Kard. Ryś: Zaproszenie na Synod setek ludzi świeckich, którzy są już zaangażowani w Kościele, nie wystarczy
- Nie wystarczy zaprosić na synod nawet setek ludzi świeckich, którzy są już zaangażowani w Kościele i rozmawiać z nimi. Przepaść pomiędzy nimi a tymi, którzy są ochrzczeni jak oni, ale żyją w świecie, jest niewyobrażalna - powiedział kard. Grzegorz Ryś w pierwszym dniu obrad XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, jakie trwa w Watykanie w dniach 4-29 października na temat synodalności. Metropolita łódzki zabrał głos podczas pierwszej kongregacji generalnej, poproszony o podzielenie się doświadczeniem synodalności w swojej archidiecezji.
W archidiecezji liczącej 1,3 mln katolików i 219 parafii, w prace 300 grup synodalnych włączyło się około 7 tys. osób. - Ktoś może powiedzieć, że to dosyć duża liczba, ale z drugiej strony jest to tylko kropla w morzu 1,3 mln katolików. Ale tym, co ostatecznie się liczy, nie są liczby. Liczy się to, że wszystkie 7 tys. osób naprawdę się spotkały - wskazał hierarcha.
Wyjaśnił, że grupy te stały się miejscem doświadczenia "jedności w bogatej różnorodności". Można było zobaczyć razem osoby chodzące na liturgię w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego i liderów wspólnot charyzmatycznych.
Wiele osób zaczynało swe wypowiedzi od: "Pierwszy raz w życiu mam okazję zabrać głos w Kościele i czuję, że jestem słuchany. A jednocześnie myślę, że po raz ostatni zdecydowałem się powiedzieć coś w Kościele, zdecydowałem się zrobić krok zaufania, ale prawdę mówiąc nie oczekuję zbyt wiele".
Kard. Grzegorz Ryś: Łatwo znaleźć ludzi, którzy boją się synodalności
Kard. Ryś podkreślił, że "dzięki procesowi synodalnemu odkryliśmy nową, ważną cechę Kościoła". - Zwykle opisując stan diecezji zaczynamy od procentów tak zwanych dominicantes [chodzących na niedzielną Mszę - KAI] i communicantes [przyjmujących regularnie Komunię świętą - KAI]. Teraz coraz ważniejsza staje się znajomość liczby responsabiles [odpowiedzialnych - KAI] - liczba osób, które nie tylko chodzą do kościoła, ale które budują Kościół, będąc do tego zaproszonymi i zachęconymi - wskazał metropolita łódzki.
Zwrócił uwagę, że zarówno w Polsce, jak i wszędzie łatwo można znaleźć ludzi, którzy boją się synodalności, która miałaby "burzyć hierarchiczną strukturę Kościoła, zastępując ją demokratyczną równością, parlamentarną dyskusją lub konsensusem". Zauważył, że "ci, którzy promują synodalność są określani mianem osób sprzeciwiających się hierarchii i jej kierowniczej roli w Kościele".
Zacytował osobę świecką, która podczas spotkania synodalnego wstała i powiedziała: "Nie boimy się hierarchii, wcale się nie boimy. Boimy się jej tylko wtedy, kiedy duchowni odkładają na bok stałą formację, gdy nie słuchają słowa Bożego, nie spowiadają się, tak naprawdę nie należą do żadnej konkretnej wspólnoty, gdy uciekają od udziału w rekolekcjach. Tak, jedynie w takich przypadkach naprawdę się ich boimy i ich władzy w Kościele".
"Bez szerokiej synodalności nie mamy szans na niesienie Ewangelii"
Metropolita łódzki stwierdził, że "bez szerokiej synodalności nie mamy szans na zaniesienie Ewangelii współczesnym ludziom, szczególnie gdy chcemy dotrzeć z Ewangelią do tych, którzy nie przychodzą do naszych kościołów". W Łodzi tacy ludzie stanowią 80 proc. mieszkańców.
Opowiedział również, jak podczas jednego z wydarzeń synodalnych, ktoś z uczestników zaczął mówić o "wewnętrznym życiu Trójcy Świętej jako najważniejszym wzorze prawdziwego życia rodzinnego". Arcybiskupowi włączył się wówczas "dzwonek alarmowy", bo choć to prawda, to "kto jest w stanie naprawdę zrozumieć taką ideę, kogo pociągnie i zaprosi taka proklamacja?".
"Na szczęście" były tam również obecne rodziny o tzw. nieuregulowanym statusie, w których są osoby nie praktykujące regularnie lub zupełnie niewierzące. Jedna z nich, która zazwyczaj nie chodziła do kościoła, a u spowiedzi ostatnio była 20 lat temu, zabrała głos jako ostatnia i powiedziała: "Siedzę z wami cały dzień. Ciągle podkreślacie, że chcecie się zwrócić do osób takich jak ja. Muszę więc wam powiedzieć, że nie zrozumiałem ani jednego słowa z tego, co dzisiaj powiedzieliście".
- W ten sposób przychodzi błogosławieństwo. Tak działa Duch Święty. Nie wystarczy zaprosić na synod nawet setek ludzi świeckich, którzy są już zaangażowani w Kościele i rozmawiać z nimi. Przepaść pomiędzy nimi a tymi, który są ochrzczeni jak oni, ale żyją w świecie, jest niewyobrażalna - powiedział kard. Ryś, dodając, że "bez szerokiej synodalności nie mamy nie tylko narzędzi, ale nawet języka ewangelizacji".
Poinformował, że 16 września w jego archidiecezji rozpoczął się "synod parafialny". Przez dwa lata trwać on będzie we wszystkich parafiach. W każdej z nich jest on prowadzony przez parafialną radę duszpasterską. To ona najpierw rozeznaje, przygotowuje pytania, problemy, wyzwania stojące przed konkretną wspólnotą lokalną. Następnie proboszcz zwoła wszystkich parafian na spotkanie prowadzone metodą "konwersacji duchowej". Oczywiście nie wiadomo, jakie będą wyniki tych spotkań, ale na razie przynajmniej powstały rady duszpasterskie we wszystkich parafiach, wskazał metropolita łódzki.
Źródło: KAI / pk
Skomentuj artykuł