Kobiety i księża. Jak może być normalnie?
Kiedy rozmawiam z kobietami, które w jakiś sposób zaangażowane są w życie Kościoła, rzadko słyszę, że traktowane są zwyczajnie, po partnersku. Co możemy zrobić, by było bardziej normalnie, swobodnie, zdrowo?
Kilka dni temu trafiłam w internecie na mema, który początkowo bardzo mnie rozśmieszył. Widać na nim postać przypominającą mnicha oraz napis:
„kobieta: zachowuje się wobec kleryka albo księdza uprzejmie i z życzliwością.
kleryk albo ksiądz: Boże po co żeś dopuścił na mnie taką pokusę. Oto godzina próby. Zaprawdę nie ma zła ponad kobietę przewrotną. Jej ręce niczym sidła zastawione na sprawiedliwego”.
Początkowo ten obrazek wywołał wyłącznie mój uśmiech, po chwili jednak przyszła mi do głowy myśl: O matko! Przecież ja znam takich księży!
Żarty żartami, niestety doświadczenia wielu osób są zwyczajnie trudne i niezrozumiałe. Dlaczego zdarza się tak, że mamy w Kościele niedojrzałych mężczyzn, którzy boją się kobiet? Dlaczego mamy w Kościele niedojrzałe kobiety, które wieszają się jak bluszcz na księżach, którzy są dla nich życzliwi, ludzcy, pomocni?
Temat rzeka, napisano już pewnie o nim wiele… Mnie jednak wciąż brakuje pewnej dozy otwartości, zwyczajnej rozmowy, wymiany doświadczeń.
Wysłałam tego mema do kilku księży. Jeden się obraził, mimo że w żaden sposób nie sugerowałam mu, że jest o nim. Inny się pośmiał razem ze mną, jeszcze inny opowiedział szczerze jak to wygląda z jego perspektywy. Różne postawy, bo ludzie są różni i nasze relacje są na różnych stopniach zaufania i zażyłości.
Kiedy kilka lat temu pracowałam wśród księży, nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogą traktować mnie jako zagrożenie. Nigdy nie czułam się potraktowana w pracy ani gorzej ani instrumentalnie, tylko z tego powodu, że jestem kobietą. Moje późniejsze doświadczenia były jednak różne…
Kiedy rozmawiam z kobietami, które w jakiś sposób zaangażowane są w życie Kościoła, rzadko słyszę, że traktowane są zwyczajnie, po partnersku - często zupełnie odwrotnie niż ich mężowie. Z jednej strony jest to dla mnie zrozumiałe, bo wiem, że każda relacja damsko-męska wymaga pewnej refleksji i dotyczy to nie tylko linii wierna - ksiądz. Z drugiej odbiera wiarę w sens wychodzenia z otwartością i życzliwością do księży i pokazuje, że tekst z obrazka nie w każdym przypadku jest wyssany z palca.
Na szczęście w moim życiu dużo więcej jest relacji dobrych i twórczych - również z kapłanami. Relacji, w których czuję się bezpiecznie i dobrze, normalnie.
Czy każda kobieta jest przewrotna, a każdy ksiądz nieuporządkowany wewnętrznie? Nie. Czy każda relacja damsko-męska kończy się romansem? Nie. Czy musimy się siebie nawzajem bać i trzymać na dystans? Nie.
Co jednak możemy zrobić, by było bardziej normalnie, swobodnie, zdrowo?
Przyglądam się swoim relacjom co jakiś czas, nazywam to, co czuję i to czego od danej relacji oczekuję. Rozmawiam o tym z mężem, którego spojrzenie jest dla mnie cenne i często bardzo uwalniające. Pokazuję swoją postawą, że jestem otwarta na rozmowę, spotkanie, wspólne działania, a gdy trzeba - mówię do widzenia i bez wyrzutów sumienia zamykam za sobą drzwi.
Granice ustalone są dość jasno i konkretnie. Trudne, czasem bolesne, ale codzienność to ciągłe ścieranie się różnych spojrzeń na życie i warto robić to świadomie, z otwartością, z poszanowaniem drugiej strony. Bez względu na jej płeć i powołanie życiowe, bo jeśli jest się człowiekiem dojrzałym i świadomym swojego powołania - można śmiało budować dobre relacje, również z płcią przeciwną.
Skomentuj artykuł