Kocham Kościół i dlatego obejrzałam film braci Sekielskich
Film braci Sekielskich warto, a nawet trzeba zobaczyć. Zwłaszcza, gdy się kocha Kościół. Bo mądra miłość dostrzega zarówno dobro, jak zło, i nie boi się prawdy.
Cisza po tym filmie jest przytłaczająca. Przez długą chwilę nie możesz się ruszyć, pozbierać myśli, nic powiedzieć. Po prostu nie wiesz, co ze sobą zrobić, tak silny jest ładunek emocjonalny tego, co właśnie zobaczyłeś. Przynajmniej ja się tak wczoraj czułam. Co mnie najbardziej przytłoczyło?
Nie obrzydliwe opisy wykorzystywania seksualnego, jakich dopuścili się księża. Zresztą w stosunku do pierwszego reportażu braci Sekielskich jest ich o wiele mniej: właściwie tylko dwie historie, księdza Arkadiusza Hajdasza z Pleszewa i księdza Pawła Kani, przeniesionego po znajomości z Wrocławia do Bydgoszczy. Nawet nie kuriozalna reakcja siostry zakonnej, która MUSIAŁA znać jedną z tych spraw, i kurialistów z biskupem kaliskim Edwardem Janiakiem na czele. Najbardziej wstrząsający jest widok dorosłego mężczyzny, który płacze i nie może się pozbierać. Bo całe jego życie – pomimo terapii – jest w kawałkach. „To, co jest dla mnie najtrudniejsze, to ta ciągła obecność osoby trzeciej” – mówi bohater o swoim krzywdzicielu w sutannie – „On zawsze ze mną jest. Teraz też…”.
Zabawa w chowanego zaczyna się od uporczywego pukania do drzwi. Młody mężczyzna – później dowiadujemy się, że to Jakub Pankowiak, jedna z ofiar księdza Hajdasza – próbuje dostać się do jakiegoś mieszkania. „Wiem, że ksiądz tam jest!” – woła. Bezskutecznie. Lokator, odnaleziony po latach przez swoją ofiarę, bawi się w chowanego. Udaje, że go nie ma. Udaje, że nie ma problemu.
Potem poznajemy historię Pankowiaka i jego brata, Bartłomieja. Przed dwudziestoma laty rodzice wprowadzili się do domu parafialnego. Tato był organistą. Mieli bardzo trudną sytuację materialną z powodu ciężkiej choroby jednego z dzieci. Możliwość darmowego mieszkania przy parafii ratowała im budżet. Wikary, ksiądz Hajdasz, zaprzyjaźnił się z rodziną i często tam przychodził na „herbatki”. Ponadto kupował dzieciom prezenty i organizował im wolny czas. Złoto człowiek. Rodzice nie dostrzegali, co się dzieje w pokoju, kiedy oni byli tuż za ścianą. Typowy przykład uwikłania: jak powiedzieć? Komu powiedzieć? Czy w ogóle powiedzieć, skoro rodzice są zależni materialnie od parafii.
Najbardziej wstrząsający jest widok dorosłego mężczyzny, który płacze i nie może się pozbierać.
Autorzy filmu wprowadzili tu bardzo ciekawy, nie kojarzący się z „typowym” dokumentem i przez to wstrząsający efekt: retrospekcje z dzieciństwa Pankowiaków są zobrazowane za pomocą makiety i małych figurek przedstawiających całą rodzinę i jej „przyjaciela” w sutannie. Makieta wygląda trochę jak domek dla lalek i przypomina mi horror, który oglądałam we wczesnej młodości: Koszmar z ulicy Wiązów.
Kiedy rok temu pojawiło się "Tylko nie mów nikomu", czułam bunt. Bo przecież jest tyle innych grup, w których nie brakuje pedofilów: reżyserzy (Polański), aktorzy, nauczyciele, lekarze, terapeuci, trenerzy sportowi. A ilu „wujków”, przyjaciół rodziny, a nawet ojców i braci? Dlaczego akurat księża? Dlaczego Sekielscy „uparli się” na tę akurat grupę, i to akurat w rocznicę urodzin Jana Pawła II? Mogę oczywiście zatrzymać się na poziomie ataków na Kościół, poczucia krzywdy i niesprawiedliwości. Ale to nie będzie konstruktywne. Może się i uparli, może nie pałają sympatią do Kościoła, może nie ukazują zła, jakie się w nim dokonuje, z miłością - ale mówią prawdę. Przerażającą, bolesną, taką, o jakiej wolelibyśmy zapomnieć – ale PRAWDĘ.
Jest taki moment z życia króla Dawida, który zawsze mnie zastanawiał, a o którym przypomniałam sobie parę dni temu, kiedy przygotowywałam zdalną katechezę i szukałam na youtube ciekawych komentarzy do Starego Testamentu. Trafiłam na „Ewangelię dla potłuczonych” ojca Adama Szustaka, a konkretnie jego interpretację historii Dawida.
Oto w królestwie trwa wojna domowa. Władzę chce przejąć rodzony syn Dawida, Absalom. Dawid jest zdruzgotany, a tymczasem na drodze spotyka jeszcze Szimejego, człowieka z rodu Saula, swojego największego wroga, który rzuca w Dawida kamieniami i go przeklina: Precz, precz, krwawy człowieku i niegodziwcze! Na ciebie Pan zrzucił odpowiedzialność za krew rodziny Saula, w miejsce którego zostałeś królem. Królestwo twoje oddał Pan w ręce Absaloma, twojego syna. Teraz ty sam jesteś w utrapieniu, bo jesteś człowiekiem krwawym. (2 Sm 16, 7). Słudzy Dawida chcą oczywiście uciszyć Szimejego na zawsze. Reakcja króla jest zaskakująca: Jeżeli on przeklina, to dlatego, że Pan mu powiedział: "Przeklinaj Dawida!" Któż w takim razie może mówić: "Czemu to robisz?" (2 Sm 16, 10). Widocznie Bóg mu kazał rzucać we mnie błotem” – mówi Dawid.
Szustak podkreśla tu pokorę króla i różnicę między PONIŻENIEM a UNIŻENIEM (czym właśnie jest prawdziwa pokora). Otóż uniżenie to bycie tym, kim się jest ze wszystkimi konsekwencjami. Czyli po prostu: odwaga stanięcia w prawdzie. Dawid miał taką odwagę i być może jest ona o wiele ważniejsza niż jego spektakularne zwycięstwa nad Goliatem, Saulem i wrogimi wojskami. Potrafił stanąć w prawdzie, a więc przyznać się, że zabił człowieka, żeby posiąść jego żonę, i że zdarzało mu się podejmować decyzje bez pytania o zdanie Pana Boga.
Takie filmy jednak mogą być zawsze inspiracją do zadania sobie pytania: co z MOIM powołaniem? Czy jestem świadkiem Chrystusa?
Niestety, tego stanięcia w prawdzie brakuje bohaterom dokumentu Sekielskich: księżom, którzy dopuścili się tych haniebnych czynów, i biskupom, którzy próbowali sprawę zatuszować. Bo przecież prościej jest przenieść księdza do innej parafii albo (w ekstremalnych wypadkach) do innej diecezji, gdzie przyjmie go znajomy biskup. Zbyć ofiary, które próbują złożyć skargę. Dostać nagłej amnezji i nic nie pamiętać. I to jest największy dramat.
W filmie Jakub Pankowiak - który pomimo traumatycznych doświadczeń nadal deklaruje się jako osoba wierząca - zadaje pytanie: „Kiedy ksiądz biskup Janiak zacznie dbać o nasze dusze? O to, co się dzieje z ludźmi, którzy są molestowani i odchodzą z Kościoła? Bo na razie dba o księdza Hajdasza.” Pytanie rozpaczliwe, bo bez odpowiedzi.
Pointą filmu jest piosenka Kory Zabawa w chowanego i przejmujące słowa:
Można milczeć długo, można długo,
Na dno pamięci upychać obrazy.
Zastanawiać kto był temu winny
I pytać ojcze po trzykroć przedziwny.
Muszę się cofnąć wehikułem czasu,
Do cichych uliczek pachnących bzami,
Cudownych ogrodów i zamożnych domów,
Oplecionych winem i winogronami.
Mogę się obrazić na autorów dokumentu. Pytać, dlaczego nie zajmą się innym tematem. Udowadniać, że w Kościele dzieje się wiele dobra. Ale przecież dobra nie trzeba udowadniać. Sama jestem od dwóch miesięcy jego świadkiem, przebywając na wolontariacie w broniszewickim Domu Chłopaków prowadzonym przez nasze siostry. Takie filmy jednak mogą być zawsze inspiracją do zadania sobie pytania: co z MOIM powołaniem? Czy jestem świadkiem Chrystusa? Czy mam odwagę stanąć w prawdzie? Czy przypadkiem nie zaplątałam się w jakieś kłamstwo, bawiąc się z Panem Bogiem i ludźmi w chowanego? Nawrócenie zawsze zaczyna się od jednej konkretnej osoby: ode mnie.
A film warto, a nawet trzeba zobaczyć. Zwłaszcza, gdy się kocha Kościół. Bo mądra miłość dostrzega zarówno dobro, jak zło, i nie boi się prawdy.
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu "Zakonnica bez przebrania".
Skomentuj artykuł