Jak ogarnąć swój niepokój, gdy świat wybucha czerwonymi nagłówkami
Są takie dwa proste ćwiczenia, które pomagają trzeźwo i spokojnie spojrzeć na rzeczywistość w chwilach, gdy ta rzeczywistość zaczyna nas nadmiernie niepokoić i stresować.
Bo gdy obce drony wlatują do naszego kraju i media wybuchają czerwonymi nagłówkami, gdy na wizji w okropny sposób ginie człowiek niosący pokój, a niektórzy ludzie wokół krzyczą z radości, widząc jego śmierć, gdy dwa tysiące kilometrów od Warszawy ludzie umierają z głodu dlatego, że zdecydowali tak inni ludzie, jak na ironię ci, którzy odczuli w narodowej historii potworność Holokaustu – trudno mieć poczucie, że świat jest piękny i spokojny. I trudno się oprzeć myślom, że dziś może jeszcze jest spokojnie, ale jutro może wydarzyć się wszystko i to wszystko może być czymś przerażającym i rujnującym nasze własne życie.
Lęki, które karmią się nagłówkami
Niepokój i przygnębienie: oto, co się rodzi z miksu doniesień medialnych i naszych własnych lęków schowanych gdzieś na dnie serca. Te lęki karmią się nagłówkami, rosną, podnoszą łeb, zaczynają wypełniać myśli i serce. Ich tajemnica polega na tym, że są jak balon: może i rośnie, ale tylko dlatego, że ktoś go pompuje, a tak naprawdę jest tylko skrawkiem gumy pełnym powietrza; gdy się go przebije, robi się malutki i traci znaczenie.
Proste ćwiczenie na niepokój
I właśnie po to przydaje się pierwsze ćwiczenie. Potrzeba do niego kartki papieru i długopisu oraz (przynajmniej) kwadransa spokoju. Wypisuje się na tej kartce wszystko, co nas martwi: wszystkie po kolei sprawy i rzeczy, niezależnie od ich wagi i pochodzenia. Wszystkie drony nad polskimi dachami, nożowników z tramwaju, przewidywane medyczne diagnozy, niezapłacone rachunki, psujące się relacje i zgubiony klucz do piwnicy. Punkt po punkcie: wszystko to, co krąży po głowie jak stado kraczących gawronów. A gdy już będzie spisane, czas na drugi krok: stawiamy sporą kropkę przy tych rzeczach, na które mamy realny wpływ. Realny – to znaczy, że nasze bezpośrednie działania mogą skutecznie zmienić sytuację. Dla przykładu: nie mam kompletnie żadnego wpływu na to, czy jakiś jeszcze dron wleci do Polski, ale mogę dorobić zgubiony klucz do piwnicy.
Nakręcanie się w niepokoju nie zmieni cudzych decyzji
Gdy oznaczymy rzeczy, na które mamy wpływ i którymi możemy się realnie, skutecznie zająć, wykreślamy z listy wszystko inne. I przestajemy śledzić na bieżąco media i media społecznościowe, nakręcające nasz niepokój w tych przestrzeniach, które właśnie skreśliliśmy.
Brzmi niemożliwie? A jednak jest możliwe: to trochę połączenie JOMO i ROMO, czyli dwóch reakcji FOMO powodujące totalny przesyt niepokojącymi treściami i przebodźcowanie. FOMO to fear of missing out - lęk przed tym, że o czymś nie dowiemy się na czas. JOMO to skrót od joy of missing out: radość z „bycia ominiętym” przez sprawy i informacje. ROMO to krok dalej: relief of missing out, czyli ulga na skutek tego, że mnie omijają sprawy medialnie gorące. To trudne, zwłaszcza gdy boimy się, że wybuchnie wojna albo ktoś nas zamorduje na ulicy – ale przecież śledzenie na bieżąco wszystkich doniesień medialnych i nakręcanie się w niepokoju i przygnębieniu nie sprawi, że ktoś gdzieś daleko zmieni decyzję w sprawie wojny albo że ktoś chcący nam zrobić coś złego zrezygnuje.
Wystarczy wyobrazić sobie złodzieja, który obserwuje nas z daleka i mówi pod nosem: „ta babka ciągle ogląda newsy na kanałach informacyjnych i wie o wszystkich ostatnich zbrodniach, to na nią napadać nie będę” albo przywódcę państwa, który oznajmia swojemu sztabowi: „szanowni państwo, poziom wczytania się w newsy o wojnie i medialne porady na czas kryzysu w tym kraju jest tak wysoki, że zmieniamy cel, ci ludzie są tak bardzo na bieżąco, że atak nie ma sensu”.
Podejmij działanie albo wyrzuć to z listy
A jeśli bardzo trudno nam coś niepokojącego wyrzucić z listy, można zapisać sobie przy tej rzeczy jedno konkretne działanie i datę jego realizacji. Jeśli boję się napaści na ulicy – poszukam kursu samoobrony i zacznę go w ciągu dwóch tygodni. Ale przestanę tygodniami karmić swój niepokój każdym doniesieniem medialnym o napaści na ulicy, bez podejmowania realnych działań.
Zostaw to, na co nie masz wpływu komuś, kto go ma
A drugie ćwiczenie? Jest proste, ale zarazem wymagające, bo wymaga… wiary. I wiem, że wielu osobom może być trudno przyjąć taki sposób myślenia, bo właśnie wiara jest czymś od dawna i mocno wyrzucanym ze społecznych przestrzeni jako zbędna, głupia, naiwna, nieracjonalna.
W praktyce jednak wygląda to tak, że właśnie wśród wierzących katolików (podkreślam: mających osobistą relację z Bogiem, a nie będących tylko praktykami tradycji religijnych) spotykam osoby, które cały ten niepokój przynoszony przez różne wydarzenia i nakręcanie ich przez większość mediów konfrontują z zasadami życia z Ojcem, zapisanymi w Biblii. A Biblia jasno mówi: Bóg czuwa. Bóg nie daje swoim dzieciom zrobić krzywdy. Bóg ratuje z opresji. Bóg walczy za nas, a my możemy być spokojni – także w naszych duchowych walkach z niepokojem. Nic nie wymyka się z Jego ręki, On zna aktualny stan wszystkiego, co istnieje, i choć nigdy i nikogo nie pozbawia wolnej woli, co kończy się tym, że ludzie z sami z siebie robią rzeczy złe, to jednak tych, którzy Mu ufają, wyciąga z krytycznych sytuacji i nie pozwala zginąć: ani dosłownie, ani w przenośni.
Najlepszy chrześcijański sposób na życiową równowagę
Dlatego dobrze jest nie zapominać, kto ma na co wpływ i przy swojej liście niepokojów zaznaczyć najpierw swoje obszary wpływu, a z resztą po skreśleniu zrobić coś więcej - i świadomie zostawić to Bogu. A do kompletu używać najbardziej skutecznego chrześcijańskiego sposobu na spokój ducha w każdej sytuacji: uwielbienia. Zwłaszcza kiedy czujemy, że to, co się dzieje, nas przerasta, że niepokój jak woda gazowana wypełnia nam ciało i bąbelki strachu pękają w naszym mózgu. Nic tak dobrze nie działa na taki niepokój, jak przypominanie sobie i wszystkim widzialnym i niewidzialnym istotom wokół, że chwała Boża to nie takie sobie pobożne powiedzenie, ale realne źródło spokoju serca, odwagi do życia i zwycięstwa nad lękiem i złem.
Skomentuj artykuł