Leszek Kołakowski odróżniał poczucie humoru od umiejętności śmiania się. W Mini wykładach o maxi sprawach pisał: "Zdolność do śmiechu jest powszechną i wyróżniającą cechą człowieka [...] Poczucie humoru natomiast jest rzadkie, zakłada bowiem umiejętność osiągnięcia przez człowieka dystansu względem samego siebie, dystansu ironicznego". Czy w Kościele jest miejsce na poczucie humoru?
Nie tylko ja od wielu osób słyszałem stwierdzenia, że w kościołach jest smutno, a nawet więcej - śmiertelnie poważnie, niezależnie od rodzaju obchodzonej uroczystości czy sprawowanego sakramentu. Niektórzy twierdzą, że przestają być sobą wraz z przekroczeniem progu świątyni. Sam miałem podobne wrażenie przez lata dzieciństwa i młodości, co odpychało mnie od modlitwy, jako kojarzącej się wyłącznie z powagą. Przełomem w relacji z Bogiem była chwila, kiedy pierwszy raz odważyłem się powiedzieć na modlitwie o tym, że usłyszałem świetny żart.
Jeśli miałem dzielić się z Jezusem tym, czym żyję, chciałem dowiedzieć się czy i Jego śmieszy to, co śmieszy mnie. Doświadczenie Jezusa towarzyszącego zarówno w smutkach jak i radościach otworzyło mnie na zupełnie nowe wymiary relacji z Bogiem.
Psychologowie najczęściej określają poczucie humoru jako cechę osobowości niezależną od kontekstu sytuacyjnego. Wysokie lub niskie poczucie humoru, czyli stopień wrażliwości na sytuacje komiczne, nosimy w sobie w sposób stały, niezależnie od okoliczności. W przypadku wielu osób to bardzo cenny dar, ukryty talent warty wykorzystania. Potrzeba go w Kościele, w odpowiedniej dawce i we właściwym kontekście.
Znam księży, którzy są duszą towarzystwa, kiedy pozostają w gronie innych duchownych, natomiast w kontakcie z osobami świeckimi zachowują powagę i dystans. Rzecz jasna, nie zawsze i nie ze wszystkiego należy żartować. Nieustająca kpina z zastanych okoliczności może stanowić barierę dla bliskich relacji. W wielu jednak momentach trafny żart pozwala obniżyć napięcie, pomaga zdystansować się wobec trudności, otwiera na dobre spotkanie z drugim człowiekiem, a w konsekwencji też i z Bogiem.
Św. Teresa z Avila, mistyczka, doktor Kościoła, skarżyła się Bogu na doświadczane trudy i podczas modlitwy usłyszała, że Bóg posługuje się nimi w postępowaniu ze swoimi przyjaciółmi. Odpowiedziała więc śmiało Bogu: "To już wiadomo dlaczego masz tak niewielu przyjaciół.".
W Kościele polskim można dostrzec tradycję łączenia opowiadania o Bogu z poczuciem humoru, w którą wpisywały się słowa Jana Pawła II czy ks. Józefa Tischnera. Znani i cenieni współcześnie rekolekcjoniści - choćby ks. Piotr Pawlukiewicz czy o. Adam Szustak - potrafią mówić o najważniejszych kwestiach z żartem i rezerwą wobec siebie.
Homilie i rekolekcje nie mogą oczywiście przybierać formy kabaretu. Głoszenie Ewangelii to opowiadanie nie tylko o radości Zmartwychwstania, ale również wskazywanie, że nie ma nowego życia w Chrystusie bez krzyża. Odrobina humoru pozwala jednak na popatrzenie na nasze życie z większym dystansem i zwrócenie się do Boga z wewnętrzną wolnością.
W znanym dowcipie katechetka pyta dzieci:
- Co to jest: rude, ma puszysty ogon, i skacze po drzewach?
Na to Jasiu:
- Ja bym powiedział, że wiewiórka ale jak znam panią katechetkę, to będzie Jezus.
Powyższy żart jest tylko żartem, ale schematyczność, surowość formy i brak odniesienia do spraw codziennych w głoszeniu Ewangelii niszczy nawet najbardziej spójny intelektualnie przekaz. Bóg jest twórczy, Bóg zaskakuje, Bóg jest nieprzewidywalny. Bóg rzeczywiście wylewa łzy, kiedy my cierpimy i naprawdę śmieje się z nami. Skoro On uśmiecha się do nas, warto, żebyśmy i my na modlitwie uśmiechali do Niego.
o. Piotr Kropisz SJ - duszpasterz akademicki, opiekun duchowy społeczności Theofeel, ewangelizacji poprzez zmysły i humor.
Skomentuj artykuł