Amoris Laetitia. Franciszek kontra Jan Paweł II?
Co się stało, że po czterdziestu latach opukiwania Bożego miłosierdzia, recytowania, odmawiania koronki, czytania Dzienniczka św. Faustyny jesteśmy w punkcie, w którym przychodzi nam słyszeć o tym, że miłosierdzie jest ogołocone ze swojego najgłębszego sensu, rozwodnione w duszpasterstwie Kościoła. Być może odpowiedź na ten niepokój kryje się w konfrontacji dwóch dokumentów papieskich.
Gdyby poszukać słowa, które spina ostatnie trzy pontyfikaty, to wydaje się, że tematem przewodnim nauczania św. Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka jest miłosierdzie.
Zresztą popatrzmy sami: druga encyklika papieża z Polski nosi tytuł Dives in misericordia (Bogaty w miłosierdzie), została opublikowana 30 listopada 1980 roku (jesteśmy zatem w trzecim roku pontyfikatu). Niespełna trzy lata przed swoją śmiercią, 17 sierpnia 2002 roku, św. Jan Paweł II zawierza świat Bożemu Miłosierdziu.
Natomiast 11 lutego 2013 roku Benedykt XVI, w dniu ogłoszenia swojej decyzji o rezygnacji z posługi Piotrowej, zamieścił na Twitterze wpis: "Musimy ufać w potęgę Bożego miłosierdzia. My wszyscy jesteśmy grzesznikami, ale Jego łaska nas przemienia i czyni nas nowymi". Nie sposób nie wspomnieć jego pierwszej encykliki z 2006 roku Deus caritas est (Bóg jest miłością). Franciszek, wpisując się w ten nurt, 8 grudnia 2015 roku ogłasza Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia, na zakończenie którego (30 listopada 2016 roku) publikuje list apostolski Misericordia et misera (Miłosierdzie i nieszczęśliwa). (W tym miejscu, zważywszy, że ci trzej papieże jednako czynią się dziedzicami Soboru Watykańskiego II, być może należałoby sięgnąć jeszcze dalej, do 11 października 1962 roku, kiedy to w przemówieniu na otwarcie obrad Soboru św. Jan XXIII wypowiedział znamienne słowa: "Dzisiaj jednakże Oblubienica Chrystusa woli posługiwać się raczej lekarstwem miłosierdzia aniżeli surowością. Woli wyjść naprzeciw dzisiejszym potrzebom, wskazując raczej na skuteczność swojej nauki, aniżeli występując z potępieniem").
Upłynęło prawie czterdzieści lat pogłębionej refleksji nad Bożym miłosierdziem, które trzej papieże traktują jako motyw przewodni swojego nauczania, a mimo to w posynodalnej adhortacji Amoris laetitia (z marca 2016 roku) Franciszek pisze słowa, które powinny bardziej wstrząsnąć Kościołem niż kwestia komunii świętej dla rozwiedzionych i ponownie zaślubionych.
Otóż w punkcie 311 wspomnianej adhortacji czytamy: "Czasami wiele kosztuje nas zrobienie w duszpasterstwie miejsca na bezwarunkową miłość Boga. Stawiamy tak wiele warunków miłosierdziu, że ogołacamy je z konkretnego sensu i realnego znaczenia, a to jest najgorszy sposób rozwodnienia Ewangelii. Prawdą jest, na przykład, że miłosierdzie nie wyklucza sprawiedliwości i prawdy, ale trzeba przede wszystkim powiedzieć, że miłosierdzie jest pełnią sprawiedliwości i najjaśniejszą manifestacją prawdy Bożej. Dlatego też należy zawsze uznać za "nieadekwatną jakąkolwiek koncepcję teologiczną, która ostatecznie kwestionuje wszechmoc Boga, a w szczególności Jego miłosierdzie"".
Taka deklaracja najwyższego pasterza naszej wspólnoty powinna nas zmusić do refleksji. Co się stało, że po czterdziestu latach opukiwania Bożego miłosierdzia, recytowania, odmawiania koronki, czytania Dzienniczka św. Faustyny jesteśmy w punkcie, w którym przychodzi nam słyszeć o tym, że miłosierdzie jest ogołocone ze swojego najgłębszego sensu, rozwodnione w duszpasterstwie Kościoła.
Być może odpowiedź na ten niepokój kryje się w konfrontacji dwóch dokumentów papieskich: Franciszkowego listu Misericordia et misera i encykliki Dives in misericordia Jana Pawła II. Jest oczywiste, że ich ciężar gatunkowy nie jest tożsamy. Encyklika to jeden z najważniejszych dokumentów, który może być napisany i przedstawiony przez papieża. List apostolski ma mniejsze znaczenie. Już dla tej racji należałoby udzielić pierwszeństwa temu, co na temat miłosierdzia napisał i powiedział św. Jan Paweł II.
Punktem wyjścia jego refleksji jest przypowieść o synu marnotrawnym (lub jak inni nazywają tę przypowieść - o miłosiernym ojcu). Głęboka egzegeza wsparta zmysłem filozoficznym autora czyni lekturę tego dokumentu czymś obowiązkowym. Wybór tej przypowieści jako głównego motywu encykliki podyktowany jest przede wszystkim (ale zapewne nie wyłącznie) słuszną obserwacją Jana Pawła II, że "Jezus czyni miłosierdzie jednym z głównych tematów swojego nauczania. Jak zwykle, i tutaj naucza nade wszystko «przez przypowieści», one bowiem najlepiej unaoczniają istotę rzeczy" (Dives in misericordia, 3). Ale to oznacza także, że mamy do czynienie z komentarzem, wyśmienitym i bardzo wysublimowanym, do jednego z najpiękniejszych fragmentów światowej literatury.
Literatura towarzyszy literaturze
Jak zatem istota miłosierdzia zostaje ukazana w tej przypowieści Jezusa i w komentarzu św. Jana Pawła II? Papież jest świadomy, że "miłość staje się miłosierdziem wówczas, gdy wypada jej przekroczyć ścisłą miarę sprawiedliwości, ścisłą, a czasem nazbyt wąską" (Dives in misericordia, 5). W przypowieści, zachowanej w Ewangelii Łukasza, z tą paschą (przywołanie jak najbardziej na miejscu, zważywszy, że piąty rozdział encykliki nosi tytuł Misterium paschalne), z przekroczeniem tych problemów nie ma trudności ojciec, ale już starszy syn, który zapewne po śmierci ojca zajmie jego miejsce, takie trudności przeżywa.
Swego czasu przypowieść tę interpretował także kardynał Carlo M. Martini. Zwrócił on szczególną uwagę na rozmowę między ojcem a starszym synem, w której licytowali się, kim jest ów młodszy syn. "Ten twój syn" - uparcie powtarzał starszy brat ojcu, a ten mu odpowiadał: "Ten twój brat". Wygląda to na jakiś refleks bardzo pierwotnego dialogu, który Kain prowadził z Jahwe: "Czy ja jestem stróżem brata mego?".
Pytanie, które trzeba tu zadać, brzmi: Czy Kościół czasami nie sprawia wrażenia, jakby był starszym bratem z Jezusowej przypowieści? Starszym bratem, który uparcie powtarza miłosiernemu Ojcu: "To twój syn", ale już nie "Mój młodszy brat".
Jeśli ojciec jest uosobieniem miłosierdzia, to starszy syn wydaje się uosabiać sprawiedliwość. I nieustannie między jednym a drugim będzie istniało napięcie. Zauważa to św. Jan Paweł II, skoro pisze: "W żadnym miejscu orędzia ewangelicznego ani przebaczenie, ani też miłosierdzie jako jego źródło nie oznacza pobłażliwości wobec zła, wobec zgorszenia, wobec krzywdy czy zniewagi wyrządzonej. W każdym wypadku naprawienie tego zła, naprawienie zgorszenia, wyrównanie krzywdy, zadośćuczynienie za zniewagę jest warunkiem przebaczenia. Tak więc podstawowa struktura sprawiedliwości wkracza zawsze na obszar miłosierdzia" (Dives in misericordia, 14).
Myślę, że uderza nas ów termin - "warunek". Skąd się bierze, skoro w kerygmacie mówi się tyle o bezwarunkowości Bożej miłości i miłosierdzia. Być może dzieje się tak, bo w swojej analizie przypowieści Papież z Polski sięga nie tylko po dane egzegezy i filozofię personalistyczną, ale także (a w tym kontekście najprawdopodobniej przede wszystkim) po dyscyplinę sakramentu spowiedzi, a ta opatrzona jest uczynkami penitenta, które warunkują udzielenie rozgrzeszenia, przebaczenia. Wiele lat później Jan Paweł II wyraził to dobitnie w liście apostolskim Misericordia Dei (z 2002 roku): "Indywidualna i integralna spowiedź oraz rozgrzeszenie stanowią jedyny zwyczajny sposób, przez który wierny, świadomy grzechu ciężkiego, dostępuje pojednania z Bogiem i Kościołem. Jedynie niemożliwość fizyczna lub moralna zwalnia od takiej spowiedzi. W takim wypadku pojednanie może się dokonać również innymi sposobami" (Misericordia Dei, 1a).
Jakie są różnice między Franciszkiem a Janem Pawłem II?
Pierwsza i zasadnicza różnica między św. Janem Pawłem II a Franciszkiem polega na wyborze ikony, która określa rozumienie miłosierdzia. Dla Jana Pawła była to przypowieść o synu marnotrawnym, dla Franciszka - historia opowiedziana w ewangelii św. Jana, na początku rozdziału ósmego, o cudzołożnej kobiecie, którą przywlekli przed Jezusa.
Jeśli wcześniej napisałem, że literatura towarzyszyła literaturze, to teraz należałoby napisać, że literatura towarzyszy życiu. Być może wybór motywu wiodącego dla Misericordia et misera przez obecnego papieża to jedna z konsekwencji Franciszkowego postulatu, który zaprezentował w Evangelii gaudium (nr 233), a który mówi o prymacie rzeczywistości nad ideą. Jedno jest pewne: w historii, którą przytacza Jan w Ewangelii, nie ma ani miejsca, ani czasu na te wszystkie akty syna marnotrawnego, które sygnalizowały jego żal i gotowość zadośćuczynienia oraz naprawienia szkód. Tego wszystkiego nie ma! Nie ma niczego zatem, co miałoby lub mogłoby warunkować otrzymanie przebaczenia i okazanie miłosierdzia. Ono zostaje dane darmo. Przecież ta kobieta nawet sama nie przychodzi do Jezusa. Zostaje do Niego przywleczona.
Wybór Franciszka pokazuje, że mamy w tradycji Nowego Testamentu dwa modele opowiadania o miłosierdziu Boga. Jeden oparty na przypowieści o synu marnotrawnym (a w Kościele wyraźnie podporządkowany dynamizmowi sakramentu spowiedzi), drugi natomiast oparty na historii kobiety cudzołożnej, który proklamuje absolutną transcendencję miłości miłosierdzia Boga, będącej uprzednią wobec jakiegokolwiek żalu człowieka.
Wśród różnic między jednym a drugim papieżem trzeba by było wspomnieć także o tym, że chociaż obydwaj sygnalizują pewną niewydolność miłosierdzia, to źródeł tego fenomenu szukają gdzie indziej. Przyczyn swoistej niewydolności miłosierdzia Jan Paweł II upatruje w postawie świata: "Umysłowość współczesna, może bardziej niż człowiek przeszłości, zdaje się sprzeciwiać Bogu miłosierdzia, a także dąży do tego, ażeby samą ideę miłosierdzia odsunąć ma margines życia i odciąć od serca ludzkiego. Samo słowo i pojęcie «miłosierdzie» jakby przeszkadzało człowiekowi, który poprzez nieznany przedtem rozwój nauki i techniki bardziej niż kiedykolwiek w dziejach stał się panem…" (Dives in misericordia, 2).
Franciszek natomiast źródło tej niewydolności wydaje się widzieć w postawie samego Kościoła, o czym świadczyłby punkt 311 z Amoris laetitia. To raz jeszcze refleks tej mojej szczęsnej bądź nieszczęsnej tezy, że Franciszek przeprowadza swoisty audyt Kościoła.
Gwoli sprawiedliwości należy mówić nie tylko o różnicach w postrzeganiu miłosierdzia, ale także o tym, co ich łączy w papieskiej katechezie na jego temat. Obydwaj widzą w miłosierdziu Boga wielką promocję człowieka. "Właściwym i pełnym znaczeniem miłosierdzia nie jest samo choćby najbardziej przenikliwe i najbardziej współczujące spojrzenie na zło moralne, fizyczne czy materialne. W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku. W takim znaczeniu miłosierdzie stanowi podstawową treść orędzia mesjańskiego Chrystusa oraz siłę konstytutywną Jego posłannictwa" (Dives in misericordia, 6).
Franciszek w swoim liście apostolskim wydaje się mówić to samo, ale nie takim samym wysublimowanym, filozoficznym językiem. Nadto wydaje się kontynuatorem intuicji mesjańskiego posłannictwa Chrystusa, o której wspomina św. Jan Paweł II: "Jakże wielka radość wzbudziła się w sercach tych dwóch kobiet, cudzołożnicy i grzesznicy! Przebaczenie sprawiło, że wreszcie poczuły się wolne i szczęśliwe, jak nigdy przedtem. Łzy wstydu i bólu przemieniły się w uśmiech kogoś, kto wie, że jest kochany. Miłosierdzie budzi radość, bo serce otwiera się na nadzieję nowego życia. Radość przebaczenia jest niewypowiedziana, ale ujawnia się w nas za każdym razem, kiedy jej doświadczamy. U jej początków jest miłość, z którą Bóg wychodzi nam na spotkanie, przerywając otaczający nas krąg egoizmu, abyśmy i my stali się narzędziami miłosierdzia" (Misericordia et misera, 3).
Glosa pierwsza:
Chciałbym przywołać głos kardynała Ennio Antonellego, który należy do konserwatywnego skrzydła kolegium kardynalskiego, a który w swojej interpretacji propozycji Franciszka (przedstawił ją w dwóch książkach: Per vivere l’Amoris laetitia oraz Crisi del matrimonio di Eucaristia) robi wszystko, co możliwe, aby papieski dokument był do zaakceptowania dla tych, którzy odrzucają możliwość jakichkolwiek zmian w dyscyplinie Kościoła. Mam wrażenie, że jest to jego batalia o ocalenie adhortacji dla Kościoła powszechnego.
Otóż w drugiej wspomnianej powyżej książce, która została w kilku wersjach językowych zamieszczona na stronach Papieskiej Rady ds. Rodziny), napisanej pomiędzy dwoma synodami, a zatem jeszcze przed Amoris laetitia, kardynał mówi: "Dopuszczenie rozwiedzionych będących w nowych związkach oraz pozostających w konkubinacie do Eucharystii niesie ze sobą rozdzielenie miłosierdzia i nawrócenia, co nie wydaje się zgodne z Ewangelią. To byłby jedyny przypadek przebaczenia bez nawrócenia. Miłosierdzie Boże czyni nawrócenie grzeszników; nie tylko uwalnia ich od winy, ale również uzdrawia ich z winy; nie ma nic wspólnego z tolerancją. Ze swojej strony udziela zawsze przebaczenia, ale otrzymuje je tylko ten, kto jest pokorny, kto uznaje się za grzesznika i zobowiązuje się do zmiany życia".
Glosa druga:
W 2015 roku kardynał Gianfranco Ravasi opublikował książeczkę Gramatica del perdono, w której, broniąc transcendencji przebaczenia, miłosierdzia, powiada, że jest ono uprzednie wobec jakiekolwiek żalu grzesznika. I miałaby to być intuicja wspólna dla wszystkich tradycji mistycznych. Na nasze nieszczęście Ravasi powołuje się na muzułmańską mistyczkę z Basry, która żyła w VIII wieku (w naszych czasach mówić o mistycyzmie islamu zakrawa na kpinę).
Między powiedzeniami Rabi’i znajduje się i taki epizod: pewien człowiek żali się mistyczce, że popełnił wiele grzechów i przestępstw. I pyta ją, czy Bóg mu przebaczy, jeśli będzie za nie żałował. Rabi’a mu odpowiedziała: Nie. Jeśli Bóg ci przebaczy, będziesz żałował. Na nasze szczęście podobną intuicję Ravasi znajduje także w mistyce chrześcijańskiej, powołując się na Pascala (Myśli, 736).
ks. Adam Błyszcz CR - kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Od września mieszka i pracuje w Tivoli
Skomentuj artykuł