Dominik Dubiel SJ: Media społecznościowe to potężny narkotyk

Media społecznościowe to jest potężny narkotyk. Im większe zasięgi, tym bardziej niekontrolowane jego skutki. Kiedy robi się, owszem, dobre rzeczy i regularnie słyszy się od wielu ludzi, że to im pomaga, że dziękują i są wdzięczni, łatwo stracić czujność i wpaść w iluzję własnej mądrości i wielkości. Zaczyna się brać samego siebie śmiertelnie poważnie, przypisywać nadmierną wagę własnym opiniom i działaniom – pisze jezuita o. Dominik Dubiel.
Między pocieszeniem a strapieniem
Można wtedy paść ofiarą zjawiska, które trafnie opisuje św. Ignacy Loyola, mówiąc o przejściowym stanie między pocieszeniem a strapieniem. W stanie duchowego pocieszenia jesteśmy pod natchnieniem dobrego ducha i faktycznie nasze intuicje i decyzje współgrają z wolą Bożą.
Kiedy pocieszenie się kończy, a pustynia strapienia jeszcze się nie zaczęła, wówczas nadal jesteśmy duchowo rozgrzani i przekonani, że ciągle współpracujemy z boskimi natchnieniami, a zaczynamy realizować program zaspokajania swoich mniej lub bardziej świadomych pragnień oraz nie do końca uporządkowanych przywiązań.
Jak rozeznać czy to, co robię jest dobre?
Dla mnie osobiście, najbardziej pomocne są tu trzy elementy. Po pierwsze, opinie przyjaciół, do których mam zaufanie, i z którymi potrafimy sobie powiedzieć to, co dobre i to, co trudne oraz wsłuchanie się szczególnie w feedback z "centrum" - po odcięciu skrajnego hejtu (choć i w nim bywa ziarno prawdy) i skrajnie pozytywnej afirmacji (choć jest miła i potrzebna). Tam najlepiej wychodzi, czy nie popłynąłem na suchego przestwór oceanu. Albo gdzieś. Czy w tym co robię jest jeszcze jakaś namiastka głębi, czy tylko młócenie słomy.
Po drugie, powrót do ciszy i pogłębionej modlitwy. To zawsze porządkuje i pomaga zobaczyć rzeczy w odpowiednich proporcjach.
Po trzecie, dystans i post. A właściwie brak postów. Co jakiś czas zawieszam media społecznościowe, żeby z jednej strony po prostu zrobić coś dla ciała, duszy i ducha i po prostu się odbodźcować. Odpocząć od życia w ekstremalnych bańkach informacyjnych. No i w końcu przypomnieć sobie, że nie jestem niezastąpiony i (wirtualny) świat wcale się nie zawali beze mnie.
Bardzo to wszystko pomaga wracać do doświadczenia wolności i elementarnej sprawczości.
Źródło: Facebook.com / tk
Skomentuj artykuł