Rak - zagadka jego „nieśmiertelności”

Rak - zagadka jego „nieśmiertelności”
Na szczęście wiemy dziś o nich znacznie więcej, niż za czasów Hipokratesa, toteż w statystykach medycznych różne postaci raka powoli przechodzą do kategorii chorób chronicznych, takich jak cukrzyca. (fot. pfala / flickr.com)
Logo źródła: Nowy Dziennik Alfa Omega / slo

Wszystkie stworzenia, duże i małe, są - niestety - śmiertelne. Wszystkie, z jednym wyjątkiem. Chodzi o raka. Nie rzecznego wszakże ani też błotnego, ale o raka z podręczników medycyny - nowotwór złośliwy, którego łacińska nazwa brzmi cancer.

Nie jest to wprawdzie odrębny byt, a tylko struktura biologiczna, złożona z komórek somatycznych. Ale, niewątpliwie, jest to forma żywa. I to do tego stopnia, że w przeciwieństwie do wszystkich innych istot ożywionych mogłaby egzystować w nieskończoność. Problem w tym, że jak na razie perspektywę nieśmiertelności ogranicza niesamodzielność nowotworu. Żyje on najwyżej tak długo, jak jego ofiara.

O ile wcześniej nie padnie rażony promieniami gamma lub nie ulegnie nowym generacjom cytostatyków.

Dla medycyny rak stanowi jedno z największych wyzwań już od czasów starożytnych, bo zarówno opis jego charakterystycznych objawów, jak też nazwa pochodzą od Hipokratesa. Mianem raka określano wtedy wszystkie zmiany rozrostowe, trafnie uważając, że ich powstawanie wiąże się z zaburzeniem procesu podziałów normalnych komórek somatycznych.

DEON.PL POLECA

Nazwa wzięła się zaś z… podobieństwa zaawansowanych zmian nowotworowych do raka właśnie, głównie z powodu powstających w wyniku angiogenezy nowotworowej, odżywiających narośl nowych naczyń krwionośnych, w niektórych przypadkach przypominających odnóża kraba morskiego.

W dzisiaj obowiązującej nomenklaturze medycznej nazwa „rak” (cancer) obejmuje wszystkie nowotwory złośliwe, podczas gdy określenie carcinoma dotyczy raka – nazwijmy to – właściwego, czyli złośliwych zmian rozrostowych wywodzących się z komórek nabłonka. Ale mniejsza o systematykę.

Ważne, że pomimo znacznego postępu w leczeniu i prewencji nowotworów, miano nieszkodliwego słodkowodnego skorupiaka do dzisiaj budzi grozę wśród pacjentów i – w co najmniej jednej trzeciej przypadków – bezsilność lekarzy. Nowotwory złośliwe ciągle znajdują się w ścisłej czołówce najbardziej śmiertelnych chorób współczesności, tuż za problemami kardiologicznymi i depresją.

Na szczęście wiemy dziś o nich znacznie więcej, niż za czasów Hipokratesa, toteż w statystykach medycznych różne postaci raka powoli przechodzą do kategorii chorób chronicznych, takich jak cukrzyca. Wiele odmian raka daje się bowiem kontrolować za pomocą leków, ograniczających rozwój guza do fazy przedinwazyjnej i utrzymujących w tym stanie całymi latami. Niektóre rodzaje nowotworów złośliwych daje się też wyleczyć definitywnie, czyli bez ryzyka nawrotów. A wszystko dlatego, że badania nad rakiem nie ograniczają się jedynie do poszukiwania skutecznych metod terapeutycznych. Naukowców fascynuje też bowiem ukryta w patologicznych komórkach rakowych zagadka „nieśmiertelności”.

Już wiadomo, że skłonność do chorób rozrostowych w większości przypadków jest uwarunkowana genetycznie. Znane są także przynajmniej niektóre z czynników wyzwalających proces chorobowy. Bezdyskusyjnie zalicza się do nich związki chemiczne zawarte w tytoniu, alkohol, niektóre substancje spożywcze (tłuszcze zwierzęce), konserwanty, a nawet suplementy diety. Wiele wskazuje też na karcenogenne działanie stresu, który upośledzając sprawność działania układu immunologicznego osłabia jego kontrolę nad prawidłowością podziałów komórkowych. Rozwojowi raka miałaby też sprzyjać zaburzenia równowagi hormonalnej.

Genetyczno-biochemiczne podłoże zmian nowotworowych wydaje się uzasadnione, bowiem rak prawdopodobnie „zaczyna się” od pojedynczej, zbuntowanej komórki. Jak pamiętamy z lekcji biologii, wszystkie one mają wbudowane mechanizmy samonaprawy, na wypadek uszkodzeń chemicznych albo mechanicznych. Jeśli to nie pomaga, wówczas włącza się funkcja autodestrukcji, nosząca nazwę apoptozy. Swoisty przymus wewnętrzny każe wtedy ciężko upośledzonej komórce popełnić „samobójstwo”, żeby nie powielała uszkodzonego materiału genetycznego.

Czasami jednak komórka nie chce odejść, bo tajemnicze „coś” pozbawia ją instynktu samozagłady. To samo „coś” przy okazji zdejmuje też naturalną blokadę z licznika podziałów komórkowych, stanowiącego dodatkowe zabezpieczenie przed zmianami zwyrodnieniowymi. Od tej pory zbuntowana komórka nie tylko nie godzi się umierać dobrowolnie, ale nie zamierza tego robić wcale. Tym bardziej że po zablokowaniu „zegara biologicznego”, który zazwyczaj zatrzymuje się na zawsze po pięćdziesięciu, góra sześćdziesięciu podziałach komórkowych (na tyle obliczony został gdzieś na górze nasz termin przydatności do życia), może się ona dzielić praktycznie w nieskończoność.

Czynnikiem blokującym ów zegar jest – co już wiadomo – enzym o nazwie telomeraza. Nie ma go w dorosłych komórkach somatycznych. Jest w komórkach macierzystych. Oraz w tych zbuntowanych, rakowych.

Żeby uśmiercić komórkę raka, trzeba by więc tylko – przynajmniej w teorii – na nowo uruchomić wahadło jej biologicznego zegara, eliminując telomerazę. Na razie jednak nie bardzo wiadomo, jak to zrobić. Nie wiemy też, jak zatrzymać taki zegar w komórkach zdrowych, młodych i pięknych, żeby przedłużyć ich istnienie w nieskończoność. Gdybyśmy to potrafili, zyskalibyśmy nie tylko lek na raka, ale także receptę na nieśmiertelność. Albo przynajmniej na wieczną młodość.

Na razie w walce z rakiem możemy jednak liczyć tylko na chirurgię, radioterapię i cytostatyki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rak - zagadka jego „nieśmiertelności”
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.