Jednak horror?
Nigdy nie wiedziałem, na czym dokładnie polega różnica między thrillerem a horrorem. Musiałem więc na potrzeby tego komentarza sprawdzić, które z tych słów lepiej oddaje atmosferę, jaka zaczyna wypełniać coraz częściej niż dym kadzidła na chwałę Pana, przestrzeń Kościoła, w której przyszło mi żyć i realizować powołanie.
A jest to atmosfera narastającego zagrożenia. Stopniowanego w dużym tempie przestrachu, prowadzącego do przerażenia. Wszechogarniającego lęku. Wypełniającego każdą cząstkę strachu. Paraliżującego. Obezwładniającego. Utwierdzającego w poczuciu bezradności i bezsiły.
Nie ma w tym wciskającym się wszędzie, a zwłaszcza w katolickie serca i umysły, nastroju, niczego mobilizującego. Niczego skłaniającego do podjęcia realnych, konstruktywnych i dalekosięznych działań. Jest budowanie przekonania, że oto już niedługo, za chwilę, za moment, nastąpi wielka katastrofa i jedyne, co nam pozostanie, to oddać ostatnie tchnienie nie tyle skutecznie broniąc reduty, ile trwając na niej aż do chwalebnego (?) końca.
Nigdy nie lubiłem być straszony. I nadal nie lubię. Dlatego nie gustuję ani w nastawionej na tego typu efekty lekturze, a tym bardziej nie zasilam swoją osobą widowni filmów i spektakli, których jedynym celem jest wywołanie masowego przerażenia.
Okazuje się jednak, że nie jest prosto uciec przed straszeniem. Mnie dopadło w Kościele. W ostatnim czasie głównie słyszę w nim jakieś budzące grozę diagnozy i przepowiednie. I jakoś nie chce mi się uwierzyć, że na tym polegać ma w Polsce, w XXI stuleciu po narodzeniu Jezusa Chrystusa, Bożego Syna, wypełnianie prorockiej misji Kościoła.
Przecież Jan Paweł II stwierdził mocno w "Redemptor hominis", że "Udział w prorockiej posłudze samego Chrystusa kształtuje życie całego Kościoła w podstawowym wymiarze. Szczególny udział w tej posłudze mają duszpasterze, którzy nauczają, którzy stale na różne sposoby głoszą i przekazują naukę wiary i moralności chrześcijańskiej". Przypomniał też, że powszechne uczestnictwo całego Ludu Bożego w prorockiej posłudze samego Chrystusa wiąże się ściśle z odpowiedzialnością Kościoła za Bożą prawdę.
Czy przekazywanie wizji świata, w której dominuje zło, strach, przerażenie, wrogość i niemożność skutecznego głoszenia Ewangelii, to służba Bożej prawdzie? Pytanie brzmi, jakby było retoryczne. Ale nie jest. Trzeba na nie odpowiedzieć. Trzeba sformułować odpowiedź, pamiętając o słowach Jana Pawła II z cytowanego już dokumentu, że poczucie odpowiedzialności za prawdę jest jednym z podstawowych punktów spotkania Kościoła z każdym człowiekiem, a także jednym z podstawowych wymagań określających powołanie człowieka we wspólnocie Kościoła. "Kościół naszych czasów, kierując się odpowiedzialnością za prawdę, musi trwać w wierności dla swej własnej istoty, w którą wpisane jest posłannictwo prorockie, pochodzące od samego Chrystusa: ‘Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam (...) weźmijcie Ducha Świętego’..." - napisał Papież, na którego beatyfikacji i kanonizacji tak nam przecież zależało i nadal zależy.
Oczywiście, nie wzywam tutaj wcale do ignorowania zła, udawania, że go nie ma. Ale stanowczo odrzucam upowszechniający się ostatnio, zwłaszcza w niektórych kościelnych środowiskach, model katolika "za złe mającego". Skupionego nie na głoszeniu Dobrej Nowiny o zbawieniu, lecz na wytykaniu komu popadnie, że Ewangelii nie przyjął i ma czelność się do tego przyznać lub oskarżaniu, że przyjął ją z innym, niż oni by chcieli i oczekiwali, życiowym nastawieniem.
"Do sprawowania posługi ewangelizacji na polu społecznym, która jest aspektem prorockiej funkcji Kościoła, należy także ukazywanie zła i niesprawiedliwości. Należy jednak wyjaśnić, że przepowiadanie zawsze jest ważniejsze od oskarżania" - przypomniał Jan Paweł II w innej swej encyklice "Sollicitudo rei socialis", wydanej w dziewiątym roku pontyfikatu.
Jestem przekonany, że nie jest zadaniem Kościoła katolickiego w Polsce fundowanie swoim członkom wszechobecnej atmosfery horroru. Boży Syn nie narodził się jako człowiek po to, aby straszyć, lecz przyniósł nam wszystkim nadzieję zbawienia. Kto ma Chrystusową nadzieję, ten się nie boi. Zwłaszcza laicyzacji.
Skomentuj artykuł