Kard. Krajewski apeluje do kardynałów i biskupów, żeby oddali własne pensje dla potrzebujących. "Jałmużna musi zaboleć"
Papieski jałmużnik kardynał Konrad Krajewski zaapelował w poniedziałek do kardynałów, biskupów i duchownych, uczestniczących tradycyjnie w mszach papieża o okazanie solidarności i przekazanie po jednej własnej pensji na pomoc potrzebującym w związku z pandemią.
W komunikacie Urzędu Papieskiego Jałmużnika, rozpowszechnionym przez Watykan, podkreślono, że z powodu pandemii w tym roku uroczystości liturgiczne pod przewodnictwem papieża w Wielkim Tygodniu odbędą się bez udziału dostojników, którzy zawsze w nich uczestniczą.
We wszystkich mszach i nabożeństwach udział weźmie tylko oprócz asysty liturgicznej bardzo ograniczona liczba duchownych, jak miało to miejsce podczas mszy w Niedzielę Palmową w bazylice Świętego Piotra.
Kardynał Krajewski zaapelował do dostojników, by "uczestnicząc w cierpieniu osób przechodzących ciężką próbę" przyłączyli się w sposób szczególny do papieża i wsparli potrzebujących. Jego prośba jest bardzo konkretna. Chodzi o to, żeby każdy z nich oddał swoją jedną pensję, jeden miesięczny dochód na jałmużnę. I żeby papież mógł te środki przekazać najbardziej potrzebującym.
Jednak włoskie i watykańskie media bardzo złagodziły jego apel i napisały, że jałmużnik papieski poprosił o "datki".
W rozmowie z DEON.pl jałmużnik papieski zwraca uwagę, że nie chodzi o "zwykłe datki".
"Nie chodzi o żadne datki. Problem w Kościele jest taki, że my się przyzwyczailiśmy, że nam się daje, a nie że my dajemy. Dlatego poprosiłem o konkretną rzecz. Nie żeby zebrali teraz gdzieś od wiernych pieniądze i je przekazali papieżowi, ale żeby dali własne pensje. Jałmużna powinna być bardzo konkretna, powinna zaboleć.
Proszę spojrzeć na lekarzy. Oni swoje życie narażają. Ponad 80 lekarzy już zginęło we Włoszech. Oni oddają życie. A ci co żyją, muszą spać po hotelach i nie mogą wracać do bliskich. To też jest konkretny ból, poświęcenie.
No więc ja tylko proszę, żeby dostojnicy watykańscy oddali po jednej pensji. Żeby ich chociaż trochę zabolało. A część z nich najbardziej zabolało to, że ktoś im chce sięgnąć do kieszeni.
Za bardzo w Kościele przyzwyczailiśmy się do tego, że rozdajemy, ale nie swoje. W kościele zbieramy na tacę, później część z niej przeznaczamy na pomoc potrzebującym. Ale to nie są nasze pieniądze, to przecież ludzie nam dali! Trzeba zapytać ile proboszcz sam dał na tacę. Bo to dopiero wtedy jest jałmużna. Trzeba dawać ze swojego a nie z datków.
I jeszcze jedno. Widzę, że w tej pandemii ludzie świeccy zaczynają nas duchownych uczyć Kościoła. Kościół to nie są masy, ale konkretny człowiek. Ewangelia dzieje się dziś w szpitalach, na ulicy. Wszędzie tam gdzie w tym trudnym czasie wy świeccy pomagacie cierpiącym i potrzebującym. Szukacie ich. Rybak to jest ten, który szuka. Świeccy to robią. A my duchowni woleliśmy czekać za ołtarzem aż ktoś do nas przyjdzie. Jezus codziennie rano wychodził i szukał ludzi, szukał tych, którzy potrzebują pomocy. Tego Kościół musi się dziś nauczyć. Musi wyjść do ludzi. I tego uczą nas świeccy".
Skomentuj artykuł