Lefebryści - koń trojański

Lefebryści - koń trojański
Janusz Poniewierski

Lefebryści notorycznie relatywizują i pomniejszają znaczenie ostatniego soboru, bo ich zdaniem nie miał on charakteru doktrynalnego, tylko duszpasterski, a więc: niewiążący. Warto zatem sobie i im uświadomić, że odrzucenie Vaticanum II oznacza zanegowanie czegoś z samej istoty Kościoła.

Podjętą kilka lat temu decyzję Benedykta XVI, żeby znieść ekskomunikę nałożoną niegdyś na biskupów-lefebrystów, przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Jednym z nich była, oczywiście, radość - czuję się bowiem dzieckiem i uczniem II Soboru Watykańskiego i rozumiem w związku z tym konieczność otwierania się Kościoła nie tylko na tzw. synów marnotrawnych, ale i na "starszych braci" z ewangelicznej przypowieści o miłosiernym Ojcu. Był jednak także i lęk oraz jakieś poczucie niezrozumienia. Przyznaję: nie pojmowałem, dlaczego Biskup Rzymu w tej akurat sprawie okazuje aż taką wielkoduszność, nie oczekując żadnego aktu skruchy. Bałem się też, że lefebryści potraktują ów papieski gest dobrej woli czysto instrumentalnie. Co więcej: że zniesienie ekskomuniki stanie się dla nich dowodem na to, iż od początku racja leżała po ich stronie, zaś tym, kto pobłądził i teraz się z błędu "okrakiem" wycofuje, jest Stolica Apostolska i w ogóle "Kościół przesiąknięty modernizmem" (tak właśnie brzmi tytuł głośnej książki abp. Lefebvre’a).

Niestety, moje ówczesne przewidywania okazały się trafne. Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X - pomimo trwających dwa lata rozmów, których celem miało być uzgodnienie stanowisk - nie tylko ostatecznie odmówiło podpisania preambuły doktrynalnej uznającej ostatni sobór, ale wręcz domaga się prawa do "obrony, poprawiania i krytykowania (także publicznego) zwolenników błędów i innowacji modernizmu, liberalizmu II Soboru Watykańskiego oraz ich konsekwencji". Swoją drogą, trudno się temu dziwić. Przecież lefebryści zawsze uważali się za obrońców "prawdziwej wiary katolickiej", którzy muszą jej dziś bronić przed papiestwem i całym posoborowym Kościołem. Z kolei dla Kościoła rzymskokatolickiego zgoda na postawione przez nich warunki oznaczałaby wpuszczenie do swego wnętrza konia trojańskiego albo też (przepraszam za porównanie) groźnego wirusa zagrażającego odkrytemu tak niedawno - dzięki Soborowi właśnie - fundamentowi Kościoła, za jaki uważam ekumeniczność, otwartość i gotowość do dialogu.

DEON.PL POLECA

Lefebryści, notorycznie relatywizując i pomniejszając znaczenie ostatniego soboru (bo ich zdaniem nie miał on charakteru doktrynalnego, tylko duszpasterski, a więc: niewiążący), kwestionują - jak mi się zdaje - asystencję Ducha Świętego podczas soborowych obrad. Warto zatem sobie i im uświadomić, że - jak całkiem niedawno na łamach "L’Osservatore Romano" przypomniał ks. Fernando Ocáriz (żaden tam modernista czy liberał, tylko przełożony Opus Dei) - "odrzucenie Vaticanum II byłoby zanegowaniem czegoś z samej istoty Kościoła". Są bowiem takie elementy nauczania Soboru (np. kolegialność biskupów, kwestia wolności religijnej, teologia relacji chrześcijańsko-żydowskich), które mają wyraźne implikacje dogmatyczne i nie da się ich odrzucić bez szkody dla wiary katolickiej. To z kolei opinia nowego prefekta Kongregacji Nauki Wiary abp. Gerharda L. Müllera.

Taka jest moja wiara, taka jest wiara Kościoła - stopniowo odkrywana i formułowana na soborach powszechnych (włącznie z Vaticanum II). I głoszona przez papieży - także ostatnich, którzy wcale nie ocierali się o herezję, jak mówią o nich zwolennicy Lefebvre’a, ale z woli Kościoła zostali już ogłoszeni błogosławionymi (Jan XXIII i Jan Paweł II) bądź sługami Bożymi czekającymi na beatyfikację (Paweł VI i Jan Paweł I).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lefebryści - koń trojański
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.