Czy wychowanie dzieci zawsze było takie trudne?

Fot. Depositphotos.com

Wychowanie dzieci stało się wyzwaniem. Zastanawiam się, czy to zawsze było takie trudne, czy może my, rodzice millenialsi, jesteśmy mniej ogarnięci od naszych własnych rodziców? Wychodzi mi, że nie dość, że my sami jesteśmy zupełnie inni, to jeszcze diametralnie zmieniły się okoliczności. I to jest wyzwanie, że hej.

Pokolenie naszych rodziców wychowywało nas w duchu mimo wszystko wspólnych wartości; jak wzniośle to nie brzmi, chodzi po prostu o to, że społeczeństwo było o wiele bardziej jednorodne i istniało w nim o wiele mniej stylów wychowawczych. Dzieci były wychowywane do posłuszeństwa, bo komunistyczny system miażdżył i prześladował nieposłusznych, więc w grze o przetrwanie liczyła się bardzo ta umiejętność. Ważną wartością była tak zwana grzeczność, czyli umiejętność spełniania oczekiwań społeczeństwa, a dokładnie – jego dorosłej części. Kluczowy w wychowaniu był też szacunek do starszych, troska o porządek (tak, podnoszenie papierków z ulicy, by je wyrzucić do kosza, też), pewnego rodzaju pokora, która nie pozwalała myśleć dziecku o sobie jak o pępku świata. Nie oceniając, czy były to słuszne, czy błędne ścieżki – w tej kwestii naprawdę bardzo, bardzo wiele się zmieniło na przestrzeni jednego pokolenia. Znikła jednorodność i spójność, która była jakimś oparciem dla ojców i mam.

Wychowanie było też zadaniem nie tylko rodziców, ale także dziadków, cioć, wszystkich opiekunów dziecka, którzy często mieszkali pod jednym dachem albo mieli duży udział w tym wymagającym przedsięwzięciu, jakim jest przygotowanie małego człowieka do bycia dorosłym i ogarniętym. Czasem zdarzali się rodzice, którzy mieli zupełnie inne podejście do dzieci i do wychowania, ale byli bardziej ciekawostką i wyjątkiem, niż regułą.

DEON.PL POLECA

A teraz? Nie dość, że wychowujemy dzieci w bardzo małych wioskach, czasami jednoosobowych, gdy rodzice są samotni, to jeszcze podejść wychowawczych jest jak mrówków: każdy rodzic ma swój pomysł na to, jak kształtować charakter, umiejętności i nawyki swojego dziecka. I pisząc „rodzic” naprawdę mam na myśli pojedynczą osobę, bo podejście mamy i taty może się naprawdę znacząco różnić, nawet jeśli wciąż są małżeństwem i mieszkają pod jednym dachem, a jeszcze bardziej, gdy już nie są razem. Słynne „bezstresowe wychowanie” stawiane w opozycji do tego „klasycznego” i mocno krytykowane odeszło już w dal, a zastąpiło je tak naprawdę… nie wiadomo co. A może wiadomo: totalny indywidualizm.

I ten indywidualizm sprawia, że trudno się dogadać nawet w gronie rodziców równolatków. Nawet najprostsze kryterium – co dziecko może, a czego nie – sprawia mnóstwo kłopotów, gdy dzieciaki mają spędzić czas razem. W związku z tym nigdy nie wiesz, czego się po cudzym dziecku spodziewać: gdy ma zjeść u ciebie obiad, należy najpierw upewnić się, że nie ma alergii na nic, co zamierzasz podać, a potem okazuje się, że także nasze kuchnie całkowicie się różnią i gdy ty pracowicie produkujesz klasyczne mielone, pamiętając, że mało kto z tych, co zaliczyli w życiu przedszkole, oprze się ich urokowi, ono zjadłoby raczej to, co zazwyczaj w domu je, czyli… kebaba. Podobnie jest z rzeczą tak banalną jak zawartość śniadaniówek: gdy ty pakujesz swojemu dziecku po prostu kanapkę z szynką i sałatą, inne dzieci w ramach śniadania przynoszą chipsy, czekoladowe batoniki albo wymyślne słone przekąski. W tym roku na zebraniu klasowym rodziców ustaliliśmy, że dzieci w jednym dniu mogą przynieść do szkoły słodycze: dla jednych tylko w jednym dniu, dla innych w jednym. Efekt? Nagle okazało się, że w tym jednym dniu niezbędne w śniadaniówce są… żelki, którymi można zaszpanować i obdzielić najlepszych kolegów.

Oczywiście, każdy może mieć swoje żywieniowe nawyki i ulubione smaki, jednak zdumiewające jest to, że temat tak prosty i łączący jak jedzenie może tak bardzo dzielić. Dawniej fakt, że ktoś je coś innego, był okazją do spróbowania, podzielenia się, poznania czegoś nowego. Teraz to bardziej okazja do wyśmiania albo kategorycznego stwierdzenia „ja takich rzeczy nie jem, jak ty możesz coś takiego jeść”? A gdy w grę wchodzą słodycze, świat nagle zaczyna się kończyć w tempie ekspresowym, bo gdzie spotkają się trzy Polki, tam zdań na temat słodyczy w diecie dziecka jest na starcie przynajmniej sześć.

Gdy się temu przyglądam, wydaje mi się, że nastąpiło pewne straszne w skutkach przesunięcie środka ciężkości dokładnie do pępków dzieci: to one są ośrodkami uwagi i centrami wszechświata. Z jednej strony to naturalne, z drugiej – do tej pory wychowanie polegało na tym, by pozwolić dziecku zrozumieć fakt, że jest ono ważne, ale że nie jest najważniejsze w świecie: że należy mu się szacunek taki, jaki należy się innym ludziom, ale nie największy, i że jego osobiste odczucia nie są miarą dla całej otaczającej dziecko rzeczywistości. Teraz mam nieodparte wrażenie, że to już przeszłość i że ci rodzice, którzy próbują wychowywać swoje dzieci w szacunku i uważności na innych, są rozjeżdżani czołgiem przez efekty działań tych rodziców, którzy uczą dzieci wyłącznie wymagania szacunku i uwagi, ale już nie okazywania ich innym.

Głównym jednak katalizatorem różnic i problemów międzyrodzicielskich (i między dziećmi też) jest temat najbardziej ostatnio naglący – podejście do ekranów. Są rodziny, w których swoje smartfony mają pięciolatki: są takie, w których nie mają ich trzynastolatki. Jednych zszokuje fakt, że szóstoklasista w autokarze na szkolnej wycieczce ogląda na smartfonie „Krzyk”, inni uznają to za najzupełniej normalne. Jedni będą przerażeni tym, że ośmiolatka ma swoje konto na TikToku i publikuje na nim filmiki, na których tańczy, inni wzruszą ramionami, bo „takie są czasy” i „nie można cofać dzieci do średniowiecza”. W efekcie dzieci dzielą się na kolejne podgrupy: tych już uzależnionych od internetu do tego stopnia, że potrafią w skrajnych przypadkach rzucić się na rodzica z pięściami albo wyskoczyć przez okno, gdy dostaną bana na sieć, tych objętych pomocą psychologiczną, bo spadek poczucia własnej wartości generowany przez m.in. Instagram powoduje u nich depresję i myśli samobójcze i tych, które wyrobiły sobie dobre nawyki i z bycia w sieci czerpią korzyści, ponosząc minimalne straty.

Ten indywidualizm powoli nas przerasta: takie mam uczucie, gdy słucham, rozmawiam, czytam. Bańki, w które wpychają nas algorytmy, zaczynają o wiele bardziej realnie wpływać na życie, niż się tego spodziewaliśmy – a przez to na życie naszych dzieci też. Większość mojego pokolenia uznała metody wychowawcze swoich rodziców za niewystarczające, a swoje własne tworzy jak mozaikę z fragmentów różnych podejść i systemów, znalezionych w sieci, pasujących do możliwości i do bezsilności, jaka nas często ogarnia, gdy widzimy przefiltrowany przez media mało optymistyczny obraz świata.

Co nas uratuje?
Wciąż nie wiem.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy wychowanie dzieci zawsze było takie trudne?
Komentarze (14)
BD
~Bo D.
15 września 2024, 11:30
Wychowanie zawsze było trudne, tylko człowiek "starzejąc sie" ma skłonność do idealizacji przeszłości.
IM
~Irena M
2 listopada 2023, 07:40
W ostatnich latach częstotliwość występowania zjawiska wypalenia rodzicielskiego osiągnęła alarmujący poziom. Według badań przeprowadzonych przez Brytyjską organizację „Action for Children” wśród 2000 rodziców, aż 82% rodziców wykazuje wyraźne objawy. Badanie przeprowadzone w ponad 17 000 rodziców z 42 krajów potwierdziło, że jest to o wiele bardziej powszechne w krajach, gdzie stawiane są wysokie wymagania wobec rodzicielstwa. Polska zajmuje bardzo mocną pozycję w tej grupie…
IM
~Irena M
31 października 2023, 21:19
15 lat temu było łatwiej a 20, 30 ... jeszcze łatwiej. Wymagania względem rodziców bardzo się zwiększyły. Maryja o porodzie nie miała wyprawki dla noworodka, fotelika, kosmetyków, zawinęła Dzieciątko w rąbek jak mówi kolęda. Dzieci Ulmów biegały boso, św. Faustyna jako dziecko pasła krowy, do tej pory w Afryce starsze rodzeństwo w wieku pięciu lat zajmuje się młodszymi itd.
SB
~Stefan Berger
1 listopada 2023, 10:51
Rodzice też oczekują od dzieci więcej niż kiedyś. Jeśli się ma tylko jedno dziecko, to lokuje się w nim całe swoje oczekiwania, ambicje, nadzieje, aspiracje
ŁR
~Łukasz Ruda
30 października 2023, 19:31
1_ Tak teraz wychowanie dzieci jest znacznie trudniejsze 2_Chrześcijanie i tak mają łatwiej bo mają przynajmniej zbiór sensownych przepisów 3_Ale nie można bać się otwartej konfrontacji - i wtedy przydaje się ojciec
PR
~Ppp Rrr
29 października 2023, 06:59
UMIAR może nas uratować. Mamy określona ilość dni życia, a każdy z nich ma określoną ilość godzin. Błędem jest zatem próba zrobienia z dzieckiem WSZYSTKIEGO i przygotowania go na WSZYSTKO. Często warto dać dziecku po prostu spokój - lekka nuda i czas na samodzielne myślenie też są ważne. A kiedy już wychowujemy dziecko, to skupmy się właśnie na tym, co ważne. Pozdrawiam
AH
~Agnieszka Hennel-Brzozowska
29 października 2023, 00:43
Ciekawe przemyślenia autorki. Ja też w sumie odpowiedziałabym : tak, zdecydowanie dziś trudniej. Zgadzam się z wypunktowaniem znaczenia indywidualizmu jako wielkiej przeszkody. No i chciałoby się wesprzeć tych rodziców, którzy słusznie postępują - tych co nie zarzucili w wychowaniu WYMAGANIA, a właściwie : po prostu nie zarzucili WYCHOWANIA. Którzy nie dają dziecku władzy ale świadomie sami ja sprawują jako rodzice wobec małoletniego. Stopniowo tylko oddają kolejne obszary do samodecydowania. Tak, aby dziecku przyjemnie było stać się młodym dorosłym, bo wtedy z satysfakcją uzyska całość wolności i decydowania o sobie - a nie wcześniej.
TT
~Tom Tom
28 października 2023, 22:56
Dlaczego "wychowanie do posłuszeństwa" połączyła Pani z komunizmem? Próba dyskredytacji? Tak się składa że jest to jedna z najstarszych tradycji wychowawczych. Powstała tysiące lat zanim pojawił się komunizm. I być może właśnie tu znajduje się odpowiedź na Pani dylematy: Zlekceważenie wychowania do posłuszeństwa
AR
Awdotia Romanowa
29 października 2023, 14:27
Niestety nie wszystko co trwało tysiąclecia sprawdza się w obecnym czasie. Posłuszeństwo dzieci jest dziś niewiarygodne wykorzystywane i przez rowniesnikow i co gorsze przez dorosłych. Proszę spojrzeć na źródła pedofilii - jednym z nich jest właśnie posłuszeństwo dzieci wobec wszystkich dorosłych. W obecnych czasach bardziej trzeba uczyć dzieci asertywności niż posłuszeństwa. Nie samowolki ale właśnie asertywności. Dzieci muszą umieć odróżnić komu mogą i powinni odmówić. Podobnie z nadużyciami w zakonach innych miejscach. Tam też źródłem zła jest ślepe posłuszeństwo.
TT
~Tom Tom
29 października 2023, 22:56
"wychowanie do posłuszeństwa" rodzicom, a nie wszystkim dorosłym. To jednak trochę różnica prawda?
JM
~Joanna M
30 października 2023, 09:17
Nieposłuszeństwo może zagrozić życiu i zdrowiu: dziecko nieposłuszne będzie bawiło się zapałkami, ucieknie matce i wpadnie pod samochód, mimo zakazu wyjmie zaślepkę i włoży palec lub gwóźdź do kontaktu, otworzy okno i wyjdzie na parapet itd.. Takich zagrożeń jest dużo więcej.
DM
~Daria M.
28 października 2023, 19:00
Ja też nie wiem... Dobry tekst. Jako młoda mama i pracująca zawodowo z małymi dziećmi zgadzam się z tym, że jest po prostu chaos. Ilu rodziców, tyle pomysłów. Też pamiętam siebie z dzieciństwa, że po prostu szło się go kocha i jadło to, co poddano. Teraz pytanie o alergie, upodobania, choroby, ideologię żywieniowe...i masz 20 osób s grupie i może dwójkę, której możesz pisać to samo. Męczące to. Moim wyjściem jest to, żeby uznać swój własny pogląd na wychowanie, żywienie i spędzanie czasu wolnego jako na jedną z opcji, a nie najprawdziwsza prawdę. Bo już wie dokąd mnie mój pomysł zaprowadzi...może w gorsze miejsce niż pomysł kogoś, z kim się teraz nie zgadzam. Naprawdę tworzę mozaikę.
JP
~J P
28 października 2023, 18:22
Diagnoza o zamęcie słuszna, ale dyskredytowanie zasad (jakoby wymuszał je poprzedni ustrój) już nie. Brak zasad, i to takich wspólnych dla społeczeństwa, prowadzi do katastrofy i właśnie to widać w problemach z wychowaniem dzieci. A raczej z brakiem tegoż.
IT
~Iza Tyczyńska
28 października 2023, 11:51
Dokładnie tak się czuję jako mama 6-latki. Świetnie to opisałaś.