła faktycznie, zaczął drżąc skomleć u drzwi mrówki: "Daj mi trochę z twych oszczędności, trochę ze zgromadzonych zapasów żywnościowych!". Na to pracowita mrówka, harująca całe lato, mająca przez to problemy z kręgosłupem od noszenia wiktuałów: "A wynocha, darmozjadzie!". Czujemy, iż analiza semantyczna jest tu prosta: francuski autor, za starożytnym Ezopem zresztą, pochwala system oszczędzania, odkładania na bok, po angielsku to "put some grain for a rainy day". We Francji XVII wieku rodził się powoli mrówczany etos twardego kapitalizmu.

Oczywiście my, mądrale XXI wieku, wybaczamy naiwność francuskiemu bajkopisarzowi: on myślał, gorzej - wierzył, iż tylko upartą pracą można dojść do zaszczytów, bogactwa, szacunku u bliźnich itd. Był jak koń u Orwella - kiedy tylko widział piętrzące się problemy, mówił sobie, zaciskając obfite wargi: "To ja w takim razie muszę jeszcze więcej pracować, harować!". No i wiemy, jak ta cała farma zwierząt się zakończyła.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Oszczędzać? Nie oszczędzać? To jest pytanie
Komentarze (7)
S
Stilgar
6 stycznia 2013, 18:08
Pies (pochodzący od wilka) nie robi zapasów bo nie śpi w zimie tylko poluje. Zapasy robią zwierzęta przesypiające zimę. Oszczędzanie to nie tylko pomysł na zgospodarowanie dodatkowych pieniędzy ale także sensowne wydawanie tego co się ma, a już szczególnie jak się ma niewiele.     
E
ekonom
6 stycznia 2013, 13:11
Łukasz, bardzo Cię przepraszam, ale co Ty właściwie studiujesz????? Jakie umiejętności chcesz zaoferować temu, kto miałby Cię zatrudnić? Do autora: oszczędzać, byle z umiarem. Pieniądze ponad miarę to tylko numerki. Do reszty: słowo klucz: odpowiedzialność. Nie kupuje się mieszkań na kredyt, nie mając odpowiedniego zabezpieczenia i pewności, że ten kredyt się spłaci.
DA
Do autora artykułu
15 lipca 2011, 19:06
Autorze artykułu -  czas zejść na ziemię : Twoi rodacy już masowo są eksmitowani ze swoich mieszkań i nie mają z czego żyć. To tak jak, stawiać pytanie choremu : Warto żyć ? Czy nie warto żyć ? To jest pytanie. 
PA
Polak, a nie POlak
15 lipca 2011, 03:19
 "Oszczędzać? Nie oszczędzać? To jest pytanie". Nie, to jest, w polskich realiach, zwyczajna - za przeproszeniem - bezczelność takie ptanie zadać i taki artykół napisać. Kim kolwiek jesteś autorze: czas zejść na ziemię, bo Twoi rodacy np. już masowo są eksmitowani ze swoich mieszkań...
Ł
Łukasz
2 grudnia 2010, 14:21
By mówić o oszczędzaniu pierw trzeba mieć z czego. Oczywiście jestem jego zdecydowanym zwolennikiem, jednak rozpoczynając drugi kierunek studiów, nie mając przy tym pracy (ciągłe poszukiwanie) ciężko myśleć o oszczędzaniu. Wierzę, i jestem tego zwolennikiem (może naiwnym ale jednak), że uczciwością i solidną pracą można zapewnić sobie dość jasną przyszłość. Nie mówię tutaj o milionach (sam pewnie bym ich nie chciał mieć), ale o godnym życiu.
RJ
Robert Jęczeń
15 listopada 2010, 20:15
Oszczędność jako zaniechanie marnotrastwa z pewnością ma sens. Bo po co ma się świecić żarówka (czy też świetlówka) w pokoju, w którym mnie nie ma i przez najbliższą godzinę nie będzie? Z drugiej strony odkładanie dóbr i pieniędzy na koncie, w skarpecie, w skarbonce w skali makro schładza popyt, a więc zatrzymuje gospodarkę. Gdybyśmy wszystkie pieniądze, jakie mamy w portfelu i w banku natychmiast wydawali, Polska byłaby tygrysem gospodarczym. Nie tylko Europy, ale i świata...
Aleksandra Adamczyk
15 listopada 2010, 17:06
Miodu się nie zbiera tylko robi... To po pierwsze. A po drugie: "Oszczędzają bogaci, i nam sie opłaci". A po trzecie: proszę mi nie mówić, że w czasach kiedy autor zbierał butelki, nie było absolutnie ani jednego bogacza w tym kraju. Teraz ludzie dają sobie wmówić, że oszczędzanie nie ma sensu. A ja widzę, że ma. Nie chodzi o bycie dusigroszem, czy pracoholikiem jak Orwellowski Bokser. W mojej rodzinie zawsze się oszczędzało i dobrze na tym wyszliśmy.