Dziś trzeba mieć odwagę, żeby iść do seminarium
Dzisiaj trzeba mieć odwagę i samozaparcie, żeby iść do seminarium lub zakonu. Możemy więc mieć nadzieję, że malejąca liczba powołań będzie tym, co wcale nie zaszkodzi Kościołowi, a jedynie oczyści go z tych, którzy wcale nie powinni zostać duchownymi.
Początek czerwca w Kościele kojarzy się z wyświęcaniem nowych kapłanów. Seminaria diecezjalne i zakony udzielają w tym czasie święceń neoprezbiterom, którzy wkrótce rozpoczną posługę w parafiach i wspólnotach w całej Polsce. Jest to również czas, w którym media - zwłaszcza nie mające wiele wspólnego z Kościołem - przekazują sporo kompromitujących wiadomości o księżach. W tym roku nie jest inaczej, choć da się również zauważyć trend, który coraz mocniej wpisuje się w medialną narrację. "Kościół katolicki w coraz głębszym kryzysie. W Łodzi wyświęcono tylko jednego księdza", "Ubywa księży w mateczniku polskiego katolicyzmu", "Zwija się kolejne seminarium duchowne" to tylko niektóre z tytułów artykułów, które można ostatnio przeczytać w internecie. Czy chwytliwe nagłówki mają jednak coś wspólnego z prawdą?
Z jednej strony tak. Bo faktem jest, że powołań jest mniej, a droga przez seminarium nie jest już dla młodych ludzi atrakcyjna. Prawdą jest również to, że spadek liczby powołań, który rozpoczął się kilka lat temu i nabiera tempa, prawdopodobnie prędko nie wyhamuje. Ale czy mała liczba powołań oznacza, że Kościół katolicki się kończy, albo, że jest w "coraz głębszym kryzysie", jak grzmią niektóre portale?
Kościół w Polsce to rzeczywistość wielowymiarowa. Z jednej strony bycie katolikiem wpisało się w polską historię i kulturę (osobiście jestem z tego dumny i cieszę się, że żyję w kraju, który tak wiele zawdzięcza Kościołowi i ma z nim tyle wspólnego), z drugiej - Kościół wykracza poza jakiekolwiek ludzkie granice. W tym znaczeniu Kościół jest Ciałem Chrystusa, które żyje, jest prowadzony przez Ducha Świętego i nie może się skończyć, bo byłoby to sprzeczne z naturą Boga. Kościół jest święty, choć tworzą go grzeszni ludzie. To ryzyko, które Chrystus wziął pod uwagę i nie może ono wpłynąć na Kościół, który będzie trwał bez względu na okoliczności.
Prawdą jest natomiast, że malejąca liczba powołań wpłynie na "moce przerobowe" parafii i wspólnot, które będą musiały jakoś poradzić sobie z dzieleniem obowiązków między malejącą ilość "pracowników". Zmiany już są odczuwalne, bo co chwilę słyszymy o łączeniu seminariów, a nawet parafii. Ale czy "mniej" znaczy "gorzej"?
Mniejsza ilość księży na pewno jest wyzwaniem, ale może być również szansą na zmianę podejścia do duszpasterstwa. Ks. Wojciech Węgrzyniak powiedział niedawno o dwóch kryteriach, na podstawie których dokonujemy wyborów - są to kryterium relacji i kryterium jakości. Dotyczy to również Kościoła, w którym należy stawiać na jakość (liturgii, śpiewu, kazania) szczególnie wtedy, kiedy trudno o relacje (msza dla tysiąca osób). Ważne oczywiście jest i jedno i drugie kryterium. Można jednak mieć nadzieję, że stawiając na jakość, wierni sami zadbają o relację - zarówno z duszpasterzami, jak również między sobą, we wspólnotach.
Zmiana podejścia do duszpasterstwa nie jest jednak jedyną szansą, którą wspólnota Kościoła może wynieść z obecnej sytuacji. Nie jest żadną tajemnicą, że w Kościele (jak zauważyliśmy, tworzą go grzeszni ludzie) są zarówno księża z powołania, którzy "odwalają" najtrudniejszą i często mało rzucającą się w oczy robotę, jak również duchowni, którzy znaleźli się w nim dla kariery lub wygodnego życia. To jednak dzięki pracy tych pierwszych - kierownictwu duchowemu, towarzyszeniu, trwaniu w konfesjonale - Duch Święty działa w Kościele. Nietrudno domyślić się, że sytuacja, w której znalazła się wspólnota Kościoła, raczej zniechęci karierowiczów i poszukiwaczy łatwego życia. Bo czy w wulgarnym zwyzywaniu zakonnika za to, że spaceruje w habicie (byłem tego świadkiem), albo pobiciu księdza na przejściu dla pieszych (niedawna sytuacja z Wrocławia) może być coś przyjemnego? Dzisiaj trzeba mieć odwagę i samozaparcie, żeby iść do seminarium lub zakonu. Możemy więc mieć nadzieję, że malejąca liczba powołań będzie tym, co wcale nie zaszkodzi Kościołowi, a jedynie oczyści go z tych, którzy wcale nie powinni zostać duchownymi.
Narażanie się na agresję nie jest jednak jedyną przyczyną, dla której młodzi ludzie coraz częściej omijają seminaria. Równie zniechęcający jest nie pasujący już do współczesnych czasów system formacji i relacji przełożony-podwładny, stworzony przez samych ludzi Kościoła. System, w którym nietrudno się rozczarować, zniechęcić, wypalić. Najwyższa pora, by w Kościele przełożeni zaczęli być dla księży bardziej wspierającymi ojcami, niż wymagającymi szefami.
Myśląc o powołanych do służby w Kościele, nie można również zapomnieć o nas wszystkich, tworzących wspólnotę Kościoła - żonach, mężach, rodzicach, dziadkach, pannach i kawalerach, wdowach i wdowcach… Każda i każdy z nas codziennie odpowiada na głos Bożego powołania, starając się robić to, co robi, najlepiej jak umie. Kościół to my i wszyscy jesteśmy za niego odpowiedzialni. Bądźmy szczerzy - żadna droga, bez względu na to, czy jest drogą księdza, zakonnika czy osoby świeckiej, nie jest łatwa, a pójście za Chrystusem nie zostawia miejsca na kompromisy. Często wiąże się ze zwykłym trwaniem przy Bogu, bez fajerwerków i cudów, na które może liczymy. To droga radykalna, ścieżka pod górę, ale - jak wierzymy - dająca prawdziwą wolność i życie wieczne z Bogiem, który jest naszym jedynym celem.
Świadomość, że wszyscy tworzymy Kościół, nie zwalnia nas z modlitwy o nowe powołania do kapłaństwa i życia zakonnego. Przyzwyczailiśmy się, że w Polsce mamy księży na wyciągnięcie ręki. Wystarczy jednak pojechać za granicę, by przekonać się, jak wielkim przywilejem jest obecność kapłana. Sam doświadczyłem tego na Islandii, jednak sytuacje, w których księży brakuje to na świecie norma. W Azji, Amerykach, a coraz częściej również w Europie dostęp do sakramentów i obecność księży, na których tak często narzekamy, jest powodem do wdzięczności. Dbajmy więc o powołania, żeby komfortowa sytuacja, w której jesteśmy, kiedyś się nie skończyła.
Skomentuj artykuł