Ateiści mogą z tego szydzić, ale ja i tak kocham niewidzialnego przyjaciela

Ateiści mogą z tego szydzić, ale ja i tak kocham niewidzialnego przyjaciela
(fot. Marc-Olivier Jodoin / Unsplash)

Jednym z ulubionych przez „nowych ateistów” szyderstw jest twierdzenie, że osoby religijne wierzą w „niewidzialnego przyjaciela”.

Sugerują oczywiście, że religia to niewiele więcej niż żałosne ćwiczenie z myślenia życzeniowego, powrót do dziecięcych wzorców projekcji i chronienia własnej osoby. Powiadają, że najwyższy czas, by wierzący dorośli porzucili czczone przez siebie wyobrażenia i stanęli twarzą w twarz z prawdziwym światem. Przedstawienie takiej charakterystyki ludzi wierzących dowodzi, że nowi ateiści są uczniami starych ateistów, takich jak Feuerbach, Marks, Comte i Freud, którzy dokonywali mniej więcej podobnych spostrzeżeń. Cóż, piszę to, aby dać znać ateistom, że według mnie mają rację, przynajmniej co do tego, że Bóg jest niewidzialnym przyjacielem. Mylą się natomiast, przypuszczając, że poddanie się tej niewidzialnej rzeczywistości jest odczłowieczające czy infantylne.

DEON.PL POLECA

Po pierwsze, słowo na temat niewidzialności. Nadzwyczajnym uprzedzeniem zachodniej myśli pooświeceniowej jest przekonanie, że rzeczy widzialne, empirycznie weryfikowalne przedmioty i sytuacje są w najbardziej oczywisty sposób „prawdziwe”. Przez całe stulecia poprzedzające oświecenie niektórzy z najbardziej inteligentnych ludzi, jacy kiedykolwiek żyli, myśleli dokładnie na odwrót. Najsłynniejszym przykładem niech będzie Platon, który uważał, że świat empiryczny jest przemijający i ekstremalnie uwarunkowany, złożony z niestałych przedmiotów, które dziś istnieją, a jutro nie; natomiast niewidzialny świat form i prawd matematycznych jest trwały, godny zaufania i nadzwyczaj piękny. Z pewnością widzisz, że dwa jabłka i dwie pomarańcze dają razem cztery owoce, lecz gdy pojmiesz zasadę, że dwa plus dwa równa się cztery, przenosisz się z dziedziny empirycznej do całkowicie niewidzialnego porządku, czystszego i bardziej absolutnego niż wszystko, co ogarniają zmysły. Uwaga, nie umniejszam znaczenia świata materialnego, jak nader często byli skłonni czynić Platon i jego naśladowcy; próbuję po prostu wykazać, że nie jest w żadnym razie oczywiste zrównanie niewidzialnego z fantastycznym czy nierzeczywistym.

A teraz o niewidzialności Boga. Przypuszczenie, że Bóg jest nadzwyczajnym bytem we wszechświecie lub istniejącym równolegle do niego, jest jednym z najbardziej fundamentalnych błędów popełnianych zarówno przez starych, jak i nowych ateistów. Jak dowodził David Bentley Hart, bogowie mitologii starożytnej lub Bóg-zegarmistrz osiemnastowiecznego deizmu mógłby pasować do tego opisu, lecz nie Bóg, jakiego pokazuje Biblia; klasyczny teizm nie ma z nim nic wspólnego. Prawdziwy Bóg jest niczym nieuwarunkowanym gruntem uwarunkowanego wszechświata, przyczyną, dzięki której jest coś zamiast niczego, ostatecznym wyjaśnieniem, dlaczego w ogóle istnieje świat. Zgodnie z powyższym, nie jest bytem, a jak to ujął Tomasz z Akwinu, ipsum esse subsistens, aktem samoistnego istnienia. Tomasz idzie jeszcze dalej, stwierdzając, że Bóg nie należy do żadnego rodzaju, nawet do najogólniejszego, czyli bytu. Wszystko to wskazuje na niewidzialność Boga. Wszystko, co możemy zobaczyć, jest z tej racji jakimś bytem, jakąś sytuacją, czyli można go lub ją przypisać do jakiegoś rodzaju i porównać z jakimiś innymi skończonymi rzeczywistościami, etc. To, co widzialne, z definicji podlega uwarunkowaniom – a Bóg jest tym, co nieuwarunkowane. Mam nadzieję, że poprzez tę afirmację Bożej niewidzialności nie nakładam na Niego jakichś ograniczeń, jakby był jakimś rodzajem bytu – bytem niewidzialnym – ponad i przeciwko rzeczom widzialnym, jak duch unoszący się nad rzeczami fizycznymi. Bóg niewidzialny to ten, którego rzeczywistość przekracza i zawiera w sobie wszelką doskonałość stworzeń, ponieważ On sam jest źródłem i gruntem stworzenia we wszystkich jego przejawach. Gdyby Bóg nie był niewidzialny, byłby bytem uwarunkowanym, a zatem całkowicie niegodnym czci.

Ale czy ten niewidzialny Bóg jest moim przyjacielem? Obserwacja duchowa i metafizyczna, jedna z najważniejszych, jakich można dokonać jest taka, że Bóg nas nie potrzebuje. Akt samoistnego istnienia niczym nieuwarunkowany posiada wszelką ontologiczną doskonałość i stąd nie wymaga uzupełnienia ani ulepszenia. On niczego nie potrzebuje. A jednak wszechświat, w całej swojej zdumiewającej złożoności i pięknie, istnieje. Ponieważ Bóg nie potrzebował go stwarzać z uwagi na własny interes, może z tego wynikać tylko to, że stworzył go z miłości, a to oznacza pragnienie podzielenia się swoją dobrocią. Choć zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że ten rodzaj języka zostanie źle odebrany jako sentymentalizm, trzeba tak powiedzieć: Bóg nieustająco poprzez miłość sprawia, że wszechświat istnieje. Przeto takie postawa jak przyjaźń jest fundamentalna wobec wszystkich skończonych rzeczy. Czy w Księdze Rodzaju nie słyszymy takich podtekstów, gdy Stwórca z nieskończoną satysfakcją spogląda na wszystko, co stworzył i powtarza wiele razy, że jest ono dobre, bardzo dobre? Pozostając w obrębie samej tylko Księgi Rodzaju, rolą człowieka pośród całego dobrego stworzenia jest być obrazem Boga, jakimś „namiestnikiem” Stworzyciela, odzwierciedlającym Bożą dobroć w świecie i kierującym pochwałę tego świata z powrotem ku Bogu. Jednym słowem, istoty ludzkie par excellence mają być przyjaciółmi Boga.

Czy jest w tym cokolwiek odczłowieczającego? Byłoby, gdyby Bóg był nadzwyczajnym bytem, a zatem rywalem rozwoju ludzkiego. Jeśli potrzebne ci są jakieś szczegóły na ten temat, zajrzyj do mitów greckich czy rzymskich. Jednak niezależny od niczego Stwórca, niewidzialny Bóg, nie jest rywalem niczego, co stworzył. Jak pamiętnie wyraził się św. Ireneusz, Gloria Dei homo vivens, czyli chwałą Boga jest w pełni żyjący człowiek. A więc czy Bóg jest moim niewidzialnym przyjacielem? Tak, przyznaję się do tego – i czynię to z radością.

Tekst pochodzi z książki "Żywe paradoksy. Zasada katolickiego i/i" wydanej przez Wydawnictwo W Drodze. Więcej znajdziesz tutaj.

jest biskupem pomocniczym diecezji Los Angeles. Założył katolicką wspólnotę World on Fire, jest uznanym autorem, mówcą i teologiem

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Robert Barron

Katolicyzm jest i/i, nie albo/albo. Kościół katolicki podkreśla i tłumaczy paradoksalne sprzeczności: łaskę i naturę, wiarę i rozum, Pismo Święte i tradycję, ciało i duszę.

W tym duchu biskup Robert Barron wyjaśnia ten „dwubiegunowy ekstremizm”....

Skomentuj artykuł

Ateiści mogą z tego szydzić, ale ja i tak kocham niewidzialnego przyjaciela
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.