Wszyscy wiedzą, kto będzie metropolitą. Tylko papież jeszcze nie...
Czas w Kościele płynie inaczej. Od ponad roku Kraków czeka na nowego metropolitę, a tymczasowość zdaje się trwać bez końca. Może to i dobrze – bo jak uczy historia, niespodzianki z Watykanu bywają najciekawsze.
Od ponad roku Kościół krakowski, a wraz z nim cała Polska z niecierpliwością czekają na papieską decyzję w sprawie nowego metropolity. Arcybiskup Marek Jędraszewski przewidziany prawem kanonicznym wiek emerytalny (75 lat) osiągnął w lipcu ub. roku, wcześniej oddał się do dyspozycji papieża Franciszka, ale ten, ku przerażeniu wielu komentatorów, poprosił go o pełnienie funkcji do czasu wyłonienia następcy. Nie zdążył go wskazać, bo jego pontyfikat zakończyła w kwietniu tego roku śmierć. Zasiadający na papieskim tronie od maja Leon XVI – wcześniej prefekt Dykasterii ds. Biskupów – też jeszcze nominacji na Kraków nie ogłosił. Siłą rzeczy całe rzesze komentatorów, księża (chyba wszyscy) w archidiecezji krakowskiej, no i pewnie jakieś grono wiernych, niecierpliwie czekają. Nie ma się co dziwić, bo ileż można trwać w tymczasowości... Zwłaszcza, że Stolica Apostolska zdołała obsadzić np. metropolię poznańską, której ordynariusz (abp Stanisław Gądecki) wiek emerytalny osiągnął w październiku ub. roku.
Zniecierpliwieniu towarzyszą rzecz jasna spekulacje. Któż to do Krakowa miał nie pójść... Spakowany był ponoć biskup Sławomir Oder – ordynariusz gliwicki, postulator w procesach beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym Jana Pawła II. Gotowy do przeprowadzki był podobno abp Józef Guzdek, niegdyś krakowski biskup pomocniczy. Na walizkach miał siedzieć też kard. Grzegorz Ryś, który w 2016 r. z biskupa pomocniczego przeniósł się do Łodzi, gdzie zastąpił abp Marka Jędraszewskiego idącego wówczas na Kraków. W blokach startowych ma stać także kard. Konrad Krajewski, który po ewentualnej przeprowadzce Rysia do Krakowa ma wrócić z Rzymu do Łodzi. I tak nazwiska po rynku krążą... Niektóre były zresztą wymieniane już wtedy, gdy na nowego metropolitę czekała Warszawa.
Spekulacje rzecz jasna nie dotyczą wyłącznie nazwisk, ale też momentu ogłoszenia biskupa na Kraków. Tu dat też pojawiało się bez liku. W ub. roku mówiono, że metropolitę papież ogłosi 16 października (rocznica wyboru Jana Pawła II), potem spekulowano, że będzie to gdzieś w okolicach wspomnienia św. Stanisława – biskupa męczennika, patrona archidiecezji krakowskiej. Opatrzność chciała, że tego dnia wybrano, ale papieża Leona. Ostatnio kolportowano wieść, że na 22 października (rocznica inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II i jego liturgiczne wspomnienie w Kościele). I nic.
Piszę te słowa z pewną ironią, choć przyznam, że te przeróżne spekulacje i mnie w jakimś stopniu interesują. Intrygujące jest bowiem to, że gdy w ostatnim czasie wakowało kilka diecezji żadna z tych spekulacji się nie potwierdziła. Ani w odniesieniu do Poznania, ani Warszawy, ani Szczecina, ani Katowic. O Toruniu i Elblągu nie wspominając. Ale... przecież każdy ma informacje pewne.
Pewne jest tylko jedno: o nominacji decyduje papież. I żaden przepis w prawie kanonicznym nie obliguje go do tego, by biskupa do czekającej diecezji wyznaczył w ściśle określonym czasie. Może zatem szukać tak długo jak zechce – oczywiście nie sam. Pomaga mu w tym nuncjusz oraz Dykasteria ds. Biskupów. I wcale nie musi być tak, że metropolitą w Krakowie ma zostać ktoś kto już kieruje jakąś diecezją. Może to być prosty ksiądz, na którego w zasadzie nikt nie stawia. Dość wspomnieć przypadek Białegostoku, do którego przed kilkoma laty przywędrował z Rzymu nikomu wówczas nieznany ks. Tadeusz Wojda.
Watykańskie młyny mielą powoli – to powiedzenie znają wszyscy. A więc niech mielą, ile chcą. Dajmy się im po raz kolejny zaskoczyć. W istocie przecież nie chodzimy do kościoła dla biskupa. Choć pewnie dla wielu ważne jest to za kogo będą się w czasie liturgii modlić.
Skomentuj artykuł