Boże Ciało i ozdobny baldachim
Procesje Bożego Ciała wyglądają podobnie jak przed stu laty. Jedynie ludzi jest mniej. No i jeszcze trzeba przyznać, że nie są tak pompatyczne, jak kiedyś. Miejskie parafie, gdzie prawie zapomniano o sypaniu kwiatów a mężczyzn do niesienia baldachimu coraz trudniej jest znaleźć, zatraciły coś z odświętnego charakteru. Kiedyś do niesienia baldachimu dopuszczano tylko prominentnych panów, a dzisiaj są to po prostu ludzie z łapanki. I nie zawsze udaje się znaleźć takich, którzy byliby przynajmniej równego wzrostu. Niejeden katolik przyznaje, że brakuje mu dawnych zwyczajów, że tęskno mu do czegoś trwałego w rocznym kalendarzu, co nie uleci w niebyt wraz ze zmieniającymi się porami roku lub nie przekształci się w gorączkę kupowania.
Czasem otwieram książeczkę do nabożeństwa z 1859 roku, jaką przechowuję po moim pradziadku. Mam nadzieję, że te pożółkłe stronice oprawione w skórę nie trafią do muzealnej szuflady, lecz pozostaną jedną z nici łączących pokolenia. „Wejrzyj łaskawie na ten publiczny pochód, w którym każdy z wiernych Twych uczniów głośno wyznając swojego Mistrza zasady, z chlubą postępuje ze zwycięskimi chorągwiami Twej boskiej wiary, otwierającej nam niebo” – czytam w modlitwie przez procesją. „O Boże, niech ukorzony przed Tobą, uznam nieograniczoną miłość Twoją, niech ujrzę prawdziwy cel życia” – modlił się mój pradziadek, którego nigdy nie poznałem. Potrafię jednak wyobrazić sobie, jak kartkuje modlitewnik w poszukiwaniu właściwej modlitwy. Kościół nie dyskryminuje tych, którzy odeszli. Traktuje ich poważnie i włącza w modlitwę żyjących.
Warto czasem zapytać siebie, jaką mamy relację z naszymi przodkami? Wierni zmarli nie mogą głosować ani pisać petycji. Nie pójdą w żadnym pochodzie ani marszu. To czym żyli, co nadawało sens ich życiu, pozostawili naszej trosce. Co z tym zrobiliśmy?
Uroczystość Bożego Ciała z przystrojonymi oknami i głośną orkiestrą odchodzi w niepamięć. Wraz z nią poczucie jedności i solidarnej wspólnoty wiernych. Podzieleni na lepszych i gorszych, poprawnych i niepoprawnych, żyjemy w rozdartych rodzinach i jesteśmy rozdarci wewnętrznie. Procesja Bożego Ciała to demonstracja jedności Kościoła, której nie ma. Zdarza się, że śpiewamy pobożne pieśni z zaciśniętą pięścią zamiast z otwartymi ramionami. Nie dziwmy się więc, że jako Kościół jesteśmy przez niektórych postrzegani jako zagrożenie.
Prawda o Bożym Ciele, którym jesteśmy jako wspólnota wiernych i którym karmimy się podczas Mszy świętej, nie ogranicza się do kultu sprawowanego przez prezbitera. Mówi ona o dzieleniu się chlebem z każdym człowiekiem i o stawaniu się chlebem dla innych. Chlebem dla głodnych miłości, pogubionych, niewierzących… Również dla tych, którzy z nami nie idą w procesji i klną pod nosem w przyblokowanych przez służby porządkowe samochodach. Najświętszy Sakrament polega na karmieniu się Bogiem, by móc potem karmić innych tym, co w nas najlepsze, a nie na wypatrywaniu w monstrancji jakiegoś prywatnego objawienia.
Czym jest dla nas dzisiaj procesja Bożego Ciała? Czy nie traktujemy jej jak pochodu, który prócz pięknych haseł i triumfalizmu na wyrost, niczego konkretnego nie proponuje, o niczym szlachetnym nie mówi? Czy nie stała się karykaturą jedności, gestem miłości wykonywanym z nienawiścią w sercu? Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że to nie nasze słabości i grzechy przysparzają nam największych wrogów, lecz nasza hipokryzja i obnoszenie się z pobożnością w przekonaniu, że jesteśmy lepsi od innych.
Może dlatego zarzucamy wiele tradycyjnych zwyczajów, bo przestały odzwierciedlać to, czym naprawdę żyjemy? Jeśli jednak znikną zewnętrzne formy naszej religijności, tylko dlatego, że nie przystają do naszego zwichrowanego życia, zapomnimy kim byliśmy i nic już nam nie będzie przypominać jak ważne są dla nas gesty pojednania, jak piękny jest wspólny śpiew, gdy nie fałszujemy. W modlitewniku pradziadka czytam, że w ten dzień Bożego Ciała, każdy „przynosi tu cząstkę swojej radości, a ogólna pieśń chwały, miłości, spokoju i zgody, wzlatuje w niebios krainy”. Jaką pieśń dzisiaj w sercach śpiewamy? Czy jest to pieśń zgody?
Niech tegoroczna procesja Bożego Ciała wzbudzi w nas pragnienie jedności, abyśmy byli wobec siebie dobrzy jak chleb i roztaczali wokół siebie przyjazny zapach świętości. Jako Kościół jesteśmy przecież jednym organizmem, jednym ciałem – Bożym Ciałem. Niestety, rozdzieranym, ćwiartowanym. Nie przez prześladujących nas złych ludzi, lecz przez naszą własną butę. Jeśli więc cuchniemy arogancją, któż pójdzie z nami zachwycać się kwiatami sypanymi przed ozdobnym baldachimem?
Skomentuj artykuł