Czy my też jesteśmy odpowiedzialni za wojnę na Ukrainie?
Najnowsza odsłona sporu wokół papieża kręci się wokół jego słów wypowiedzianych na pokładzie samolotu w drodze powrotnej z pielgrzymki na Maltę, kiedy mówił o wojnach: „Wszyscy jesteśmy winni!”. Kolejny raz rozpętało się istne piekło.
Środa, 6 kwietnia 2022 roku, Rzym, audiencja generalna. Papież Franciszek z flagą Ukrainy przywiezioną z Buczy, gdzie rosyjscy żołnierze dokonali bezprecedensowej masakry ludności cywilnej. W obecności ukraińskich dzieci całuje flagę i mówi: „Najnowsze wiadomości z Ukrainy zamiast przynosić ulgę i nadzieję, zaświadczają o nowych okrucieństwach, takich jak masakra w Buczy, coraz bardziej przerażających okrucieństwach dokonywanych nawet na cywilach. Bezbronne kobiety i dzieci są ofiarami, których niewinna krew woła do nieba, błagając: niech zostanie położony kres tej wojnie, niech umilknie broń, niech zaprzestanie się siania śmierci i zniszczenia. Pomódlmy się razem w tej intencji”.
Środa, 6 kwietnia 2022 roku, Warszawa. Katolicka Agencja Informacyjna publikuje rozmowę z Andreą Torniellim, dyrektorem mediów Stolicy Apostolskiej, wcześniej znakomitym dziennikarzem specjalizującym się w tematyce watykańskiej: „W słowach papieża Franciszka na temat wojny Rosji przeciwko Ukrainie nie ma absolutnie nic gołosłownego. Ojciec Święty jasno i wyraźnie mówi o przemocy, cierpieniu, męczeńskim narodzie ukraińskim i o ofiarach cywilnych. Choć nie wymienia z imienia agresora, co jest mądrą tradycją Kościoła, to żadna inteligentna osoba nie ma chyba wątpliwości, słuchając czy czytając słowa Papieża, że kiedy mówi on o wojnie na Ukrainie to ma na myśli agresora, którym jest Rosja” – podkreśla Tornielli.
Wtorek, 5 kwietnia 2022 roku, Warszawa. KAI umieszcza w swoim serwisie rozmowę z Elisabett Piqué, korespondentką wojenną argentyńskiego dziennika „La Nación”. Dziennikarka opowiada m.in. o tym jak codziennie dzwoni do niej papież Franciszek i wypytuje o sytuację na Ukrainie. Któregoś dnia zadzwonił, gdy była w schronie przy seminarium duchownym we Lwowie: „Byli tam też seminarzyści. Zapytałam, czy mogę włączyć telefon komórkowy na głośno mówiący. Papież pozdrowił wszystkich, zapewnił, że pamięta o Ukrainie i modli się za Ukrainę” - relacjonowała.
Jeśli będziemy mocniej cofać się w czasie, aż do początków wojny, to natkniemy się nie tylko na wypowiedzi Franciszka potępiające konflikt, ale też na wiele słów, z których wynika, że papież jest w nieustającym kontakcie z osobami obserwującymi czy uczestniczącymi w tej wojnie. Nawet pobieżna analiza doprowadzi nas do wniosku, że papież jest bardziej po stronie Ukrainy aniżeli Rosji. Zupełnie inne jest jego podejście niż to, które w tych dniach prezentuje np. prezydent Węgier. A jednak w Polsce nie cichnie krytyka pod adresem Franciszka. Ciągle daje się słyszeć, że milczy, że nic nie rozumie, że się zapętlił, że jest za miękki, itd. Te różne „że” można byłoby ciągnąć w nieskończoność.
Najnowsza odsłona sporu wokół papieża kręci się wokół jego słów wypowiedzianych na pokładzie samolotu w drodze powrotnej z pielgrzymki na Maltę, kiedy mówił o wojnach: „Wszyscy jesteśmy winni!”. Kolejny raz rozpętało się istne piekło. Media społecznościowe rozgrzały się do czerwoności. Komentatorzy pisali, że oni nie są niczemu winni, wskazywali na to, że zdaniem papieża winni są także Ukraińcy – ci żyjący i ci polegli. Wskazywano na niestosowność tej wypowiedzi, itp.
Chciałbym wierzyć – i w zasadzie wierzę – że komentatorzy działali pod wpływem chwili, że górę nad zdrowym rozsądkiem na moment wzięły emocje. Bo kiedy przeczytać całą papieską wypowiedź z pokładu samolotu komentarze byłyby zapewne inne. Ojciec Święty, mówiąc o wojnach wspominał m.in. o II wojnie światowej, lądowaniu w Normandii, innych konfliktach. W tym kontekście padły słowa o tym, że się nie uczymy, że z okrucieństw jakie niosą ze sobą wojny nie wyciągamy żadnych wniosków. Cały czas przyzwalamy na to, by gdzieś obok nas działa się jakaś tragedia. Ktoś zapyta: ale dlaczego papież mówi, że to MY jesteśmy winni. Proponuję spojrzeć na problem nieco szerzej. Przecież to my – przynajmniej ci żyjący w systemach demokratycznych – mamy prawo dowolnego wybierania tych, którzy w naszym imieniu będą realizować jakąś politykę. Pośrednio zatem ponosimy część winy za to co się dzieje. Oczywiście inny jest ciężar gatunkowy tej winy, ale nie można powiedzieć, że jej nie ma.
Oczywiście, że można zastanawiać się nad tym, czy swego rodzaju zmuszanie nas przez papieża do głębszej refleksji, w sytuacji gdy niemal obok nas giną ludzie, jest właściwe i na miejscu. Paradoksalnie wydaje się, że jest. Skutki wojny, będące w jakimś sensie efektem tego, że nie wyciągnęliśmy wniosków z poprzednich konfliktów, są dziś namacalne, na wyciągnięcie ręki. Muszą zmuszać do namysłu, muszą prowokować do tego, byśmy zaczęli myśleć o przyszłych pokoleniach. Już dziś.
Skomentuj artykuł