Inny wyraz tej samej twarzy

Inny wyraz tej samej twarzy
(fot. shutterstock.com)

Prawie dwadzieścia lat temu przez cześć urlopu korzystałem z gościny w niewielkiej wsi na południu jednego z krajów zachodnioeuropejskich. Przyglądałem się codziennemu życiu tamtejszej katolickiej parafii. Zaproszono mnie między innymi do udziału w jednodniowej pielgrzymce do dwóch lokalnych sanktuariów. W autobusie, który w moich oczach wyglądał na niesłychanie elegancki, znalazłem się w otoczeniu przede wszystkim emerytów i emerytek.

Po prawie dwóch dekadach pamiętam z jednej strony wielkie skupienie w czasie modlitwy, a z drugiej finał wyprawy. Wylądowaliśmy w średniej klasy zajeździe, gdzie czekał bardzo dobry i pięknie podany posiłek, a także właściciel, który cały czas był wśród uczestników pielgrzymki, zachowując się jak uradowany wizytą gospodarz.

DEON.PL POLECA




Pamiętam z tego dnia przede wszystkim atmosferę radosnego przeżywania wiary we wspólnocie. A także brak kiczu, zarówno w sposobie religijnego świętowania, jak i w kształcie pamiątek proponowanych pielgrzymom w sanktuariach. To brzmi dziwnie, ale gdy próbuję ująć krótko pierwsze skojarzenie, jakie budzi we mnie tamto wydarzenie, przychodzi mi na myśl sformułowanie "pielgrzymka na poziomie". Może nawet "na wysokim poziomie".

O. Jan Andrzej Kłoczowski OP, przepytywany kiedyś przez miesięcznik "List" w kwestii kiczu, stwierdził, że dotyka on wszystkich sfer naszego życia, najboleśniej dwóch bezbronnych dziedzin - religii i miłości. Zdaniem tego uczonego, który w zeszłym roku od generała swego zgromadzenia otrzymał najwyższy dominikański tytuł naukowy "mistrza świętej teologii", z kiczem stykamy się wchodząc niemal do każdego kościoła. "Kicz jest tam wręcz wszechobecny" - mówił.

O. Kłoczowski zwracał uwagę, że kicz uniemożliwia autentyczną relację religijną, ponieważ przekazuje informację o tym, co święte, w formie zredukowanej, zakłamanej, błędnej. Podał też konkretny przykład zjawiska, które omawiał: "Przez całe lata funkcjonował obrazek przedstawiający św. Teresę z Lisieux w formie ‘ulizanej’ - taka święta-głupia z różyczkami. Tak, jak gdyby na tym polegała jej świętość.

Ten obraz bardzo pasował do ocenzurowanych przez jej siostry zapisków. Ale kiedy odkryto ‘Żółty Zeszyt’, z autentycznymi świadectwami jej życia duchowego i pokazano fotografie, okazało się, że jest to bardzo dojrzała, myśląca kobieta, ogromnie doświadczona przez cierpienie. Gdy patrzymy w jej twarz, widzimy coś znacznie większego.

Okazuje się, że tamten kicz po prostu kłamał, i to zarówno o jej życiu, jak i o jej relacji z Panem Bogiem. Kierował uwagę wiernych na fałszywy trop, nie na to, czym żyła Teresa; przedstawił słodziutką ‘wiarkę’, a nie ową niesłychanie głęboką wiarę, która przechodziła przez ogromne doświadczenie pustki i nicości. W tym właśnie sensie myślę, że kicz jest kłamstwem, czymś głęboko niemoralnym".

Czytałem "Żółty zeszyt" po raz pierwszy jako kleryk. Niektórzy patrzyli na mnie wtedy podejrzliwie. Do dziś zalecam go jako lekturę wielu mającym problemy z wiarą i swoją obecnością w Kościele.

Według dominikańskiego teologa i filozofa w kiczu szukamy obrazu takiego Boga, który by spełniał wszystkie nasze potrzeby, który byłby Bogiem "do zapychania dziur". Kicz zamienia Boga w bożka, stworzonego na obraz i podobieństwo człowieka.

Moim zdaniem kicz, jako zjawisko, jest przede wszystkim stanem ducha. Nie tylko w sferze religijnej. Jest wewnętrznym nastawieniem na lichotę, tandetę, bylejakość, miernotę. Dlatego nie powinien się kojarzyć z chrześcijaństwem, katolicyzmem, Kościołem. A jednak się kojarzy. Bywa nawet programowo produkowany i wprowadzany do obiegu.

Nie tylko jako pamiątki z sanktuariów czy "katolickie" gadżety, ale również w postaci byle jak odprawianej liturgii, marnych homilii i kazań, niestarannie przygotowanych katechez, źle zorganizowanych kościelnych imprez i spotkań, niekompetencji i płytkości w uznawanych za katolickie mediach itp.

Tak być nie musi. Na szczęście są i w Polsce tacy, którzy to rozumieją. Próbują pokazać, że to, co związane z wiarą i religią, co chrześcijańskie, katolickie i kościelne, nie musi być tandetne. Choćby chodziło tylko o jakość foldera informującego o parafii, koszulki z motywami chrześcijańskimi czy pomnik świętego papieża na kościelnym placu. Znam parafię, w której wierni z własnej inicjatywy zebrali sporą sumę, aby w świątyni znalazł się naprawdę piękny krzyż procesyjny i pasujące do niego świeczniki.

Gdy wspomniałem znajomemu, że zamierzam poruszyć tę sprawę, skomentował: "Chce ksiądz napisać o innej twarzy Kościoła i katolicyzmu?". Nie! Kościół nie ma wielu twarzy. Ma jedną. Jeśli już, to raczej chodzi o to, jaki ona ma wyraz. A raczej o to, jaki wyraz jej nadajemy.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Inny wyraz tej samej twarzy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.