Zajadam stresy. Jak mam sobie poradzić?
O odżywianiu wiesz wiele, a Twoje życie kręci się wokół jedzenia. Ciągle jesteś na diecie, chudniesz lub tyjesz. W przerwach pomiędzy postem Dąbrowskiej a dietą w stylu Adele czujesz poczucie winy i wstyd, że znowu lądujesz w tym samym miejscu. Żadne z wyrzeczeń nie pomaga, a Ty wracasz do podjadania i niekontrolowanego jedzenia. To wszystko może znaczyć, że cierpisz z powodu emocjonalnego głodu. Co zrobić, by w końcu poczuć uczuciową sytość i przestać zajadać napięcie?
Między przyjemnością a uzależnieniem
Jedzenie to bardzo intymny obszar. Jedzenie to przyjemność, wspólnota przy stole, relaks w ulubionej kawiarence, smaki dzieciństwa lub aromaty podróży do Francji. To babcine pierogi, sernik cioci albo espresso w przerwie od pracy. Smak niesie ze sobą ładunek uczuć, działa na ośrodek przyjemności i przenosi w czasie do wspomnień z naszego życia na zasadzie prostych skojarzeń. Jednak, jeśli staje się głównym sposobem na to, by poczuć ulgę, przyjemność lub dreszczyk emocji – sygnalizuje zaburzoną relację z jedzeniem. Gdy tracimy kontrolę nad apetytem, jedzenie może okazać się kolejnym uzależnieniem – czasem bardziej zdradliwym od nikotyny czy alkoholu. Palacz „po prostu odstawia papierosy”, a z chlebem nie da się postąpić w ten sposób - przecież jest on potrzebny do życia. Co więcej, jest zawsze w pobliżu i zawsze pod ręką! Granica pomiędzy zachcianką a uzależnieniem bywa niekiedy bardzo płynna i latami niezauważona. Uzależnienie od jedzenia to nie to samo co jedzenie emocjonalne, ale z czasem może do niego prowadzić. Czym w takim razie jest zajadanie uczuć?
Gdy jedzenie przestaje być tylko jedzeniem
O jedzeniu emocjonalnym mówimy, gdy nie chodzi o samo jedzenie i zaspokajanie fizycznego głodu, ale o funkcję, którą ma ono spełnić oraz wówczas gdy to nasze nastroje decydują o tym, co i kiedy jemy. Jedzenie może pocieszać czy przytulać niczym najlepszy przyjaciel - tu sprawdzają się świetnie słodycze, rozładować złość czy napięcie – czipsy i chrupiące rzeczy skutecznie pobudzają ośrodek przyjemności i dają ulgę zaciśniętym szczękom. Może przynieść błogi relaks i odprężenie – kawka i ciastko, zapełnić pustkę czy samotność – kolejny serial z lodami czy fast foodem, albo nagrodzić wysiłek i ukoić po ciężkim dniu – ach, te wieczorne uczty i ptasie mleczko! Pobudzając ośrodek przyjemności daje poczucie szczęścia i niweluje zmęczenie. Jednak z przyjaciela może stać się szybko wrogiem. Po napadzie objadania czy niekontrolowanym podjadaniu, niektóre osoby czują niechęć, obrzydzenie, a nawet nienawiść do siebie i lądują w poczuciu winy z tą samą niezaspokojoną potrzebą. Chcąc zneutralizować nieprzyjemne emocje – sięgają po ciastka lub czekoladę. Przychodzi chwilowa ulga i … znowu to samo. Tak powstaje zamknięte koło zajadania. Z czasem zaczynają bać się jedzenia, a z lęku ponawiają próby kontroli apetytu wdrażając kolejne postanowienia lub diety. Przestają mieć wpływ na własne wybory poddając się czemuś, co „kazało mi zjeść” - to podkopuje własną sprawczość i poczucie wartości. Gdy jedzenie przestaje być tylko jedzeniem, które ma nas odżywić, nakarmić i zaopatrzyć w energię, a staje się głównym sposobem na zaspokajanie potrzeb, wpadamy w pułapkę zajadania uczuć.
Granica pomiędzy zachcianką a uzależnieniem bywa niekiedy bardzo płynna i latami niezauważona. Uzależnienie od jedzenia to nie to samo co jedzenie emocjonalne, ale z czasem może do niego prowadzić.
W więzieniu diety
Badania wykazały, że 40 proc. dziewczynek w klasach 1-5 próbowało zrzucić wagę. Wyznają one, że bardziej boją się nadwagi niż raka, wojny nuklearnej lub śmierci rodziców! Bycie na diecie stało się dzisiejszą modą, obowiązkiem, sposobem na wiele trudności. Ale gdy jemy w sposób emocjonalny dieta polegająca na znacznej redukcji kalorii i ograniczeniu ulubionych produktów częściej przynosi więcej szkody niż pożytku. Większość osób w przeciągu pięciu lat od uzyskania wymarzonych rozmiarów wraca do wyjściowej wagi, a nawet wyższej. Efekt jo-jo nadszarpuje siły organizmu i emocje. Dieta staje się więzieniem. Ciągle trzeba czegoś się wyrzekać, coś kontrolować, dopasować czyjś sposób jedzenia do siebie – to bardzo zużywa wewnętrzne zasoby. Do tego dochodzi ocena siebie przez pryzmat wagi i sposobu odżywania się. Większość osób, które są na diecie i się jej trzymają, czują się ze sobą dobrze. W innym wypadku dewaluują siebie, karzą się, krytykują. W rezultacie zaczynają bać się jedzenia, nie chcą przez nie znowu przytyć. Myśląc bez przerwy co mogą zjeść, a czego nie, czego jest za dużo w diecie, albo marząc o upragnionych frytkach – ich uwadze umykają inne sprawy. Krążące w myślach magiczne „gdy tylko schudnę...” sprawia, że odkładają wiele spraw na później. Czekają z kupnem płaszcza kolejny rok, unikają wyjść ze znajomymi, nie wkładają ulubionego stroju kąpielowego na plażę, albo w ogóle na nią nie idą, odkładają szukanie pracy. „Gdy tylko schudnę…” okazuje się tematem zastępczym i tak naprawdę lękiem przed wyborami i decyzjami. Bo tu nie w kilogramach jest kłopot, tylko w niezadowoleniu z samych siebie, swojego życia, decyzji.
Gdyby w dietach chodziło o samą dietę, to większość osób schudłaby i utrzymała wagę. Jemy i tyjemy z innych powodów, a „idealna waga” (o ile w ogóle taka istnieje) nie doprowadza nas do osiągnięcia celów. Coraz wyraźniejsze stają się głosy kobiet, jak tych z Fundacji Kobiety bez diety, zachęcające do porzucenia katorżniczych diet na rzecz racjonalnego, bardziej intuicyjnego i dopasowanego do nas sposobu odżywania. Dieta ma służyć nam, a nie my diecie, i powinna być raczej nauką dbania o siebie poprzez jedzenie. Punktem wyjściowym staje się wtedy szacunek do siebie, a nie nienawiść do swojego ciała. Trudno na dłuższą metę utrzymać motywację płynącą z lęku.
W świecie paradoksów czyli fit kucharka
Ciało to nasze wewnętrzne dziecko. Często traktujemy sami siebie w taki sposób, w jaki traktowali nas opiekunowie. Jesteśmy przekonane, że zawsze trzeba jeść do końca, więc nie zastanawiamy się czy naprawdę mamy ochotę na kolejny kęs. Płacz kiedyś kojony cukierkiem – dziś zajadamy czekoladą, a miłość matki wyrażana głównie przez karmienie sprawia, że kochamy siebie poprzez słodkie prezenty. Może słyszeliśmy w swoim życiu wiele „trzeba” lub „powinno się” na temat jedzenia: śniadanie ma być o konkretnej porze, trzeba jeść więcej mięsa, pić mleko albo nie stronić warzyw. Czasem granice były rozmyte, a odpowiedzialność spadała na niektórych z nas w sposób nagły i zaskakujący. Na przykład jak wtedy, gdy sięgaliśmy po kolejnego cukierka zarzucano nam łakomstwo, choć kilka dni wcześniej mogłyśmy zjeść ich całą paczkę. Te doświadczenia, szczególnie gdy nieuświadomione, wprowadzając zamęt w naszych aktualnych wyborach i przekonaniach. Kobiety stają się mistrzyniami w kuchni, a jednocześnie fit mami. Po urodzeniu trójki dzieci, ich ciała mają nadal wyglądać jak w liceum. Mężczyźni trzymają się planu zdrowego odżywania, by potem nagrodzić się wielką pizzą.
Bliżej siebie i innych – dalej od zajadania
Każdy człowiek czasem podjada czy przejada się. Jednak osobom, które jedzą emocjonalnie takie sytuacje zdarzają się bardzo często i świadczą o tym, że właśnie doświadczają nieprzyjemnych uczuć. Dlatego pierwszym krokiem jest nauka nazywania własnych emocji i szukania nowych sposobów, by je regulować. Dobra relacja z samym sobą, łagodność, wyrozumiałość, szacunek do swojego ciała to kolejny krok. Wiele osób wspomina, że gdy naprawdę pokochały siebie, zaczęły bardziej zwracać uwagę na to, co służy ich organizmowi, sięgały po posiłki, które prawdziwie odżywiają i w ilościach, które są komfortowe. Zmieniły motywację płynącą z lęku przed przytyciem czy nielubienia siebie na motywację wynikającą z czułej troski. Przestały czekać na nieokreślone kiedyś, a zadbały o siebie już TERAZ. Częściej zadawały sobie pytanie „czy naprawdę potrzebuję teraz zjeść tą potrawę?” Zatroszczyły się też o więzi z innymi ludźmi, które nasycały potrzebę ukojenia, przynależności, kontaktu, afirmacji czy bliskości – już nie musiały zastępować tych pragnień jedzeniem.
Dieta ma służyć nam, a nie my diecie, i powinna być raczej nauką dbania o siebie poprzez jedzenie. Punktem wyjściowym staje się wtedy szacunek do siebie, a nie nienawiść do swojego ciała.
Małe-wielkie kroki
Beata Nowicka-Misiewicz, psycholog, która od lat wspiera ludzi w jedzeniu emocjonalnym, mówi o trzech podstawowych krokach, by przestać zajadać emocje. Pierwszym jest sięganie po jedzenie, gdy jest się rzeczywiście głodnym. Istotne jest rozróżnienie pomiędzy głodem fizycznym a emocjonalnym (pierwszy czujemy w brzuchu, a ten drugi jest nagłym odczuciem w ustach, jakby ochoty na „coś”). Jemy tylko wtedy, gdy czujemy ten pierwszy. Dla osób, które do tego nie przywykły, już od dawna nie czuły głodu, były na dietach, może zająć trochę czasu, by nauczyć się je odróżniać i w porę reagować. Ponieważ łatwo przekroczyć próg sytości, a potem już trudno zatrzymać się w jedzeniu, ważne by zwracać uwagę w trakcie posiłku, gdy poczujemy brak głodu i go zakończyć nawet, gdy jedzenie jest jeszcze na talerzu. Aby uniknąć podjadania, każdy posiłek powinien mieć swój początek i koniec - nawet, gdy to będzie garść orzechów. Wsłuchiwanie się w swoje ciało, sprawdzanie po których pokarmach czujemy się dobrze – bywa niezwykle pomocne. Taki styl życia sprawia, że redukcja wagi zazwyczaj już nie jest potrzebna.
Znajdź inny sens
Ponieważ brak snu czy pośpiech sprawiają, że jemy więcej – zadbajmy o odpoczynek oraz większy spokój w naszym życiu. Jeśli wiemy, że niektóre słabostki powodują, że wpadamy w ciągi jedzeniowe, nie kupujmy i nie trzymajmy w domu tych produktów. Jednak nie odmawiajmy sobie za dużo i za często. Gdy sięgniemy po ciastko, to zjedzmy je z radością, bez czarno-białego myślenia, że teraz już całe dotychczasowe starania są przekreślone. Chodzi o poczucie wolności, o niezaprzątanie sobie głowy wiecznymi myślami o jedzeniu i o to, by jedzenie było tylko jedzeniem na właściwym dla siebie miejscu. Jeśli te myśli są wyjątkowo intruzywne – warto znaleźć sposób, by odwrócić od nich uwagę. W utrzymaniu właściwego toru może pomóc psychodietetyk i grupa wsparcia. Dopiero, gdy uspokoimy nasze rozemocjonowane jedzenie, mamy szansę na wprowadzenie nawyków i pokarmów, które sprawią, że nasza waga spadnie – o ile rzeczywiście potrzebujemy schudnąć. Nierzadko zdarza się, że za zajadaniem uczuć stoją inne dolegliwości np. choroby tarczycy, dlatego warto omówić tę kwestię z lekarzem. Szukajmy sensu w innych sprawach: pomocy innym, wierze, twórczości, rozwoju. Delektujmy się życiem, a nie tylko jedzeniem!
Podsumujmy...
Jemy emocjonalnie, gdy:
- jemy nie z głodu, a z innych powodów
- notorycznie podjadamy
- nie panujemy nad ilością i jakością spożywanych posiłków
- objadamy się
- jedzeniem przynosi nieprzyjemne uczucia jak lęk i poczucie winy
- to strategia radzenia sobie z emocjami
- nasza waga ciągle się waha
- święta, urlopy, spotkania towarzyskie sprawiają, że jemy diametralnie inaczej
Doświadczenie
W najbliższym tygodniu obserwuj swój głód. Po posiłki sięgaj wtedy, gdy poczujesz głód fizyczny, a kończ je, gdy poczujesz brak głodu. Z zaciekawieniem obserwuj emocje jakie przy tym się pojawiają.
* * *
To kolejny tekst z cyklu Wylecz duszę, wylecz ciało. Przeczytaj także:
Wszystkie artykuły znajdziecie pod hashtagiem #wyleczduszęwyleczciało
Skomentuj artykuł