Dlaczego księża powinni mówić o seksie, a kobiety o ich formacji?

Fot. Kantver / Depositphotos.com

Księża zdecydowanie powinni mówić o relacjach małżeńskich, w tym o seksie, a kobiety – o formacji i wychowaniu kleryków. Dlaczego? Z dwóch bardzo prostych i jeszcze bardziej logicznych przyczyn.

Niedawno na naszym Facebooku pojawił się materiał o. Szustaka, w którym dominikanin mówił między innymi o małżeństwie. I o seksie. Wpis zebrał zdumiewającą liczbę komentarzy, z których mniej więcej jedna trzecia brzmiała, dyplomatycznie parafrazując: „jak ksiądz może mi cokolwiek mówić o seksie, skoro żyje w celibacie? Niech milczy!”

Z kolei w drugą stronę poszły komentarze pod moim własnym felietonem o reformie seminariów, z których dowiedziałam się, że jako kobieta mam się w sprawy formowania przyszłych księży nie wtrącać, bo się na tym nie znam i nigdy znać nie będę.

DEON.PL POLECA

Tak się składa, że ani z jednym, ani z drugim stwierdzeniem się nie zgadzam. Wręcz przeciwnie, uważam, że księża zdecydowanie powinni mówić o relacjach małżeńskich, w tym o seksie, a kobiety – o wychowaniu kleryków. Dlaczego? Z dwóch bardzo prostych i jeszcze bardziej logicznych przyczyn.

Ale zacznijmy od księży. W całej tej burzliwej dyskusji pod wspomnianym wpisem dominował taki sposób myślenia: skoro ksiądz w założeniu seksu nie uprawia, to się nie nim nie zna, więc niech nas nie poucza. Pozornie ma to sens – ale tylko pozornie. Dlaczego? Pozwolę sobie przywołać jeden z sensowniejszych komentarzy z facebookowej dyskusji: lekarz nie musi przechorować wszystkich chorób zakaźnych, żeby móc leczyć. Wystarczy, jeśli potrafi rozpoznać ich objawy i zastosować właściwie leczenie.

Podobnie jest z relacją małżeńską, uparcie sprowadzaną do obszaru łóżka, jakby za małżeństwem nie kryło się nic więcej. A przecież małżeństwo to złożona rzeczywistość, nieustannie pielęgnowana relacja rozgrywająca się w wielu obszarach. W obszarze seksualności – i duchowości seksualności. A więc i w obszarze wiary, tym bardziej, że małżeństwo zawarte w Kościele katolickim jest sakramentem. Dlatego jest z małżeństwem w każdym obszarze nierozerwalnie związana rzeczywistość duchowa, ze wszystkimi jej trudnościami i radościami.

Czemu więc ksiądz może (i powinien) mówić o seksie, a dokładniej – o duchowości seksualności? Dlatego, że łącząca małżonków relacja seksualna jest istotną częścią składową dobrego małżeństwa. Nie można mówić o budowaniu takiego związku, ignorując jego - w pewnym sensie - fundament. To podstawowa wiedza psychologiczna: sfera seksualna nie jest oderwana w człowieku od innych, ale jest niezbywalną, ważną i koniecznie potrzebującą uwagi częścią, która wpływa na stan fizyczny, psychiczny i duchowy człowieka.

Ksiądz ma pomagać wiernym w życiu duchowym. Jego głównym zadaniem jest wspieranie ich w osiąganiu zbawienia. Po to ma moc sprawowania sakramentów i po to służy swoją wiedzą i doświadczeniem. Celem małżeństwa jest takie życie, by małżonkowie doszli do nieba, a dobra relacja między nimi, obejmująca wszystkie sfery, jest tutaj kluczowa. Inaczej łatwo w małżeńskie życie wkrada się nieporozumienie, relacja się rozluźnia, a ludzie, którzy kiedyś się kochali, stają się sobie obcy i dla siebie nieżyczliwi.

Ksiądz, który różnym małżeństwom towarzyszy w różnych momentach życia, ma do tematu naturalny dystans i dzięki niemu widzi więcej. Tak, jak lekarz, potrafi rozpoznać symptomy choroby czasami od ręki: stykając się z wieloma małżeństwami, coraz lepiej wie, do czego za kilka lat doprowadzi to niewinne narzekanie na męża w towarzystwie czy wyśmiewanie się z żony przy kolegach. Wie, czym może skończyć się dla małżeńskiej relacji nieustanne branie nadgodzin albo wielogodzinne telefoniczne "konferencje" z innymi ludźmi, choć mąż albo żona proszą o wspólny czas. Wie, co oznacza rozwód i jakie potężne, negatywne konsekwencje ze sobą niesie. Widzi, ile spokoju i radości wnoszą do świata dobre małżeństwa - i jak bardzo utrudniają życie sobie i swoim bliskim sakramentalne związki mające się coraz gorzej. Wie też, także z doświadczenia spowiednika, jak bardzo oddala od siebie ludzi niedogadanie się w sprawach łóżkowych, okazjonalny i traktowany jak mało ważna zachcianka seks albo postawienie wszystkiego właśnie na tę sferę życia.

I właśnie dlatego ksiądz powinien mówić o seksie, gdy mówi do małżonków. Bo w tym mówieniu nie chodzi o to, w jakiej pozycji, ile razy i jak często należy się kochać, ale o to, czego nie zaniedbać, by nie stracić miłości życia i bożej łaski. Jak w małżeństwie żyć szczęśliwie i dzięki temu, co się w tej relacji zbudowało, dojść do nieba.

Oczywiście jest tu jedno zastrzeżenie: dobrze by było, żeby ksiądz, który się na małżeńskie tematy wypowiada, miał jednak wiedzę i doświadczenie. Choć z doświadczenia wiem, że wystarczy czasem zwyczajne słuchanie podpowiedzi Ducha i to właśnie tak inspirowane kapłańskie rady bywają najbardziej skuteczne.

A co z formacją księży? Czy to jest ta męska rzecz, do której kobiety nie powinny się wtrącać, bo się nie znają? Dlaczego możemy i powinnyśmy mówić o formacji kleryków, a potem - o formacji kapłanów?

Dlatego, że wychowujemy synów. I dlatego, że często musimy wychowywać… księży. To my, w parafiach i wspólnotach, doświadczamy z całą mocą seminaryjnej formacji, jej sukcesów i błędów. Widzimy tych dobrze uformowanych, którzy z miłością i pokorą służą Kościołowi, i widzimy tych, co sobie sami ze sobą nie radzą, a pierwsze tego objawy występują właśnie w relacjach z kobietami. Nie, nie chodzi o to, żeby nas teraz hurtem wpuścić do seminariów i przerabiać plan formacji według naszych pomysłów.

Chodzi o to, żeby nas zwyczajnie i z uwagą wysłuchać i usłyszeć, co w seminariach nie wychodzi. Czego brakuje. Co w życiu po święceniach idzie wybitnie nie tak, bo w czasie formacji zostało zaniedbane. A potem to poprawić. Potraktować nasz doradczy głos, nasze inne niż męskie spojrzenie poważnie, a nie z pobłażaniem albo oburzeniem. Dlatego, że tak, jak księża w sprawach małżeństwa, mamy w sprawach kapłańskich dobry dystans. Widzimy sprawy z zewnątrz, nie zanurzone w księżowskim światku, dość hermetycznym i zdystansowanym.

Można zaraz powiedzieć, że to myślenie stereotypowe: kobiety są bardziej czułe i troskliwe, bardziej stawiają na relacje i potrafią dbać o drobiazgi, które mają moc zmieniania życia. Owszem, to indywidualna sprawa, ale są to właśnie te cechy, które mamy pięknie rozwinięte o wiele częściej niż mężczyźni. Inaczej słuchamy, inaczej wspieramy. Troski, wrażliwości, ofiarności, poświęcenia, zachwytu nad światem naprawdę można się od nas uczyć, a to te cechy, które pozwalają i kobietom, i mężczyznom dojrzewać w człowieczeństwie. Bez nich trudno jest służyć. I znowu: nie jest tak, że mężczyźni ich nie mają. Ale często to nasza, kobieca obecność tworzy dobrą, naturalną przestrzeń do rozwoju właśnie w tym kierunku.

Co więcej - nie jesteśmy stworzone jako opcjonalny dodatek. Jesteśmy ezer; ezer kenegdo. Sens tego hebrajskiego terminu, tłumaczonego najczęściej jako „pomoc” (Bóg stworzył kobietę jako pomoc dla mężczyzny), niknie i ginie w najbardziej powszechnym tego słowa rozumieniu. Pomoc: jak pomoc domowa, jak dodatkowe ręce, które coś podadzą czy potrzymają, jak ktoś, kto stoi w drugim szeregu,, czasami przydatny, niekonieczny. Jednak słowo ezer, oglądane z każdej strony m.in. przez profesora Roberta Altera, amerykańskiego hebraistę, który dwadzieścia lat życia poświęcił na tłumaczenie i analizowanie Biblii, niesie w sobie inny sens. Alter mówi, że w odniesieniu do człowieka pojawia się tylko jeden raz: by opisać życiowe zadanie kobiety. Kolejne kilkanaście razy jest użyte w Biblii wyłącznie w odniesieniu do… Boga, który nadchodzi z potężną pomocą, bez której po prostu nastąpi koniec. Ezer – to niezbędne wsparcie, to ratowanie w momencie krytycznym, to ktoś, bez kogo nie można sobie poradzić. Bez kogo życie może i będzie przez jakiś czas wychodzić, ale tylko przez jakiś czas.

Trudno więc przyjąć, patrząc na sprawę przez pryzmat Pisma Świętego, że kobiety nie powinny mieć nic wspólnego ani z wychowaniem, formacją przyszłych księży, ani z ich późniejszym kapłaństwem. Nie dlatego, że mamy na nią lepszy pomysł – dlatego, że mężczyzna i kobieta są sobie niezbędni, by się rozwijać i wzrastać. Kiedy mężczyzna zamyka się na kobiecą wrażliwość, intuicję, wsparcie, kobiecy punkt widzenia – bardzo wiele traci. Kiedy ten mężczyzna jest klerykiem, a potem księdzem – traci na tym cały Kościół. To, co możemy wnieść w męskie życie, jest bezcenne. Jesteśmy ezer. Jesteśmy niezbędne. To wynika z naszej natury, nie z ambicji.I bez nas Kościół się po prostu nie uda.

Dlatego księża powinni mówić o seksie, a kobiety doradzać przy ich formacji. Bo mężczyźni i kobiety mają sobie ogromnie wiele do dania; tak stworzeni, żeby się uzupełniać, wzmacniać, doradzać sobie i przyjmować swoje rady,. Gdy otwieramy się na siebie nawzajem - dzieją się rzeczy piękne, dobre, ratujące świat. I czas, który mamy teraz w Kościele, to już chyba ostatni moment, żeby zacząć tak właśnie działać.

Zobacz także: Kobiece środowisko katolickie nie jest homogeniczne, i to bardzo dobrze

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego księża powinni mówić o seksie, a kobiety o ich formacji?
Komentarze (11)
RK
~Rob Kul
24 stycznia 2022, 18:24
Dlatego najlepsze wyjście to postor z żoną i dziećmi.
AS
~Antoni Szwed
24 stycznia 2022, 13:53
Księża winni z całą skrupulatnością przekazywać naukę Kościoła na temat ludzkiej seksualności i moralności z tym związanej (np. zgodnej z Encykliką Pawła VI "Humanae vitae") a nie zajmować się konkretnymi problemami seksualnymi, jak chce autorka. Od konkretnych problemów stricte seksualnych są świeccy seksuolodzy zarówno lekarze jak i ci, którzy pracują w poradniach rodzinnych. Dobrze by było (i na ogół tak jest), by księża zajmowali się kwestiami moralnymi związanymi z życiem seksualnym małżonków, a nie doradzali im, jak mają optymalnie z sobą współżyć. Autorka nakłania duchownych, by wykraczali poza swoje kompetencje. Zupełnie niepotrzebnie.
MD
~Maria Dering
24 stycznia 2022, 18:51
Zgadzam się z Tobą. Ksiądz jest specjalistą w sprawach wiary i moralności. Nic poza tym nie powinno go interesować. Jest to ogromne naruszenie, gdy ksiądz wypowiada się na temat współżycia konkretnej pary małżeńskiej, doradza, proponuje, co więcej jest to często pod sankcja jakiegoś rodzaju posluszeństwa...i gromienia, gdy jest nie po myśli. Dziwi mnie dlaczego jest tyle minusów pod Pana komentarzem... Znam też katoliczki, które zamiast rozmawiać z mężem biegną do księdza, ustalają coś na temat współżycia i oznajmiają to mężowi. No tak nie może być!
MD
~Magda Dreszer
25 stycznia 2022, 23:23
A jak ksiądz wkłada rękę w rozporek dziecku to ma do tego prawo czy nie? Czy na to pozwalają świecenie czy nie? Najpierw niech kler rozliczy się do końca z własnej pedofilii, a potem możecie podejmować tak "wzniosłe" tematy jak tutaj. Póki co to księża robią co chcą i gdzie chcą. Dlatego nie ufam już żadnemu człowiekowi z koloratką.
MR
~Michalina R.
24 stycznia 2022, 07:34
Z całym szacunkiem, ale twierdzi Pani, że po 6 latach studiów teologicznych ksiądz ma być doradcą małżeńskim??? Pani chyba żartuje! Księża nie mają ŻADNYCH kompetencji w sprawach trudności małżeńskich. Żadnych! Na studiach teologicznych jest wykładana tylko podstawowa wiedza psychologiczna - to za mało by mienić się potem „doradcą małżeńskim” lub udzielać rad jakiejkolwiek osobie, a co dopiero małżeństwom! Najpierw nie h taki ksiądz zdobędzie poważne kompetencje by stać się specjalistą, a potem może doradzać. Na dzień dzisiejszy ma do dyspozycji przestarzałą teologię moralną, która o kryzysach małżeńskich nie mówi WCALE, a tym bardziej JAk z nich wyjść. Potem to się kończy na glupawych radach w konfesjonale by „nieść swój krzyż”.
OB
~Oliwia Brzeska
23 stycznia 2022, 20:53
Metafora z lekarzem w pierwszej połowie tekstu wydaje się nietrafiona - lekarz przechodzi przez długoletni proces edukacji w zakresie chorób i musi odbyć kilka lat praktyk zanim zdobędzie stanowisko, a jeśli po tym wszystkim spotka się z chorobą, o której nic nie wie to skonsultuje dany przypadek z innym specjalistą. Tymczasem księża nie zdobywają wykształcenia w zakresie seksualności, ani nie są przrz kościół zachęcani do konsultowania z ekspertami z tej dziedziny - seksuologami. Dlatego ich wypowiedzi w zakresie seksualności mogą być nietrafione, bądź krzywdzące dla obu stron małżeństwa
KJ
~Katarzyna Jarkiewicz
24 stycznia 2022, 00:49
Jest oczywistą nieprawdą, że Kościół zabrania konsultacji z ekspertami w dziedzinie seksuologii. W Polsce od XIII wieku najpierw w rodzinach królewskich, a potem coraz szerzej stosowano konsultacje medyczne (ilu władców by się nie urodziło!) i wsparcie w tej materii Kościół miał zawsze od strony środowiska medycznego. Konsultantów ginekologów i seksuologów ma Rada ds Rodziny Episkopatu od lat 60-tych. Problemem jest nadmiar informacji, z której ludzie nie potrafią korzystać, a nakierowani nie korzystają, bo im się nie chce zmieniać nawyków.
DS
Dariusz Sandecki
23 stycznia 2022, 06:52
Ja błędnie myślałem, że ksiądz jest od prowadzenia ludzi do Boga, od służby liturgicznej przed ołatarzem i od głoszenia słowa, a tu wychodzi że mam być psychologiem, piastunką, seksuologiem i preseską koła gospodyń wiejskich.
AE
~Anna Elżbieta
22 stycznia 2022, 14:29
Podpisuję się obiema rękami :). Bardzo dobry tekst, podobnie jak ten o reformie seminariów. Tylko potrzebna jest tu dojrzałość zarówno księży, jak i kobiet. Zauważyłam, że niekiedy księża boją się nas, kobiet, bo też niektóre kobiety nie zachowują się właściwie w stosunku do księży. Bardzo dobrze by było, gdyby zmiany w relacjach poszły w dobrą stronę, co może się stać tylko z pomocą Bożą :).
KB
~Kalina Bo...
22 stycznia 2022, 12:08
Ale ja już mam w mężu swoim i w mężu, który głosi konferencje na temat rodziny już ten męski punkt widzenia. Od nich już czerpie. Czyli pierwiastek męski już jest dany z samego faktu. Ksiądz nie musi tego mezowskiego spojrzenia mi zastępować.
FD
~F. Dell
23 stycznia 2022, 03:03
"Ksiądz nie musi tego mężowskiego spojrzenia mi zastępować". === Autorka nie twierdzi, że ksiądz ma zastępować mężowskie spojrzenie. Pisze, że księża, jak wszyscy, którzy przyglądają się czemuś z zewnątrz widzą więcej. Tak jak trenerzy, którym patrząc spoza boiska łatwiej jest zauważyć błędy popełniane przez zawodników i łatwiej znaleźć sposób na ich poprawienie niż samym zawodnikom, choćby dlatego, że mają spokojniejszą głowę, bo nie są w ferworze walki. Stykając się z wieloma małżeństwami, księża czerpią doświadczenie z wielu źródeł i z wielu etapów życia na raz. Proszę jeszcze raz przeczytać akapit zaczynający się od zdania: "Ksiądz, który różnym małżeństwom towarzyszy w różnych momentach życia, ma do tematu naturalny dystans i dzięki niemu widzi więcej".