Lęk przed filmem Sekielskiego. Czy jest się czego bać?
Ze słów księdza pokazanego w filmiku można wywnioskować, że bardziej obawia się on Sekielskiego i jego ekipy niż mieszkającego z nim kapłana objętego bardzo poważnymi zarzutami.
Znany dziennikarz Tomasz Sekielski od miesięcy robi film. Dokumentalny. O pedofilii w Kościele w Polsce. Najprawdopodobniej udostępni go wiosną przyszłego roku za darmo w internecie, bo jak donosiły we wrześniu media, żadna z dużych telewizji nie jest nim zainteresowana. Mainstreamowe media odmówiły sfinansowania projektu, dlatego dziennikarz prowadzi w internecie zbiórkę funduszy na jego realizację. Zebrał już kilkaset tysięcy złotych.
Sekielski jest sprawnym, doświadczonym człowiekiem mediów. Wie, w jaki sposób podsycać zainteresowanie i skupiać uwagę potencjalnych odbiorców filmu. M. in. udziela wywiadów i udostępnia w sieci fragmenty nagrań. Np. wrzuca filmik pokazujący, jak legitymuje go policja, gdy zmierza na spotkanie z ofiarą nadużyć. Albo upublicznia zapis wideo rozmowy z duchownym, u którego mieszka kapłan wobec którego wysunięte zostały bardzo poważne oskarżenia. Tak zrobił kilka dni temu. Część mediów szybko rozkolportowała te nagrania.
Ze słów księdza pokazanego w filmiku można wywnioskować, że bardziej obawia się on Sekielskiego i jego ekipy niż mieszkającego z nim kapłana objętego bardzo poważnymi zarzutami. Paradoks? Absolutny wyjątek? Niekoniecznie. W wielu środowiskach (zarówno wśród duchownych, jak i świeckich) w Kościele w naszej Ojczyźnie można zauważyć bardzo poważny lęk przed poruszaniem (nie tylko w sferze publicznej, w mediach, ale nawet w zwykłych rozmowach) bolesnych kwestii dotykających wspólnoty i instytucji. Ten, kto próbuje o nich w jakiejkolwiek formie mówić, niejednokrotnie budzi nie tylko niechęć, ale także wywołuje obawy. Jest traktowany jako zagrożenie, jako wróg, jako ktoś, kto działa na szkodę Kościoła, kto w niego uderza, aby go zniszczyć. Czyny pedofilskie duchownych należą do takich wywołujących lęk tematów. Ten, kto je porusza, często uważany jest za agresora.
Czy słusznie? Czy filmu Tomasza Sekielskiego i innych, podobnych publikacji, Kościół katolicki w Polsce, wspólnota katolików w naszej Ojczyźnie, ma się obawiać? Czy pokazanie (najprawdopodobniej w bardzo drastycznej formie) istniejącego w niej zła, ją osłabi? Czy póki to zło nie jest wyeksponowane, nie jest widoczne dla wszystkich, w Kościele i poza nim, nie szkodzi, nie osłabia? Czy grzech nabiera niszczycielskiej siły dopiero w momencie jego ujawnienia, a wcześniej nikomu nie szkodzi ani nie przeszkadza?
Mechanizmy przymykania oczu na zło, również w tak strasznej formie, jak seksualne nadużycia wobec nieletnich, nie są pod żadnym względem "kościelną" specyfiką. W Polsce pokazała to dobitnie sprawa dyrygenta chłopięcego chóru z Poznania sprzed kilkunastu lat.
Daniel Pittet, ofiara księdza pedofila (któremu przebaczył), w wywiadzie dla KAI w lutym br. powiedział m. in.: "Dla Kościoła znacznie lepiej byłoby raz na zawsze zrobić z tym porządek, niż mówić: «Nie wiedzieliśmy», «Nie widzieliśmy», «Poczekajmy». W Stanach Zjednoczonych Kościół chował głowę w piasek, aż dostał manto. Musiał wydać setki milionów dolarów na odszkodowania, płacąc za ten kolosalny błąd. Jeśli Europa - Francja, Niemcy, Polska - popełni ten sam błąd, za parę lat bardzo na tym straci". To przestroga, której nie warto lekceważyć.
Nawet jeżeli film Sekielskiego i inne materiały poruszające kwestię seksualnych nadużyć w Kościele nie są przygotowywane z troski o jego dobro, mogą mu pomóc. W Drugiej Księdze Samuela znajduje się opowieść o człowieku imieniem Szimei, Beniaminicie, który przeklinał i obrzucał kamieniami Dawida. Rychło znalazł się ktoś, kto zaproponował, że go definitywnie uciszy. Dawid nie wyraził zgody. "Jeżeli on przeklina, to dlatego, że Pan mu powiedział: «Przeklinaj Dawida!»" - wyjaśnił. Jest w tym opowiadaniu pewne podobieństwo do sytuacji, w których ktoś wytyka wspólnocie i instytucji Kościoła zło. Czy nie robi tego z przyzwoleniem Boga? Czy nawet nie mając takiego zamiaru, nie ułatwia przełamania pewnych nawyków w myśleniu Kościoła o sobie samym, w tym, jak sam się postrzega? Czy nie pomaga w podjęciu i przeprowadzeniu rachunku sumienia? Rachunku, którego nikt z zewnątrz ani w zastępstwie nie zrobi.
Nawrócenie wymaga dostrzeżenia i uznania popełnionego zła. Niezbędne jest nazwanie rzeczy po imieniu i uczciwe rozliczenie czynów, słów, decyzji, a także zaniechań, lekceważenia i tolerowania zachowań niedopuszczalnych. To zawsze jest trudne i bolesne. Film Sekielskiego będzie zapewne właśnie taki w odbiorze. Ale nie powinien wywoływać lęku.
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI
Skomentuj artykuł