"Postdojrzałość" - o niedojrzałości i ryzyku
Pomieszanie pojęć. Oto, co wyszło ze związku "ryzyka" z "niedojrzałością". Czym bowiem charakteryzuje się młodość, powszechnie wiązana ze skłonnością do brawury? Z niedojrzałością społeczną i biologiczną, co potwierdza nie tylko prawo i system edukacji (matura), ale od niedawna także neurologia.
To okazuje się nie przypadek, że większość wypadków komunikacyjnych powodują osoby, które nie ukończyły jeszcze 25. roku życia. Także i w ponurych statystykach urazów w miejscu pracy młodzi mają zdecydowane pierwszeństwo przed starszymi rocznikami.
Ryzykanctwo, owszem, wynika z modnego w najmłodszych generacjach stylu życia. Ale jak dowodzi nauka, ów "styl" determinuje niepełna dojrzałość mózgu, dotycząca zwłaszcza ośrodków odpowiedzialnych za poskramianie działań instynktownych i zachowań spontanicznych. Innymi słowy - za szaleństwa młodości odpowiadają nie do końca sprawne biologiczne "hamulce".
Obserwacje neurologów uzbrojonych w nowe narzędzia do weryfikacji starych społecznych mitów - rezonans magnetyczny i tomografię pozytronową - potwierdza socjologia. Niedawno (badanie z 2010 na zlecenie PZU) przepytano rodaków znad Wisły, co dla nich znaczy "życie na sto procent", zakładając wstępnie, że ankietowani będą opisywać w ten sposób model egzystencji lansowany w mediach jako charakterystyczny dla ludzi sławnych i bogatych.
Tymczasem okazało się, że, owszem, klasa celebrytów kształtuje wyobrażenia o luksusowej egzystencji, ale wcale nie wyczerpuje ona definicji "życia na full". A przynajmniej nie dla wszystkich.
Najgłębsze podziały w rozumieniu "pełni życia" ujawniły się w poszczególnych kategoriach wiekowych.
Egzystencja "na maksa" pojmowana jako wielka balanga to - jak się okazało - przywilej wczesnej młodości. Skłonność do życia chwilą, wpadania w sytuacje ekstremalne, próbowania wszystkiego i podejmowania skrajnego ryzyka bez oglądania się na konsekwencje okazała się charakterystyczna niemal wyłącznie dla pokolenia 19-25-latków, i to głównie studentów z wielkich miast.
Po trzydziestce tak definiowana "pełnia życia" przemawia już tylko do wielkomiejskich "samotnych z wyboru". Ludzie w podobnym wieku, którzy już założyli rodziny, na tym etapie egzystencji mają zdecydowanie inne priorytety. Teraz "życie na full" oznacza dla nich spełnienie zawodowe i udane relacje rodzinne. I tak już zostaje. Podobnie definiują swoje "sto procent" starsze roczniki Polaków.
Jest tylko jeden wyjątek: single płci męskiej. Panowie (i nieliczne panie) żyjący w pojedynkę ze względu na preferowany sposób bycia. Dla tej kategorii mężczyzn niezależnie od wieku "życie na full" oznacza mniej więcej to samo, co znaczyło w latach studenckich - dobrą zabawę urozmaiconą przez liczne, tyleż intensywne co ryzykowne doświadczenia osobiste: podróże z dala od utartych szlaków, sporty ekstremalne, egzotyczne relacje interpersonalne czy eksperymenty z substancjami psychoaktywnymi (sex, drugs and rock&roll, w sumie - klasyka).
Rzecz charakterystyczna, damskie single po trzydziestce generalnie definiują "pełnię życia" w sposób zbliżony do ustabilizowanych rodzinnie równolatków, a postawę wolnych mężczyzn w swoim wieku oceniają zwykle jako wyraz "niedojrzałości" czy po prostu "szczeniactwa".
Jak z tego wynika, dojrzałość to stabilizacja i asekuracja oraz rosnąca z wiekiem zdolność jednostek (i zapewne także społeczeństw) do zarządzania ryzykiem.
No ale z drugiej strony dokonywanie ostatecznych wyborów przed trzydziestką oznacza zamknięcie się na nowe wyzwania, dobrowolną rezygnację z alternatywnych życiowych scenariuszy i zaprzepaszczenie wszystkich innych potencjalnych możliwości, jakie może przynieść życie. Toteż odkładanie w nieskończoność wiążących decyzji także wynika ze swoistego "szacowania ryzyka".
Złe rozstrzygnięcia w ważnych kwestiach oznaczają zmarnowanie sobie biografii. Z tej perspektywy bezpieczniej jest po prostu niczego definitywnie nie wybierać.
I w ten oto sposób otrzymujemy "postdojrzałość", czyli kompletne pojęć pomieszanie.
Skomentuj artykuł