Kłopot ze starzeniem
W świecie tzw. wielkiej polityki od dłuższego czasu sporo uwagi poświęca się kondycji psycho-fizycznej urzędującego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mniej lub bardziej elegancko podejmuje się dyskusje na temat wieku Joe Bidena i Donalda Trumpa, co przy okazji pokazuje, jak wielką niechęć wzbudza w człowieku świata zachodniego proces starzenia się.
Naturalnie, tylko do pewnego momentu
Współczesny Europejczyk to coraz częściej ktoś, kto jest świadomy zmian klimatu i dba o swój szeroko rozumiany dobrostan. Podczas naszego rodzinnego urlopu z zaskoczeniem (jak najbardziej pozytywnym!) odnotowaliśmy, że na maleńkim campingu, na którym wypoczywaliśmy, mieliśmy spory problem z rozpalaniem ogniska. Dlaczego? Bo wśród kilkudziesięciu obecnych tam osób nikt nie palił, ergo … nie mieliśmy zapałek ani zapalniczki, by podłożyć ogień pod gałęzie. Jemy zdrowiej, ćwiczymy więcej, mamy coraz większą świadomość, jak wielkim systemem naczyń połączonych jest świat człowieka i przyrody. Tematyka ekologii wzbudza więc szczere zainteresowanie, a opatrzenie czegokolwiek etykietką „eko” gwarantuje, że producent znajdzie szerokie grono konsumentów. Jeśli jednak idzie o perspektywę cyklu życia, to są takie punkty, w których trudno nam zaakceptować naturalne procesy. „Starość Panu Bogu nie wyszła” – ręka w górę, kto choć raz w życiu tak nie pomyślał?
Ageizm ma się dobrze
Chociaż właściwie – być może znajdą się tacy, co nie pomyśleli. Bo jeśli o czymś nie chcemy myśleć, to m.in. o starości. To będzie „kiedyś”, „jakoś”, „kto wie, ile lat mi zostało”. Przecież liczy się tu i teraz. Temat ten pojawia się zazwyczaj dopiero w momentach, gdy musimy zacząć mierzyć się z naturalnym upływem czasu. Z tym, że nasi rodzice zaczynają chorować i wymagać opieki. Z tym, że sami nie jesteśmy już tak sprawni, jak kiedyś i pojawiają się dolegliwości, które przecież jeszcze nie tak dawno były melodią przyszłości. Albo wtedy, gdy nie możemy znaleźć pracy, bo „mamy kiepską metrykę” i jakoś nikt nie chce zaufać naszemu doświadczeniu. Ageizm – czyli dyskryminacja ze względu na wiek – jest wciąż zjawiskiem powszechnym, nie tylko w Polsce. Mimo usilnych wysiłków Unii Europejskiej i rozmaitych fundacji, by zmienić naszą percepcję starości. Komentarze po rezygnacji Joe Bidena z ubiegania się o reelekcję na stanowisku Prezydenta Stanów Zjednoczonych dobrze to ilustrują. Dominuje w nich ulga. „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść” – słychać tu i ówdzie.
Cmentarzysko – nie tylko politycznych… słoni
A zejście z tej sceny wciąż jest zejściem raczej w „społeczny niebyt” niż do „loży mędrców”, z której głosów się nasłuchuje i uwzględnia w podejmowanych dyskusjach. W zero-jedynkowej współczesnej rzeczywistości nie ma przecież zbyt wielkiej, faktycznej wyrozumiałości dla naturalnych procesów związanych ze starzeniem – z usztywnieniem poglądów, z trudnością do akceptacji zmian czy skłonnością do chorowania. Współczesny człowiek ma być wiecznie sprawny, atrakcyjny i elastycznie podążający ze zmieniającym się światem. Albo taki jesteś, albo stajesz się problemem, wyzwaniem, a w najlepszym wypadku – wzbudzającym sympatię i/lub pobłażliwe uśmiechy „dziadziusiem”. I choć na postrzeganie starości ma wpływ wiele czynników (od kultury, przez historię i biologiczne uwarunkowania po unormowania prawne), to – niestety – niechęć wobec starzenia się wydaje się uniwersalnym doświadczeniem.
Terra incognita
Gdy rozgorzała na dobre dyskusja na temat wieku Joe Bidena i wpływu jego metryki na zdolności do rządzenia jednym ze światowych mocarstw, pomyślałam, że być może jej pozytywnym skutkiem będzie refleksja nie tyle nad stanem polskich przygotowań społeczno-gospodarczych do nieuchronnego starzenia się społeczeństwa (tutaj – obawiam się – bez tąpnięcia w postaci załamania systemu opieki społeczno-zdrowotnej nie ma co liczyć na jakieś rzeczywiste, fundamentalne reformy), co nad naszym osobistym stosunkiem do tego zjawiska. Ciągle za mało mówi się, edukuje i pokazuje, że jakość naszego życia jest w dużej mierze zdeterminowana przez osobiste, podejmowane tu i teraz decyzje, choć – oczywiście! – nie tylko przez nie. To, że 81-letni Joe Biden jest wciąż aktywnym, wpływowym politykiem ma z całą pewnością związek z tym, że korzysta z takiej a nie innej opieki zdrowotnej i funkcjonuje w przestrzeni społeczno-gospodarczej, która mobilizuje człowieka do jak najdłuższej aktywności zawodowej. Ale o ile nie mamy zbyt wielkiego wpływu na to, czy nasi politycy zadbają choćby o rozwój polskiej geriatrii czy o upowszechnienie profilaktyki zdrowotnej, to mamy wpływ na to, w jaki sposób chcemy się zestarzeć sami. Na początek warto zastanowić się, jakie emocje wzbudza we mnie starość i co jest ich źródłem. Strach przed chorobą? Zmęczenie pracą? Lęk przed nieznanym. Odpowiedź na te pytania może nam wiele powiedzieć.
Porozmawiajmy o starości
W 2021 r. papież Franciszek ustanowił 28 lipca Światowym Dniem Dziadków i Osób Starszych. Perspektywa Kościoła katolickiego pozwala spojrzeć na starzenie się z nadzieją, wdzięcznością i …w prawdzie. W świecie, w którym nieustająco balansujemy między skrajnymi wizjami życia – w tym przypadku między wyłącznie pozytywnym, aktywnym starzeniem się a starczą niedołężnością i indolencją – potrzebujemy głosu, który z jednej strony uwrażliwi nas na niewątpliwe dary, jakie niesie ze sobą tzw. jesień życia, ale z drugiej strony będzie nazywał po imieniu to, co niewygodne i trudne, ale naturalne. Głosu, który z wytrwałością potrzebną ochronie najważniejszych wartości, będzie nam niestrudzenie przypominał o tym, że miłość zawsze wiąże się z ofiarą, poświęceniem i trudem, a każdy człowiek od początku do końca swojego życia ma niezbywalną godność. I z tych dwóch konkretnych faktów wynikają dla nas konkretne zobowiązania – zarówno w odniesieniu do naszego osobistego życia, jak i tego, które wiedziemy w społeczeństwie.
Skomentuj artykuł